Zemsta włamywacza (Lord Lister nr 73)/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Zemsta włamywacza
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 30.3.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Sławny grafolog

W pięknie urządzonej jadalni, za suto zastawionym stołem siedzieli dwaj mężczyźni. Jednym z nich był sławny John C. Raffles, drugim zaś jego przyjaciel i sekretarz, Charley Brand.
— Doskonała kawa — odezwał się Charley. — Przyrządziłeś ją, widzę, po turecku wedle swej własnej recepty?
— Tak — odparł Raffles. — Czy ci smakuje?
— Jest nadzwyczajna — odparł Charley, pogrążając się w lekturze gazet.
— Musisz posłuchać, jaką sensacyjną wiadomość przyniósł nam dzisiejszy „Times“ — odezwał się nagle Raffles.
— Cóż takiego?
— Posłuchaj: „Wczoraj sekretarz prywatny Jego Ekscelencji Pana Premiera złożył wizytę inspektorowi Baxterowi ze Scotland Yardu, pragnąc otrzymać od niego informacje w sprawie niejakiego Johna C. Rafflesa. Chodziło mianowicie o wyjaśnienie dlaczego ten nieuchwytny przestępca nie wpadł jeszcze w ręce policji. Jesteśmy zadowoleni, że możemy podzielić się z naszymi czytelnikami sensacyjną wiadomością. Wedle ostatnich danych śledztwa, John C. Raffles nie jest osobą żyjącą, lecz nazwiskiem, pod którym ukrywa się banda niebezpiecznych przestępców.
W chwili obecnej znajduje się w Londynie około dwudziestu Rafflesów.
W świetle tego wyjaśnienia łatwo zrozumieć, dlaczego policja nie zdołała dotąd schwytać tego oszusta.“
— To poprostu niesłychane! — wybuchaj Charley. — Istniejesz więc w dwunastu egzemplarzach i dlatego nie sposób cię schwytać? I cóż ty na to?
— Nic. Dowiodę, że cała ta historia jest wymysłem. — Rozumiem o co tu chodzi. Ten dureń Baxter chcąc się wykręcić z niemiłej sytuacji wymyślił historię, która narusza moją reputację. Już ja się z nim porachuję!
— Co masz zamiar zrobić? — zapytał Charley.
Raffles roześmiał się.
— Mój drogi! Gdybym wiedział? Muszę przede wszystkim ustalić jedną okoliczność: wiem, że Baxter wczoraj rozpoczął swój urlop. Chcę się dowiedzieć dokąd się udał? Urządzę mu wakacje, które popamięta przez całe życie.
Raffles zapalił papierosa i począł szybko przemierzać pokój. Nagle zatrzymał się przed aparatem telefonicznym i połączył się ze Scotland Yardem.
— Hallo — zabrzmiał jakiś głos.
— Proszę mnie połączyć z inspektorem Baxterem.
W aparacie dał się słyszeć lekki trzask, poczym znów odezwał się inny głos.
— Hallo?.. Tu inspektor Baxter.
Raffles doskonale znał głos Baxtera... Nie wątpił ani przez chwilę, że przy telefonie był Marholm.
— Czy to pan inspektor Baxter osobiście?
— Nie odparł „Pchła“. — Inspektor Baxter jest na urlopie i ja go zastępuję. Czy mogę wiedzieć kto mówi?
John C. Raffles zmienił głos:
— Jeśli nie ma go w biurze, odwiedzę go w jego własnym mieszkaniu. Jestem jego wujem. Wczoraj przyjechałem do Londynu umyślnie po to, aby się z nim zobaczyć.
Marholm nie poznał głosu Rafflesa i był święcie przekonany, że rozmawia naprawdę z wujem Baxtera.
— Inspektor Baxter będzie niepocieszony... Dziś wyjechał do Brighton, gdzie stanął w Hotelu de la Mer.
— Jakże mi przykro — odparł Raffles. — Jestem w Londynie przejazdem... Dziękuję panu za wyjaśnienie. — Żegnam.
Odłożył mikrofon i zbliżył się do Charleya.
— Znam już adres naszego ptaszka. Musimy przygotować się do podróży. Jedziemy do Brighton. Przebierzesz się za starego służącego, z godnością pełniącego swoje funkcje.
Po upływie pół godziny Charley przedzierzgnął się w starego lokaja, a Raffles w starszego jowialnego pana, poczym obaj udali się na dworzec i wsiedli do pociągu, zdążającego do Brighton.
Raffles zapisał się w hotelu jako profesor Conte z Oxfordzkiego uniwersytetu. Na liście gości spostrzegł nazwisko Baxtera.
Następny dzień minął bez specjalnych wydarzeń.
Raffles zawarł znajomość z niektórymi mieszkańcami hotelu a między innymi zaprzyjaźnił się z pewnym Amerykaninem, który z zamiłowaniem zbierał autografy. Był to człowiek niezmiernie bogaty i chwalił się przed Rafflesem, że w Ameryce posiada najbogatszy zbiór autografów wszystkich najsłynniejszych osobistości.
Raffles zaciekawił się.
— Pańskie opowiadanie interesuje mnie — rzekł pewnego popołudnia do amerykańskiego milionera. — Chciałbym obejrzeć pańską kolekcję. Jestem grafologiem.
— Bardzo się cieszę z tego spotkania. — Uważam grafologię za jedną z najciekawszych nauk.
— Tak jest w istocie — odparł Raffles. — Wyspecjalizowałem się w tej dziedzinie do tego stopka, że na podstawie próby pisma mogę określić charakter człowieka.
Tegoż wieczora Raffles zauważył pomiędzy gośćmi inspektora Baxtera. Na widok Amerykanina, wchodzącego na salę w towarzystwie godnie wyglądającego starszego pana, inspektor zerwał się z miejsca i podbiegł w jego stronę. Baxter promieniał. Czerwony goździk tkwił kokieteryjnie w jego butonierce. Inspektor kręcił się, jak młodzik, dokoła pewnej starszej damy, obwieszonej brylantami.
— Pozwoli pan, panie Manning (tak brzmiało nazwisko milionera), że panu przedstawię panią Grayson, wdowę po znanym przemysłowcu... — rzekł.
Mister Manning ukłonił się.
— Bardzo mi miło poznać panią... Znałem nieboszczyka pani męża, z którym łączyły mnie stosunki handlowe.
Pani Grayson uśmiechnęła się, wyciągając ku niemu ubrylantowaną dłoń.
— Czy pan pozwoli, że wypijemy kawę przy pańskim stoliku? — rzekła.
— Z prawdziwą przyjemnością, droga pani. Pozwoli pani sobie przedstawić: Pan profesor Conte z Oxfordzkiego uniwersytetu... Pani Grayson.. Inspektor Baxter ze Scotland Yardu.
Baxter i Raffles ukłonili się sobie uprzejmie.
Mister Mannig wyjął z kieszeni notes i wieczne pióro.
— Posłuchaj mnie, inspektorze — rzekł. — Jako amator autografów chciałbym prosić pana o napisanie mi na kartce swego nazwiska oraz adresu. Otrzyma pan zaszczytne miejsce w mojej kolekcji.
Baxter przełknął komplement, wziął pióro i podpisał się.
Milioner zwrócił się skolei do Rafflesa.
— Ponieważ bardzo wiele słyszałem o pańskich sukcesach w dziedzinie grafologii, chciałbym posiadać również i pański autograf, profesorze.
Wiadomość o specjalności profesora zainteresowała żywo Baxtera i panią Grayson.
— Drogi profesorze — rzekła, szczerząc w uśmiechu żółte zęby — tyle o panu słyszałam, że ośmielam się zwrócić do pana z prośbą: oto list od jednego z moich adoratorów. Czy zechciałby pan na zasadzie pisma określić mi charakter i właściwości osoby, która list ten pisała?
— Bardzo chętnie, droga pani. Czy to ten list?
— Tak... Proszę tylko nie mówić nikomu, jaka jest jego treść.
— Oczywiście... Jest to sprawa dyskrecjonalna.
Profesor wziął list do ręki i począł przyglądać mu się z zainteresowaniem.
— Napiszę pani na karteczce, co o tym myślę. — rzekł.
Wyrwał kartkę z notatnika i napisał co następuje:
„Osoba, która list ten pisała odznacza się wybujałą ambicją, próżnością, chciwością i skłonnością do alkoholu“.
Pani Grayson przeczytała treść kartki. Na twarzy jej odmalowało się żywe zdumienie.
— Zupełnie słusznie... — rzekła. Ja również byłam tego zdania i dla tego nie odpowiadałam na propozycję tego jegomościa. Dziś napiszę mu, że zrywam z nim stanowczo.
— Postanowiła więc pani zerwać ze swym wdowieństwem — rzucił Amerykanin.
Korpulentna dama spuściła skromnie oczy i szepnęła:
— Co robić?... Jestem zbyt młoda, aby samotnie iść przez życie... Nieboszczyk mój mąż błagał mnie na łożu śmierci, abym nie poświęcała swego szczęścia dla jego pamięci. Gdzie jednak znaleźć istotę tak szlachetną, jak był mój drogi zmarły? Gdybym spotkała kogoś zbliżonego do mego ideału, zapisałabym mu cały mój majątek i całe życie służyłabym mu wiernie, jak niewolnica!
— Miejmy nadzieję, że spotka pani takiego człowieka na swej drodze — przerwał jej Baxter. — Należałoby rozejrzeć się wśród wyższych urzędników państwowych.
— Czy sądzi pan, że tam znalazłabym mój ideał? — zapytała dama, obrzucając Baxtera wiele mówiącym spojrzeniem.
— Jestem tego pewien — odparł Baxter.
— Ten dureń zarzuca wyraźnie sidła na tę amerykańską mumię! — pomyślał sobie Raffles.
— I ja również mam list dla pana — odezwał się mister Manning.
Wyjął portfel. Raffles zauważył, że portfel ten wypchany był grubo banknotami.
— Niech pan obejrzy ten list, profesorze. — Pisany jest przez człowieka, który reflektuje na bardzo poważne stanowisko w jednej z moich fabryk. Osoba, która je obejmie, musi posiadać charakter nieskazitelny i dawać mi pełną rękojmię uczciwości. Cóż pan sądzi o tym człowieku?
Lord Lister zbadał dokładnie każde słowo listu.
— Człowiek ten w żadnym wypadku nie zasługuje na pańskie zaufanie, panie Manning — rzekł. — Oszuka pana... Może nawet i okradnie...
— To nadzwyczajne — odparł milioner. — Jeden z pańskich nowojorskich kolegów wydal podobną opinię. Trudno mi było jednak w to u wierzyć, ponieważ człowiek ten posiadała świadectwa, pochodzące od najwybitniejszych osób...
— A jednak to prawda. Wyspecjalizowałem się w określaniu charakterów osób o wyraźnych skłonnościach przestępczych. Doszedłem do takiej wprawy że mogę z góry powiedzieć, czy dany osobnik popełnił w życiu jakieś przestępstwo, czy nie...
— Do kroćset — zaklął Baxter. — To byłoby coś dla mnie. Dziwię się, że nic dotychczas o panu nie słyszałem...
— Możliwe — odparł Raffles. — Ja natomiast słyszałem o panu bardzo wiele.
Baxter nie dostrzegł ironii w glosie Tajemniczego Nieznajomego.
— Czy zechciałby mi pan scharakteryzować człowieka, którego próbę pisma posiadam przy sobie?
— Z prawdziwą przyjemnością, inspektorze...
Baxter wyciągnął z kieszeni list. Raffles z daleka poznał swój charakter pisma.
— Proszę tylko nie oglądać podpisu — rzekł Baxter, zaginając list w ten sposób, że podpis pozostał na odwrocie.
Lord Lister omal nie wybuchnął śmiechem.
„Drogi inspektorze! — czytał Raffles. — Otrzymałem pański list, w którym dziękuje mi Pan za współpracę. Życzę Panu powodzenia i mam nadzieję, że nieraz jeszcze uda mi się współpracować z Panem.
Proszę przyjąć wyrazy prawdziwego szacunku...
— ...Od Johna C. Rafflesa — dokończył w myśli lord Lister.
Zmarszczył brwi, udając, że zastanawia się głęboko.
— Bardzo ciekawe — rzekł po chwili. — Dotychczas spotykałem ten charakter pisma tylko u najwybitniejszych przestępców. Człowiek, który pisał ten list, jest osobnikiem niebezpiecznym, zdolnym do wszystkiego... Krótko mówiąc jest to prawdziwy geniusz zbrodni.
— Zadziwiające... Zadziwiające — rzekł Baxter, składając z podziwu ręce. — Zechce pan przyjąć, profesorze, wyrazy mego najgłębszego uznania. — Odgadł pan tak trafnie charakter tego osobnika jak gdyby wiedział pan, kto pisał te słowa. Chcę przekonać wszystkich, jak wnikliwa była pańska analiza i dlatego zdradzę nazwisko autora listu. Proszę, oto jego podpis.
Wszyscy pochylili się nad listem który inspektor wygładził starannie.
— John C. Raffles — powtórzył mister Manning zbielałymi wargami. Instynktownie włożył rękę do kieszeni, w której zwykł był nosić portfel.
Profesor Conte spojrzał na zegarek, jak gdyby chciał się upewnić, czy ma go jeszcze na ręku. Tylko inspektor Baxter zachował olimpijski spokój.
— Uspokójcie się, mili państwo — rzekł ze śmiechem. — Przy mnie jesteście bezpieczni... Raffles nie ośmieli się zjawić tam, gdzie ja przebywam.
— Dlaczego nie udało się go dotychczas zaaresztować!... Musi się w tym kryć coś niezwykłego? — rzekł mister Manning.
— Czy nie czytaliście państwo ostatniego mojego oświadczenia w „Timesie“?
— Nie... Czytam tylko gazety amerykańskie — odezwał się Manning.
— A więc je powtórzę — oświadczył dumnie Baxter. — Zdobyłem wreszcie pewność, że Raffles nie jest osobą rzeczywistą... Jest to cała banda złoczyńców, ukrywających się pod tym wspólnym mianem. Dlatego też nikt dotąd nie potrafił schwytać Rafflesa.
— Mógł pan przecież, drogi inspektorze, ująć choćby jednego z tych bandytów — wtrącił się do rozmowy Raffles.
— Błagam was, panowie, zmieńmy temat — przerwał Amerykanin.
— Nie denerwujmy się — rzekła pani Grayson — Cieszmy się że mamy wśród nas inspektora Baxtera, który potrafi nas obronić przed każdym niebezpieczeństwem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.