Achilleis/Scena IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Wyspiański
Tytuł Achilleis
Podtytuł Sceny dramatyczne
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W NAMIOCIE ACHILLESA.
HIPODAMIA

Przez to ciebie lubiłam, żeś ty miał mnie za co
i zrozumiał, że jestem sierota
i że ten człowiek, gdy mnie wziął ku sobie
a mnie czekała zbrodnia i sromota;
to życie moje dziś zawdzięczam tobie, —
żeś moje piosnki śpiewał przed Pelidą,
aż litość jego serce skruszyła
i miłością ku mnie zniewoliła.

(nuci)

miałam ci ja dwór i dom,
byłam jedną z siedmiu cór,
króle o mnie wiedli spór....

(płacze)
(nagle urywa)

Patrzysz, czy po mnie idą?
Jeśli mnie przyjdą wziąć i on pozwoli,
nóż ten położy koniec mej niewoli.

PATROKLOS

Ty się chcesz zabić?

HIPODAMIA

Nie mówiłam tego.

PATROKLOS

Cóżeś się odgrażała?

HIPODAMIA

Zabiję tamtego.

PATROKLOS

To pomyśl o tem, by nóż nie był tępy.

HIPODAMIA

Dzieciaku.

PATROKLOS

Jak cię goźdźmi wywleką na puszczę
będą miały biesiadę z ciała twego sępy.

HIPODAMIA

Wyjdę pojrzeć, czy idą...?

PATROKLOS

Czekaj tu.

HIPODAMIA

Pies, — zginie!

ACHILLES
(wchodzi)
HIPODAMIA
(rzuca się ku niemu)
ACHILLES

Nie nudź mię!

HIPODAMIA
(oddala się w bok)
PATROKLOS
(podchodzi ku Achillesowi)
ACHILLES

Daj mi pokój.

(nagle zwrócił się ku Hipodamii)

Odejdź precz, — pieścidło.
Już mi ujęcie ramion twych obrzydło.
Pójdziesz innym w uciechę.

HIPODAMIA

Nie kłam!

ACHILLES

Milcz!

HIPODAMIA

Rozumiem.
Umiałam kochać i pomścić się umiem.

ACHILLES

Mścij się, — niewolną jesteś, — dzisiaj cię oddaję.
Pójdziesz precz, coś więziła mnie czarów urokiem.

HIPODAMIA

Nie pójdę ani krokiem ztąd, nie pójdę krokiem.

ACHILLES

Wypędzam cię, — służebni ciebie odprowadzą.

HIPODAMIA

Czy to o mnie królowie na sejmie tym radzą?

ACHILLES

Zostaw mnie moje myśli, — caleś mną odwładła.
Teraz widzę, jak wszystko wiesz języku składny
i jak dobrze, że ciebie biorą.

HIPODAMIA

Czy on ładny?

PATROKLOS
(wybucha śmiechem)
HIPODAMIA
(usiłuje śmiech pokryć)
ACHILLES
(patrzy na nią)
HIPODAMIA

Pójdę. — Jutro obaczysz kto jestem, ktom była;
czylim ja go przyjęła, czylim pogardziła?

ACHILLES

Co? Ty byś pogardziła? Marna niewolnica.

HIPODAMIA

Kochanka Achillesa! Wstyd bije mi w lica.
Jabym miała pójść w łoże z innym?

ACHILLES

Ruszaj sobie.

HIPODAMIA

Oto wiedz, że ja miłość ślubowałam tobie.
I że jeśli się waży król mnie wlec do łoża,

(rzuca nóż na ziemię)

zamorduję.

PATROKLOS
(zasuwając zasłony namiotu)

Już idą.

HIPODAMIA
(biegnie ku drzwiom)
ACHILLES
(uśmiechnął się)

Zapominasz noża.

HIPODAMIA
(Podnosi nóż i chowa a patrzy w twarz Achillesowi)
WYSŁANNICY
(wchodzą)
(przystają w milczeniu u skraju namiotu)
HIPODAMIA
(owija się cała zasłoną, że głowę i twarz kryje i wychodzi)
WYSŁANNICY
(idą za nią)
ACHILLES
(nie poruszony)
TERSYTES
(wchodzi)

O najmożniejszy królu świata, o człowieku,
któryś godzien królować królom...

ACHILLES

Psie, co szczekasz?

TERSYTES

O łaj mnie; krzycz, co zechcesz, ty podobny Bogu;
jeno mnie tu od stopy twojej precz iść nie karz.

PATROKLOS

Wynoś się.

TERSYTES
(do Patroklosa)

Czy ty chłopcze umiesz to ocenić,
że to jest człowiek wielki?

(do Achillesa)

Myśl tę samą miałem,
jak ty. Już dawno precz ztąd płynąć chciałem.
Bo co za zysk? Nie dla mnie bojowe te harce.
I cóż miał naród zyskać na tej gospodarce
kilku tyranów?

ACHILLES
(do Patroklosa)

Wyrzuć tego szpiega.

TERSYTES

Mówię to, że Atrydzi są łotrzy, bezczelni oszuści.
Powtórzę to, — lecz jeno niech młokos mię puści.

PATROKLOS
(puszcza go)
TERSYTES
(szeptem)

Powtórzę to, coś mówił, synowi Pryama:
Hektorowi...

ACHILLES

To jako?

TERSYTES

Otworzy się brama
dla mnie, tam gdzie zamknione dla Atrydów zwory.
Wiem, że Pryam wysłuchać wieści będzie skory,
gdy go ujrzę tej nocy...

(klęka przed Achillesem)
ACHILLES

Precz stąd niewolniku.

(kopie go nogą)
TERSYTES

Krzyczysz, wielki Pelido? — Poprzestań na krzyku.
Idę. Zews mnie prowadzi. Myśl miałem tę samą.

ACHILLES

Wrócisz, — jak psa cię każę powiesić pod bramą.

TERSYTES
(wyszedł)
ODYS
(wchodzi)
ACHILLES
(legł na skórach i nie zwraca się ku Odysowi)
PATROKLOS
(legł w innym kącie namiotu)
ODYS
(ku Achillesowi)

Byłeś niczem, dziewką byłeś. Tyle byłeś wart, co dziewka rozrośnięta i głupia.
Byłeś niczem i dopiero ja wywiodłem cię z domostwa niewoli głupoty i nieświadomości. Przybyłeś tutaj z nami.
Możesz być i nadal niczem i nie będę się silił, żeby cię dźwigać co parę staj drogi w górę i pchać, jak ciężki głaz nieociosany.
Trudził się nie będę tobą i twojemi myślami. Borykaj się z myślą sam i truj. Większa to dla takich głów zaraza, niźli ta Apollinowymi grotami przygnana. Z tej się nie dźwigniesz. A jeno kiedyś, gdy cię szaleństwo obejmie, śmiech mój posłyszysz.
Przy mnie tylko i ze mną i przezemnie być możesz. Odchodzę. — Teraz rozumiem, że takim jak ty, wyczytać można z oblicza ich przeznaczenie.

(wyszedł)
ACHILLES
(do Patroklosa)

Zobacz, czy odszedł?

PATROKLOS

Cóż on cię obchodzi?

ACHILLES

To jest ten człowiek, z którego oblicza
fałsz czytam zawdy, ilekroć fałsz knuje.
Ale to człowiek jest, co patrzy w duszę
i wzlot mój każdy jasno przewiduje.
Moja się dusza tak przed nim kształtuje.
Więc on potrzebny jest do mego lotu.
Rozumem idąc, daremno się trudzi.
Wzgardę zdobędzie u Bogów i ludzi.
Kiedyś się ocknie, żeby mnie wspominać.
Będzie już późno, by żywot zaczynać.

(do Patroklosa)

Podaj orfejkę.

PATROKLOS
(podaje mu lutnię)
ACHILLES
(porusza stróny)

Nie. Dźwięk strón mię drażni.

(lutnię położył)

Tylu już ludzi zwodziło mię co dnia.
Twojej jedynej chcę ufać przyjaźni.
Gdy się przed tobą palę jak pochodnia,
czyli ty dziecko płomień ten rozumiesz,
czyli ty czujesz żar i poznać umiesz?

PATROKLOS

Od ciebie się nauczyłem wiązać zbroje.
Od ciebie się nauczyłem wodzić konie.
Od ciebie się uczyłem bełt rzucać.
Od ciebie się uczyłem imać tarczy.
Tyś pouczał, jak kierować wędzidło.
Tyś rękę ze strónami zapoznał.
Tyś me usta otworzył do śpiewu.
Ty mi dałeś dziewczynę i męstwo,
tyś się cieszył na pierwsze zwycięstwo.
Twoją sławą i prawdą twą żyję,
więc mi za nic są prawdy niczyje.

ACHILLES

Oni może będą tobie mówić,
żebyś śledził me kroki i myśli.
Będą może chcieli z ciebie dobyć,
co zamierzam uczynić, gdzie dążę?
Bo, skoro wiedzą, że przyjaźń nas wiąże,
będą chcieli te węzły rozerwać,
bym ja sam był i ostał samotny,
żebym nigdzie nie dobył się serca
i bym uznał mój los za sromotny,
ja, tylu mężów morderca,
ja, mocarz Atrydów najemny,
którym przejrzał dziś, — raz pierwszy poczuł,
że szczuto mnie, jak psa;
że mordowani przezemnie — niewinni
i że w tych czynach szlachetni — — bezczynni.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Wyspiański.