Anafielas (Kraszewski)/Pieśń druga. Mindows/XVI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Anafielas
Podtytuł Pieśni z podań Litwy
Tom Pieśń druga

Mindows

Wydawca Józef Zawadzki
Data wyd. 1843
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cała pieśń druga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XVI.

Spójrzyjcie Mindows-li to na swym zamku
Siedzi, jak braniec, smutny, i znękany?
Włosy mu wiater rozwiéwa bezładnie,
Broda zczochrana, osłupiałe oczy,
I szata na nim, jako wyszedł z boju,
Zmięta, skrwawiona, uwalana błotem.
A jednak siedém dni minęło temu,
Jak padły w żmudzkich puszczach Litwy woje;
Jeszcze Kunigas nie zasnął, nie spoczął,
Jeszcze po swojém wojsku żal mu w duszy.
Z okiem wlepioném w siniejące góry,
Duma i targa szaty na swéj piersi,
I wzywa Bogi, i dzień ten przeklina,

Którego wyszedł w połocką wyprawę.
Aż Marti żona podchodzi ku niemu,
I tak go cieszy łagodnemi słowy —
— Panie mój, przestań gniewu i rozpaczy;
Nie pomści rozpacz, gniew wrogów nie zbije —
Myślmy o zemście, lecz myślmy spokojnie.
Mindows niedźwiedzią odwagę miał, silę,
Teraz mu trzeba rozumu lisiego.
Daj wrogóm z swego zwycięztwa się cieszyć,
I zapal stosy, i zbierz wojska swoje;
Nie zawsze jeden zwycięża, Mindowsie,
A kto ostatni, ten lepiéj zwycięży. —

— O, nie mów, Marti, rzekł Mindows surowo;
Marna pociecha, kobiéce to słowo.
Ty nie wiész co to iść z zemstą i gniewem,
A zwyciężonym powrócić do domu,
Z sercem tak pełném rozpaczy i sromu.
Ty nie wiész co być zmuszonym uciekać,
Gdy ręka boju i krwi wroga pragnie,
Życie mizerne jak łania ratować.
Jest czego, Marti, rozpaczać bez końca —
A woje moje — Litwa i Kurony,
Leżą w Polocie, Dźwinie i na Żmudzi,
Bez mogił, stosu, korzyści i sławy.
O! czemum wilcząt nie podusił młodych,
Czemum ich, Bogów posłuchawszy woli,
Puścił, ażeby pojadły mi stada? —

Mówił, i smutnie utopiwszy głowę,
Znów patrzał kędyś na dalekie góry,
Znowu rwał brodę i szaty rozdziérał,
I zęby zgrzytał — krwawa łza mu ciekła
Z spiekłego, gniewem spalonego oka.
Aż Wojsiełk, dziecię, podchodzi ku niemu,
I rączki białe na szyi zawiesza,
I głaszcząc ojca, szczebioce, pociesza.
A Mindows westchnął i odepchnął dziecię,
W pierś się uderzył, wyleciał w podwórzec.

W podwórcu słudzy kupami stawali,
I cóś pocichu tajemnie szeptali.
Okryty kurzem, błotem, w zdartéj szacie
Goniec go spotkał i uderzył czołem.
— Biada nam, krzyknął, biada Litwie całéj!
Wróg ją pustoszy — Ruś niszczy i pali.
Płoną już stosy, lecz palą się sioła,
I lud ze strachem w lasy się rozbiega.
Towciwilł jechał do Rygi do Mistrza,
Zbratał się przeciw nam z Chrześcianami,
Przeciw nam zawarł z Ruskiemi przymierze.
Ja wracam ztamtąd. Panie! już nie tajna
Zmowa na ciebie, spisek twych sąsiadów.
Towciwilł nie już Kiernowa po ojcu,
Lecz całéj Litwy spodziéwa się dumny;
Bogate dary przyniósł Inflantskiemu,
Dał mu się ochrzcić, drugi raz dla drużby;

Mistrz mu już Litwę zdobyć obiecował,
On Mistrzu krajów odstąpić połowę,
Żmudzi od Inflant, Jaćwieży, Podlasia —
Kniaziu Daniłłu z Kijowa — pół Rusi.
Kniaź Daniłł przysiągł z Wasylem przymierze —
Już pędzą w Litwę, już łuny wśród nocy
Świécą dalekie — Wchodzą nasze wrogi!
Ratuj nas, Panie! Daszże nas w niewolę? —

Mówił, a wszyscy — Ratuj! — powtarzali.
A Mindows ręce załamał, zębami
Zgrzytnął, i posła nieszczęść popchnął nogą. —

— Wstań! rzekł — O, jeszcze Litwa nie zdobyta,
I jeszcze Mindows nie dźwiga kajdanów!
Towciwiłł wcześnie przedał zwierza skórę,
Zwierz jeszcze w lesie, ustrzelić się nie da —
Zapalić stosy i lud mój gromadzić. —

I wnet Bojary na konie usiedli,
I biegli, biegli w cztéry Litwy strony,
W dziewięć pokoleń, lud wołać do boju.
Ale już straszną wieścią porażony
Lud, sioła, chaty opuścił i grody,
Chronił się w lasy przed hydną niewolą,
Krył się za błota w niedostępne puszcze,
Za rzek koryta, trzęsawisk zapory.
Posłowie Kniazia wszędzie puste progi,
Wszędzie znaleźli tylko ściany gołe.
Lud ich nie słuchał; unosząc dostatki,

Pędził się w bory, klęską wystraszony.
Groźby Bojarów, i Kapłanów mowy,
I gniew Mindowsa nie wstrzymał ich w biegu.
Tak, gdy się stado rzuci w którą stronę,
Pędzą się wszystkie za piérwszą, przelękłe,
I dokąd idą, nie wiedzą; lecz lecą,
A strach za niemi ognistą ich miotłą
Pędzi daleko, aż padną znużeni.

Z wstydem wrócili Mindowsa posłańcy;
Garść ledwie ludu w nowogródzkim zamku,
Przy Kunigasie wierna pozostała;
A codzień posły z straszną wieścią śpieszą,
Jak ptak złowrogi z krakaniem przed wojną.
Daniłł kijowski, Wasyl z Włodzimiérza,
Chmurami ciągną na Litwę otwartą;
Już na pagórkach Wołkowyska leżą,
I gród zdobyty, wycięte załogi,
Zdobyty Zdzitow i Mścibow, co słaby
Leży w dolinach, bez wałów i wody.
Już podstąpili pod Słonima mury,
I Kniaź, co trzymał załogę zamkową,
Uderzył czołem i otworzył wrota.

O hańbo! ciągną na Mindowsa zamek,
Na Nowogródek; dwa już wojska śpieszą,
I jak dwie rzeki płyną przeciw niemu.
Mindows policzył garstkę swego ludu —
Nie wstrzyma zamek napaści Rusina;

Niéma czém wałów osadzić dokoła,
Niéma z kim w pole wynijść na spotkanie!
I targał brodę, i przeklinał siebie.
A poseł posła z straszną wieścią gonił,
Nowemi klęski do serca uderzał.
Jesienne zbiory poszły z płomieniami,
Pola rozryte, spustoszone sioła,
I lud kupami pędzony w niewolę.
Nie prędko Litwa z klęski się podniesie,
Nie prędko Mindows stać może do boju. —
On pała zemstą, a woła pokoju —
Pokój go nową może nadać siłą. —
Jeśli przymierze odrzuci Daniłło,
Mindows w bój pójdzie, aby poledz w boju,
Aby nie widziéć hańby swéj i sromu,
A ludu swego nędzy i niewoli!

Z czołem od wstydu zlaném, krwawą twarzą,
Mindows swych posłów wysłał do Słonima.
Hardy Kunigas sam prosi pokoju,
I zemstą serce choć się burzy srogą,
Pokorę zmyśla, o przymierze prosi.
I nie dość posłów, nie dość prośb pokornych,
Mindows Daniłłu śle Wojsiełka syna
W zakład, że słowa dotrzyma danego.
Napróżno dziecię płacząc ręce k niemu
Wyciąga drobne, wracać chce do matki,
Napróżno Marti u nóg jego leży,

Za dzieckiem błaga, by go w wrogów szpony
Sam nie oddawał, własnéj krwi nie gubił.
Mindows i płaczu Wojsiełka nie słuchał,
Ani skarg matki, ani jéj przekleństwa.
On chce pokoju, nie patrzy czém kupi;
Ojcaby oddał za rok odpoczynku,
By wojsko zebrać, lud zegnać do boju,
Wyniszczyć wrogów — a do serca jego
Płacz dziecka, matki łzy nie przemawiają.
Wysyła posły — Skinął im, i rzecze —
— Jedźcie do Kniazia Daniłła ode mnie,
Dajcie mu dziecię na zakład pokoju.
Zawrzéć przymierze na rok, na pół roku!
Dam mu co z Rusi, niechaj precz ustąpi. —
Towciwiłł na mnie puścił te ogary!
Chcą trzymać z Litwą, niech trzymają ze mną;
Towciwiłł nigdy nie będzie tu panem!
Ja go w proch zetrę! niech mój lud zgromadzę!
Ze mną przymierze weźmie Ruś na Lachy,
Ja im przysięgi dotrzymam na Bogi,
Ja zakładnika własne daję dziecię.
Idźcie, zawrzyjcie pokój, jak możecie.
Pokoju trzeba dla Litwy! a potém —
O! potém sokoł znów wzięci wysoko,
Kiedy obcięte odrosną mu skrzydła. —

Poszli posłowie; dzień mija i drugi,
Mindows na wieży siedzi i pogląda

Na szlak daleko, zkąd wrócą posłowie,
I ile razy tuman się podniesie,
Serce uderzy, zaiskrzą się oczy,
Ku wrotóm zamku łakomie poskoczy.
A tuman wiatry poniosą daleko,
A posłów niéma; dni długie się wleką,
I nocy świécą łuny czérwonemi,
I nowogródzcy drżą mieszkańcy grodu,
Wróg bliżéj coraz, posły nie wracają.
Trzeci dzień mija, z wysokiéj wieżycy
Nie widać nawet tumanów w dolinie,
Tylko śnieg biały jął kłęby wielkiemi,
Wiatrem niesiony, rozściełać po ziemi;
Okrył świat białą narzeczonéj szatą,
Stanęły wody mrozami ujęte,
Ziemia skośniała i błota stężały.

A posłów niéma, choć siédem dni mija;
Mindows wciąż siedzi. — Z wysokiéj wieżycy
Topi wzrok w białéj, dalekiéj przestrzeni.
Cicho jak w puszczy! smutno jak w mogile!
Ósmego ranka któś do wrót zapukał; —
Poseł xiążęcy, lecz któżby go poznał? —
W łachmanach zdartych, w zwalanéj odzieży!
Włos rozczochrany, kij i torba w ręku!
Mindows naprzeciw posła swego bieży.

— Swarno! gdzie syn mój, towarzysze twoi? —
— Panie! rzekł Swarno, biada! wszystkim biada!

Wróg się z pokoju urąga, z przymierza,
Na Nowogródek wojsko jego zmierza.
Wojsielka Daniłł wysłał do Słonima,
I w monastérze z popami osadził.
Nas w Wołkowysku trzymali pod strażą.
Jam jeden umknął; bijąc się lasami,
Dopadłem tutaj. — Tamci schną spętani.
Gdyśmy Daniłła obozu dognali,
Szliśmy ku niemu z gałęzią zieloną;
Twarzą na ziemię padliśmy przed Kniaziem.
Dziecię twe, Panie, płacząc przed nim klękło!
— Kniaziu! rzekliśmy, dość boju, krwi dosyć!
Chciałeś, i Litwę zniszczyłeś po woli!
Mindows z przymierzem ku tobie przysyła,
Chce ci być bratem, a w zakład pokoju,
Syna własnego, krew swoją oddaje. —

Myśmy mówili, on dumnie twarz zwrócił,
I słów nie słuchał. — Mindows chce pokoju,
Rzekł, niech się ochrzci, niech odda Ruś całą.
Z pogany bratać wstyd nam i sromota.
Do Nowogródka pójdziem pokój robić. —

Mówił, i tyłem od nas się odwrócił.
Próżnośmy, leżąc u nóg, go prosili —
Syna twojego wysłał z swym Bojarem,
Kazał go ochrzcić i postrzydz na mnicha;
Nas, skutych w więzy, w wołkowyskim grodzie

Trzymali Ruscy o chlebie i wodzie.
Tak Daniłł twoich posłów uszanował! —

A Mindows słuchał, nie dał gniewu znaku,
Twarz swą odwrócił i zamruczał tylko —
— Dobrze! niech idzie; mam lud, z ludem zginę!
Bogi tak chciały, bym upadł pożyty! —
Lecz nie! rzekł, biegąc do swojéj świetlicy,
Nie — Mindows jeszcze nie padnie przed niemi;
Wyciągnę rękę, Zakonu przymierze
Za kawał Żmudzi u Niemców zakupię.
Wojskami jego Daniłła pobiję,
A swojém potém wypędzę Krzyżaków. —
Mówił i dumał o ognisko sparty —
— Na jutro posły do Mistrza wyprawię. —
Towciwiłł dał mu połowę Jaćwieży,
Ja mu dam całych — jutro ich odbiorę!
Przysięgi zechce — przysięgnę sto razy!
Lecz niech mi wroga wyżenie z granicy!
Pożąda darów, dam bogate dary,
Pożąda ludzi, — wszystko — dla pokoju. —
Rok tylko, Litwa spocznie, i gdy skinę,
Znów wojsko zbiorę i moje odbiorę! —






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.