Przejdź do zawartości

Strona:PL Lord Lister -73- Zemsta włamywacza.pdf/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jak to nie istnieje?!! — przerwał Baxter — nie możemy przecież pisać podobnych głupstw...
— Niech mi to pan pozostawi. Nie wie pan co zamierzam przez to powiedzieć. Wyjaśniam: rzekomy John C. Raffles nie istnieje jako jednostka.
— A jako co?... Jako widmo?
— Coś w tym rodzaju... Jest to cała banda oszustów, kryjących się pod tym nazwiskiem... Niejaki John C. Raffles, znany również jako lord Lister, dopuścił się pewnych czynów, które uzasadniały jego zaaresztowanie... Prasa podniosła na jego temat tyle krzyku, że od tej chwili cały szereg oszustów poczęło podszywać się pod to nazwisko. Oto nasza linia obrony: nie możemy schwytać Rafflesa, ponieważ jest wielu Rafflesów.
Baxter zamyślił się.
— To już brzmi trochę lepiej. Jego Ekscelencja zrozumie teraz dlaczego Rafflesowi przypisuje się tyle niezwykłych wyczynów... Macie rację, Marholm. Oto wasz czek.
„Pchła“ chwycił czek i niezwłocznie zabrał się do redagowania raportu.
Nagle zadzwonił telefon. Dzwonił sekretarz redaktora „Timesa“. Baxter mrugnął porozumiewawczo w stronę Marholma.
— Przyjmijcie ten telefon i udzielcie mu informacji zgodnie z waszym raportem.
W chwilę później, redaktor naczelny „Timesa“ otrzymał cenną informację, że znany włamywacz i awanturnik John C. Raffles jest poprostu postacią wyimaginowaną, pod którą podszywa się szereg niebezpiecznych przestępców.
Zadowolony z tego szczęśliwego obrotu sprawy, Baxter wyszedł z Marholmem z biura. Obaj panowie skierowali się prosto do sklepu tytoniowego, gdzie Baxter kupił dwadzieścia pięć najprzedniejszych cygar hawańskich i wręczył je Marholmowi.

Sławny grafolog

W pięknie urządzonej jadalni, za suto zastawionym stołem siedzieli dwaj mężczyźni. Jednym z nich był sławny John C. Raffles, drugim zaś jego przyjaciel i sekretarz, Charley Brand.
— Doskonała kawa — odezwał się Charley. — Przyrządziłeś ją, widzę, po turecku wedle swej własnej recepty?
— Tak — odparł Raffles. — Czy ci smakuje?
— Jest nadzwyczajna — odparł Charley, pogrążając się w lekturze gazet.
— Musisz posłuchać, jaką sensacyjną wiadomość przyniósł nam dzisiejszy „Times“ — odezwał się nagle Raffles.
— Cóż takiego?
— Posłuchaj: „Wczoraj sekretarz prywatny Jego Ekscelencji Pana Premiera złożył wizytę inspektorowi Baxterowi ze Scotland Yardu, pragnąc otrzymać od niego informacje w sprawie niejakiego Johna C. Rafflesa. Chodziło mianowicie o wyjaśnienie dlaczego ten nieuchwytny przestępca nie wpadł jeszcze w ręce policji. Jesteśmy zadowoleni, że możemy podzielić się z naszymi czytelnikami sensacyjną wiadomością. Wedle ostatnich danych śledztwa, John C. Raffles nie jest osobą żyjącą, lecz nazwiskiem, pod którym ukrywa się banda niebezpiecznych przestępców.
W chwili obecnej znajduje się w Londynie około dwudziestu Rafflesów.
W świetle tego wyjaśnienia łatwo zrozumieć, dlaczego policja nie zdołała dotąd schwytać tego oszusta.“
— To poprostu niesłychane! — wybuchaj Charley. — Istniejesz więc w dwunastu egzemplarzach i dlatego nie sposób cię schwytać? I cóż ty na to?
— Nic. Dowiodę, że cała ta historia jest wymysłem. — Rozumiem o co tu chodzi. Ten dureń Baxter chcąc się wykręcić z niemiłej sytuacji wymyślił historię, która narusza moją reputację. Już ja się z nim porachuję!
— Co masz zamiar zrobić? — zapytał Charley.
Raffles roześmiał się.
— Mój drogi! Gdybym wiedział? Muszę przede wszystkim ustalić jedną okoliczność: wiem, że Baxter wczoraj rozpoczął swój urlop. Chcę się dowiedzieć dokąd się udał? Urządzę mu wakacje, które popamięta przez całe życie.
Raffles zapalił papierosa i począł szybko przemierzać pokój. Nagle zatrzymał się przed aparatem telefonicznym i połączył się ze Scotland Yardem.
— Hallo — zabrzmiał jakiś głos.
— Proszę mnie połączyć z inspektorem Baxterem.
W aparacie dał się słyszeć lekki trzask, poczym znów odezwał się inny głos.
— Hallo?.. Tu inspektor Baxter.
Raffles doskonale znał głos Baxtera... Nie wątpił ani przez chwilę, że przy telefonie był Marholm.
— Czy to pan inspektor Baxter osobiście?
— Nie odparł „Pchła“. — Inspektor Baxter jest na urlopie i ja go zastępuję. Czy mogę wiedzieć kto mówi?
John C. Raffles zmienił głos:
— Jeśli nie ma go w biurze, odwiedzę go w jego własnym mieszkaniu. Jestem jego wujem. Wczoraj przyjechałem do Londynu umyślnie po to, aby się z nim zobaczyć.
Marholm nie poznał głosu Rafflesa i był święcie przekonany, że rozmawia naprawdę z wujem Baxtera.
— Inspektor Baxter będzie niepocieszony... Dziś wyjechał do Brighton, gdzie stanął w Hotelu de la Mer.
— Jakże mi przykro — odparł Raffles. — Jestem w Londynie przejazdem... Dziękuję panu za wyjaśnienie. — Żegnam.
Odłożył mikrofon i zbliżył się do Charleya.
— Znam już adres naszego ptaszka. Musimy przygotować się do podróży. Jedziemy do Brighton. Przebierzesz się za starego służącego, z godnością pełniącego swoje funkcje.
Po upływie pół godziny Charley przedzierzgnął się w starego lokaja, a Raffles w starszego jowialnego pana, poczym obaj udali się na dworzec i wsiedli do pociągu, zdążającego do Brighton.
Raffles zapisał się w hotelu jako profesor Conte z Oxfordzkiego uniwersytetu. Na liście gości spostrzegł nazwisko Baxtera.
Następny dzień minął bez specjalnych wydarzeń.
Raffles zawarł znajomość z niektórymi mieszkańcami hotelu a między innymi zaprzyjaźnił się z pewnym Amerykaninem, który z zamiłowaniem zbierał autografy. Był to człowiek niezmiernie bogaty i chwalił się przed Rafflesem, że w Ameryce posiada najbogatszy zbiór autografów wszystkich najsłynniejszych osobistości.
Raffles zaciekawił się.
— Pańskie opowiadanie interesuje mnie — rzekł pewnego popołudnia do amerykańskiego mil-