Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 04.djvu/136

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ojca każdym rysem, odpowiedział głosem stłumionym, nie patrząc wcale na teścia:
— Nie przywoływałem księcia, nie prosiłem o pośrednictwo... oddal się stąd!... — rzucił się do drzwi, otwierając je na oścież. — Proszę wyjść natychmiast! — powtórzył z naciskiem. Książę Bazyli stał niemy, blady, spiorunowany.
— Co ci jest? Tyś chyba chory?
— Oddał się książę! mówię ci! — powiedział to tak groźnym tonem, mimo że głos mu drżał wewnętrznem wzruszeniem, że Bazyli wyniósł się jak nie pyszny, nie czekając wcale na odpowiedź.
W tydzień po tej scenie, Piotr wyjechał do swoich dóbr, pożegnawszy serdecznie swoich nowych przyjaciół, i zostawiając im znaczną sumę pieniędzy, do rozdania pomiędzy ubogich. Dostał na drogę mnóstwo listów polecających do Kijowa i Odessy z przyrzeczeniem solennem, że będą pisywali do niego z Petersburga, radząc mu we wszystkiem, i przewodnicząc na tej nowej drodze, którą iść zamierzał.





XXII.

Mimo surowości carskiej, co do pojedynków, potrafiono zatuszować sprawę Bestużewa z Dołogowem. Nie prześladowano i nie pociągano do odpowiedzialności, ani dwóch przeciwników, ani ich sekundantów. Samą