Przejdź do zawartości

Wilija (Mátyás, 1895)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Karol Mátyás
Tytuł Wilija
Podtytuł Jeden z jasnych dni chłopskiego żywota
Wydawca nakładem autora
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia «Czasu» Fr. Kluczyckiego i Sp.
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron



WILIJA.
separator poziomy
JEDEN Z JASNYCH DNI CHŁOPSKIEGO ŻYWOTA


NAPISAŁ


Dr Karol Mátyás.
separator poziomy
W KRAKOWIE.
W DRUKARNI „CZASU“ FR. KLUCZYCKIEGO I SP.
pod zarządem Józefa Łakocińskiego.
1895.


„CZAS“ Nr 293 z dnia 25 Grudnia 1894 r.
NAKŁADEM AUTORA.





WILIJA[1].
separator poziomy

O dla kogóż on nie jest jasnym — ten dzień, którego wieczór cichy przynieść ma ludziom Chrystusa, a z Nim spokój, jakąś słodką, rzewną radość, chwilowe choć ukojenie i zapomnienie o troskach powszedniego żywota!..
I szare życie chłopa rozjaśnia ten dzień na chwilę, rzucając snop promieni na jego dolę: więc złoci maleńkie okienka jego zgarbionej chaty, wybiela izbę czarną, wnosi w nią jakieś ciepło dotąd niebywałe, krasi drzewa jego sadu i łany nadzieją pięknych owoców i plonów, bydłu jego ludzką daje mowę — nawet wodę w źródłach przemienia dla niego w wino... Biedna, czarna chłopska dola na przyjście Boga Człowieka białe przybiera szaty, jak rąbek nieba na wyjście słonka. I dziecko chłopskie, witające z uśmiechem i klaskaniem rąk tę dolę; i starzec zgrzybiały, wypracowany, z pochylonym od tej doli karkiem i wyoranem czołem, patrzący w grób; i ten, co przeszedł kęs życia, któremu ta dola ciągle towarzyszy, nawet we śnie, mówiąc mu: „Bracie mój!“ a on ją odpycha od siebie gniewny słowami: „Idź precz na góry, na lasy!“ — zapominają dziś o tej doli, nie widzą jej, bo jasno ubrana na śniegu siadła białym, i z cichą radością, z bijącem sercem czekają na przyjście Chrystusa. Dziecię dziś bawi się skromnie i spokojnie — jakieś bardzo poważne i grzeczne; starzec na zapiecku trzyma różaniec w rękach i modli się cicho, czasem tylko przerwie pacierz, jakby nadsłuchiwał „śpiewania anielskiego;“ gospodyni się krząta, ładuje postnik[2], robi porządki, śpiewając pieśni nabożne — a gospodarz, narąbawszy drew, narznąwszy sieczki, przygotowawszy na całe święta karmę dla bydła, koło południa sunie żwawo do karczmy, bo przecież snadniej zapomnieć o doli przy kieliszku wódki pocieszycielki. Rzadko się zdarzy, by w tym dniu wszczął się gdzie swar, nawet zwykłych unikają krzyków — we wsi staje się cicho... Bo i jakże niema być cicho w siole, gdy „Bóg się rodzi, moc truchleje!“...
Najwięcej w wiliję krząta się gospodyni, biedna jej głowa w każdym kącie być musi, z każdego kąta trzeba wymieść śmieci, których nieraz dość dużo się zebrało, umywa naczynia, bieli izbę choć z grubsza, gdy pierwej zaniedbała tego uczynić, kurom, gęsiom odmierza ziarno, „od Boskiego Narodzenia bowiem aż do Nowego Roku nie wolno brać ziarna z beczki, boby na wiosnę nie było skuteczne do siewu, to znaczy, żeby nie weszło[3].“
Żeby to tylko na tem się skończyło! Ona musi pamiętać i o dopilnowaniu starych zwyczajów, przekazanych przez ojców. Niech Pan Bóg broni puścić we wiliją do chałupy chłopa w kożuchu: na cały dom spadłyby w przyszłym roku guzy i wyrzuty skórne. Zajęta nadmiernie, a jednak pomna na to, każe dzieciom wyglądać w oknach na ludzi zbliżających się do chaty. Gdy ktoś, nie wierzący w ten przesąd, a mający interes, zbliży się do chaty, wówczas dzieci na cało gardło drą się na matkę, że nieprzyjaciel idzie, a ta biegnie czemprędzej do drzwi i zamyka je przed niemiłym gościem[4].
Nie pożyczyłaby też nikomu soli, boby gospodarzowi konie oślepły[5].
A choć rano wczas wstała, jeszcze sobie niedowierza, czy to nie zapóźno, czy jej wskutek tego len nie wybuja[5].
Gdy chleb piecze, kładzie na piecu żarzące węgle, oznaczające za porządkiem rozmaite gatunki zboża, oraz jarzyny. Który węgiel spopieleje, czyli z którego się zrobi biały popiół, ten gatunek zboża uda się dobrze w przyszłym roku.
Wśród tej uwijacki nieraz gospodyni radaby z niecierpliwości, gdy jej coś nie dopisze, lub w drodze stanie, zakląć, zeswarzyć kogo, ba nawet wziąć kija w swe zdrowe, silne ręce, aby nim niezdarną dziewkę przyodziać, lecz się wstrzymuje całą siłą swej duszy, bo gniewać się we wiliją nie wolno! Nieraz dzieci despetne plączą się koło nóg, bełkoczą — ot! jak dzieci, radaby je nieraz przeparzyć patykiem lub ręką, bo przeszkadzają w robocie, bo zasługują na karę, ale je dość łagodnie skarci, odsunie, dzieci też jakby czuły ważność chwili, ucichną, oddalą się, umilkną. Niechętnie bo starsi dzieci biją w ten dzień niezwykły, wierząc, żeby je musiano bić cały rok. Bo też jakiś we wiliją, takiś cały rok!
I źli i dobrzy na swoje sobie to doniosłe przysłowie tłómaczą. Ciemni, zabobonni ludzie, jakich wśród chłopów do dziśdnia nie mało, z różnych znaków, spostrzeganych w tym dniu, różne wysnuwają wróżby.
Ci, co dobre mają skłonności, pragną w tym dniu wszystkie znane sobie przywary przytłumić; nieźli ludzie, ale łatwi do swarów i bójki, unikają kłótni i bitki, dotąd zaczepni, dziś ustępują drugim z drogi spokojni i łagodni — krzykliwi ucichają, mało mówią — leniwi wyszukują sobie jakąś robotę i niezwykle się krzątają.
Źli — a więc przedewszystkiem tak części na wsi złodzieje — niepoprawni, dumni ze swego rzemiosła, podejmują w tym dniu najśmielsze kradzieże, wierząc, że gdy im się sztuka uda, cały rok rzemiosło swoje szczęśliwie uprawiać będą. Zwłaszcza rano we wiliją złodziej wiejski kraść rad idzie.
Zabobonni wróżą z doznanego w tym dniu nieszczęśliwego wypadku na cały nieszczęśliwy rok; komu zaś się wiedzie we wiliją, to cały rok będzie miał dobry. Tylko pijakowi pić wolno, byleby jeno nie dał zgorszenia.
Dziewczęta chowają do komory swe kądziele już koło południa, zaprządłszy tylko wrzeciona. Niechętnie, bardzo niechętnie przerywają prządki, na których tak było miło z rówieśnicami codziennie do późnej gawędzić nocy, przedewszystkiem zaś ujrzeć twarz miłego Jaśka czy Józka, który im zawsze towarzyszył. Ale poddać się muszą zwyczajowemu prawu, które mówi, że nie wolno od wilii do Nowego roku prząść kądzieli, „boby złodziej płótno ukradł albo podczas blichu świniaby je potargała“, nadto wszystkie rzeczy, uszyte z takiego płótna, nie byłyby trwałe. Grzech bowiem jest prząść w tych dniach, bo „Pan Jezus po kolędzie chodzi[6].“
Dzieci już od wczesnego rana cieszą się na podłaźnicę. Jest to ucięty w długości 1 do 2 łokci wierzchołek jedlicy, który wieszają u stragarza (t. j. belka, idącego pod powałą przez środek izby) nad stołem wilijnym. Na końcach gałązek tego krzaczka zawieszają pozłacane jabłka i włoskie orzechy, oraz obrazki świętych. Na dwóch najwyższych gałązkach przyczepiają szopkę, sklejoną z białych opłatków, w której wisi na nitce gwiazdka złota, i kolebkę z takichże opłatków sporządzoną, w której spoczywa na sianku wykrojona z opłatka figurka Dzieciątka Jezus. W zaostrzony dolny koniec drzewka wbijają duże jabłko pozłacane, a do jego ogonka przywiązują na nitce sklejony z różnokolorowych opłatków świat o kształcie powszechnie znanym. Okna obu izb chaty (izdebki i piekarni) ozdabiają gałązeczkami jedlicy w formie krzyżyków, wbijając je w kąty szyb od strony zachodzących na siebie listew tak, że te z gałązkami jedlic wyglądają jak cały krzak jedlicy. Gałązki wspomniane nazywają się podłaźnickami. W podobny sposób zatykają podłaźnicki nad drzwiami wchodowemi chaty lub przybijają je do odrzwi, również nad drzwiami stajenki i wrotami boiska, stodoły[7].
Wieczór nadchodzi, a gospodarz, jak poszedł wedle południa do karczmy, tak go do tego czasu nie widać, więc gospodyni idzie po niego i nie raz siłą wydobywa z wesołego grona, które nic sobie nie robi z przysłowia: „pijanyś od wilije!“ A przy pośniku wszyscy być muszą, a jużciż przedewszystkiem gospodarz. Powiadają: „nie wolno jeść pośniku, jak niema wszystkich doma“. Nawet gdyby miał gospodarz w domu komorników, to już wszyscy razem muszą jeść jedno i przy jednym stole, a to na tę pamiątkę, że „Pan Jezus uczniów zaprosił do Swego stołu na ostatnią wieczerzę“[8].
Gospodyni stawia stół na środku izby, na stole kładzie trochę siana i rozciąga na nim szmatę. Gdzieniegdzie bez tego nakrycia się obchodzą[9]. Parobek przynosi snop słomy i rozściela go po całej izbie na pamiątkę, że się Pan Jezus narodził w barłogu i na sianie[8]. — Indziej kładą w cztery kąty izby cztery okłoty słomy, albo jeden okłot słomy żytnej pod stół wilijny, a na niego wiązkę siana (koniczu)[10].
Na obiad wilijny („pośnik“) każdy w domu czeka z niecierpliwością, bo wygłodzony. Cały dzień jeść nie wolno, nawet zgrzybiali starcy wstrzymują się od jedzenia, jeno dzieciom dają coś przekąsić, „boby nie wytrzymały.“ To jednak nie przeszkadza gospodarzowi, żeby w karczmie przy kieliszku wódki nie zjadł śledzia lub moskala[11] na dobre powodzenie w przyszłym roku. (Gorzyce).
Nim przystąpią do wieczerzy wilijnej, wszyscy pięknie umyją się, wyczeszą i wezmą na siebie „czyste obleczenie,“ by się Dzieciątku Jezus przypodobać, bo do każdego domu ma przyjść po kolędzie. Gospodyni przed podaniem potraw leje ciepłą wodę na miskę i kładzie do niej dwie lub trzy srebrne szóstki: w tej wodzie wszyscy się umywają, aby byli czyści, jak śrybło i żeby się ich pieniądze trzymały cały rok. Przecież bez modlitwy się nie obejdzie, więc przed wieczerzą za przykładem gospodarza klękają wszyscy na ziemi, dziękują Bogu w krótkich, lecz serdecznych słowach modlitwy za to, że „im dał doczekać Swojego Narodzenia“ (Stale).
Obiad wilijny chłopa skromny, ale zawsze musi być przynajmniej na cztery dania. „Najuboższy na ćwioro je wiliją.“ Zwyczajny pośnik składa się z ośmiu do dziesięciu dań — oczywiście bardzo skromnych potraw[12].
Gdy już pod miskę podłożono wróżebny opłatek, gdy już dzieci, co bydło mają w swej opiece, położywszy kamień od żarn przy stole, staną na nim[13], gospodyni daje znak rozpoczęcia obiadu.
Na stole, sianem wysłanym, a posypanym ziarnami owsa, leżą talerze z opłatkami, kukiełką pszeniczną i miodem. Gospodarz oczywiście rozpoczyna wieczerzę i łamie się z uczestnikami tejże opłatkiem[14], życząc im zdrowia i powodzenia. Gospodarstwo łamią się całemi opłatkami, drugim dają po połowie lub kawałku opłatka[7]. Indziej gospodarz bierze jeden opłatek i każdy z jego ręki trochę ułamie, przeżegna się i zje[8].
Wilijne potrawy polskiego ludu z małemi odmianami wszędzie są prawie jedne i te same, mogą zachodzić tylko różnice w porządku podania tych potraw. Kapusta, ziemniaki, kasza krupiana (z grzybami), barszcz z grzybami, lub kwas kaszą jaglaną podsuty, paluski czyli makaron z makiem, groch, suszki (suszone jabłka, gruszki i śliwki). Jest zasadą, żeby na wilijną wieczerzę ugotować wszystko to, „co gospodarz ma w polu, żeby się to dobrze rodziło.“ (Zawada). Grochu piechotnego jednak nie jedzą, „boby się bolaki na twarzy robiły.“ (Zawada). Potraw powinno być nie do pary, „inaczejby się nie chciało w polu rodzić.“ (Stale). — Obiad wilijny musi być postny, bez masła i mleka, tylko z olejem, co ma chronić od szkód, zrządzanych przez ptactwo w zbożu. (Gorzyce).
W Stalach, pow. Tarnobrzeski, trzymają się następującego porządku potraw: naprzód kwas z chlebem, potem kapusta, trzecia kasza, czwarte ziemniaki, piąty groch, szóste gruszki, siódme śliwki.
Ze spożyciem wieczerzy wilijnej łączy się tyle ciekawych zwyczajów, przesądów, a nawet guseł, że przynajmniej ważniejsze z nich poznać warto.
Przedewszystkiem na wzmiankę zasługuje t. zw. kolęda dla bydła i drobiu. Otóż każdej potrawy zostawiają trochę dla bydła, poczem zmieszawszy wszystko razem i wlawszy do parzonki (czyli sieczki sparzonej), dodawszy zielonego opłatka, dają mu jako kolędę, „aby się chowało, aby zdrowe było“[15].
Aby dać drobiu kolędę, zawijają garść jęczmienia w chustkę, zawiązują, na to kładą opłatek, a na opłatku stawiają miski z jadłem wilijnem; jęczmieniem tym karmią potem drób, mianowicie kury, które wskutek tego mają się dobrze chować i nieść jaja[16].
Gdy kapustę jedzą, to się biją łyżkami po głowach, żeby główki kapusty tak wielkie rosły, jak ich głowy[8].
„Łyżki nie wolno położyć, aż wszystkie potrawy po trochu zjedzą, bo przy którejby potrawie łyżkę położył, toby to nasienie w polu myszy zjadły[8].
„Pod miską z potrawami kładą opłatek; do której miski opłatek się przylepi, wróżą, że się „to urodzi, co na misce było“[17].
Dziewczyna z pierwszą łyżką strawy wybiega na pole i nadsłuchuje, z której strony pies zaszczeka, bo z tej strony spodziewa się w nadchodzącym roku kawalera[18].
Im dłuższe są kluski, które jedzą na wieczerzę wilijną, tem dłuższe będą kłosy żytnie, względnie pszeniczne, zależnie od mąki, z której kluski zrobiono[5].
Po wieczerzy każdy bierze garść równianej słomy ze snopów znajdujących się w izbie i rzuca źdźbła w szparę, znajdującą się między belkiem (stragarzem) a powałą. Ile ździebeł poszczególnego gatunku zboża wbije się w szparę, tyle kóp tego gatunku zboża będzie miał gospodarz w przyszłym roku[19].
Przy końcu wieczerzy chłopcy i dziewczęta wyciągają z pod obrusa źdźbła siana: jeżeli wyciągnie źdźbło zielone, to w zapusty wyda się zamąż dziewczyna a ożeni się chłopak; gdy zwiędłe, to rok ten napróżno minie; gdy żółte, to dziewczyna do śmierci zostanie panną, a chłopak się nie ożeni[5].
Również wyciągają słomki ze słomy znajdującej się w izbie wilijnej. Jak wyciągnięta słomka pociągnie za sobą drugą, znaczy to, że odnośna osoba na pewne ożeni się, względnie wyjdzie za mąż w nadchodzącym roku. Nadto prosta słomka oznacza pięknego, krzywa zaś brzydkiego i chorego kochanka lub kochankę[5].
Ze snopa żyta, stojącego w rogu izby podczas wieczerzy wilijnej, wyciągają kłosy i liczą wykruszone z nich ziarna: parzysta liczba oznacza związek małżeński w nadchodzącym roku; nieparzysta, że nie będzie zmiany dotychczasowego stanu[5].
Gospodarz zbiera po wieczerzy ze stołu okruszyny i kładzie je na cztery węgły domu swego, w tym celu, ażeby ptaki nie wydzióbywały mu zboża i nie czyniły szkody. Niektórzy nie piją podczas wieczerzy wody[5], tylko wódkę, której każdy już na czczo kieliszek wychylić musi, aby był zdrów i silny przez cały rok przyszły[20].
Za stragarze wsadzają gałązki świerczyny, które po Bożem Narodzeniu palą, a otrzymany ztąd popiół przechowują starannie do wiosny. Na wiosnę pokrajawszy ziemniaki do sadzenia, posypują je tym popiołem, żeby nie były robaczne[5].
Dzieci robią ze słomy powrósła i jedno bierze siekierę, drugie powrósła, i idą do sadu wiązać drzewa. Ten, co ma siekierę w „garści,“ mówi, przyszedłszy do gruszki: „Grusko, bedzies rodzić, bo cie zetne i spole.“ Drugie zaś tak mówi: „Nie ścinaj jej, bo bedzie rodzić.“ Poczem opasuje drzewo powrósłem u dołu. To samo powtarza się przy każdem owocowem drzewie[8]. Gdzieniegdzie sam gospodarz spełnia ten obrzęd przy współudziale żony lub czeladzi, która występuje w charakterze obrońcy drzew. Niektórzy pukają tylko siekierą w drzewo, mówiąc: „Żebyście się pilnowały i więcej owoców niż liści miały.“ Poczem obwiązują drzewa powrósłem[21].
Jasiek i Józek, co stojąc przed pośnikiem na zapłociu, o kochankach swych prawili i przyjacielskich udzielali sobie zwierzeń, idą teraz każdy do swojej, a obaj myślą jednako:
— Ej ta lnianowłosa, niebieskooka Róża, będzie ona moja?
— A ta czarna, kraśna jak wiśnia Hanka, czy mi się dostanie?
Gdy zajdzie do miłej dziewuchy, to jej zaraz powie, że w tym dniu cudownym należy im szukać wróżby losu: — Czy będziesz moją? Bierze więc dziewucha wałek, którym się szmaty magluje i w drzwi stajni końskiej puka, pytając: — Kary![22] będzie w te mięsopusty nase wesele? Gdy koń zarży, to pewnie się w te mięsopusty pożenią.
Nie tak idealna gospodyni idzie do stajni bydlęcej i pukając w drzwi wałkiem, pyta: — Krasula, bedzie trawa? Jak które bydle „zamrucy“ to mówią, że „bedzie lato urodzajne“ a jak nic się nie odezwie, to „bedzie lato kiepskie.“
Pukając w drzwi chlewka, pyta się: — Bedzie zołądź? Jak która świnia „zarechce“ to będzie w lecie obfita żołądź, a jak nie zarechce, to i żołędzi nie będzie.
Idzie tam, gdzie się drzewo rąbie, bierze ze sobą przetak i rachuje do przetaka trzaski:
— Jedna, nie jedna! dwie, nie dwie! trzy, nie trzy! śtyry, nie śtyry! pięć nie pięć! — Aż tak rachuje do dziesięciu i bierze po kilka trzasek, co jej w rękę wlozie. Potem przychodzi do Izby i rachuje te trzaski. Gdy ma równo, to dobrze, a jak nie równo, to się spodziewa, że jej mąż umrze[8].
Patrzy na niebo, czy wszystkie na niem gwiazdy świecą; jak wszystkie świecą, to jej kury będą codzień jaja niosły, a jak nie świecą, to wtedy mało nawet kur chowają, ledwo na rozmłozek“[8].
W lesie zacina chłop drzewo świerkowe smolne, robiąc na niem dwanaście karbów, które oznaczać mają dwanaście miesięcy. Po kilku dniach przychodzi i ogląda te karby, który karb zajdzie żywicą, to miesiąc jemu odpowiadający będzie mokry[5].
Parobek, chcący się dowiedzieć, czem będzie, co mu się znaczy w przyszłości, idzie zaraz po obiedzie wilijnym do ducola (przerębli) pobliskiego potoku lub rzeki i obrócony tyłem, t. j. położywszy się na wznak, głową ku otworowi, wyjmuje z wody pierwszy lepszy kamień. Z kształtu kamienia pozna, czem będzie. Gdy kamień ma kształt kopyta szewskiego, będzie szewcem; gdy jest wąski, spiczasty z dziurką, podobny do igły, lub kształtu nożyc, będzie krawcem; gdy ma kształt trumny, umrze w przyszłym roku.[23]
Po obiedzie wilijnym zdejmują wszystko, co wisi, t. j. łachy (bieliznę i przyodziewę), bo we wiliją Pan Jezus nocuje w domu, to trza izbe dla niego wyporządzić.[16] Śpiewają kolędy — starzy wnet pójdą spać, a młodsi około północka wybierają się na pastérkę. Jak idą na pasterkę, kładą na gnoju przed oborą wiązkę siana, którą po powrocie z kościoła dają bydłu dla uchronienia go od czarów i zarazy. (Gorzyce).
Chcąc się dowiedzieć, które baby we wsi są czarownicami, urywają niektóre kobiety w dzień św. Andrzeja o godzinie 12 w nocy gałązkę z wiśni, która, wstawiona w wodę, zakwita na Boże Narodzenie. Z tą zakwitłą gałązką udają się do kościoła na pasterkę i tu podczas błogosławieństwa Przenajśw. Sakramentem poznają wszystkie czarownice, gdyż każda z nich ma skopiec na głowie, co dla drugich, niemających gałązek, jest niedostrzegalnem[5].
„Od św. Łucyje do Boskiego Narodzenia, to najwięcej carownice chodzą. Wtencas tak pilnuje kuzdy swoich stajniów, jak oka w głowie, bo jakby porwała carownica ze stajni choć dwa ździebeł siana lub słomy, to juz to bydło lub konie na nic wyjdzie, bo juz całą zime nie bedzie chciało jeść, choćby mu nájpiekniejsą kárme dawáł — wszystko wyschnie, tylko skóra i kości na niem zostenie. Nawet w tych dniach carownice flaski z jakąmsić wodą pod progi przy stajniach zakopują, gdzie krowy przełazą i juz te krowy nie chcą dać mleka całe lato“ (Stale).
Podczas mszy pasterskiej, kiedy pierwszy raz kogut na północ pieje, woda w studniach, potokach i rzekach przemienia się w wino; w tym czasie mówi też bydło ludzką mową, której jednak nie należy podsłuchiwać (powsz.).
Mszą pasterską kończy się wilia, która tyle światła i ciepła wniosła w chatę wieśniaczą — tak ciemną, smutną, chłodną. Biedny, pracowity człowiek ucieszył się i ze łzami przywitał Dziecinę w żłóbku, jak niegdyś betleemscy pasterze.
Chłop cieszy się, że jest dziedzicem owych pasterzy, co pierwsi mieli szczęście paść na twarz przed Chrystusem w stajence betleemskiej. Ej, z jaką on dumą zaśpiewa jutro w kościele:

Bóg się rodzi, moc truchleje...
...........
Ubodzy was to spotkało
Witać go przed bogaczami....






  1. Lud polski nazywa wigilię Bożego Narodzenia Wiliją,“ w wymawianiu tego wyrazu kładzie akcent na zgłosce li. Wszystkie w tym szkicu podane szczegóły etnograficzne są owocem własnych poszukiwań autora.
  2. Przygotowuje obiad wilijny (gwara lud. w Tarnobrzeskiem).
  3. Stale w powiecie tarnobrzeskim.
  4. Gorzyce w powiecie tarnobrzeskim.
  5. 5,00 5,01 5,02 5,03 5,04 5,05 5,06 5,07 5,08 5,09 Gorzyce.
  6. Gorzyce; gdzieindziej przędą przed zachodem słońca, lub po obiedzie wilijnym, „aby się len darzył“.
  7. 7,0 7,1 Zawada pod Nowym Sączem.
  8. 8,0 8,1 8,2 8,3 8,4 8,5 8,6 8,7 Stale.
  9. Zaborów pow. Brzeski.
  10. Zawada pod Nowym Sączem. Z tej słomy w Boże Narodzenie po obiedzie kręcą powrósła, któremi w św. Szczepana przededniem gospodarz obwiązuje drzewo owocowe w sadzie, okręcając każde parę razy blisko ziemi, „aby dobrze rodziły“. Nazywają to „wiązaniem drzew“ („powiązał drzewa“).
  11. Wogóle ryby. (Gorzyce).
  12. Sądeckie, Tarnobrzeskie.
  13. Stoją na nim podczas całego obiadu, żeby „bez lato odbitów pod nogami nie miały“ (Stale).
  14. Opłatki jedzą posmarowane nieco miodem, „aby ich życie przez cały rok słodkie było jako ten miód.“ (Zawada).
  15. Zawada pod Nowym Sączem. (Powszechne).
  16. 16,0 16,1 Zaborów.
  17. Zawada pod N. Sączem.
  18. Zaborów (Powszechne).
  19. Powszechne.
  20. Zawada pod Nowym Sączem (Powszechne).
  21. Gorzyce (Powszechne).
  22. Albo: gniady!
  23. Zawada pod Nowym Sączem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Karol Mátyás.