Wysoki Zamek/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Czołowski
Tytuł Wysoki Zamek
Rozdział I
Wydawca Wydawnictwo Towarzystwa Miłośników Przeszłości Lwowa
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
W
I.
ZAMKOWA GÓRA W DOBIE PRZEDHISTORYCZNEJ. OSADNICTWO. KSIĘSTWA CZERWONORUSKIE. NAJAZD MONGOŁÓW I JEGO SKUTKI. GRODY NA RUSI. ZAŁOŻENIE LWOWA. PIERWSZE WIADOMOŚCI O NIM. POŁOŻENIE I WYGLĄD. OSTATNI KNIAZIOWIE.

Wśród zabytków starego Lwowa, które na zawsze znikły z widowni, niepoślednie miejsce zajmuje Wysoki Zamek.
Strażnica niegdyś widna z daleka i sama daleko patrząca, schronienie i obrona całej okolicy podlwowskiej, wypełniał ów zamek murami swymi i basztami przez wieki krajobraz Lwowa, tak samo jak i dzieje jego.
Był stróżem zbrojnym miasta, tarczą ochronną, ale i więzieniem zarazem, był otuchą tym, co patrzyli na strome jego, zda się niezdobyte zbocza, a nieraz i chmurą czarną nad wolnościami miejskiemi.
Szary, posępny, wichrem jęczący, patrzył Wysoki Zamek na rozsiadłe u stóp jego miasto, na jego życie i sprawy, sam tajemnice swoje w lochach i murach chowając. I zrósł się ze Lwowem, świadek jego złotych czasów i potęgi i nędzy czasów późniejszych. Wszystkich wrogów jego widział i wszystkich przyjaciół, a niszczał i w gruzy opadał razem z miastem.
Tylko, że nie danem mu było doczekać odrodzenia Lwowa. Czas i ręka ludzka zniszczyły go prawie bez śladu. Dziś tylko nazwa góry, a na jej szczycie mały szczątek rozsypującego się muru obok kopca Unii Lubelskiej — oto wszystko, co z dawnej, głośnej pozostało warowni.
Pozostało nadto wspomnienie jej dziejów, znanych dotąd tylko w ogólnych, często fantastycznych zarysach. A dzieje te, to część rycerskich dziejów miasta, które pisane krwią i orężem, poświęceniem i męstwem, tak chlubnie uwieczniły się na kartach Polski.
Z okruchów archiwalnych, o ile je dało się zebrać mozolnie, pragniemy przedstawić obraz przeszłości Wysokiego Zamku. Zamyka ją okres pięciu wieków, od założenia przez Kazimierza Wielkiego do zniszczenia wskutek sypania kopca. Nim jednak z woli wspomnianego króla, który powtórnie zakładał Lwów, wzniósł się ów zamek na górze, miała ona długą już przeszłość za sobą, którą trudno pominąć, bo to dzieje pierwotnego grodu lwowskiego, sama zaś „góra zamkowa“, to miejsce, które swem kształtem i położeniem zadecydowało o powstaniu Lwowa, było pierwszą jego kolebką, warownią i zawiązkiem przyszłego rozwoju.
W pomroce wieków giną pierwotne dzieje tej góry, to pewne atoli, że w najstarszej, przedhistorycznej już dobie, pierwotni mieszkańcy tych stron, nieznający jeszcze użytku kruszców, klecili na niej swe sadyby, żyli i grzebali swe szczęty. Dowodem tego kamienne narzędzia, czerepy z naczyń, urny napełnione niedopalonemi kośćmi i t. d., odkryte przy sypaniu kopca, pod fundamentami Wysokiego Zamku.
Początkowe to osadnictwo nie mogło być trwałe. Kotlina lwowska z swą odosobnioną górą nie miała przedewszystkiem tych warunków ułatwionego bytu, za jakimi człowiek od najstarszej doby oglądał się zawsze. Warunki takie znajdował nie w górach, puszczach lub stepach bezdrożnych, lecz nad brzegami wód. Woda bowiem była karmicielką, rzeki naturalnym gościńcem wśród leśnej gęstwiny, a nadbrzeża rzeczne najwygodniejszem miejscem dla osady.
Tego właśnie brakowało kotlinie lwowskiej, tworzącej ustroń zaciszną wśród borów i bagnisk, zdala od brzegów wód i rzek.
Długo pozostała taką.
Minęły wieki. Na obszarach ziem przedkarpackich utworzyły się pierwsze organizmy państwowe: lechickie czyli polskie na zachodzie, ruskie na wschodzie.
Od tej chwili występuje na widownię dziejową i ziemia, obejmująca mniej więcej dzisiejszą Galicyę wschodnią.
Pierwszą wzmiankę o niej przekazał nam najstarszy kronikarz ruski, Nestor[1]:
„W roku 981mówiwyruszył Włodzimierz na Lachów i zabrał grody ich Przemyśl, Czerwień i inne“.
Powyższemi słowami stwierdził więc dobitnie, że pierwszymi posiadaczami tej ziemi byli Lachowie czyli Polacy. Dopiero w owym 981 r. Włodzimierz, a był nim książę kijowski, Włodzimierz Wielki, zdobył ją i przyłączył do Rusi. Stało się to więc w czasie, gdy w Polsce panował Mieszko (Mieczysław) I., który zajęty właśnie rozpaczliwą walką z Niemcami, nie mógł przeszkodzić utracie swych grodów, zwanych odtąd „czerwieńskimi“, a kraj Rusią Czerwoną.
Polska nie zrzekła się łatwo utraty tak znacznego obszaru ziem. Bolesław Chrobry ( 1025), a następnie Bolesław Śmiały ( 1079) odzyskali ponownie „grody czerwieńskie“, ale na krótko.
Z końcem XI. wieku Ruś Czerwona, odłączywszy się od Kijowa, utworzyła odrębne księstwo pod własnymi książętami z dynastyi Rościsławiczów, następnie zaś Romanowiczów, z stolicą początkowo w Przemyślu, później w Haliczu.
W ciągu tego ruskiego okresu coraz nowe miejscowości występują na widownię w tych stronach, dowiadujemy się o siołach, gródkach i grodach, o kotlinie jednak lwowskiej, o Lwowie milczą źródła historyczne. Brak owego doniosłego warunku, brak rzeki — nie był widocznie zachętą dla osadnictwa w tem miejscu.
Co długo jednak nie było zachęcające i dogodne, stało się wkońcu pożądane, a nawet korzystne. Przewrót taki sprowadził pamiętny w dziejach rok 1241, w którym, jak lawina wszystko niszcząca — przesunęły się przez Ruś ku Polsce i Węgrom hordy mongolsko-tatarskie.
Pod naporem azyatyckiej dziczy legły w gruzach grody i cerkwie, znikły z widowni dwory i sioła bojarów, a przerażeni kniaziowie uszli z niedobitkami w obce strony. Życie ustąpiło w puszcze leśne i niedostępne kryjówki gór, pola zaległy dziką stepową pustynią — zwierz po ludziach objął chwilowo spuściznę. Halicz zniszczony do gruntu, z gliszczami i dawne stracił swe znaczenie. Wszędzie jedna widniała ruina i tylko tu i ówdzie w zapomnianych ustroniach ludność z ogólnej ocalała zagłady. Kraj osiadły pozostał bez ludzi, bez uprawy, a wyziewy trupie uniemożliwiały nawet zbliżanie się do miejsc dawnych siedlisk. Zniszczenie było jedno z najstraszniejszych w dziejach, czasy zaś tak okropne, że „żyjący — mówi kronikarz — zazdrościli spokoju umarłym“.
Z ruiną skończyła się nadto i samoistność księstw ruskich. Ruś północno-wschodnia uległa natychmiast. Jeden książę po drugim musiał iść do Seraju hana, nad rzeką Achtubą, całować baszmę, t. j. odcisk stopy hańskiej, kłaniać się mongolskim bałwanom i z rąk hana przyjmować godność książęcą.
Jedyny książę halicki, Daniło, wróciwszy z tułaczki do kraju, zachował czas jakiś swą niepodległość. W roku atoli 1250 przyszła i na niego kolej. Na rozkaz hana musiał uznać zwierzchnictwo mongolsko-tatarskie, które odtąd wiek cały zaciężyło nad Rusią halicką.
Daremne były wszelkie zabiegi i plany Daniły, aby odzyskać samodzielność. Szukając w tym celu oparcia i pomocy na Zachodzie, równocześnie gorączkową rozwinął czynność, aby zniszczony kraj zaludnić na nowo i osłonić go warowniami, odbudowywał więc stare, zakładał nowe i tych „powznosił mnóstwo przeciw bezbożnym Tatarom“, mówi kronikarz.
W pracy tej dopomagał mu najstarszy syn, książę Lew, któremu oddał dzielnicę przemyską.
Młody książę idąc przykładem ojca, zaczął dzielnicę swą również wzmacniać warowniami.
Warowniami owemi nie były zamki, bo zamków w znaczeniu budynków obronnych (drewnianych lub murowanych) nie znano w tym czasie jeszcze wogóle na Rusi. Były natomiast grody, t. j. miejsca z natury niedostępne, otoczone wałami, rowami, palisadą, wśród których zagrożona ludność mogła szukać schronienia i bronić się w razie najazdu.
Przy zakładaniu każdego grodu miano na oku przedewszystkiem teren, a na drugim dopiero planie dogodność.
W okolicach górzystych, pagórkowatych lub poprzecinanych głębokiemi dolinami, obierano zawsze miejsca, do których przystęp z natury był utrudniony, bo przez to praca obwarowania znacznie już była ułatwiona, człowiek nie potrzebował mozolnie ubezpieczać się z każdej strony. Wystarczało jakie takie obwarowanie krawędzi stoków jednej lub drugiej dostępnej strony, a do tego nadawały się płaskie, odosobnione wzgórza, wąskie grzbiety gór lub ich odnogi, wyskakujące w kształcie języka, o stromych, wysokich brzegach, zwykle nad wodami i głębokimi jarami.
Na takich miejscach dotąd najliczniejsze znachodzimy ślady „horodyszcz“ t. j. miejsc dawno opustoszałych grodów[2].
Gdzie okolica była płaską, stawiano grody na wyspach jezior, wśród moczarów, przy spływach rzek, by w ten sposób utrudnić nieprzyjacielowi dostęp.
Pierwotne grody: Kijów, Chełm, Nowogród, Włodzimierz, Czernichów, Krzemieniec, Przemyśl, Halicz, Trembowla i wiele innych, leżały na górach, Dźwinogród, Bełz wśród moczarów, a wszystkie bez wyjątku na miejscach z natury obronnych. Zasadniczą obroną tych pierwszych grodów było niedostępne wysokie położenie, drugich bagna i wody.
Środki sztuczne, służące do wzmocnienia naturalnej obronności każdego grodu, były proste i niewiele zwykle wymagały trudu. Najważniejsze z nich były wały. Ich wielkość, wysokość, długość zależała od terenu i potrzeby. Ze strony, z której dostęp był najłatwiejszy, wznosiły się one podwójnie, potrójnie i t. d.
W ścisłym związku z wałem i jego wysokością pozostawał rów od strony zewnętrznej wału, tem głębszy i szerszy, im potężniejszy był sam wał.
Dostęp do wnętrza był możliwy tylko przez zamykane bramy (wrota), bronione zwykle drewnianą wieżą.
Mostów zwodzonych nie znano, tylko stałe i dlatego przy oblężeniach główny atak przypuszczano do bram.
Wały były często ujęte w drewnianą osłonę, z palów i kłód, przez co tworzono prostopadłą ścianę, a powtóre zapobiegano, by ziemia, usuwając się, nie zasypywała rowu, a tem samem nie obniżała nasypu. Pale ściany zewnętrznej, od strony rowu, były zwykle wyższe od wału, aby stojący na nim wojownicy mieli bezpieczną zasłonę przed nieprzyjacielem.
Gdzie strome stoki góry broniły dostępu na jej szczyt, tam wały były zbyteczne. Wystarczało zabezpieczenie krawędzi stoków ostrokołem (ostrogiem), t. j. wbitymi w ziemię palami, aby tem samem silną stworzyć warownię.
Każdy większy gród, zwłaszcza stołeczny, nie tworzył jednolitej całości, lecz posiadał kilka części, szczególnie gdy był położony w okolicy górzystej. Dowodzą tego liczne wzmianki w kronikach i szczątki w wielu miejscach zachowane.
Najważniejszą i najbardziej warowną częścią każdego takiego grodu był jego „dziedziniec“ (dityniec) czyli właściwy gród, w którym zwykle wznosił się dwór księcia, główna cerkiew i nieliczne domy mieszkańców. Część dalsza, przytykająca do niego bezpośrednio od strony dostępnej, albo terasowato leżąca niżej, tworzyła przodowe umocnienie grodu czyli „przygrodzie“ (okolnyj hrad, pryhorodje, peredhorodje), u stóp zaś góry rozciągało się zawsze przedmieście czyli „podgrodzie“ (pidhorodje, podolje, posad).
Mieszkaniem kniaziów były dwory, zawsze prawie drewniane i nieobronne, leżące wewnątrz warowni grodu, najczęściej w dityńcu.
Od znaczenia i ważności grodu zależała jego wielkość. Sam jednak właściwy gród (dityniec) i przyległe doń przygrodzie nigdy wielkich nie miały rozmiarów, a to ze względu na skuteczniejszą obronę i z powodu szczupłego zwykle z natury położenia. Podgrodzie natomiast, przeważnie niewarowne lub otoczone samą tylko palisadą, często na szerokiej rozciągało się przestrzeni i obejmowało drewniane domy, cerkwie, targowiska i t. d. Tu też skupiało się całe publiczne, handlowe i przemysłowe życie mieszkańców grodu. W razie niebezpieczeństw ludność podgrodzia zostawiała je na łaskę losu, przenosiła się do górnych, warownych części grodu. Tam zamknąwszy się, stawiała opór, a podgrodzie padało zwykle ofiarą i stawało się łupem najezdców.
Wszystkie wymienione warunki, jakich wymagał ówczesny gród — znalazł ks. Lew na pograniczu swej dzielnicy, w nadpełtwiańskiej kotlinie.
„Upatrzywszy tu górę kształtu obronnego, — mówi lwowski kronikarz XVII. w.[3] — spodem lesistemi dolinami jakby zasiekami opasaną, u szczytu zaś wskutek przykrego, oddech odbierającego dostępu, łatwą do obrony przeciw nieprzyjacielowi, zaraz na tym szczycie warownię tymczasową (castrum extemporaneum) z tramów tamże wyciętych zbudował, opasał ją kłodami i silną palisadą i w najskrytszych jej schowkach złożył swoje książęce insygnia, skarby i łupy, zaopatrzył w przybory wojenne i dla czuwania nad tą strażnicą obrał ją sobie za stolicę swego księstwa. Ta to więc góra, najeżona warownią, dała następnie u swych stóp zawiązek grodowi lwowskiemu na miejscu bagnistem i pracą ludzką nietkniętem, książę bowiem przez jedną tylko zimę w obrębie owej warowni mieszkał. Nasłuchawszy się tam przykrych świstów wichrów północnych, nieustannie dmących, opuścił niespokojną siedzibę na górze, dostępnej zaledwie dla zadyszanego bydła i niedaleko założył inny, dolny gród, odpowiedniejszy do mieszkania niż do obrony. Górny gród, aby skarby w nim złożone dla nikogo nie były dostępne, przeznaczył na schronisko w razie wojny, zabezpieczył je załogą i strażą stale czuwającą“.
W słowach przytoczonych mamy przekazaną tradycyę, jaka w XVII. w. żywo jeszcze przechowywała się wśród mieszczaństwa lwowskiego o początkach naszego miasta, o jego założycielu i o miejscu pierwotnego położenia.
Tradycya owa zasadniczo zgadza się z prawdą historyczną.


Ryc. 1. Jedyny szczątek Wysokiego Zamku.

Nie może ulegać żadnej wątpliwości, że potrzeba obrony kraju „przeciw bezbożnym Tatarom“ była także i dla ks. Lwa bodźcem do wznoszenia nowych warowni czyli grodów. Gród wymagał odpowiednich warunków, a takich właśnie dostarczała w nadpełtwiańskiej kotlinie — dzisiejsza góra zamkowa, tworząca ostatnią kończynę wielkiej wyżyny podolskiej, wzniesiona na 390 metrów nad powierzchnią morza. Wyniosły, odosobniony jej szczyt, zniżający się terasowato ku zachodowi, przedstawiał idealne wprost miejsce dla ówczesnego grodu. Obroną było przedewszystkiem samo położenie. Człowiek potrzebował tylko krawędzie stoków góry wzmocnić ostrokołem i usypać miejscami wały z ziemi, aby stworzyć silną warownię. Miał zaś dla niej dalszy niezbędny warunek — wodę do picia, której źródła w wielkiej niegdyś obfitości znajdowały się na stokach i do dziś jeszcze kilka z nich utrzymało się u podnóża teras.
Wszystkie te tak korzystne warunki skłoniły niewątpliwie ks. Lwa, że górę ową wybrał na miejsce nowego grodu, któremu od swego imienia jako założyciel nadał nazwę i przeniósł do niego swą stolicę.
Tak powstał Lwów (Lwihorod, Lwiw).
Dokładnej daty jego założenia — nie mamy. Pewna jednak, że stało się to około r. 1250.
Pierwszą historyczną wzmiankę podaje o tem kronikarz ruski[4] pod r. 1259. Oto opisując pożar Chełmu, odległego o 150 klm. na północ, powiada, że „taki był płomień iż na wsze strony widziano pożar, jakoż i ze Lwowa patrzący ku polom bełskim widzieli łunę od płomieni wielkiego ognia“.
Słowa przytoczone, podane mimochodem przez kronikarza, stwierdzają przedewszystkiem, że w r. 1259 Lwów już istniał, okoliczność zaś, że mieszkańcy jego mogli widzieć tak odległą łunę, świadczy o położeniu lwowskiego grodu na miejscu wyniosłem, z którego daleki otwierał się widok ku północy. Tylko położeniem na górze zamkowej daje się wytłumaczyć możliwość owego faktu.
Tworzenie obronnych miejsc nie było na rękę Tatarom, zwierzchnikom Rusi, niedługo też cieszył się ks. Lew warowniami nowo założonej stolicy. Już w r. 1261 wódz tatarski, Burundaj, zwabiwszy go podstępnie razem z innymi książętami do Szumska na Wołyniu, zażądał od wszystkich stanowczo, aby zburzyli warownie swych grodów. Opór groził kniaziom niewolą, na pomoc liczyć nie mogli, więc dla własnego ocalenia musieli uczynić zadość żądaniom i z bolem serca przyłożyć rękę do zniszczenia tego, co za najważniejszą uważali obronę. Dotyczyło to zwłaszcza głównych grodów. Kniaziowie wydali rozkazy, aby wobec wysłanników tatarskich zburzono i rozkopano ich ostrokoły i palisady i w ten sposób znikły chwilowo warownie Łucka, Krzemieńca, Włodzimierza i t. d., ks. Lew zaś „posłał nakaz zburzenia Lwowa“.
Oto druga historyczna wzmianka o naszym grodzie w najstarszej epoce jego dziejów.
Wskutek żądania tatarskiego zniszczono fortyfikacye lwowskiego grodu, osada jednak utrzymała się nadal i niebawem odzyskała napowrót to, czego ją pozbawiono.
Ks. Lew, zostawszy po śmierci ojca ( 1266) władcą całego księstwa halickiego, za cenę bezwzględnej uległości dla swych tatarskich zwierzchników — odbudował na nowo zburzone warownie swych grodów, a w ich rzędzie i Lwowa. Dowodem tego fakt, że w r. 1283 mógł on już dać ochronę okolicznej ludności i wytrzymać dwutygodniowe oblężenie.
Oto w roku wspomnianym wódz tatarski, Telebuga, wracając z wyprawy na Polskę, „poszedł — mówi kronikarz — na ziemię Lwa i na gród Lwów. Stojąc na lwowskiej ziemi przez dwa tygodnie, żywili się nie wojując, lecz nikomu nie dali wyjść z grodu po żywność, kto zaś wyjechał z niego, zabijali go, drugiego brali w niewolę, innych, ograbiwszy, puszczali nago i ci marli z mrozu, ponieważ była zima bardzo ostra“.
Cztery lata później (1287) Telebuga ponownie „wyprawił się na Lwów“, lecz bliższych o tem nie mamy szczegółów[5].
Na tem urywają się wszystkie, nader skąpe wzmianki kronikarskie o lwowskim grodzie w XIII. w. Niewiele światła rzucają nam one na najstarszą dobę dziejową naszego miasta, lecz bez nich zupełną byłaby pokryta pomroką.
Uzupełniają je inne jeszcze wskazówki, z których drogą krytycznej kombinacyi wiele odtworzyć można. Wskazówkami temi są: ukształtowanie terenu góry, na której wznosił się gród, tradycya przekazana przez kronikarzy lwowskich XVII. w., a wreszcie porównanie z innymi grodami, o których dokładniejsze mamy wiadomości.
Szczegółowy rozbiór tych wskazówek, który przeprowadziłem gdzie indziej[6], dostarcza dowodów, że ów pierwotny Lwów co do położenia i rozkładu nie wyróżniał się od innych grodów na Rusi. Podobnie jak tamte, składał się przedewszystkiem z kilku części. Na skalistym szczycie piaskami bielejącej góry — jak gniazdo bocianie — właściwy wznosił się gród (dityniec), otoczony lasem potężnych ostrokołów. Niżej na terasach, gdzie dziś domek ogrodnika, restauracya i ul. Zamkowa, przytuliło się w półkole do stoków góry przygrodzie z swymi wałami i palisadą. Stromo w górę pnąca się drożyna łączyła je z grodem na szczycie. Dalej u stóp, na pochyłości ku Pełtwi, wśród wieńca lasów i moczarów, legło podgrodzie zasiane domkami kupców i rzemieślników, cerkwiami i monastyrami. Wszystko to jeszcze z drzewa, niewielkie, dorywcze, a w całości jakież odmienne od tego Lwowa, który w następnych rozwijał się wiekach!
Gdzie w tym pierwotnym lwowskim grodzie leżał książęcy dwór mieszkalny, oznaczyć dokładnie dziś nie podobna. To pewne atoli, że dwory książęce leżały w obrębie warownych części grodu, a więc i tu wznosiły się one albo na szczycie w dityńcu, albo raczej w obrębie przygrodzia, przedstawiającego miejsce bardziej zaciszne, zasłonięte od wiatrów.
W zaludnieniu założonej przez Lwa stolicy ważny, a nawet główny udział mieli obcy przybysze z dalekiego Wschodu i Zachodu. Wyludniona przez najazdy ludność rodzima nie była w możności dostarczyć wyłącznie żywiołu osadniczego. Zastąpili ją przedewszystkiem Niemcy, którzy przy założeniu Lwowa niewątpliwie wielką odegrali rolę, własne, niemieckie do niego wprowadzili urządzenia i prawo i już za księcia Lwa własnego mieli tu wójta, Bertolda Stechera[7]. Jak już wtedy musieli być liczni we Lwowie, jak uprzywilejowane było ich stanowisko, jak przeważny mieli wpływ i główny charakter nadawali nowo założonej stolicy czerwonoruskiej, dowodzi fakt wielce charakterystyczny, że książęta ruscy nazywają ją sami w swych dokumentach z niemiecka Lemburga, a więc nazwą bardziej widocznie utartą od rodzimej, ruskiej, która z napływem niemieckim na dalszy zeszła plan.
Tej to najstarszej kolonizacyi niemieckiej już w dobie ruskiej zawdzięcza swe założenie dzisiejszy kościół P. Maryi Śnieżnej. Obok Niemców i tubylczych Rusinów osiedlają się równocześnie Ormianie, wygnańcy z Armenii i zakładają na podgrodziu własne monastyry św. Anny i św. Jakóba. Nie brakło nadto Tatarów, Żydów i ich sekty Karaitów, zwanych Saracenami.
Skupienie tylu narodowości, różnych mową, obyczajami i zajęciem, od początku zaraz pozbawiło Lwowa cechy narodowej, ruskiej, tak, że już wtedy o tyle chyba był ruskim, że leżał na Rusi, że sposobem budowania nie wyróżniał się od innych grodów ruskich, że przebywał w nim od czasu do czasu dwór kniazia, jego otoczenie i że cerkiewne rozwijało się życie. Dowodem tego cerkwie: św. Mikołaja, św. Onufrego, św. Jerzego i zniesione św. Teodora, Bohojawłenia i inne, sięgające założeniem tych jeszcze czasów. Tuż u stóp dawnego grodu przytulił się pierwszy prawdopodobnie kościółek św. Jana Chrzciciela, założeniem sięgający początku Lwowa, a wzniesiony przez misyonarzy dominikańskich, otoczonych opieką Konstancyi, siostry św. Kingi, żony ks. Lwa, a królewny węgierskiej.
Oto wszystko, co o Lwowie w XIII. w. powiedzieć można.
Losy jego za panowania następców Lwa ( 1292), Jerzego I., Andrzeja i Lwa II., osłania gruba pomroka, z poza której jeden tylko przebija się fakt: wzrost żywiołu niemieckiego i uprzywilejowane jego stanowisko.
W r. 1325 zasiadł na tronie czerwonoruskim Bolesław, syn Trojdena, książę z dynastyi katolickiej, mazowieckich Piastów.
Aby utorować sobie drogę do tronu, przyjął początkowo wiarę prawosławną i jako Jerzy II. energiczne rozpoczął rządy. Mimo pozornej zmiany wiary, w głębi duszy pozostał katolikiem i żonę swą Ofkę, córkę ks. Litwy, Gedymina, ochrzcił w wierze katolickiej. Utrwaliwszy się na tronie, już w r. 1327 objawił chęć przejścia napowrót na katolicyzm i uskutecznił to wkrótce, a równocześnie zwrócił się na tory polityki, która przygotowała w następstwie zajęcie Rusi przez Polskę.
Oto książę wszelkiemi siłami zaczął dążyć do rządów absolutnych, a pragnąc uwolnić się od zależności tatarskiej, szukał zbliżenia się ku Zachodowi, stał się gorliwym protektorem katolicyzmu w swem państwie i przez kolonizacyę ludnością z Zachodu, sprowadzaną z Czech, Niemiec, Polski lub Węgier, wzmacniał żywioł katolicki i na nim opierał swe rządy. Włodzimierz, gród wołyński, uczynił stolicą, lecz równie często przebywał i we Lwowie, gdzie dla większego bezpieczeństwa książęcy, bogaty chował skarbiec. Tu też odnowił w r. 1334 przymierze z Zakonem krzyżackim i pozwolił kupcom niemieckim zjeżdżać do Rusi[8].
Polityka księcia wywarła niezadowolenie wśród bojarów, którzy znowu dążyli do uzyskania większego wpływu na rządy kraju. Propaganda katolicyzmu i otaczanie się cudzoziemcami, zyskującymi coraz większe znaczenie, obrażało uczucia narodowe. Do Polski dochodziły nadto wieści[9], że książę z poddanymi obchodzi się surowo, nakłada kary, uciska ich daninami i t. d. Wskutek tego wzburzenie i rozgoryczenie wzrastało, coraz silniejsza tworzyła się opozycya bojarów. Fanatyzm religijny kleru ruskiego dokonał reszty. Książę przeliczył się i padł ofiarą swych zamysłów, swej energii i opierania się przewadze bojarów. Długo tłumiony żar jasnym wybuchł płomieniem. Dnia 7. kwietnia 1340 r. od gwałtownej trucizny, podstępnie w napoju zadanej, zginął Jerzy II. w Włodzimierzu[10], a z nim zstąpił do grobu ostatni z książąt halickich i skończyła się udzielność Rusi. Ster rządów objął bojar, Dymitr Detko.
Reakcya, nienawiścią podsycana, zwróciła się z całą gwałtownością przeciw obcym przybyszom. Wielu z katolickich stronników księcia zabito lub rozpędzono. Księżna wdowa, w ucieczce pojmana, została utopioną. Burza fanatycznej namiętności rozszalała po ziemi czerwonoruskiej, zwróciła się przeciw wszystkiemu, co przyszło z Zachodu, co na polu oświaty, przemysłu i handlu pracowało dla jej dobra. Nie minęła i Lwowa, gdzie ofiarą jej padli kupcy i rzemieślnicy katoliccy[11]. Wielu z nich straciło życie, innym wielkie wyrządzono szkody, wskutek czego ustał handel, przerwały się stosunki z Zachodem, lecz nie na długo…





  1. Litopys po ipatskomu spysku. Petersburg 1878. str. 522 i nast.
  2. Samokwasow: Drewnije goroda Rossii. Petersburg 1873. A. Czołowski: O położeniu starego Halicza. Lwów 1890.
  3. J. B. Zimorowicz: Pisma do dziejów Lwowa, wydal dr. Heck, str. 41.
  4. Litopys po ipatskomu spysku. str. 557.
  5. Litopys. str. 562. 589, 592.
  6. Lwów za ruskich czasów. Lwów 1891.
  7. Akta grodzkie i ziemskie t. II., str. 1.
  8. Voigt: Codex dipl. Prussiae t. II., str 190.
  9. Mon. Pol. hist. t. II., str. 860.
  10. Mon. Pol. hist. tom V. str. 880.
  11. Voigt: Codex dipl. Prussiae t. III. str. 83.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Aleksander Czołowski.