Wilhelm Meister/Wstęp tłómacza

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Johann Wolfgang von Goethe
Tytuł Wilhelm Meister
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1893
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Piotr Chmielowski
Źródło skany na commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
Wstęp tłómacza.


Ogłoszenie przekładu Wilhelma Meistra pod koniec wieku XIX nie może się uważać za jakiś anachronizm nie tylko ze względu na tę ogólną zasadę, że dzieła wielkich mistrzów nigdy się nie starzeją, ale nadto jeszcze ze względu na znamienną okoliczność, iż najświeższe prądy w literaturze europejskiéj lubią się właśnie na to dzieło Goethego powoływać, jako na swego duchowego praojca.
Istotnie to, co za życia poety ogół i krytyka po większéj części uważały za najmniéj interesujące, najmniéj szczęśliwie przeprowadzone, zarówno co do myśli jak i co do wykonania artystycznego, mianowicie druga część romansu: „Lata wędrówki“, dzisiaj dla symbolistów przedstawiając się jako pełne głębi tajemniczéj, budzi w nich zachwyt, poczytywana jest za gienialne przeczucie obecnego stanu duszy, jéj rojeń i pragnień, jéj zamętów i jasnowidzeń. Taka postać, że wiele pomniejszych pominę, jak Makarya, ta żywa „armillarna sfera”, odczuwająca najlżejsze drgnienia wszechświata i widząca wzrokiem duchowym to, czego najbieglejsi astronomowie przez teleskopy dostrzedz nie mogą, imponować musi symboliście i „naukowemu“ mistykowi, uprzedziła bowiem na długo najśmielsze jego pomysły, dzisiaj w tym kierunku objawiane.
Tajemniczość wątku, sama nawet niezwykłość stylizacyi w „Latach wędrówki“ zwróciły téż na siebie baczniejszą obecnie, niż kiedykolwiek, uwagę i dają pochop do wysnuwania nowych, najdziwniejszych nieraz poglądów estetycznych.
Sądzę zatem, że uprzystępnienie dla czytającego ogółu naszego możności zapoznania się z utworem, który dziś jakby wskrzeszonym został do życia nowego, może być uważaném za pewnego rodzaju „aktualność“ literacką i pobudzić jeżeli nie do studyów nad nim, to przynajmniéj do pilnego odczytania, choćby tylko po to, ażeby się naocznie przeświadczyć, że pomysły i sposoby artystyczne, poczytywane za wynik prądów duchowych doby najświeższéj, mogą rodowód swój posunąć znacznie daléj i złączyć z nazwiskiem, które niejednemu już pokoleniu jak gwiazda przewodnia świeciło, jak hasło było obwoływane. Z tego téż powodu, lubo z początku zamierzałem poprzestać na przekładzie pierwszéj tylko części „Wilhelma Meistra,“ zdecydowałem się w końcu na podanie całości, o któréj tu kilka uwag pomieszczam, opierając się przeważnie na dwu dziełach niemieckich: Hermanna Hettnera: „Geschichte der deutschen Literatur im XVIII Jahrhundert“ i Hermanna Grimma: „Goethe, Vorlesungen gehalten an der kgl. Universität zu Berlin“, 1877, 2 tomy.

I.

Pierwszy pomysł „Wilhelma Meistra“ przyszedł Goethemu jeszcze za najwcześniejszych lat pobytu w Weimarze, mianowicie w r. 1777, kiedy poeta był 26-letnim młodzieńcem; wykonanie nawet tego pomysłu, inne, niż je mamy obecnie, rozpoczęte w 1778, postąpiło dosyć daleko, gdyż doszło w 1785 do księgi szóstéj (ale nie dzisiejszéj). Bawiąc we Włoszech, nie spuszczał Goethe uwagi ze swego utworu; druk atoli pierwszéj, przerobionéj części rozpoczął się dopiero w r. 1794; ale że wśród narad z Schillerem co do tego romansu dużo upłynęło czasu, „Lata nauki“ wyszły na widok publiczny w końcu r. 1796.
„Lata nauki Wilhelma Meistra“ — powiada Herman Hettner — to Odyseja wykształcenia, historya błąkania się wśród raf różnorodnych, ze szczęśliwym atoli do domu powrotem. W pierwszém wystąpieniu swojém Wilhelm zdradza pokrewieństwo z Wertherem; nie jest on wprawdzie tak czułostkowy i tak kapryśnie fantastyczny jak Werther; w każdym atoli razie żyje tylko w krainie ideałów marzycielskich i niejasnych, nie mając w duszy swéj żadnego hamulca do powstrzymania i ograniczenia tytanicznych swych pragnień. Myślą przewodnią utworu jest właśnie doprowadzenie Wilhelma do poznania i urzeczywistnienia w życiu równowagi duchowéj, dającéj spokój i zadowolnienie. To téż słuszném jest zdanie Schillera, że „Lata nauki“ są dziejami wykształcenia człowieka, który ze sfery pustego i nieokreślonego ideału przechodzi do czynnego i określonego życia, nie tracąc wszakże mocy idealizowania.
Przypatrzmy się sposobom, jakich użył poeta, chcąc bohatera swego w ten sposób wykształcić.
Chłopcem będąc, Wilhelm najpiękniejsze swe godziny przepędzał w świecie własnéj fantazyi, obudzonéj przedstawieniem maryonetek; a w miarę przybywania lat idealistyczne a raczéj fantastyczne jego usposobienie coraz większéj nabywało potęgi. Przestrogi i napomnienia nic nie pomogły: młodzieńcowi ciasno było wśród zajęć kupieckich, do których ojciec go przeznaczył; więc wybiegał fantazyą i uczuciem do krain poetycznych i teatralnych, zakochał się w aktorce Maryannie i sądził, że przyszła dla niego chwila wybawienia. Upojenie jednak nie trwa długo; ochładza je aktor Melina, wystawiając żartkiemu młodzieńcowi w jaskrawych barwach całą nędzę wędrownego życia artystów, ochładza go domniemana niewierność kochanki, wskazując, jak-to życie, zrzucające z siebie więzy moralności przyjętej, mieści w samém sobie mściwą Nemezę.
Chcąc wykazać z całą możliwą dosadnością niedorzeczność fantastyki i wyrywania się z objęć rzeczywistości, poeta przeprowadza bohatera swego przez liczne szeregi przedstawicieli tego kierunku, maluje uroczo życie teatralne, zapoznaje go z zajmującemi lub silnie wzruszającemi postaciami Filiny i Mignony; potém przenosi go na dwór arystokratyczny i stawia go na scenie. Wilhelm doświadczeniem własném ma się przekonać, że artysta sceniczny z trudnością stać się może artystą życiowym, że idealne napozór formy życia na wielkim świecie są po większéj części idealnością etykiety tylko i nie zawierają w sobie prawdy istotnéj. Uznaje on w końcu, że napróżnoby chciało się uniknąć ograniczeń, jakie stawia życie, że szczęście i godność ludzka nie polegają na zaprzeczeniu, ale na opanowaniu nieodpartéj rzeczywistości.
Kiedy bohater przyszedł już do tego przekonania, Goethe, chcąc wyczerpnąć treść idei podjętej przez się, podaje „Zwierzenia pięknéj duszy“, które z historyą Wilhelma ścisłego, bezpośredniego nie mają związku. W zwierzeniach tych poeta, zużytkowując wspomnienia swoje o pannie von Klettenberg (1723—1774), przedstawił obraz kobiety, która podobnie jak Wilhelm żyjąc w świecie nadmiernie rozbudzonéj wyobraźni, zatonęła w saméj sobie, oddala się pobożnemu marzycielstwu i religijnej fantastyce...
W ostatnich dwu księgach „Lat nauki“ wstępujemy na grunt zupełnie inny. W zamku Lotaryusza spotykamy kółko rodzinne, w którém jednoczą się wszystkie kierunki, jakie dotychczas przedstawiały się tylko w odosobnieniu. Członkami téj rodziny są potomkowie „pięknéj duszy“; wyrośli i wychowali się oni pod serdecznym jej wpływem. Stryj posiada wielkie zbiory sztuki, a jego otoczenie żywo interesuje się artyzmem, do czego przyłącza się świadoma siebie swoboda życiowa, wyższym stanom właściwa. Te idealne dążenia nie poprzestają jednak na spokoju kontemplacyjnym; wszystkie owszem osobistości, do kółka tego należące, zarówno mężczyźni jak kobiety, biorą udział w walce życiowéj. Należą one do świata arystokratycznego, gdyż w czasach, kiedy Goethe pisał swój romans, ten tylko świat mógł wytworzyć wyższą sztukę życia i uprawiać ją swobodnie. Inaczéj tu jest wszelako aniżeli na zamku hrabiego, który Goethe w III-éj księdze przedstawił. Ludzie ci wykształcili się w ciągłém działaniu, nie zadawalniają się więc pustym ceremoniałem, ale gorliwie się zajmują praktycznemi sprawami, walczą i szukają, w formie głośnych naówczas towarzystw tajnych, tego, co stanowi najwyższą potęgę życia i wykształcenia. Wilhelm widzi tu własnemi oczyma, czego tak długo poszukiwał napróżno. Coraz wyraźniéj i coraz zupełniéj zrywa ze swém czułostkowém usposobieniem, uznaje znaczenie, konieczność życia czynnego, wpływającego dzielnie na sprawy świata. W szczęśliwą godzinę nastręcza mu się syn jego Feliks, pamiątka miłości Maryanny; staranie o przyszłość tego chłopczyka zmusza go do skupienia sił i zajęcia się życiem praktyczném, którém dawniéj tak niemiłosiernie pogardzał.
Atoli czyżby czas, obrócony na wykształcenie Wilhelma, całkowicie był zmarnowany? Goethe zestawia swego bohatera z ograniczonym kupcem, który poza obręb sklepu nie wyjrzał, i pokazuje na oko ogromną między niemi różnicę. Ów hrabia z III-éj księgi, co to uważał jedynie za zewnętrzność, bierze Wilhelma za prawdziwego lorda...
W tém nowém położeniu sądzi Wilhelm, że uzupełnienie swoje znajdzie w miłéj, wesołéj, ale zamkniętéj na kluczyk gospodarski duszy Teresy; była to omyłka, jak i dawniejsze; zanadto już bowiem miał w sobie idealizmu, zanadto poezyi i harmonii. Natalia, czynna praktycznie i idealna zarazem, stała się przez swą naiwnie szlachetną kobiecość tém, co Wilhelm zdobywać sobie musiał mozolnie walką długoletnią. Tém jest przynajmniéj z istoty swojéj, chociaż poeta nie przeprowadził jej w szczegółach w sposób plastyczny. W niéj-to znajduje wreszcie Wilhelm zadowolnienie wewnętrzne i harmonijne uspokojenie. Natalia kocha go również i uznaje w nim równego sobie, widząc zarazem w jego osobistości zharmonizowanie pragnień swoich.
Na tém kończą się „Lata nauki“ Wilhelma. Gonił on za sztuką aktorską, a zdobył sobie sztukę życia, szukał idealności pięknych pozorów, a znalazł idealność pięknéj rzeczywistości. Zadaniem tego romansu nie jest beatyfikacya wyłączności arystokratycznéj lub bezczynnego używania, jak utrzymywali niektórzy, lecz owszem stanowcze wystąpienie przeciw romantyzmowi, poważne odstręczanie od wszelkiéj bezcelowości i marzycielstwa, zaprzągnięcie tytanicznych zapędów do wozu uorganizowanego społeczeństwa, wychowanie do pracy i działalności nie w znaczeniu niedołężnego umysłowo filisterstwa, lecz w znaczeniu duchem uszlachetnionego trudu, w znaczeniu greckiéj „kalokagatyi”.
Herman Grimm inaczéj pojmuje zasadniczą ideę utworu i dlatego nie pochwala jego zakończenia, uskutecznionego za poradą Schillera. Według niego, zadaniem „Lat nauki“ było przedstawienie życia, jakiém ono jest; właściwego zakończenia zatém być nie mogło; dzieło powinno się było urwać na jakimkolwiek punkcie, jak to bywa w pamiętnikach... Goethe — powiada Grimm — wprawia nas w stan ironicznego przewidywania skutku każdéj nowéj przygody Wilhelma; wiemy zawsze, że wyjdzie z niéj bez istotnego zadowolnienia, ale z całą skórą przynajmniéj. Życie ludzkie przedstawia się tutaj jako nieprzerwana kolej uczt, na któréj niéma albo apetytu albo gości, oraz jako nieprzerwana kolej chwil najlepszego apetytu, w których zadowolnić się musimy skórką chleba. Niebawem po ukazaniu się „Wilhelma Meistra“ dwu młodych pisarzy wydało jego krytykę w formie romansu p. n. „Pokusy i przeszkody Karola“, w którym przedstawili idyotycznego mieszczucha, prześladowanego ustawicznie przez los i wielce komicznego... Atoli prawdziwość treści „Lat nauki“ na tém właśnie polega, że Wilhelm nigdy się nam nie wydaje śmiesznym. W ten sam sposób w „Gil Blasie z Santillany“ Le Sage przeprowadził bohatera poprzez niezliczone, po większéj części bezowocne awantury, nie czyniąc go przecież śmiesznym tam nawet, gdzie gra rolę najpocieszniejszą, gdyż każdy z czytelników musi sobie powiedzieć: i mnie-by lepiéj się nie udało.
Jakkolwiek zresztą pojmiemy zasadniczą ideę utworu, zastanawiającą jest rzeczą, że w „Latach nauki“ niéma najsłabszego nawet śladu wpływu życia publicznego, wpływu państwa i społeczeństwa. Bohater rozwija się w epoce, która się sama filozoficzną nazywała, a jednakże ani razu nie odczuwa potrzeby zajęcia się filozofią; — tłomaczy się to usposobieniem Goethego, nie lubiącém się zapuszczać w abstrakcye spekulacyjne. Pominięcie zaś żywiołu państwowego w romansie, wykończonym podczas najgwałtowniejszych burz rewolucyjnych, objaśnić sobie należy tém, że Niemcy w. XVIII biorąc ogółem posiadały wysoce wykształconą duszę, ale bardzo nędzne ciało, że wewnętrzny ich rozwój nie odpowiadał wcale zewnętrznemu, że obywatel niemiecki płacił wprawdzie cło, podatki, bo tak było zdawiendawna, ale nie rozmyślał wcale nad ustrojem państwa.
„Lata nauki“ upływają na gruncie bezpośredniéj teraźniejszości i rzeczywistości, a mimo to zawierają w sobie efekty pełne grozy dreszczem przejmującéj, efekty, oparte na cudownych, nadzwyczajnych zjawiskach, sięgających poza krańce pospolitego bytu ludzkiego. Takie przenikanie się dwu sprzecznych ze sobą żywiołów, jakkolwiek w dziejach poezyi nierzadkie, nie wywołuje wszakże niemiłego rozdwojenia w dziele Goethego, gdyż poeta z prawdziwém mistrzowstwem umiał się zatrzymać w granicach możliwości. Zrobił to najprzód za pośrednictwem Mignony i harfiarza, postaci tajemniczych a jednak zupełnie ludzkich, a powtóre przez wprowadzenie do romansu stowarzyszenia wychowawczego, które tajemnie kieruje postępkami Wilhelma. Jeśli przypomnimy sobie, jak sławnemi były w wieku XVIII związki wolnomularzy i illuminatów, których działalności nadzwyczajne przypisywano skutki, to w przedstawieniu stowarzyszenia wychowawczego, którego tajemniczość pobudza i pociąga wyobraźnię, nie tylko nie ujrzymy nic niestosownego, lecz owszem przyznamy, że prawda i żywość malowidła wieku zyskały przez to na sile i zupełności.
Z postaci, nakreślonych w „Wilhelmie Meistrze“, zasługuje przedewszystkiém na uwagę sam bohater, a potém Filina i Mignon.
Wilhelm — to nie istota energiczna, dzielna, twórcza, lecz bierna, lubiąca rozmyślać, łatwo poddająca się wpływom. Rzeczy dziejące się około niego i z nim są to właśnie potęgi czynne; on sam zaś przyjmuje tylko wrażenia i dozwala im działać na siebie. Zdolność atoli do rozwinięcia w sobie wszystkich sił całkowitej natury ludzkiej czyli, jak się wyraża Goethe, zdolność „przeczuwania świata całego“ (Vorempfindung der ganzen Welt) pracuje w nim nieustannie i zmusza go, by przeczucie to zamieniał na jasne poznanie i urzeczywistniał w życiu. Stąd to pochodzi szerokość i swoboda poglądów, powolne zdobywanie coraz to pełniejszego i wszechstronniejszego wyobrażenia o wszechświecie, połączone w jednéj osobistości. Skłonność Wilhelma do refleksyi — powiada Schiller — wśród najszybszego nawet pochodu akcyi zmusza ciągle czytelnika do patrzenia naprzód i po za siebie i do rozmyślania nad wszystkiemi zdarzeniami. Skupia on w sobie niejako znaczenie, treść wewnętrzną, ducha wszystkich otaczających rzeczy, przemienia niejasne poczucie na przejrzyste pojęcie, a rozwijając tym sposobem własny swój charakter, rozwija zarazem wybornie założenie całości. W nim przebywa czysty obraz człowieczeństwa, z którym porównywa on każde zjawisko zewnętrzne; a jak z jednéj strony doświadczenie prostuje i określa jego chwiejne poglądy, tak z drugiéj ów obraz idealny, owo poczucie wewnętrzne staje się dopełnieniem doświadczenia. Wilhelm jest w części znacznej samym Goethem.
Co do Filiny i Mignony nie wiemy wcale, z jakich wzorów rzeczywistych są wzięte.
Filina jest to realistycznie przedstawiona niespokojna, ruchliwa kokietka, któréj nikt oprzéć się nie może. Zimna z natury, kocha tylko pozornie, na moralność wcale nie zwraca uwagi, ale do żadnéj silnéj namiętności zdolną nie jest; to téż choć w najswobodniejszym zostaje do Wilhelma stosunku, chociaż daje mu tysiąc sposobności posunięcia się zadaleko, pozostawia go zawsze chłodnym. Za radą Schillera zepsuł Goethe charakter ten jedną niewłaściwą trochę sceną, w któréj każe Filinie zakradać się do mieszkania bohatera romansu; jest to rys dodatkowy, będący w niezgodzie niejakiéj z poprzednią charakterystyką Filiny.
Mignonę, to dziecię zrodzone na południu, przez los poniewierane, marzące i namiętne, odmalował poeta tak rzewnie i tak porywająco, że jéj zapomniéć niepodobna. Dziecię, siłą demoniczną do swego obrońcy przywiązane, czuje nagle, że dzieckiem być przestało. Jako dziecię jeszcze przemyka się nocą do Wilhelma, chce się jak pies u nóg pana swego położyć, wdziera się niezrozumiana do jego serca, a kiedy się oddaje nagle obudzonéj namiętności, równocześnie istota jéj podpada unicestwieniu; trawi się odtąd w sobie, a śmierć, opisana z przenikającą prawdą, przybywa wkrótce, by ją przenieść w kraj cieni. Kiedy Maryanna, będąca bohaterką pierwotnego nowellistycznego zarysu Wilhelma Meistra, usunęła się na stronę, Mignon stała się osobistością, dla któréj poświęcony został cały utwór. Jest to kreacya prawdziwéj poezyi romantycznéj: zamknięta w sobie duchowość, znająca prawie samę tylko elementarną mowę giestów i śpiewu przy dźwięku muzyki; tęsknota niewysłowiona, boleść bezgraniczna, dziwaczność i zagadkowość: — oto jéj cechy najogólniejsze. Gdy jednakże poznamy jéj przeszłość, gdy się w jéj naturalne usposobienie uważniéj wpatrzymy; to dziwaczność i zagadkowość znika, a zjawia się natomiast psychiczna konieczność.
Jedną ze stron wielce ganionych wśród ogółu czytelników „Lat nauki“ jest to, że Goethe nazywał tu i przedstawiał rzeczy bez najmniejszego ubarwienia i bez żadnych muślinowych obsłonek. Już Schiller zauważył, że tego przedrwiwania ludzi nie darują czytelnicy poecie, gdyż wiedząc, że tak się istotnie dzieje na świecie, nie chcą, żeby to wypowiedziano jasno i bez ogródek. Dzisiaj naturalizm przyzwyczaił nas do mniéj jeszcze osłoniętych obrazów; przytém u Goethego uduchowienie góruje zawsze nad zmysłowością.
Jak w łańcuchu gór — wedle wyrażenia Grimm’a — na rozmaitych jego wysokościach może się rozwijać roślinność stref różnych; tak w „Latach nauki“ odnajdujemy próby stylu ze wszystkich epok Goethego. Z początku opowiada poeta najżywszą frankfurcką jeszcze dykcyą, przechodzi potém w prozę pierwszego weimarskiego dziesięciolecia, a kończy schematycznie nakreślonym, jakby dla pozbycia się jedynie dodanym finałem, który co do języka i kompozycyi nie przedstawia ani linij, ani barw, lecz tylko zarys szkicowy. Rozpoczyna się romans jak ściśle zbita nowela, szybko ku rozwiązaniu zmierzająca, tkany jest następnie z coraz rzadszego materyału; poeta upuszcza coraz więcéj nici a nowe natomiast przybiera, poprzestaje wreszcie na zagadkowo niemal pośpieszném sprawozdaniu, w którém wypadków jest dużo, ale uczucia, usposobienia, poglądy i charaktery osób nie przedstawiają się dostatecznie jasno i plastycznie.

II.

Pierwszą pobudkę do uzupełnienia „Lat nauki Wilhelma Meistra“ dał Goethemu Schiller. W liście z 9 lipca 1796 wyraziwszy zdziwienie, że Wilhelm w wieku filozoficznym kończy wykształcenie bez pomocy filozofii, żądał, ażeby poeta jaśniéj i dobitniéj zaakcentował, że bohater w skutek swéj dojrzałości estetycznéj stał się już dostatecznym realistą, ażeby nie potrzebować filozofii. Goethe odpowiedział, że żądanie takie wymaga właściwie dalszego ciągu dzieła, do czego ma istotnie pomysł i ochotę; tymczasowo zaś pewne niedomówienia miały zapowiedziéć, że postacie z „Lat nauki“ może w przyszłości ukażą się jeszcze na widowni.
Niewiadomo, jak daleko plan ten rozsnuł się naówczas: omawiali go przyjaciele ustnie. Zrazu zamierzał zapewne poeta napisać tylko szereg opowiadań, mających na celu wykazanie obowiązku wyrzeczenia się t. j. obowiązku rozwagi i miary moralnej jako kamienia węgielnego w wykształceniu charakteru. Wilhelm wędrując miał brać udział kiedyniekiedy w tym zamęcie obyczajowym i dopomagać do jego rozjaśnienia i uspokojenia. Taki był początek owych nowel, pisanych w różnych czasach, a stanowiących główną część składową „Lat wędrówki“. Powoli wszakże myśl zasadnicza rozszerzała się i pogłębiała. Poeta nie poprzestaje już tylko na świecie wewnętrznym, lecz coraz baczniejszą zwraca uwagę na objawy życia czynnego, publicznego. Zwrot ten następuje dopiero po upadku Napoleona, po zaprowadzeniu pokoju. Wokoło ucisk nikczemnej polityki restauracyjnéj: byłto pokój bez szczęścia, bez wolności, bez dobrobytu. Wśród wykształconych powstaje opozycya; wśród mas ludowych biedniejszych — straszliwie wzmagające się wychodztwo. Przytém huczy groźna walka nowych stosunków gospodarczych i społecznych, spór przemysłu i feudalizmu, starcie się maszyn z rękodziełami. Rozumiano uprawnienie i niezbędność nowego prądu, lecz nie umiano sobie zdać jasno sprawy z tego, czy powstające dopiéro rzeczy lepsze będą od ginących. Goethe, lubo się od polityki bieżącéj usuwał, zanadto bystry miał umysł, ażeby go to wszystko zajmować nie miało. Palącym zagadnieniom chwili przygląda się uważnie i nie lękając się najśmielszych nawet wywodów, szuka nowych podstaw przyszłego bytu państwowego i społecznego. Dnia 19 czerwca 1818 r. pisze do Voigt’a, że się grzebie w całéj masie pism i dzieł o stosunkach Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnéj, że warto się zagłębić w ten świat wciąż rosnący. Te świeżo przypływające wrażenia i myśli tym łatwiéj dawały się obrobić dla „Lat wędrówki“, iż w ostatniéj księdze „Lat nauki“ poruszono już gospodarcze nadzieje i utrapienia. Niepostrzeżenie około zamierzonego cyklu nowel oplótł się romans polityczny, który na zawsze pamiętném będzie świadectwem, jak ten wielki poeta w wieku, kiedy inni zazwyczaj kościeją lub téż monotonnie się powtarzają, wciąż się kształcił, wciąż wzrastał.
Już pierwsze wydanie „Lat wędrówki“ w r. 1821 ma tę podwójną postać, a bardziéj jeszcze drugie i ostateczne, ogłoszone r. 1826—1828. Pod względem artystycznym są tu niewątpliwie ślady starości.
Wprawdzie niektóre nowele, mianowicie sielanka o cieśli Józefie i baśń o nowéj Meluzynie należą do najlepszych czasów poety i odznaczają się wdziękiem i pięknością; — ale całości brak wykończenia kompozycyi. Są tu, jak wiemy z rozmów Eckermann’a, zebrane na chybił-trafił zapasy rękopiśmienne; są dygresye wywołane naukowemi zajęciami i hipotezami poety, jak rozprawki o teoryach gieologicznych, jak zalecanie anatomicznych wyrobów z drzewa, z podatnéj sy, jak pogląd na związek ścisły ludzi ze zjawiskami wszechświata, uosobiony w Makaryi przedewszystkiém, następnie w téj osobie, która czuciem rozpoznawała jakość metalów, ich rozgałęzienia pod ziemią i t. p. Co więcéj, uciekał się Goethe nawet do tego środka, którym Jean Paul starał się zakryć brak talentu kompozycyjnego, podając się za sprawozdawcę i redaktora cudzych papierów. Motywowanie jest powierzchowne i luźne; rysunek charakterów nikły; właściwości osób nie rozwijają się przed naszemi oczyma w działaniu, lecz prawie wyłącznie w listach tylko i dziennikach. Narowy naprężonego „stylu radcy tajnego“, jakie w owoczesnych listach Goethego tak nieprzyjemnie nas uderzają, znajdują się i tutaj; nawet budowa zdań jest niedbała.
Co do treści, to ogarnia ona ważne zagadnienia dotyczące jednostek i społeczeństw.
W pierwszéj księdze przedstawione zostały trzy główne punkty: złączenie idealizmu i poezyi z czynem, z praktyczną działalnością („Święty Józef II“), ograniczenie wielostronności w wykształceniu i nawoływanie do oddawania się specyalnym zawodom (Jarno zostaje górnikiem, Wilhelm chirurgiem), wreszcie napomnienie dane klasie posiadającéj, ażeby czynnie dla dobra innych występowała (Besitz und Gemeingut).
W księdze II-éj zwraca na siebie uwagę głównie nowy system wychowawczy. Wilhelm, jak wszyscy ludzie, co wzrośli wśród dawnych warunków, dopiéro po ciężkiéj walce doszedł do ograniczenia swojéj indywidualnéj wybujałości na rzecz ogółu; dlaczegożby walki téj nie oszczędzić następnemu pokoleniu? Feliks korzystać już będzie z nowego sposobu wychowania w „prowincyi pedagogicznéj”. Warto przypomniéć tu, co Goethe powiedział w rozmowie z Sulpicyuszem Boisserée 5 sierpnia 1815 r. Skarżył się na zarozumiałość, wywołaną przez wychowawczy filantropinizm, skarżył się na upadek wszelkiego uszanowania. Cóżby się ze mną było stało — mówił — gdybym nie był wciąż zmuszany do uszanowania (Respect) wobec innych? Gdzież są takie religijne, moralne i filozoficzne maksymy, któreby same przez się zabezpieczyć mogły człowieka? Na tę zarozumiałość szuka więc poeta stosownego środka. Oczywiście, nie można wytępiać indywidualności, gdyż rozumném jest to tylko, co dla każdego z nas jest stosowném; dlatego wychowawcy zważają tu bardzo pilnie na skłonności przyrodzone wychowańców, a chcąc to wyrazić zewnętrznie, unikają niwelujących mundurów. Z drugiéj atoli strony, indywidualność nie powinna się puszyć zarozumiale; powinna ulegać przykazaniu trzech „uszanować“ (Ehrfurcht), obejmujących zakres wszystkich możliwych stosunków ludzkich; mamy tu uszanowanie wobec tego, co jest nad nami, uszanowanie wobec tego, co jest pod nami, i uszanowanie w obec tego, co nam jest równém. Z tych trzech uszanować, wynika uszanowanie najwyższe, uszanowanie wobec siebie samego, a tamte znów z tego się rozwijają, tak, że człowiek dosięga najwyższego szczytu, jakiego dosięgnąć jest zdolny, może uważać siebie za rzecz najlepszą, jaką wydał Bóg i natura, może przebywać na téj wyżynie i nie lękać się, żeby go zarozumiałość i sobkostwo ściągnęły znowu w pospolitość. Kto w sobie wyrobił nastrój ten uszanowania, może bezpiecznie oddać się jakiemuś zawodowi. W prowincyi pedagogicznéj, kształcenie zmierza do tego, by utrzymać równowagę między idealnością a realizmem; idzie o to, żeby wytworzyć nie fantastów, ani filistrów, lecz ludzi harmonijnych. Budownictwo, jako sztuka najbliżéj spokrewniona z rzemiosłem, jest tu punktem środkowym. Dramat i teatr, jako sztuka samego pozoru, zostały wykluczone. Naodwrót rzemiosło starają się tu podnieść do godności sztuki wyzwolonéj. Każdej pracy, wyłącznie rękodzielniczéj, dodaje się dla przeciwwagi coś ze sztuki pięknéj; przy każdéj niemal pracy śpiew się rozlega.
Wreszcie w księdze III-éj przedstawia Goethe nowy ustrój społeczny. Najwyższém prawem tego nowego ustroju ma być dokładne wykształcenie w jakim zawodzie fachowym. Większa część członków tego społeczeństwa składa się z rzemieślników; proletaryat, reprezentowany przez olbrzymiego Ś. Krzysztofa, znajduje w niém także swe miejsce. Różnic stanowych niema tu wcale; w stowarzyszeniu tém wartość ma jedynie prawo i szlachectwo pracy. Stowarzyszenie nie przywiązuje się wyłącznie do żadnéj miejscowości: członkowie jego mogą zarówno przesiedlić się do Ameryki, jak zająć nieuprawne jeszcze przestrzenie starego świata, lub zostać na dawnych siedliskach, byleby tylko jednakowemi środkami cel zamierzony urzeczywistniali. W gospodarstwie przemaga wielka posiadłość; ażeby wszakże każda jednostka mogła siły swoje rozwinąć i pracę zużytkować, komitet centralny wskazuje każdemu członkowi sposób postępowania. Wszystkim zaleca się jaknajwiększe baczenie na czas. Koła rodzinne mają czuwać nad ścisłą karnością i obyczajnością, a jeżeli władza ich nie wystarcza, to staje im ku pomocy zwierzchność, rodzaj policyi, wydalającej nieposłusznych ze Związku, dopóki się nie nauczą porządku i uległości. Zwierzchność nie przesiaduje na jedném miejscu, owszem, na wzór dawnych cesarzów niemieckich, w ciągłéj znajduje się wędrówce, ażeby utrzymać jedność w rzeczach głównych, w podrzędnych zaś zostawić każdemu właściwą swobodę. Dopóki to będzie możliwém, unikać należy napływu ludzi do stolicy. Wojsk stałych w Związku niema; wszyscy obywatele mają być uzdolnieni do obrony.
Niewątpliwie w tych marzeniach o przyszłości ustroju społecznego dużo jest fantastyki; ale nie o to chodzi; dość, że Goethe, który dawniéj żył myślą w krainie ducha przeważnie, zajął się pod koniec życia zagadnieniami dotyczącemi losów społeczeństwa i państwa, wierząc, że projekty jego mogą przejść w rzeczywistość. Poznajemy w tém wychowańca wieku XVIII, zastosowującego idee humanitarne do kwestyj politycznych.


∗             ∗

Po raz to pierwszy ukazuje się przekład polski „Wilhelma Meistra“. Dotychczas, o ile mi wiadomo, drukowany był tylko mały z tego utworu wyjątek dotyczący rozbioru Hamleta, a pomieszczony w jedném z dawnych czasopism poznańskich. Gdy inne powieści Goethego znalazły u nas tłómaczów: „Cierpienia młodego Werthera“ w K. Brodzińskim, „Powinowactwa z wyboru“ w p. Maryi Ilnickiéj; najważniejszy ten romans, skupiający w sobie, obok Fausta, wszystko, co w ciągu długiego swego życia przemyślał wielki poeta, pozostawiony został na boku; mało téż kto czytał go u nas w oryginale, gdyż śladów jego wpływu znajdujemy w literaturze naszéj bardzo niewiele.
Starałem się dokonać tłómaczenia sumiennie, t. j. nie tylko oddać wiernie treść utworu, lecz także i styl jego, o ile to się naturalnie dało pogodzić z duchem języka ojczystego. Przetwarzać stylu na tok zupełnie inny nie chciałem, gdyż tym sposobem zaginęłaby jedna z najważniejszych cech oryginału. Czy mi się wszędzie udało pokonać trudności, niewątpliwie bardzo znaczne, to oczywiście pozostawić muszę uznaniu rozważnej krytyki. Śmiałbym tylko jedne tu dodać uwagę. Jeżeli ktoś znajdzie powtarzanie tych samych wyrazów blizko siebie, lub zawiłość, dziwaczność w sposobie wyrażenia myśli; niech zbyt pochopnie usterków tych nie kładzie na karb tłómacza; niech zajrzy wprzódy do oryginału, niech pamięta o wspomnianym powyżéj „stylu radcy tajnego“ w „Latach wędrówki“; — a wtedy dopiéro niech formułuje swe zdanie. Znaczna liczba wierszy, znajdujących się w „Wilhelmie Meistrze“, również po raz pierwszy pojawia się w tłómaczeniu polskiém; prócz kilku, przy których wyraźnie zaznaczyłem tłómaczy, wszystkie inne sam przełożyłem, dbając szczególniéj o to, ażeby w najdrobniejszych nawet szczegółach formy odtworzyć oryginał; gdyż w poezyi Goethego kwestya formy ma pierwszorzędne znaczenie; wszystko w niéj obmyślone jest rozważnie.
W końcu wyrazić tu winienem podziękowanie prof. Janowi Bystroniowi, który swoją fachową wiedzą dopomógł mi w przekładzie terminologii tkackiéj, zapełniającéj niektóre ustępy Dziennika Leonarda w „Latach Wędrówki Wilhelma Meistra.“


17 grudnia 1892 r.
Piotr Chmielowski.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Piotr Chmielowski.