Strona:Janina Zawisza-Krasucka - Anielka w mieście.pdf/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dostrzegał dokoła, widział tylko uśpioną nazawsze matkę, której za życia, mimo nadludzkich wysiłków, nic pomóc nie mógł.
— Mateczko! Mateczko! — szlochał, załamując ręce.
Później dopiero dostrzegł swych braci i siostry, jak stali przy łóżku, zalewając się łzami, słyszał jęczenie babci, widział ludzi, których znal bardzo mało. I przyszło mu na myśl, że nikt nie powinien niepokoić matki we śnie, że to był grzech, że nie należało jej budzić z chwilą, gdy tak cudownie odpoczywała.
Podniósł się z klęczek i jako najstarszy z rodzeństwa, w zastępstwie matki, począł się troszczyć o wszystko. Przyszła później również Anielka, podała mu rękę i obydwoje poczęli płakać, a potem Anielka już w domu Miszczaków została.
Dni mijały za dniami, niby sen; wszystko, wydawało się snem, chociaż poza mieszkaniem Miszczaków, niemal w każdym domu święcono Boże Narodzenie. Śnieg leżał na dachach, na ulicach było biało, jak zwykle o tej porze roku. Poco żałobne ubranie? Powiedzcie, że to nieprawda, błagał Stasiek spojrzeniem każdego napotkanego na ulicy żebraka i pragnął się śmiać i być wesołym, bo przecież matka czeka nań w domu, a w kącie izby stoi choinka, jarząca się niezliczoną ilością zapalonych świeczek...
Coraz bardziej pogrążał się smutny i śmiertelnie blady Stasiek w swojej nieludzkiej rozpaczy. Czy istnieje na świecie człowiek, któryby mu mógł wrócić matkę? Gdzie należy jej szukać?