Prowincjałki/Szósty list do mieszkańca prowincji

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Blaise Pascal
Tytuł Prowincjałki
Wydawca Instytut Wydawniczy
»Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
SZÓSTY LIST
DO MIESZKAŃCA PROWINCJI.


(Rozmaite sztuczki jezuitów dla uchylenia powagi Ewangelii, soborów i papieży. Niektóre następstwa ich nauki o prawdopodobieństwie. Ich wolnomyślność odnośnie do beneficyatów, księży, zakonników i sług. Historya Jana Alby).
Paryż, 10 kwietnia 1656.

Wspomniałem ci z końcem ostatniego listu, iż dobry ojciec jezuita przyrzekł mnie oświecić, w jaki sposób ich kazuiści godzą sprzeczności między swemi mniemaniami a orzeczeniami papieży, soborów i Pisma św. Pouczył mnie istotnie o tem w ciągu następnej bytności, której oto podaję opis.
Opowiem ci wszystko dokładniej niż wprzódy, ponieważ wziąłem notatnik aby zaznaczyć cytowane ustępy; żałuję że go nie miałem pierwszym razem. Gdyby ci wszelako chodziło o cytaty przytoczone w poprzednim liście, powiadom mnie; zadowolę cię z łatwością[1].
Dobry Ojciec rozpoczął w te słowa: Jedna z metod zapomocą której godzimy te pozorne sprzeczności, to interpretacya niektórych wyrażeń. Naprzykład papież Grzegorz XIV orzekł iż mordercy są niegodni azylu Kościołów i że powinno się ich stamtąd wypędzić. Natomiast naszych dwudziestu czterech starców powiada na str. 660: Iż nie wszyscy, którzy zabili zdradziecko, podpadają wyrokowi tej bulli. Napozór jest sprzeczność; ale można ją pogodzić, wykładając nazwę mordercy, jak oni to czynią, temi słowy: Czy mordercy nie są niegodni korzystać z przywileju Kościoła? Tak, w myśl bulli Grzegorza XIV. Ale, pod nazwą mordercy rozumiemy tego, kto wziął pieniądze aby kogoś zabić zdradziecko. Z tego wynika, iż ten, kto zabił bez żadnej zapłaty, ale jedynie aby wygodzić pryjacielowi, nie nazywa się mordercą.
Tak samo powiedziane jest w Ewangelii: Dajcie jałmużnę z tego co macie w nadmiarze. Jednakże wielu kazuistów znalazło sposób, aby najbogatsze osoby zwolnić od obowiązku jałmużny. Znowuż wydaje ci się to sprzeczne; ale łatwo będzie wykazać ci zgodność, wykładając słowo nadmiar tak, iż nie zdarzy się prawie nigdy aby go ktoś posiadał. I to właśnie uczynił w tym duchu uczony Vasquez w swoim traktacie o Jałmużnie, cap. IV, num. 4: To, czego osoby świeckie potrzebują dla podniesienia swego stanu, oraz stanu swoich krewnych, nie nazywa się nadmiarem. Dlatego nie łatwo okaże się, aby ktoś w świecie miał nadmiar, nawet między królami.
Toteż Diana, przytoczywszy te słowa Vasqueza — zwyczajnie bowiem wspiera się na naszych Ojcach — wnioskuje bardzo słusznie, iż w kwestyi: czy bogaci są obowiązani dawać jałmużnę ze swego nadmiaru, mimo iż twierdzące orzeczenie jest prawdziwem, nigdy albo prawie nigdy nie zdarzy się aby obowiązywało w praktyce.
— Widzę dobrze, mój Ojcze, że to wynika jasno z nauki Vasqueza. Ale co odpowiedziałbyś, gdyby ktoś zarzucił, że, dla osiągnięcia zbawienia, równie pewnem wedle Vasqueza jest mieć tyle ambicyi aby nigdy nie posiadać nadmiaru, jak pewnem jest wedle Ewangelii nie mieć ambicyi, aby dawać jałmużnę ze swego nadmiaru?
— Trzebaby odpowiedzieć, rzekł, iż obie te drogi są pewne wedle tej samej Ewangelii: jedna wedle Ewangelii w rozumieniu dosłownem i łatwiejszem do znalezienia, druga wedle tej samej Ewangelii wyłożonej przez Vasqueza. Pojmujesz stąd użyteczność jego wykładu.
Kiedy natomiast słowa są tak jasne, iż nie znoszą żadnej interpretacyi, wówczas posługujemy się wyszczególnieniem sprzyjających okoliczności, jak ujrzysz z tego przykładu: Papieże wyklęli zakonników którzy zrzucają habit, naszych zaś dwudziestu czterech starców powiada, mimo to, w ten sposób, pag. 704: W jakiej okoliczności mnich może zdjąć habit nie podpadając klątwie? Przytaczają ich kilka, między innemi tę: jeżeli go zdejmuje dla jakiejś haniebnej przyczyny, jak aby iść kraść albo aby iść incognito do miejsca rozpusty, z zamiarem rychłego wdziania go z powrotem[2]. Jasnem bowiem jest, że bulle nie mówią o tych wypadkach.
Zaledwie mogłem uwierzyć, poprosiłem tedy Ojca, aby mi pokazał to w oryginale, i ujrzałem, że rozdział, w którym znajdują się te słowa, nosi tytuł: Praktyka wedle szkoły Towarzystwa Jezusowego Praxis ex Societatis Jesu schola, i ujrzałem te słowa: Si habitum dimitat ut furetur occulte, vel fornicetur. I pokazał mi to samo u Diany w tych słowach: Ut eat incognitus ad lunapar[3].
— I czem się dzieje, Ojcze, iż zwolnili ich od klątwy w tych wypadkach?
— Nie rozumiesz? rzekł. Nie widzisz, jakiem zgorszeniem byłoby przyłapać mnicha w tym stanie w habicie zakonnym? Czy nie słyszałeś jak odpowiedziano na pierwszą bullę Contra sollicitantes? i w jaki sposób nasi 24, również w rozdziale Szkoły naszego Towarzystwa, tłómaczą bullę Piusa V Contra Clericos[4] etc.
— Nie wiem nic o tem wszystkiem, rzekłem.
— Nie czytujesz tedy Eskobara? odparł.
— Mam go dopiero od wczoraj, a nawet trudno mi było go znaleźć. Nie wiem co się takiego stało, ale od niedawna wszyscy go rozchwytują[5].
— To co ci mówiłem jest na stronie 117. Zbadaj to sobie uważnie, znajdziesz tam piękną metodę dogodnego tłómaczenia bull[6].
Zbadałem w istocie jeszcze tego wieczoru; ale nieśmiem ci tego przytoczyć, jestto bowiem rzecz potworna[7].
Tymczasem dobry Ojciec mówił dalej: Pojmujesz teraz jasno, w jaki sposób można sobie dopomagać korzystnemi okolicznościami; ale bywają niekiedy orzeczenia tak ścisłe, że nie da się tą metodą pogodzić sprzeczności. W takich wypadkach mogłoby się wydawać, że istotnie zachodzi sprzeczność. Naprzykład, trzej papieże orzekli, iż zakonnicy, którzy szczególnym ślubem zobowiązali się do życia kwadragezimalnego[8], nie są odeń zwolnieni, choćby byli biskupami. A wszelako Diana powiada, iż, mimo tego orzeczenia, są zwolnieni.
— I jakże on to godzi? spytałem.
— Ba! odparł Ojciec: zapomocą najsubtelniejszej z nowych metod, najzmyślniejszego zastosowania nauki o prawdopodobieństwie. Wytłómaczę ci to: Przekonałeś się wczoraj, iż tak twierdząca jak przecząca strona każdego mniemania ma, wedle sądu nowych doktorów, swoje prawdopodobieństwo, wystarczające aby iść za niem ze spokojnem sumieniem. Nie starczy to aby obie były jednako prawdziwe: to jest niepodobieństwo; ale są prawdopodobne, a tem samem pewne.
W myśl tej zasady, Diana, nasz dobry przyjaciel, mówi następująco part 5, tr. 13. res. 39: Na orzeczenie tych trzech papieży, sprzeczne z mojem mniemaniem, odpowiadam, iż, mówiąc w ten sposób, oświadczyli się za afirmatywą, która w istocie jest prawdopodobna, nawet wedle mego uznania; ale z tego nie wynika aby i przeciwne zdanie nie miało też swego prawdopodobieństwa. I w tym samym traktacie res. 65, w innej kwestyi, w której również jest sprzecznego zdania z jakiemś papieżem, powiada tak: Uznaję, iż papież mówił to jako głowa Kościoła; ale uczynił to jedynie w zakresie prawdopodobieństwa swego mniemania. Otóż, widzisz dobrze, że to nie jest obrazą dla orzeczeń papieży; nie ścierpianoby tego w Rzymie, gdzie Diana cieszy się tak wielką estymą. Nie powiada bowiem, aby to co papieże orzekli nie było prawdopodobne; ale zostawiając ich mniemaniu pełną sferę prawdopodobieństwa, utrzymuje wszelako iż przeciwny sąd jest również prawdopodobny.
— To, w istocie, pełne szacunku, wtrąciłem.
— I o wiele bardziej polityczne, dodał, niż odpowiedź O. Bauny, kiedy potępiono jego książki w Rzymie. W sporze bowiem z Halierem, który przyciskał go wówczas straszliwie, zdarzyło mu się napisać: Co ma wspólnego cenzura Rzymu z cenzurą francuzką? Rozumiesz z tego, że, czy to przez wykład terminów, czy przez podniesienie korzystnych okoliczności, czy wreszcie przez podwójne prawdopodobieństwo dwóch przeciwnych mniemań, można zawsze pogodzić te rzekome sprzeczności które cię dziwiły wprzódy, nie obrażając nigdy orzeczeń Pisma św., Soborów i papieży, jak ci to wykazałem.
— O mój czcigodny Ojcze, rzekłem, jakże szczęśliwy jest Kościół że ma was za obrońców! jakże użyteczne są te prawdopodobieństwa! Nie wiedziałem dlaczegoście tak pilnie udowodnili, że jeden jedyny doktór, jeżeli jest poważny, może uczynić jakieś mniemanie prawdopodobnem; że przeciwne mniemanie również jest prawdopodobnem; i że wówczas można wybrać to które bardziej dogadza, choćby się go nie uważało za prawdziwe, i to z tak czystem sumieniem, iż spowiednik, któryby się wahał udzielić rozgrzeszenia na wiarę kazuistów, byłby potępiony. Z czego rozumiem, iż jeden jedyny kazuista może, wedle ochoty, tworzyć nowe prawidła moralne, i rozrządzać, wedle zachcenia, sprawami kościoła.
— Trzeba, rzekł Ojciec, złagodzić nieco to wszystko. Posłuchaj: oto nasza metoda, z której poznasz rozwój nowego mniemania od jego narodzin aż do dojrzałości.
Najpierw, poważny autor, który je wymyślił, przedstawia je światu i rzuca niby nasienie iżby zapuściło korzeń. Jest jeszcze słabe w tym stanie, ale trzeba aby dojrzało nieco pod wpływem czasu. I dlatego-to Diana, który wprowadził kilka takich mniemań, powiada w jednem miejscu: Wyrażam to mniemanie, ale ponieważ jest nowe, zostawiam mu czas aby dojrzało: Relinquo tempori maturandam. Jakoż, w ciągu niewielu lat, widzimy iż wzmacnia się nieznacznie, i, po upływie dłuższego czasu, zyskuje uprawnienie w milczącem uznaniu Kościoła, w myśl tej wielkiej zasady O. Baumy: Skoro kilku kazuistów wyraziło jakieś mniemanie, a Kościół mu się nie sprzeciwił, jestto świadectwem że je uznaje. I sam, na tej zasadzie, uprawnia jedno ze swoich mniemań, traktat 6, pag. 312.
— Jakto, mój Ojcze! rzekłem. W ten sposób, Kościół zatwierdzałby wszystkie nadużycia które cierpi i wszystkie błędy w książkach których nie poddał cenzurze?
— Spieraj się, rzekł, z O. Bauny. Ja cię objaśniam, a ty powstajesz na mnie! Nie trzeba się nigdy spierać z faktem. Rzekłem tedy, iż, skoro mniemanie dojrzało pod działaniem czasu, jest zupełnie prawdopodobne i pewne. I stąd pochodzi, że uczony Karamuel, w liście w którym ofiaruje Dianie swoją Teologię podstawową, powiada, iż ów wielki Diana uczynił prawdopodobnemi wiele mniemań które nie były niemi wprzódy, quae antea non erant i że w ten sposób nie grzeszą ci którzy się ich trzymają, podczas gdy wprzódy grzeszyli: jam non peccant, licet antea peccaverint.
— W istocie, rzekłem, mój Ojcze, wiele można skorzystać z waszych doktorów. Zatem, z dwóch ludzi czyniących jedno i to samo, ten który nie zna ich nauki, grzeszy, ten który ją zna, nie grzeszy! nietylko zatem poucza ona, ale i oczyszcza! Prawo boże, wedle św. Pawła, czyniło grzeszników, natomiast wasze prawo sprawia że są prawie sami niewinni. Błagam cię, Ojcze, wyłóż mi to dobrze; nie opuszczę cię, póki mi nie wyjawisz głównych maksym ustanowionych przez waszych kazuistów.
— Ach! rzekł Ojciec, ideałem naszym byłoby nie tworzyć zasad innych niż zasady Ewangelii w całej ich surowości. Surowość naszych obyczajów świadczy dowodnie, iż, jeżeli cierpimy jakowąś swobodę u innych, to raczej przez ustępstwo niż z zamiaru: jesteśmy do tego zmuszeni. Ludzie są dziś tak zepsuci, iż, nie mogąc ich ściągnąć do siebie, musimy iść do nich; inaczej porzuciliby nas; staliby się gorsi i opuściliby nas zupełnie. I dlatego aby ich zatrzymać, kazuiści nasi zważyli błędy właściwe każdemu stanowi i ustanowili zasady tak łagodne (nie obrażając wszelako prawdy), iż każdy chyba może się z niemi pogodzić. Głównem bowiem dążeniem naszego Towarzystwa, powziętem dla dobra religii, jest nie odstręczać nikogo, aby nikogo popychać do rozpaczy.
Mamy tedy zasady dla wszystkich: dla beneficyatów, dla księży, dla zakonników, dla szlachty, dla sług, dla bogaczy, dla kupców, dla bankrutów, dla nędzarzy, dla dewotek i kobiet światowych, dla żonatych i dla rozpustników. Słowem, nic nie uszło naszej przezorności.
— To znaczy, rzekłem, że istnieją zasady dla duchowieństwa, dla szlachty i dla pospólstwa. Chętnie pragnę ich posłuchać.
— Zacznijmy, rzekł Ojciec, od beneficyatów. Wiesz jaki dziś handel uprawia się beneficyami, tak iż, gdyby polegać na tem co pisał św. Tomasz i dawni Ojcowie, niejeden w Kościele winny byłby grzechu symonij. Dlatego wielce potrzebnem było, aby nasi Ojcowie złagodzili roztropnie te sprawy, jak cię o tem pouczą słowa Walencyi, jednego z czterech bydląt Eskobara. Jestto zakończenie drugiej rozprawy w której podaje różne sposoby, a oto najlepszy, mojem zdaniem; patrz str. 2042 tomu III: Jeśli kto daje dobro doczesne za dobro duchowe (to znaczy pieniądze za urząd duchowny) i daje te pieniądze jako cenę duchownego urzędu, jestto oczywista symonia. Ale, jeżeli je daje jako środek, który skłania wolę posiadającego urząd do ustąpienia go, non tanquam pretium beneficii, sed tanquam motivum ad resignandum, wówczas nie jest to symonia, mimo że ten który ustępuje uważa i ma na względzie pieniądz jako swój główny cel. Tanner[9], który również należy do naszego Towarzystwa, powiada to samo w tomie III, str. 1519 swoich pism, mimo iż przyznaje że św. Tomasz sprzeciwia się temu, uczy bowiem stanowczo że zawsze jest symonią dawać dobro doczesne za dobro duchowe, jeżeli dobro doczesne jest tu celem. W ten sposób zapobiegamy nieskończonem mnogości symonij. Któż bowiem byłby tak niecnym, i wzbraniał się, dając pieniądze za beneficyum, uważać je za pobudkę która skłania beneficyata do ustąpienia, a nie za cenę beneficyum? Niema, zaiste, tak bezbożnego człowieka.
— Zgadzam się, rzekłem, iż każdy posiada wystarczającą łaskę do takiego interesu.
— Z pewnością, odparł Ojciec. Oto, jak złagodziliśmy rzeczy co do beneficyatów. Co do księży, mamy różne maksymy, wcale dla nich wygodne. Naprzykład orzeczenie 24 Ojców w Eskobarze, str. 143: Czy ksiądz, który wziął pieniądze aby odmówić mszę, może wziąć na nowo pieniądze za tę samą mszę? Owszem, powiada Filiucyusz, może, ustępując część ofiary która mu przypada jako księdzu na rzecz tego który płaci go na nowo, byleby nie brał odeń tyle co za całą mszę ale tylko za cześć, np. trzecią część mszy.
— Zaiste, Ojcze, to jeden z wypadków, w których i jedno i drugie mniemanie jest wielce prawdopodobne. To bowiem co powiadasz jest niem bezwątpienia, wobec powagi Filiucyusza i Eskobara. Ale, zostawiając rzecz w sferze prawdopodobieństwa, możnaby także, o ile mi się zdaje, wyrazić przeciwny pogląd i poprzeć go racyami. Kiedy Kościół pozwala ubogim księżom przyjmować pieniądze za mszę (ile że słusznem jest, aby ci którzy służą ołtarzowi, żyli z ołtarza), nie rozumie tego tak, aby oni sprzedawali mszę za pieniądze, a jeszcze mniej aby pozbawiali samych siebie wszystkich łask które powinni czerpać z niej pierwsi. I dodałbym jeszcze, iż księża, wedle św. Pawła, mają obowiązek spełniać ofiary najpierw za siebie samych a potem za lud; że więc wolno im dopuścić kogoś innego do owoców ofiary, ale nie wolno wyrzec się dobrowolnie całego jej owocu i oddać go komu innemu za trzecią część mszy, to znaczy za kilka groszy. W istocie, Ojcze, gdybym był choć trochę poważnym, ogłosiłbym to mniemanie jako prawdopodobne.
— Przyszłoby ci to bez trudu, odparł; oczywiście że jest prawdopodobne. Trudność była w tem, aby znaleźć prawdopodobieństwo po przeciwnej stronie; na to trzeba wielkiego umysłu. O. Bauny celuje w tem: rozkosz jest patrzeć jak ten uczony kazuista ogarnia obie strony jednej i tej samej kwestyi (również tyczącej księży) i znaleźć słuszność wszędzie, tak jest zmyślny i subtelny.
Powiada w jednem miejscu (Traktat X, str. 474: Nie można stanowić prawa, któreby zmuszało księży do odmawiania mszy codziennie, ponieważ takie prawo narażałoby ich niewątpliwe, haud dubie, na niebezpieczeństwo odprawienia jej niekiedy w grzechu śmiertelnym. A mimo to, w tym samym Traktacie X, str. 441 powiada: Iż księża, którzy wzięli pieniądze aby odprawiać mszę codzień, winni ją odprawić codzień, i nie mogą się wymawiać tem, iż nie są dostatecznie przygotowani do niej, ponieważ zawsze można uczynić akt skruchy, i, jeżeli nie uczynią tego to ich wina, a nie tego, który zamówił u nich mszę. I, aby usunąć największe trudności któreby ich mogły wstrzymywać, rozwiązuje tak tę kwestyę w tym samym traktacie quaest. 32, pag. 457: Czy, wyspowiadawszy się wprzódy, ksiądz może odprawiać mszę w tym samym dniu w którym popełnił grzech śmiertelny? Nie, powiada Villalobos, ponieważ jest nieczysty, natomiast Sancius[10] powiada że tak, i bez żadnego grzechu; i ja uważam jego opinię za pewną i należy się jej trzymać w praktyce: ET TUTA et sequenda in praxi.
— Jakto, Ojcze, rzekłem, należy trzymać się jej w praktyce? Ksiądz, który popadł w taki występek, ośmieliłby się zbliżyć tego samego dnia do ołtarza, na wiarę O. Bauny? Czy raczej nie powinien słuchać dawnych praw Kościoła, wykluczających od ofiary na zawsze lub bodaj na długo, księdza który popełnił grzech tego rodzaju, niż nowych mniemań kazuistów, dopuszczających ich do ołtarza w samym-że dniu występku?
— Słabą masz pamięć, rzekł Ojciec. Czy nie mówiłem ci już kiedyś, że, wedle naszych Ojców Cellota i Reginalda, w sprawach moralności nie należy się trzymać dawnych Ojców ale nowych kazuistów.
— Pamiętam, owszem, odparłem. Ale tu jest coś więcej; wchodzą tu bowiem w grę prawa Kościoła.
— Masz słuszność, rzekł; ale bo nie znasz jeszcze tej pięknej maksymy naszych Ojców: Iż prawa Kościoła tracą swoją moc, kiedy już wyszły z użycia; cum jam desuetudine abierunt, jak powiada Filicyusz, tom II, tr. 25, num. 33. Rozumiemy lepiej od dawnych Ojców obecne potrzeby Kościoła. Gdyby się chciało być tak surowym w wykluczaniu księży od ołtarza, pojmujesz dobrze, iż niewiele odprawiałoby się mszy. Otóż, mnogość mszy przynosi tyle chwały Bogu i tyle pożytku duszom, iż śmiałbym powiedzieć z naszym Ojcem Cellot, z jego książki O hierarchii, str. 611, wydanie Roueńskie, że nie byłoby nadto księży, jeśliby nietylko wszyscy mężczyźni i kobiety (gdyby to było możliwe), ale nawet ciała nieżyjące i nawet dzikie bestye, BRUTA ANIMALIA, zmieniły się w księży aby odprawiać mszę.
Tak dalece zdumiałem się tym dzikim wymysłem, iż nie mogłem nic powiedzieć; Ojciec ciągnął tedy dalej:
— Ale dość już o księżach, toby za długo trwało; przejdzimy do zakonników. Ponieważ największa trudność dla nich tkwi w posłuszeństwie które winni są przełożonym, posłuchaj jak nasi Ojcowie łagodzą tę rzecz. Mówi Castrus Palaus[11] z naszego Towarzystwa, Op. mor. part. 1, disp. 2, pag. 6: Bezspornem jest, NON EST CONTROVERSIA, iż zakonnik, który ma za sobą mniemanie prawdopodobne, nie jest obowiązany słuchać przełożonego, chożby mniemanie przełożonego było prawdopodobniejsze. Wówczas bowiem wolno jest zakonnikowi trzymać się tego mniemania, które mu jest milsze, QUAE SIBI GRATIOR FUERIT, jak powiada Sanchez, L. VI, in Decal., 3, n. 7. I choćby rozkaz przełożonego był słuszny, to nie zmusza do słuchania go; nie jest bowiem słuszny we wszystkich punktach na wszystkie sposoby, non undequaque juste praecipit, ale tylko prawdopodobne; tak więc jest obowiązanym słuchać go tylko prawdopodobnie, i prawdopodobne jest z tego zwolniony: PROBABILITER OBLIGATUS ET PROBABILITER DEOBLIGATUS.
— Zaiste, Ojcze, rzekłem, podziwiać trzeba tak piękny owoc podwójnego prawdopodobieństwa!
— Tak; bardzo jest pożyteczne, odparł; ale streszczajmy się. Przytoczę ci już tylko ustęp z naszego słynnego Moliny, na korzyść mnichów, których wypędzono z klasztoru za ich wybryki. Nasz Ojciec Eskobar przytacza go na str. 705 (tr. 6, ex. 7, num. 111) w tych słowach: Molina upewnia, iż zakonnik wypędzony z klasztoru nie jest obowiązany poprawić się aby doń powrócić, i że nie wiąże go już ślub posłuszeństwa.
— Wierzę, Ojcze, rzekłem, iż księża muszą być temu bardzo radzi. Widzę, iż wasi kazuiści okazali się dla nich życzliwi: jak dla samych siebie. Lękam się bardzo, iż inne stany potraktowano mniej łaskawie: ha, każdy troszczy się o siebie!
— I sami lepiejby nie uczynili, odparł dobry Ojciec; ze wszystkimi postąpiono z jednaką miłością bliźniego; od największych do najmniejszych. Posłuchaj tylko naszych zasad odnośnie do służby.
Zważyliśmy przykrość, jaką im sprawia — o ile mają sumienie — służyć rozwiązłym panom. Gdyby bowiem nie spędzili jakiego zlecenia, niszczą swój los; jeźli zaś będą posłuszni, mają wyrzuty. I aby im w tem ulżyć, nasi 24 Ojcowie (tract. 7, ex. 4, num. 223) wyszczególnili usługi które mogą oddawać z czystem sumieniem. Oto niektóre z nich: Nosić listy i podarki; otwierać drzwi i okna; trzymać drabinkę podczas gdy pan wchodzi: wszystko to jest dozwolone i obojętne. Wszelako aby trzymać drabinkę, trzeba aby im pogrożono ostrzej niż zwyczajnie w razie gdyby się wzdragali; jestto bowiem zniewaga dla pana domu, wchodzić przez okno.
Widzisz, jak to mądrze pomyślano?
— Spodziewałem się tego po książce zaczerpniętej z 24 jezuitów.
— Ale, dodał, O. Bauny nauczył jeszcze lokajów oddawać panom wszystkie te usługi bez grzechu, każąc im zwracać swą myśl nie ku grzechom przy których są rajfurami, ale tylko ku zyskowi który im stąd przypada. I bardzo pięknie wyłożył to w Sumie grzechów, na str. 710 ostatniego wydania: Spowiednicy (powiada) niechaj dobrze wiedzą, że nie wolno rozgrzeszyć sługi pełniącego niegodziwe zlecenia, o ile przychwala grzechy swego pana: ale inna sprawa, jeżeli to czynią dla swej doczesnej korzyści. I o to bardzo łatwo; pocóż bowiem mieliby pochwalać grzechy, z których mają jedynie same utrapienia?
Tenże O. Bauny stworzył również ową wielką zasadę na rzecz tych, którzy nie są zadowoleni ze swej płacy. Patrz w Sumie, str. 213 i 214 szóstego wydania: Czy służący nie zadowoleni z płacy mogą ją sobie sami pomnożyć, przywłaszczając sobie z majątku pana tyle ile uważają za właściwe aby wyrównać cenę swego trudu? Mogą w niektórych okolicznościach, jeżeli np. szukając miejsca są tak biedni iż mus im jest przyjąć to co im dają, inni zaś słudzy na podobnem stanowisku zarabiają gdzieindziej więcej.
— To właśnie, mój Ojcze, zdarzyło się Janowi Albie.
— Co to za Jan Alba, spytał Ojciec; o czem ty mówisz?
— Jakto, Ojcze, nie pamiętasz już tego co zaszło w tem mieście w r. 1647? Gdzieżeś ty bawił wtedy?
— Wykładałem, odparł, problematy sumienia w naszem kolegium dość daleko od Paryża.
— Widzę tedy, mój Ojcze, że nie znasz tej historyi, muszę ci ją opowiedzieć. Słyszałem ją niedawno z ust wiarygodnej osoby. Ów Jan Alba służył za korektora u waszych Ojców z kolegium klermonckiem przy ulicy św. Jakóba; niezadowolony z płacy, ściągnął coś aby ją sobie poprawić; zaczem Ojcowie kazali go uwięzić oskarżając o kradzież domową. Proces odbył się w Châtelet 6 kwietnia 1647, o ile dobrze pamiętam; opowiadający przytoczył bowiem wszystkie szczegóły, inaczej trudno byłoby uwierzyć. Nieszczęśnik ten, badany, wyznał iż wziął w kolegium parę cynowych półmisków; że ich wszelako nie ukradł; i na usprawiedliwienie przytoczył tę naukę O. Bauny, przedkładając ją sędziom wraz z pismami jednego z waszych Ojców, pod którym studjował problematy sumienia i który uczył go tego samego. Na co p. Montrouge, przełożony trybunału, wydał wyrok, orzekając: Iż nie jest zdania, aby, na podstawie pism tych Ojców, zawierających naukę występną, zgubną, sprzeczną wszystkim naturalnym, boskim i ludzkim prawom, zdolną podkopać wszelką rodzinę i uprawnić wszelką kradzież domową, godziło się uniewinnić oskarżonego. Jest natomiast zdania, aby tego zbyt posłusznego ucznia ochłostać ręką kata pod bramą kolegium, który-to kat spali pisma tych Ojców traktujące o kradzieży; im zaś ma być wzbronione pod gardłem głosić nadal taką naukę.
Czekano następstw tego wyroku, który spotkał się z wielkiem uznaniem, kiedy zdarzył się wypadek który spowodował odłożenie procesu. Tymczasem więzień znikł, nie wiadomo jak, i nie było już mowy o tej sprawie; tak zatem Jan Alba wyszedł z więzienia, nie zwróciwszy naczynia. Oto, co nam opowiedziała ta osoba, dodając, iż wyrok pana de Montrouge znajduje się w regestrach w Châtelet, gdzie każdy może go odczytać. Ubawiliśmy się tą opowiastką.
— Co ty mi za dzieciństwa powiadasz? rzekł Ojciec. Cóż to wszystko ma znaczyć? Ja tu mówię o maksymach naszych kazuistów; miałem właśnie powiadać o rzeczach tyczących się szlachty, a ty mi przerywasz historyami nie do rzeczy.
— Wspomniałem tylko mimochodem, rzekłem, i to aby cię ostrzec o ważnym szczególe tego przedmiotu, o którym, zdaje mi się, zapomniałeś, przedstawiając swoją naukę prawdopodobieństwa.
— Cóż takiego? spytał Ojciec; czegoż mogłoby braknąć coby tak niepospolici ludzie mogli przeoczyć?
— To, rzekłem, iż zwolenników waszych mniemań prawdopodobnych ubezpieczyliście wobec Boga i sumienia: twierdzisz bowiem, iż, trzymając się jakiegoś poważnego doktora, jest się bezpiecznym w tej mierze. Ubezpieczyliście ich wobec spowiedników; zmusiliście bowiem księży do udzielenia rozgrzeszenia na podstawie mniemań prawdopodobnych, pod karą grzechu śmiertelnego. Ale nie ubezpieczyliście ich wobec sędziów, tak iż, idąc za wszemi prawdopodobieństwami, narażają się na chłostę i szubienicę; i to jest kapitalny brak.
— Masz słuszność, rzekł Ojciec; mówisz aż miło. Ale bo nie mamy takiej władzy nad sędziami co nad spowiednikami, którzy są obowiązani odnosić się do nas w kwestyach sumienia; my bowiem rozstrzygamy o tem w najwyższej instancyi.
— Rozumiem, rzekłem; ale, jeżeli, z jednej strony, jesteście sędziami spowiedników, czyż, z drugiej, nie jesteście spowiednikami sędziów? Władza wasza jest olbrzymia: zmuścież ich aby uwalniali zbrodniarzy mających mniemania prawdopodobne, pod grozą wykluczenia od sakramentów, iżby się nie zdarzało, ku wielkiej wzgardzie i zgorszeniu prawdopodobieństwa, iż ci, których wy uniewinniacie w teoryi, spotykają się z chłostą i szubienicą w praktyce. Inaczej, w jakiż sposób znajdziecie uczniów?
— Trzeba o tem pomyśleć, odparł; to nie jest rzecz do lekceważenia: przedłożę to naszemu prowincyałowi. Mogłeś był wszelako zachować tę radę na inną porę, nie przerywając tego co ci mam do powiedzenia w przedmiocie zasad które ustanowiliśmy dla szlachty: powiem ci je, pod warunkiem że nie będziesz już prawił bajeczek.
Oto koniec na dziś: niesposób bowiem powiedzieć w jednym liście to czego się dowiedziałem w jednej rozmowie. Tymczasem zostaję, etc.








  1. W pierwszem wydaniu, list piąty nie był opatrzony szczegółowymi wskaźnikami cytatów; następne wydanie Pascal uzupełnił w tym duchu.
  2. Dosłowny tekst Eskobara brzmi: Vel si ad turpem causam, verbi gratia, ut furetur occulte, vel fornicetur, illum dimittat mox reassumpturus.
  3. Aby iść niepoznany do domu rozpusty.
  4. Bulla Piusa V Contra clericos sodomitas okładała najcięższemi karami mnichów i księży hołdujących temu grzechowi.
  5. Oczywiście od czasu ukazania się poprzedniego Listu, co Pascal ironicznie podkreśla.
  6. W ustępie tym Eskobar stara się na wszelkie sposoby stępić ostrze pomienionej bulli papieskiej przeciw Sodomii.
  7. Wskobat Tract. I, ex 8 num. 102: Num Bulla Pii V contra clericos Sodomites obliget in foro conscientiae?
    Henriquez sentit usu non esse receptam probabiliter, nec in conscientiae foro obligare. Quod si usu recepta sit, clericus foeminam in indebito subigens vasi, non committit proprie sodomiam; quia licet non servet debitum vas, servat tamen sexum. Nec incurrit ex Suario poenas Bullae intra vas masculi semen non immittens; quia delictum non est consummatum, nec ex eodem qui non nisi bis aut ter in Sodomiam sunt lapsi: quia Pontifex has poenas clericis exercentibus Sodomiam infligit. Etc. etc.
  8. T. j. zachowania postu przez cztery dni w tygodniu.
  9. Adam Tanner, jezuita, ur. w 1572 w Insbruku, żył w Ingolstadzie, um. w r. 1632.
  10. Sancius, hiszpański jezuita, umarł w Mexyku w r. 1579.
  11. Castro Palao (1581—1633) cenzor Inkwizycyi i rektor, w Sidonii.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Blaise Pascal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.