Wyga/Sen Krótkiego/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jack London
Tytuł Wyga
Podtytuł Kurzawa Bellew
Wydawca E. Wende i Spółka
Data wyd. 1925
Druk Zakł. Graficzne „Drukarnia Bankowa”
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Jerzy Bandrowski
Tytuł orygin. Smoke Bellew
Alaska Kid
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII

Kiedy Kurzawa zajął tego wieczoru swe zwykłe miejsce za stołem, krupjer przykrył ruletę.
— Ruleta zamknięta! — rzekł. — Na rozkaz „starego”.
Ale zgromadzeni właściciele domów gry nie dali tak łatwo za wygraną. Złożyli się po tysiącu na bank i obsiedli stół.
— Chodźcie, spróbujcie się z nami! — wyzwał Kurzawę Harvey Moran, gdy krupjer pierwszy raz rzucił wirującą gałkę.
— Pozwólcie mi stawiać po dwadzieścia pięć dolarów.
— Owszem — stawiajcie.
Kurzawa postawił natychmiast na „dwa zera”, wygrał.
Moran obtarł sobie pot z czoła.
— Jazda dalej! — odezwał się. — W banku jest dziesięć tysięcy.
W przeciągu półtorej godziny dziesięć tysięcy dolarów stało się własnością Kurzawy.
— Bank rozbity! — ogłosił krupjer.
— Macie dość? — zapytał Kurzawa.
Właściciele domów gry spojrzeli po sobie. Ogarnęło ich przerażenie. Oni, tuczni protegowani hazardu, zostali pokonani. Stanęli wobec kogoś, kto miał głębszy wgląd w jego prawa, lub też odwołał się do praw wyższych, o których nikomu ani się śniło.
— Poddajemy się! — oświadczył Moran. — Prawda, Burke?
Wielki Burkę, właściciel gier w szynkach M. i G. skinął głową.
— Stała się rzecz niemożliwa! — rzekł. — Ten Kurzawa istotnie wymyślił prawdziwy system. Jeśli go wypuścimy z rąk, zbankrutujemy wszyscy. Będziemy musieli ograniczyć stawki do wysokości dolara, dziesięciu centów, a może nawet centa. Przy takich stawkach niewiele przez noc wygra.
Wszyscy patrzyli na Kurzawę.
Zaś on wzruszył ramionami.
— Wobec tego, szanowni panowie, będę musiał najmować ludzi do grania przy waszych stołach. Dam im dolara za cztery godziny pracy i zrobię majątek.
— To my skasujemy ruletę — odpowiedział Wielki Burke. — Chyba że...
Tu zawahał się i powiódł wzrokiem po swych towarzyszach, aby się przekonać, czy się z nim zgadzają.
— Chyba że chcielibyście rozumnie z nami pogadać. Ile chcecie za ten swój system?
— Trzydzieści tysięcy dolarów! — odpowiedział Kurzawa. — Opłata po trzy tysiące od głowy.
Pomówili ze sobą i skinęli głowami.
— Za to wtajemniczycie nas w swój system?
— Oczywiście.
— I przyrzekniecie nam nigdy już więcej nie grać w ruletę w Dawsonie?
— O, nie, mój panie — odrzekł Kurzawa stanowczo. — Mogę tylko przyrzec, że nie będę grał więcej według tego systemu.
— Boże! — wybuchnął Moran. — Nie chcecie chyba przez to powiedzieć, że macie kilka systemów!
— Czekajcie! — zawołał Krótki. — Chciałbym pomówić ze swym wspólnikiem. Chodź tu, Kurzawa.
Kurzawa usunął się z nim do cichego kąta, gdzie na obu skoncentrowały się spojrzenia jakiej setki oczu.
— Uważaj, Kurzawa! — szeptał Krótki chrapliwie. — Może być, że to nie sen. Jeśli nie sen, to sprzedajesz swój sekret za psie pieniądze. Cały świat możemy przy jego pomocy zdobyć. On wart miljony! Trzymaj się! Nie daj się!
— Ale jeżeli to tylko sen? — przekomarzał się Kurzawa łagodnie.
— W takim razie w imię miłości samego snu duś tych szulerów i wydrzyj im najwięcej jak tylko możesz. Co wart sen, jeśli nie możesz go naprawdę urzeczywistnić, dośnić do prawdziwego, wiecznego „finish’u?”
— Na szczęście, Krótki, to nie sen.
— W takim razie nigdy ci nie daruję, jeżeli go sprzedasz za trzydzieści tysięcy.
— Jak go sprzedam za trzydzieści tysięcy, rzucisz mi się na szyję i zbudzisz się wreszcie, aby się przekonać, że wogóle przez cały ten czas nie spałeś. To nie sen, Krótki. Przekonasz się w przeciągu dwóch minut, że przez cały ten czas czuwałeś. Powiem ci tyle tylko, że jeśli ja teraz ten swój system sprzedaję, to dlatego właśnie, że go w tym celu wymyśliłem.
Powróciwszy do stołu Kurzawa oświadczył właścicielom domów gry, że swej oferty nie cofa. Ofiarowali mu pieniądze w banknotach, po trzy tysiące od głowy.
— Zażądaj złotego piasku — ostrzegł go Krótki.
— Chciałem właśnie zaznaczyć, iż pragnąłbym, aby mi tę sumę odważono złotym piaskiem — rzekł Kurzawa.
Właściciel „Jeleniego Rogu” zainkasował banknoty a otrzymał złoto.
— Teraz wcale już nie pragnę się obudzić — śmiał się, ważąc na rękach worki rozmaitej wielkości. — Zsumowawszy wszystko razem, jest to sen wartości siedemdziesięciu tysięcy. Byłoby rzeczą zbyt kosztowną otworzyć teraz oczy, wygrzebać się z koców i zabrać się do gotowania śniadania.
— Na czemże polega wasz system? — pytał niecierpliwie Wielki Burke. — Kupiliśmy go i chcemy go poznać.
Kurzawa poprowadził ich ku stołowi.
— Moi panowie, miejcie odrobinę cierpliwości. To nie zwykły system. Nie wiem nawet, czy możnaby nazwać legalnym, jednakże jego wielką zaletą jest, że działa. Prawda, mam pewne podejrzenia, ale — nie mówmy o tem. Proszę uważać. Panie krupjer, proszę przygotować gałkę. Niech pan czeka, stawiam na „26”. Przypuśćmy, że postawiłem. Gotów? Jazda!
Gałka potoczyła się.
— Proszę zapamiętać — zwrócił uwagę Kurzawa — że naprzeciw, po drugiej stronie, był numer „9”.
Gałka skończyła swój bieg w przegródce numeru „26”.
Wielki Burke zaklął z głębi płuc, reszta czekała.
— Aby móc wygrać, stawiając na „dwa zera”, musi się naprzeciw mieć numer „11”.
— Dobrze, ale gdzież system? — wykrzyknął Moran niecierpliwie, — że wy umiecie stawiać na numery które wygrywają, to my wiemy, i wiemy, które to są numery, ale w jaki sposób to robicie?
— Obserwując sekwencje. Przypadkowo zauważyłem dwa razy, jak gałka biegała, kiedy naprzeciw mnie był numer „dziewiąty”. Oba razy wygrał numer „dwudziesty szósty”. Potem zauważyłem to częściej. Wobec tego zacząłem obserwować inne sekwencje i powoli odkryłem je. Naprzykład „dwa zera” znajdują się naprzeciw „trzydziestu dwóch” i „jedenaście” przynosi „dwa zera”. Nie udaje się to zawsze, zwykle jednak udaje się! A, jak to już poprzednio zauważyłem, mam pewne podejrzenia, ale — nie mówmy o tem.
Wielki Burke, któremu nagle zaczęło świtać w głowie, wstał, pochylił się, zatrzymał wirujący krążek rulety i zaczął mu się starannie przyglądać. Głowy dziewięciu powstałych właścicieli domów gry również pochyliły się nad stołem, pogrążone w szczegółowem badaniu. Wielki Burke wyprostował się i rzucił wzrokiem na stojący wpobliżu piec.
— Do djabła! — rzekł. — To wogóle nie był żaden system! Stół stoi zbyt blisko pieca i ten przeklęty krążek wypaczył się: daliśmy się zbujać! Nic dziwnego, że on lubiał ten stół. Przy innym stole nie grałby ani o orzechy!
Harvey Morgan odetchnął głęboko i otarł sobie czoło.
— W każdym razie — odezwał się — za dowiedzenie się, że systemu niema, tośmy jeszcze stosunkowo niewiele zapłacili.
Naraz twarz jego zaczęła drgać, poczem Harvey Morgan wybuchnął głośnym śmiechem i z całej siły palnął Kurzawę dłonią w plecy.
— Wzięliście nas na kawał, Kurzawa! I pomyśleć! żeśmy Bogu dziękowali, że omijacie nasze stoły! Słuchajcie, mam coś, co warto byłoby otworzyć! gdybyście tak wszyscy przeszli do mnie, do Tivoli.
Wróciwszy późną nocą do chaty, Krótki w milczeniu przeglądał i ważył na zębach różne pękate worki ze złotem. Wreszcie ustawił z nich cały stos na stole i, usiadłszy na brzegu tapczanu, zaczął mówić, zdejmując kierpce:
— Siedemdziesiąt tysięcy! — kalkulował — waży to trzysta pięćdziesiąt funtów. A wszystko dzięki spaczonemu krążkowi i szybkiemu oku. Kurzawa, zjadłeś ich na surowo, zjadłeś ich żywcem, pracowałeś pod wodą, dałeś im szkołę; ale mimo wszystko ja wiem, że to tylko sen. Bo dobre rzeczy urzeczywistniają się tylko we śnie. Wcale i wcale nie zależy mi na tem, abym się obudził. Mam nadzieję, że nigdy już się nie zbudzę.
— Uspokój się! — odpowiedział Kurzawa. — Nie obudzisz się. Cała kupa filozoficznych mędrków uważa ludzi za lunatyków. Znajdujesz się w bardzo dobrem towarzystwie.
Krótki wstał, podszedł do stołu, dźwignął najcięższy worek i, huśtając go w ramionach, jak dziecko w powiciu, rzekł:
— Być może, że jestem lunatykiem. Jednakże, jak to sam powiedziałeś, znajduję się istotnie w bajecznem towarzystwie.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: John Griffith Chaney.