Przejdź do zawartości

Śmierć Marka królewica

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Tytuł Śmierć Marka królewica
Pochodzenie Z teki Chochlika. Piosnki i żarty
Wydawca Księgarnia F. H. Richtera
Data wyd. 1882
Druk Drukarnia Ludowa we Lwowie
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz Włodzimierz Zagórski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii

ŚMIERĆ MARKA KRÓLEWICA.
Tłumaczenie z serbskiego.

Do dnia przed skwarnego słońca wschodem,
Jedzie brzegiem morza chrobry Marko,
Brzegiem morza ku Urwiny górze.
Gdy dojechał Marko do Urwiny,
Począł nagle Szarac mu utykać,
Utykając łzy wylewać gorzkie,
Więc Markowi żalem pierś wezbrała,
I do Szarca tak przemówi Marko:
— „Hore Siwku! Hore dobro moje!
Upłynęło lat już sto sześćdziesiąt,
Jak mi wiernie druhu towarzyszysz,
Jednak nigdy tyś mi nie utykał;
A dziś nagle poczynasz utykać,
Utykając łzy wylewać gorżkie.
Bóg to wie! Snać to nie dobrze wróży!
Komuś z nas nałożyć przyjdzie głową:
Może mnie? a może Siwku tobie?“

Ledwie słowa te wymówił Marko,
Z gór Urwiny głos się ozwie Wili,
I do Marka mówiąc, tak zawoła:

— „Pobratymie! królewicu Marku!
Wiesz-li bracie czem’ twój koń utyka?
Szarac płacze ciebie, swego pana,
Bo niebawem rozstać wam się przyjdzie“.
Na to Marko klnąc odpowie Wili:
— „Biała Wilo, bodaj cię zdławiło!
Jakbym ja się miał rozestać z Szarcem?
Przebieżeliśmy sioła i grody
Hen! od wschodu do zachodu słońca:
A nie było konia nad Siwosza,
Ni nademnie nigdzie bohatera.
Ho! nie myślę rozstawać się z Szarcem,
Póki głowy mojej na ramionach“.

Na to biała mu odpowie Wila;
— „Pobratymie Marku królewicu!
Tobie nikt nie wydrze twego Szarca,
Ni ty możesz znaleźć śmierć mój bracie
Z rąk junaka, ni od szabli ostrej,
Ni bojowej kopji, ni maczugi;
Więc też śmiercią zaśniesz ty spokojną,
Tak rozkazał Bóg — stary krwiożerca!
— Jednak, jeśli dać mi nie chcesz wiary,
To jak staniesz na góry wierzchołku,
Potocz okiem na prawo i lewo,
Wtedy dwie wysmukłe ujrzysz jodły
Co przerosły drzew sąsiednich szczyty,
I żywiczny zapach szlą do koła;
Między niemi bije struga czysta,
Tam zatrzymaj Siwka twego Marku,

Z konia zsiądź i przywiąż go do jodły,
Nad bijącą pochyl się krynicą,
A gdy w niej obaczysz twoje lico,
Wtedy dowiesz się kiedy’ć skon czeka.“

Więc posłuchał Marko białej Wili,
I pospieszył na góry wierzchołek,
Rzucił okiem na prawo i lewo,
Wtedy dwie wysmukłe ujrzał jodły,
Co przerosły drzew sąsiednich szczyty,
I żywiczną słały woń do koła; —
Między niemi biła struga czysta,
Tam zatrzymał Marko swego Siwka,
Z konia zsiadł, przywiązał go do jodły,
Nad bijącą schylił się krynicą,
A gdy w niej obaczył swoje lico,
Wtedy poznał, że mu czas umierać.

I zapłakał Marko, i zawołał:
— „Łzawy świecie, mój ty wdzięczny kwiecie!
Jakżeś pięknem, a jak krótkiem życie,
Takieś krótkie, lat zaledwie trzysta,
A już świat ten mam na inny zmienić!“

Potem dobył z pochew szabli Marko,
I przystąpił do konia, do Szarca, —
Jednem cięciem zmiótł mu głowę Marko,

By się Szarac nie dostał Turkowi,
By się nad nim nie znęcali Turcy
Do noszenia zmuszając go wody.
I wziął Marko zabitego Szarca,
I pochował Szarca zwłok godziwie, —
Lepiej konia niż brata Andrzeja. —
Potem w czworo złamał szablę ostrą,
By się szabla nie dostała Turkom,
By się szablą nie chełpili Turcy,
A chrześcianin nie przeklinał Marka.
Gdy złamaną była szabla ostra,
Skruszył Marko oszczep swój w siedmioro,
A kawały rzucił w gąszcz jodłową. —
Toż maczugę jąwszy w dłoń żylastą,
Krąg nad głową nią zatoczył wartki,
I wypuścił tak, że poleciała
Po nad lasy, po nad szczyt Urwiny,
I zapadła w morze — hen! — w dalekie.
I zawołał głosem wielkim Marko:
— „Aż gdy z morza wstanie ta maczuga,
Wtedy junak równy mi powstanie!“

Tak zniszczywszy broń swoją rycerską,
Dobył Marko z pasa divit złoty,
A z zanadrza listków białych kilka.
I jął pisać do tych, co go znajdą:
— „Ktobykolwiek idąc tędy drogą,
Przy krynicy pomiędzy jodłami
Spostrzegł tutaj Marka bohatera,

Niechaj wie, że Marko jest umarły. —
Lecz u Marka są trzy złota wory —
— Co za skarb? dukaty; same złote!
Jeden wór niech weźmie ten w zapłatę,
Co godziwie Marka zwłok pogrzebie;
Drugi wór niech sobie wezmą księża,
Ale trzeci niech przypadnie ślepcom,
Aby w kraje wędrując dalekie,
Roznosili pieśnią sławę Marka.“

Ukończywszy pismo, wziął list Marko
I na gałąź zatknął go jodłową.
Tak by z drogi widział go przechodzień; —
Potem w studnię wrzucił divit, złoty,
Z ramion zdjął szeroki płaszcz zielony
I na darni go rozesłał świeżej
Tuż pod jodłą; przeżegnał się krzyżem,
Siadł na płaszczu i kołpak soboli
Zacisnąwszy na oczy głęboko,
Legł — ażeby już nie powstać więcej.

Nad krynicą leżał zmarły Marko
Dzień i noc niemal już tydzień cały;
Kto przechodził gościńcem szerokim,
Ten był pewien, że Marko wczasuje; —
Więc ostrożnie i kołując z dala
Mijał każdy, by Marka nie zbudzić. —
— Lecz gdzie dola, blizko tam niedola,

A gdzie klęska, tam i szczęście blisko i —
Toż więc szczęście zawiodło w te strony
Vasa, igumena z Świętej Góry,
Oraz diaka jego Jezajasza.

Gdy mnich zoczył leżącego Marka
Wnet na diaka swego ręką skinie:
— „Cyt, cyt synku! cyt, by go nie zbudzić,
Bo złym bywa Marko ze snu zbudzon,
I zginęlibyśmy obaj marnie!
Jednak sen Markowy gdy mnich badał,
W oko wpadł mu list na gałąź wtknięty,
Więc wzruszony czytał mnich pisanie,
Co mówiło, że nie żyje Marko.
Szybko z konia potem mnich zeskoczył,
Bada czy też w Marku nie tli życie,
Lecz już dawno był umarły Marko.
Wtedy gorżko płakać jął Igumen,
Bo mu było Marka żal serdecznie.
Potem z troków zdjął trzy złota wory
Sobie skarby te mocno przytroczył,
I jął myśleć, gdzie pochować Marka.
Myśli — myśli, wreszcie powziął zamiar:
Na koń wsadza zwłoki Marka zimne,
Zawiózł je do morza, do okrętów,
I okrętem wraz z zwłokami Marka
Jedzie aż do świętej góry Athos,
Aż do cerkwi jedzie Vilindare.
Poniósł zwłok do cerkwi Vilindare,

Modły nad nim odprawił pośmiertne,
I pochował ciało w ziemi czarnej.
W świętym chramie cerkwi Vilindare,
Tam pochował starzec zwłoki Marka,
Lecz pomnika nie wzniósł nad grobowcem,
Aby nikt nie wiedział gdzie grób Marka,
By się na nim wrogowie nie mścili.






Zobacz też

[edytuj]


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: anonimowy i tłumacza: Włodzimierz Zagórski.