Prowincjałki/Pierwszy list pisany do mieszkańca prowincji przez jednego z przyjaciół w przedmiocie obcych sporów Sorbony

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Blaise Pascal
Tytuł Prowincjałki
Wydawca Instytut Wydawniczy
»Bibljoteka Polska«
Data wyd. 1921
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Tadeusz Boy-Żeleński
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
PIERWSZY LIST
PISANY
DO MIESZKAŃCA PROWINCJI PRZEZ JEDNEGO Z PRZYJACIÓŁ W PRZEDMIOCIE OBCYCH SPORÓW SORBONY[1].

(O sporach Sorbony, i o wynalezieniu terminu „najbliższej możności“, którym posłużyli się Moliniści[2]) aby osiągnąć potępienie Arnaulda.)
Paryż, 23 stycznia 1656 r.

Byliśmy w grubym błędzie. Ocknąłem się zeń dopiero wczoraj; aż dotąd, myślałem, że przedmiot dysput Sorbony jest bardzo ważny i niezmiernie doniosły dla religii. Tyle zebrań paryzkiego Fakultetu, tak sławnego zgromadzenia, zebrań, na których zdarzyło się tyle tak niezwyczajnych i bezprzykładnych rzeczy, rodzi tak wysokie pojęcie w tej mierze, iż niepodobna mniemać, aby nie miały one jakowegoś bardzo niezwykłego przedmiotu.
Zdumiejesz się wszakże bardzo, dowiadując się z tego sprawozdania, jaki jest owoc tak wielkiego zgiełku; pragnę ci to opowiedzieć w krótkich słowach, powiadomiwszy się wprzódy dokładnie.
Rozpatrują dwie kwestye: jedną faktyczną, drugą tyczącą punktu wiary.
Faktyczna zasadza się na tem, czy Arnauld[3] stał się winnym zuchwalstwa przez to iż powiedział w swoim drugim liście: Iż czytał dokładnie książkę Janseniusza i nie znalazł w niej twierdzeń[4] potępionych przez zmarłego papieża[5]; mimo to, potępiając te twierdzenia w jakiemkolwiek miejscu-by się znalazły, potępia je u Janseniusza, jeżeli tam są.
Rzecz w tem, czy mógł bez zuchwalstwa wyrazić mniemanie, iż wątpi aby te twierdzenia znajdowały się w Janseniuszu, skoro XX biskupi orzekli, że się tam znajdują.
Wytaczają sprawę przed Sorbonę. Siedmdziesięciu jeden doktorów podejmuje obronę Arnaulda, twierdząc że tym, którzy tylekroć zapytywali go w pismach czy utrzymuje że owe twierdzenia znajdują się w tej książce, nie mógł odpowiedzieć nic innego, jak tylko że ich tam nie widział, że wszelako potępia je, jeżeli się tam znajdują.
Niektórzy nawet, idąc dalej, oświadczyli, iż, mimo pilnego szukania, nie znaleźli nigdy w Janseniuszu tych twierdzeń, a nawet znaleźli zgoła przeciwne; żądali z naciskiem, o ile jest jakiś doktor który je tam znalazł, aby je zechciał pokazać; jestto rzecz tak łatwa, że nie można jej odmówić, skoro to jest pewny środek pognębienia ich wszystkich, wraz z samym p. Arnauld: ale stale odmawiano im tego. Oto stanowisko jednej strony.
Z drugiej strony znalazło się ośmdziesięciu doktorów świeckich i jakich czterdziestu mnichów żebrzących, którzy potępili to twierdzenie p. Arnauld, nie chcąc zbadać czy to co mówi jest prawdą czy fałszem, i oświadczywszy nawet, że nie chodzi o prawdziwość, ale jeno o zuchwalstwo jego twierdzenia.
Znalazło się, co więcej, piętnastu, którzy nie byli za Cenzurą, i których nazywa się obojętnymi.
Oto jak zakończyła się kwestya faktyczna, o którą zgoła się nie kłopocę; czy bowiem Arnauld dopuścił się zuchwalstwa czy nie, to nie jest sprawa obchodząca moje sumienie. A gdyby mnie zdjęła ciekawość przekonania się, czy te twierdzenia znajdują się w Janseniuszu, książka jego nie jest tak rzadka ani tak gruba, abym nie mógł przeczytać jej w całości dla oświecenia się, bez pytania o to Sorbony.
Ale, gdybym się nie bał również popaść w zuchwalstwo, poszedłbym, o ile mi się zdaje, za sądem większości ludzi z którymi się stykam, a którzy, przeświadczeni aż dotąd, na wiarę powszechną, że te twierdzenia znajdują się w Janseniuszu, zaczynają powątpiewać o tem; a przyczyną jest owa dziwna odmowa pokazania ich; tak iż nie spotkałem dotąd osoby, któraby mi rzekła że widziała te twierdzenia. Obawiam się tedy, aby ta Cenzura nie sprawiła więcej złego niż dobrego, i aby w tych którzy poznają jej dzieje nie zrodziła poglądów zgoła sprzecznych z jej wyrokiem. W istocie bowiem świat staje się nieufny i wierzy tylko o tyle, o ile coś widzi. Ale, jak rzekłem, ten punkt jest mało ważny, ponieważ nie chodzi w nim o wiarę.
Co się tyczy drugiej kwestyi, zdaje mi się ona donioślejsza w tem iż dotyczy punktu wiary. Toteż, powiadomiłem się o niej bardzo pilnie. Ale rad będziesz, dowiadując się, iż jestto rzecz równie mało ważna jak pierwsza.
Chodzi o zbadanie tego, co Arnauld powiedział w tym samym liście: Iż św. Piotrowi, w jego upadku, zbywało Łaski, bez której człowiek nic nie może. Sądziłem, jak pewnie i ty, iż rzecz w tem, aby zbadać główne zasady Łaski, ażali nie jest ona dana wszystkim ludziom, lub też czy jest skuteczna sama przez się[6]: ale omyliliśmy się. Stałem się w krótkim czasie wielkim teologiem, jak zaraz się o tem przekonasz.
Aby dotrzeć do jądra prawdy, odwiedziłem p. N..., doktora nawarskiego[7], który mieszka tuż obok mnie, i jest, jak panu wiadomo, jednym z najzagorzalszych wrogów jansenistów: że zaś ciekawość moja czyniła mnie niemal równie żarliwym jak on, spytałem go, czy nie rozstrzygną formalnie, że Łaska dana jest wszystkim ludziom, iżby już nie wytaczano tej wątpliwości. Ale odparł to szorstko, i powiedział że nie w tem rzecz; że są ludzie z jego obozu utrzymujący że Łaska nie jest dana wszystkim; egzaminatorzy oświadczyli nawet w Sorbonie że to mniemanie jest problematyczne, i on sam podziela ten pogląd; a potwierdził mi to zapomocą ustępu, sławnego, jak twierdzi, w św. Augustynie[8]: Wiemy, iż Łaska nie jest dana wszystkim ludziom.
Przeprosiłem go, iż nie dobrze odgadłem jego poglądy i prosiłem o objaśnienie, czy nie potępią bodaj tego drugiego mniemania jansenistów, które narobiło tyle hałasu, mianowicie iż Łaska jest skuteczna sama przez się, i że skłania nieodparcie naszą wolę do czynienia dobrego. Ale i tu również mi się nie powiodło.
— Bałamucisz, odparł; to nie jest zgoła herezya: to prawomyślne mniemanie; wszyscy Tomiści[9] wyznają je, i ja sam je podtrzymywałem w mojej Sorbonice[10].
Nie śmiałem już przedkładać moich wątpliwości, a coraz mniej rozumiałem w czem leży trudność; zaczem, dla oświecenia się, poprosiłem, aby mi powiedział, na czem polega herezya twierdzeń Arnaulda.
— Na tem, odparł, iż nie uznaje aby sprawiedliwi zdolni byli pełnić przykazania Boga, tak jak my to rozumiemy.
Odszedłem po tem pouczeniu; i, bardzo dumny że dotarłem do jądra prawdy, udałem się do p. N..., który ma się coraz lepiej. Czuł się na tyle dobrze, aby mnie zaprowadzić do swego szwagra, jansenisty czystej wody, a mimo to bardzo zacnego człowieka. Aby sobie zapewnić lepsze przyjęcie, udałem gorliwego stronnika i rzekłem: Czy podobna, aby Sorbona wprowadziła Kościół w ten błąd, iż wszyscy sprawiedliwi zawsze zdolni są pełnić przykazania?
— Co mówisz? rzekł ów doktor; nazywasz błędem pogląd tak katolicki, który zwalczają jedynie Lutrzy i Kalwini?
— Jakto? rzekłem, czy to nie jest wasze mniemanie?
— Nie, odparł, wyklinamy je jako heretyckie i bezbożne.
Zdziwiony jego mową, spostrzegłem rychło, że zbyt gorliwie chciałem być jansenistą, jak wprzódy byłem nadto molinistą. Ale, nie zadawalając się tą odpowiedzią, prosiłem aby mi rzekł poufnie, czy uważa, że sprawiedliwi mają zawsze prawdziwą możność pełnienia przykazań. Na to rozpalił się mocno świętym zapałem i rzekł, że nigdy nie będzie ukrywał swoich mniemań w jakimbądź przedmiocie; że to jest jego istotna wiara, i że on i wszyscy jego współbracia gotowi są bronić jej aż do śmierci, jako czystej nauki św. Tomasza i św. Augustyna, ich mistrza.
Mówił tak poważnie, że nie mogłem wątpić o tem. Jakoż, z tą pewnością, wróciłem do poprzedniego doktora i oznajmiłem mu z zadowoleniem, iż jestem pewien rychłego pokoju w Sorbonie: Janseniści uznają możność sprawiedliwych co do pełnienia przykazań, ręczę za to, i dałbym im to podpisać własną ich krwią.
— Powoli! odparł, trzeba być teologiem, aby się w tem rozeznać: różnica, która istnieje między nami, jest tak subtelna, iż zaledwie my sami zdołamy ją zauważyć; zbyt trudno byłoby ci to wyrozumieć. Zaspokój sie tedy wiadomością, iż janseniści powiedzą ci zapewne, że wszyscy sprawiedliwi mają zawsze możność pełnienia przykazań: nie o to się też spieramy. Ale nie powiedzą ci, że mają możność najbliższą[11]. I w tem sęk.
Słowo to było dla mnie nowe i nieznane. Aż dotąd pojmowałem wszystko, ale ten termin pogrążył mnie w ciemnościach, i sądzę iż wynaleziono go jedynie poto, aby rzecz zamącić. Poprosiłem tedy o wytłómaczenie, ale doktor zrobił tajemniczą minę, i wysłał mnie, bez innych wyjaśnień, do jansenistów, abym spytał czy uznają tę najbliższą możność. Utrwaliłem sobie ten wyraz w pamięci, inteligencya moja bowiem nie obejmowała go zgoła. Z obawy tedy abym nie zapomniał, pospieszyłem czemprędzej do swego jansenisty, i, po wstępnych grzecznościach, rzekłem natychmiast:
— Powiedz mi, proszę, czy uznajesz najbliższą możność?
Zaczął się śmiać i rzekł spokojnie:
— Powiedz mi wprzód, w jakim sensie to rozumiesz, a wówczas powiem co o tem myślę.
Ponieważ wiedza moja nie sięgała tak daleko, nie umiałem mu dać odpowiedzi; nie chcąc wszelako aby bytność moja miała pójść na marne, rzekłem na ślepo:
— Rozumiem to w sensie molinistów.
Na co, wciąż spokojnie, odparł: — Do jakich-to molinistów mnie odsyłasz?
Powołałem się na wszystkich razem, jako tworzących jedno ciało i ożywionych jednym duchem.
Na to rzekł: — Bardzo licho to rozumiesz. Nie tylko nie mają w tem jednakich poglądów[12], ale zgoła wręcz sprzeczne; ale, będąc wszyscy zgodni w zamiarze zgubienia Arnaulda, umyślili zgodzić się na ten termin najbliższy, który oboje będą wymawiali jednako, mimo że go pojmują rozmaicie, aby posługiwać się jednym językiem, i aby, przy pomocy tej pozornej zgodności, stworzyć znaczne ciało i osiągnąć większą liczbę dla tem skuteczniejszego gnębienia go.
Odpowiedź ta zdumiała mnie. Ale, nie przyjmując do wiadomości tych rzekomych złych intencyi molinistów, w które nie chcę wierzyć na słowo i które mnie nie obchodzą, zażądałem jedynie wyjaśnienia co do rozmaitych znaczeń dawanych temu tajemniczemu słowu najbliższy. Na co ów rzekł:
— Oświeciłbym pana z całego serca, ale ujrzałbyś w tem uprzedzenie i sprzeczność tak grubą, iż nie zechciałbyś mi uwierzyć: wydałbym ci się podejrzany; pewniejszy będziesz dowiadując się o tem od nich samych, dostarczę ci tedy adresów. Wystarczy ci jeno zajść oddzielnie do O. le Moine[13] i do O. Nikolai[14].
— Nie znam żadnego z nich, rzekłem.
— Przypomnij sobie, czy nie znasz żadnego z tych których wymienię, podzielają bowiem mniemania O. le Moine.
Znałem w istocie paru. Następnie rzekł:
— Uważ, czy nie znasz Dominikan zwanych Nowymi Tomistami, wszyscy oni bowiem myślą tak samo jak O. Nikolai.
Znałem również paru z tych których mi wymienił; postanawiając skorzystać z rady i wyjaśnić tę sprawę, pożegnałem go i udałem się do jednego z uczniów mistrza le Moine.
Zakląłem go, aby mi powiedział, co to znaczy mieć najbliższą możność uczynienia jakiejś rzeczy.
— To bardzo proste, rzekł: to znaczy mieć wszystko czego trzeba aby ją uczynić, tak iż nie brakuje nic do działania.
— Zatem, rzekłem, mieć najbliższą możność przebycia rzeki, to znaczy mieć łódkę, przewoźników, wiosła, etc., tak aby niczego nie brakowało.
— Bardzo słusznie, rzekł.
— A mieć najbliższą możność widzenia, rzekłem, znaczy być w jasnem świetle i mieć dobry wzrok. Ktoby bowiem miał dobry wzrok w ciemności, nie miałby najbliższej możności widzenia, wedle ciebie; a to iż brakłoby mu światła, bez którego niepodobna widzieć.
— Bardzo uczenie, rzekł.
— A tem samem, ciągnąłem, kiedy powiadasz że wszyscy sprawiedliwi mają zawsze najbliższą możność przestrzegania Przykazań, rozumiesz iż mają zawsze całą Łaskę potrzebną aby je pełnić: tak, iż niczego im nie zbywa ze strony Boga.
— Zaczekaj, rzekł; mają zawsze wszystko co jest potrzebne aby ich przestrzegać, lub przynajmniej aby modlić się do Boga.
— Rozumiem, rzekłem, mają wszystko co potrzebne aby się modlić do Boga o pomoc, i nie jest im potrzebna od Boga jakaś nowa łaska dla modlitwy.
— Zrozumiałeś, rzekł.
— Zatem nie jest potrzebna im skuteczna łaska aby się modlić do Boga?
— Nie, odparł, wedle O. le Moine.
Aby nie tracić czasu, poszedłem do Jakóbinów[15] i spytałem o tych o których wiedziałem że należą do Nowych Tomistów. Poprosiłem, aby mi powiedzieli, co to jest najbliższa możność.
— Czy to nie ta, rzekłem, której nie brakuje niczego do działania?
— Jakżeto, mój Ojcze, jeżeli brakuje czegoś do tej możności, czy nazwiesz ją najbliższą i czy powiesz, naprzykład, że człowiek ma, w nocy i bez wszelkiego światła, bezpośrednią możność widzenia?
— Owszem; miałby ją, wedle nas, o ile nie jest ślepy.
— Doskonale, rzekłem, ale O. le Moine rozumie to w przeciwnym sposobie.
— To prawda, odparli; ale my rozumiemy tak.
— Zgadzam się, rzekłem; nie spieram się bowiem nigdy o słowa, byleby mnie uprzedzono o znaczeniu jakie im kto daje. Ale widzę z tego, iż, kiedy powiadacie że sprawiedliwi mają zawsze najbliższą możność modlenia się do Boga, rozumiecie iż potrzeba im jeszcze innej pomocy, bez której nie modliliby się nigdy.
— Wybornie, odparli dobrzy Ojcowie ściskając mnie, wybornie; trzeba bowiem prócz tego skutecznej łaski, która nie jest dana wszystkim i która skłania ich wolę do modlitwy; i herezją jest przeczyć konieczności tej skutecznej łaski dla modlitwy.
— Wybornie, rzekłem ja z kolei: ale, w ten sposób, wedle was janseniści są katolicy, a O. le Moine heretyk. Janseniści bowiem powiadają, że sprawiedliwi mają możność modlitwy, ale że trzeba im wszelako do tego skutecznej łaski; i wy to potwierdzacie. Natomiast O. le Moine powiada, iż sprawiedliwi modlą się bez skutecznej łaski, a wy to potępiacie.
— Tak, odparli; ale O. le Moine nazywa tę możność możnością najbliższą.
— Jakto, moi Ojcowie, rzekłem, toć to znaczy igrać ze słowami, powiadać, iż jesteście w zgodzie, dlatego że macie wspólne wyrażenia, natomiast jesteście sprzeczni co do ich sensu.
Ojcaszkowie nie odpowiedzieli nic; wtem nadszedł właśnie ów uczeń O. le Moine. Uważałem to za nadzwyczaj szczęśliwy traf; ale dowiedziałem się później, że spotkania ich są częste, i że żyją z sobą w nieustannej styczności.
Rzekłem tedy do owego ucznia O. le Moine:
— Znam kogoś, kto powiada, iż wszyscy sprawiedliwi mają zawsze możność modlenia się do Boga, ale że, mimo to, nie będą się modlili nigdy bez skutecznej łaski która ich skłoni do tego, i którą Bóg nie zawsze daje wszystkim wybranym: czy to heretyk?
— Zaczekaj, rzekł ów doktor, mógłbyś mnie zaskoczyć. Idźmy powoli: Distinguo: jeżeli nazywa tę możność możnością najbliższą, będzie tomistą, a tem samem katolikiem; jeżeli nie, będzie jansenistą a tem samem heretykiem.
— Nie nazywa, rzekłem, ani najbliższą, ani nie najbliższą.
— Jest tedy heretykiem, rzekł; spytaj tych godnych Ojców.
Nie wziąłem ich za sędziów, już bowiem zgadzali się skinieniem głowy; ale rzekłem: Odmawia przyjęcia tego słowa najbliższy, ponieważ nie chcą mu go wytłómaczyć.
Na to, jeden z Ojcaszków chciał przytoczyć definicyę; ale uczeń Ojca le Moine przerwał mu, mówiąc: Chcecie tedy wszcząć na nowo nasze zwady? czy nie zgodzilismy się wraz, aby nie wyjaśniać tego słowa najbliższy i używać go z jednej i z drugiej strony, nie mówiąc co ono oznacza? Na co ów Jakóbin zgodził się.
Przejrzałem wówczas ich zamiar i rzekłem wstając aby ich pożegnać: W istocie, moi Ojcowie, lękam się aby to wszystko bie było czystą sztuczką; i, cobądź wyniknie z waszych zebrań, śmiem wam przepowiedzieć, iż, mimo wyroku Cenzury, nie zapanuje pokój. Gdyby bowiem nawet orzeczono, iż trzeba wymawiać te zgłoski naj, bliż, szy, któż nie widzi, iż, wobec tego że ich nie wyjaśniono, każdy z was zechce święcić zwycięstwo? Jakóbini powiedzą że to słowo wykłada się w ich znaczeniu, O. le Moine powie że w jego, będzie tedy o wiele więcej sporów o to aby je wytłómaczyć niż aby je wprowadzić; ostatecznie bowiem nie byłoby wielkiego niebezpieczeństwa przyjać go bez żadnego znaczenia, skoro może zaszkodzić jedynie przez znaczenie. Ale toby było rzeczą niegodną Sorbony i Teologii, używać słów dwuznacznych i mamiących, nie tłómacząc ich. Ostatecznie bowiem, moi Ojcowie, powiedzcie mi, proszę was ostatni raz, w co mam wierzyć aby być katolikiem?
— Trzeba, rzekli mi razem, mówić, że wszyscy sprawiedliwi mają najbliższą możność, abstrahując od wszelkiego znaczenia: Abstrahendo a sensu Thomistarum et a sensu aliorum Theologorum[16].
— To znaczy, rzekłem żegnając ich, iż trzeba wymawiać to słowo wargami, z obawy aby się nie stać heretykiem z nazwiska. Ostatecznie bowiem, czy to słowo jest w Piśmie św.?
— Nie, rzekli.
— Czy pochodzi od Ojców Kościoła, od Soborów Papieży?
— Nie.
— Od św. Tomasza?
— Nie.
— Gdzież jest tedy konieczność mówienia go, skoro nie ma ani powagi, ani żadnego własnego znaczenia?
— Uparty jesteś, rzekli; powiesz je, albo będziesz heretykiem i p. Arnauld także: jesteśmy bowiem w większej liczbie, a jeśli będzie trzeba, sprowadzimy tylu Franciszkanów że przeważymy.
Opuściłem ich po tym ważkim argumencie, aby ci spisać to opowiadanie, z którego widzisz że nie chodzi o żaden z następujących punktów, i że nie potępiono ich ani z jednej ani z drugiej strony.

I. Iż łaska nie jest dana wszystkim ludziom.
II. Iż wszyscy sprawiedliwi mają możność pełnienia przykazań bożych.
III. Iż potrzebują wszelako, dla pełnienia ich, a nawet dla modlitwy, skutecznej łaski która skłania ich wolę.
IV. Iż ta skuteczna łaska nie zawsze jest dana wszystkim ludziom i że zależy wyłącznie od miłosierdzia Boga.

Tak iż jedynie słowo najbliższa jest kwestyą sporną, nie mając zarazem żadnego znaczenia.
Szczęśliwe ludy, które go nie znają. Szczęśliwi ci, którzy nie doczekali jego urodzenia! nie widzę bowiem żadnego lekarstwa, o ile Panowie Akademicy nie wygnają, mocą swej powagi, z Sorbony tego barbarzyńskiego słowa, które sprawia tyle niesnasek. Inaczej, Cenzura zdaje się nieuchronna; ale jestem pewien iż nie będzie miała innych skutków, prócz tego, iż poda Sorbonę we wzgardę tem postąpieniem, które odejmie jej powagę potrzebną w innych wypadkach.
Zostawiam ci wszelako swobobę oświadczenia się za słowem najbliższa, lub nie; zanadto bowiem kocham bliźniego, aby go prześladować pod tym pozorem. Jeżeli to sprawozdanie przypadło ci do smaku, będę cię nadal powiadamiał o wszystkiem co się będzie działo. Kreślę się etc.








  1. Sorbona, założona w 1256 przez Roberta de Sorbon, najpoważniejsze kolegium paryskiego uniwersytetu. Teologiczny wydział Sorbony stawiał nieraz czoło samemu papieżowi.
  2. Molinistami zwano pierwotnie tylko tych jezuitów, którzy podzielali naukę o łasce (patrz List II) Moliny. Ponieważ jednak, w sporze przeciw jansenistom, cały zakon opowiedział się przy nauce Moliny, nazywano ogólnie molinistami jezuitów jako przeciwników jansenistów.
  3. Arnauld, ur. w 1612 w Paryżu, został w 1641 r. doktorem Sorbony i zażywał wysokiej opinii dla swej nauki i pobożności. W czasie gdy wszczęły się spory o Łaskę, przechylił się na stronę jansenistów, ściągając na siebie czujną nieprzyjaźń jezuitów. Listy, o których mowa, napisał z okazyi sporu między jednym z proboszczów paryskich a księciem de Liancourt, któremu odmówiono rozgrzeszenia z powodu jego styczności z Port-Royal. Arnauld, potępiony przez Sorbonę i przez Rzym, musiał się ukrywać, aż do r. 1668, w którym-to czasie nastało jakgdyby zawieszenie broni. W r. 1679, wskutek nowego zaognienia sporów, musiał uchodzić do Holandyi, skąd dalej prowadził zaciętą wojnę przeciw jezuitom. Umarł w r. 1694.
  4. Patrz Przedmowę tłómacza.
  5. Inocenty X (1644—1655).
  6. Dodatek: sama przez się nie znajduje się we wszystkich wydaniach.
  7. t. j. doktor Kolegium Nawarskiego w Paryżu.
  8. Św. Augustyn, Ojciec Kościoła, biskup hipoński (354—430).
  9. Zwolennicy nauki o Łasce św. Tomasza z Akwinu (1227—1274).
  10. Sorbonika, dysputa w której kandydat na bakalarza teologii musiał w Sorbonie, przez dwanaście godzin z rzędu, odpierać zarzuty oponentów.
  11. Le pouvoir prochain.
  12. Mowa tu o tomistach, którzy trzymali z jezuitami jedynie przeciw jansenistom.
  13. Piotr le Moine (1620—1671) autor jezuicki, napisał Pincturae morales, De felicitate devocionis etc.
  14. Wilhelm Nicolai, Dominikanin (1595—1668) napisał Cudy różańca.
  15. Dominikanie.
  16. „Abstrahując od rozumienia Tomistów i innych teologów“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Blaise Pascal i tłumacza: Tadeusz Boy-Żeleński.