Strona:PL Wyspiański - Achilleis.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
ACHILLES
(do Patroklosa)

Zobacz, czy odszedł?

PATROKLOS

Cóż on cię obchodzi?

ACHILLES

To jest ten człowiek, z którego oblicza
fałsz czytam zawdy, ilekroć fałsz knuje.
Ale to człowiek jest, co patrzy w duszę
i wzlot mój każdy jasno przewiduje.
Moja się dusza tak przed nim kształtuje.
Więc on potrzebny jest do mego lotu.
Rozumem idąc, daremno się trudzi.
Wzgardę zdobędzie u Bogów i ludzi.
Kiedyś się ocknie, żeby mnie wspominać.
Będzie już późno, by żywot zaczynać.

(do Patroklosa)

Podaj orfejkę.

PATROKLOS
(podaje mu lutnię)
ACHILLES
(porusza stróny)

Nie. Dźwięk strón mię drażni.

(lutnię położył)

Tylu już ludzi zwodziło mię co dnia.
Twojej jedynej chcę ufać przyjaźni.
Gdy się przed tobą palę jak pochodnia,
czyli ty dziecko płomień ten rozumiesz,
czyli ty czujesz żar i poznać umiesz?