Strona:Anafielas T. 2.djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
129

Pędził się w bory, klęską wystraszony.
Groźby Bojarów, i Kapłanów mowy,
I gniew Mindowsa nie wstrzymał ich w biegu.
Tak, gdy się stado rzuci w którą stronę,
Pędzą się wszystkie za piérwszą, przelękłe,
I dokąd idą, nie wiedzą; lecz lecą,
A strach za niemi ognistą ich miotłą
Pędzi daleko, aż padną znużeni.

Z wstydem wrócili Mindowsa posłańcy;
Garść ledwie ludu w nowogródzkim zamku,
Przy Kunigasie wierna pozostała;
A codzień posły z straszną wieścią śpieszą,
Jak ptak złowrogi z krakaniem przed wojną.
Daniłł kijowski, Wasyl z Włodzimiérza,
Chmurami ciągną na Litwę otwartą;
Już na pagórkach Wołkowyska leżą,
I gród zdobyty, wycięte załogi,
Zdobyty Zdzitow i Mścibow, co słaby
Leży w dolinach, bez wałów i wody.
Już podstąpili pod Słonima mury,
I Kniaź, co trzymał załogę zamkową,
Uderzył czołem i otworzył wrota.

O hańbo! ciągną na Mindowsa zamek,
Na Nowogródek; dwa już wojska śpieszą,
I jak dwie rzeki płyną przeciw niemu.
Mindows policzył garstkę swego ludu —
Nie wstrzyma zamek napaści Rusina;