Wojna i pokój (Tołstoj, 1894)/Tom IV/XXI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Wojna i pokój
Tom IV
Wydawca J. Czaiński
Data wyd. 1894
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Gródek
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Война и мир
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XXI.

Nazajutrz po przyjęciu do stowarzyszenia, Piotr spędził ranek na czytaniu dzieła wręczonego mu w sposób tajemniczy. Starał się pojąć znaczenie mistyczne kwadratu, którego jedna strona przedstawiała boskość, druga świat moralny, trzecia świat fizyczny, czwarta spójnię między temi dwoma światami. Kiedy niekiedy, odrywał się od czytania i od kwadratów mistycznych, aby nakreślić samemu sobie plan postępowania w przyszłości, powiedziano mu bowiem na owem posiedzeniu, że wieść o jego pojedynku doszła już do uszu cara, zrobiłby zatem najlepiej, oddalając się na czas dłuższy z Petersburga. Pragnął więc wyjechać do swoich dóbr w Rosji południowej i tam zająć się szczerze losem swoich poddanych. Nagle zobaczył wchodzącego ojca Heleny.
— Mój kochany Piotrusiu — przemówił słodziutko książę Bazyli. — Cóżeś to wyprawił w Moskwie najlepszego? Co znaczy to twoje poróżnienie z Helenką? Mylisz się najzupełniej. Wiem o wszystkiem, i mogę zapewnić najuroczyściej, że jest tak samo niewinną wobec ciebie, jak Chrystus Pan w obec swoich sędziów żydowskich. Dla czegoż — dodał szybko, nie dopuszczając zięcia do słowa — dla czego nie udałeś się z tą sprawą wprost do mnie, jako do twojego najlepszego przyjaciela? Mój Boże! rozumiem wszystko... Postąpiłeś jako człowiek dbały o swój honor; działałeś może nadto pospiesznie, ale o tem potem... Pomyśl jednak w jak przykrem położeniu jesteśmy obecnie, ja z Helenką, w obec towarzystwa, w obec „Dworu“ — rzekł ciszej ale nie mniej kładnąc nacisk na słowo „dwór“. — Helenka została w Moskwie a ty tutaj, po jakiemu to wygląda? Powiedz sobie z góry mój drogi, że tu zaszło tylko fatalne nieporozumienie. Chcę wierzyć, że obecnie takiem jest i twoje zdanie. Napisz do niej kilka wierszy, pospieszy do ciebie natychmiast i wszystko wyjaśni się. Jeżeli tego nie uczynisz, mój drogi, obyś tylko w przyszłości nie żałował twego uporu i zawziętości... — Tu książę Bazyli spojrzał na niego z pod oka, w sposób wielce znaczący.
— Wiem z najlepszego źródła — dodał w rodzaju komentarza — że carowa matka zajmuje się mocno waszą sprawą... Wiesz jak była zawsze łaskawą i pełną życzliwości dla Helenki.
Piotr usiłując nadaremnie przerwać ten rwący potok słów, płynący z ust teścia, nie wiedział jak się wziąć do tego, żeby odpowiedzieć na pokojową propozycję odmową kategoryczną. Mieszał się, to bladł, to czerwieniał, zrywał się, aby po chwili usiąść na nowo, przywodził sobie na pamięć napomnienia braterskie massonów, aby oddawać dobrem, za krzywdy wyrządzone, a z tem wszystkiem czuł że będzie zmuszonym, stać się niegrzecznym w własnym domu. Tak był nawykł, poddawać się bezwarunkowo temu człowiekowi, mówiącemu z pańska, tonem lekkim, od niechcenia, a przecież tak despotycznym. Lękał się więc i teraz, żeby nie uledz tej wymowie miodopłynnej. Czuł że cała jego przyszłość zależy od słowa, które wypowie. Czy pójdzie dawnym torem, czy wejdzie śmiało na ową nową drogę, pełną uroku, którą mu wskazali massoni, w celu odrodzenia i uszlachetnienia całej jego istoty moralnej?
— Cóż mój drogi? — wtrącił po chwili milczenia książę Bazyli tonem żartobliwym. — Odpowiedz mi „tak“, a zabijemy tłustego cielca, na uczczenie wracającego „syna marnotrawnego“.
Jeszcze nie dokończył frazesu, kiedy Piotr posiniały od gniewu, z twarzą, która w tej chwili przypominała ojca każdym rysem, odpowiedział głosem stłumionym, nie patrząc wcale na teścia:
— Nie przywoływałem księcia, nie prosiłem o pośrednictwo... oddal się stąd!... — rzucił się do drzwi, otwierając je na oścież. — Proszę wyjść natychmiast! — powtórzył z naciskiem. Książę Bazyli stał niemy, blady, spiorunowany.
— Co ci jest? Tyś chyba chory?
— Oddał się książę! mówię ci! — powiedział to tak groźnym tonem, mimo że głos mu drżał wewnętrznem wzruszeniem, że Bazyli wyniósł się jak nie pyszny, nie czekając wcale na odpowiedź.
W tydzień po tej scenie, Piotr wyjechał do swoich dóbr, pożegnawszy serdecznie swoich nowych przyjaciół, i zostawiając im znaczną sumę pieniędzy, do rozdania pomiędzy ubogich. Dostał na drogę mnóstwo listów polecających do Kijowa i Odessy z przyrzeczeniem solennem, że będą pisywali do niego z Petersburga, radząc mu we wszystkiem, i przewodnicząc na tej nowej drodze, którą iść zamierzał.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: anonimowy.