W podziemiach Paryża/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł W podziemiach Paryża
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.6.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Okradziony

Już cztery dni bawił Raffles w Paryżu. Cztery długie dni delektował się poczuciem bezpieczeństwa, które zapewniły mu opisy jego osoby w prasie.
Stanął w drugorzędnym hoteliku w okolicach Montparnasse.
Pewnego wieczora zatrzymał się przed drzwiami swego hotelu, zastanawiając się, jak spędzić wieczór. Raffles nudził się i odczuwał dotkliwie przymusową rozłąkę z Charleyem.
Była godzina piąta i na ulicach zjawili się chłopcy, roznoszący wieczorne wydania dzienników. Raffles kupił gazetę i wracając do hotelu, począł ją przeglądać po drodze.
Nagle zatrzymał się. Wzrok jego padł na tytuł wydrukowany dużymi literami.

„Usiłowanie samobójstwa w hotelu „Regina“! Bogaty Szkot okradziony przez kobietę wystrzałem z rewolweru usiłował pozbawić się życia!“

Raffles musiał zebrać wszystkie siły aby nie upaść. Nie wątpił ani przez chwilę że bogatym Szkotem, o którym pisały gazety był Charley Brand. Z gorączkową niecierpliwością przeczytał artykuł, który potwierdził jego przypuszczenia. Szkot nazywał się Mac Allan. Miał przestrzeloną skroń. Ciężko rannego przewieziono do szpitala Saint-Louis.
Raffles nie wahał się dłużej. Wskoczył do przejeżdżającej taksówki i w dwadzieścia minut później zatrzymał się przed bramą szpitala.
Bez trudu udało mu się przedostać do łoża chorego. Nieszczęsny Charley był zupełnie przytomny. Kula została już usunięta i życiu jego chwilowo nie zagrażało żadne niebezpieczeństwo. Młody lekarz, który wprowadził Rafflesa do pokoju, wysunął się dyskretnie. Na widok przyjaciela, w oczach Charleya Branda pojawiły się łzy. Gdy tylko zostali sami, Charley łkając, począł opowiadać swe przygody. W Paryżu umówił się z ową kobietą, spotkaną na pokładzie „Senegambii“. Po wielu trudach udało mu się namówić ją, aby zechciała przyjąć zaproszenie do teatru. Charley uczynił to raczej w celu zadokumentowania, że przytył do Paryża dla zabawy, niż ze szczerej chęci.
Po ukończonym przedstawieniu młody człowiek wsiadł wraz ze swa towarzyszką do auta. W czasie jazdy młoda dama poczęstowała go cukierkiem. Sama włożyła go swą biała rączką do jego ust.
Od tej chwili nie przypomina sobie zupełnie, co się z nim działo. Musiał zasnąć w aucie, gdyż około godziny piątej rano policjant znalazł go nieprzytomnego przy zbiegu ulicy Rivoli i Piramid. Portfel, w którym znajdowało się jeszcze czterdzieści dziewięć tysięcy funtów szterlingów, znikł. Zegarek i inne wartościowe przedmioty, które miał przy sobie zostawiono mu. W kieszeni marynarki znalazł jeszcze kilka banknotów.
Przytomność odzyskał dopiero w hotelu. Dopiero wówczas zdał sobie sprawę z tragizmu swej sytuacji. Dał się okraść z majątku, który powierzył mu przyjaciel. Ogarnęła go rozpacz. Postanowił z sobą skończyć. Przeżycia ubiegłej nocy musiały nadwyrężyć jego zdrowie i nadszarpnąć jego nerwy. Ręka mu drgnęła i strzał zamiast niechybnej śmierci, spowodował tylko ciężką ranę.
Raffles wysłuchał w milczeniu opowiadania Charleya.
— Dziękuję Bogu za to, że kierował twoją dłonią — zawołał wreszcie. — Co za pomysł, żeby się zabijać z powodu utraty pięniędzy!
Charley Brand spojrzał na niego oczyma pełnymi przywiązania i wdzięczności.
— Więc nie gniewasz się na mnie, Edwardzie? — Czy mi wybaczasz?
— Nie mam nic do wybaczenia — odparł Raffles. — Mam jednak diablą ochotę zabawić się w detektywa i odnaleźć ową piękną damę i jej spójników, którzy cię tak haniebnie oskubali. Być może, udałoby mi się wówczas odzyskać część ukradzionej sumy. Czy wiesz dokąd pojechało to auto?
— Nie, nie mam pojęcia... musiałem zasnąć natychmiast po spożyciu cukierka — oświadczył Charley Brand.
— Już na statku zwróciłem uwagę na tę zdradliwą piękność. Poznałbym ją wszędzie, gdyby przypadek postawił ją na mej drodze. Możesz być pewny, że odnajdę jej gniazdko.
— Co zamierzasz uczynić? — zapytał Charley z obawą w głosie.
— Zastanowię się jeszcze — odparł lord Lister. Będę się miał na baczności przed narkotykami tej damy. Nie chciałbym bowiem zetknąć się dzięki niej z policją francuską. Wolę z tymi panami nie mieć nic do czynienia.
Charley uśmiechną! się. Chciał zapytać przyjaciela, czy nie miał dotąd żadnych przykrości ze strony policji.
— Czy byłeś już przesłuchany? — przerwał mu nagle Raffles.
— Jeszcze nie — odparł chory — zapowiedziano mi jednak wizytę komisarza na dziś wieczór.
— Lord Lister uśmiechnął się.
— Powiesz mu co będziesz chciał, byle tylko nieprawdę — odparł po chwili. Musisz sprowadzić go jaknajdalej od prawdziwego śladu. Pragnę działać sam i nie chcę, by ktoś mi w tym przeszkadzał. Czy zrozumiałeś?
Charley potakująco skinął głową. Odetchnął z ulgą. Przyjaciel oszczędził mu wymówek, których się tak obawiał.
— Zostawiam cię teraz samego... Jutro wrócę — rzekł Raffles wstając z krzesła.
Uścisnął serdecznie rękę Charleya i rzuciwszy na pożegnanie kilka słów pokrzepienia, wyszedł z pokoju chorego.
O godzinie jedenastej przed południem Aleją Akacjową w lasku Bulońskim jest miejscem spot­kania próżniaków obydwóch płci.
Cała złota młodzież spaceruje wówczas w tej alei pieszo lub konno, w autach lub powozach. Młodzi mężczyźni obrzucają krytycznym lub pełnym podziwu spojrzeniem piękne kobiety, biorące udział w tej codziennej rewii.
Tegoż dnia Aleja Akacjowa była specjalnie: ożywiona. Zalegały ją tłumy pieszych i konnych spacerowiczów.... Damy prowadziły na smyczy rasowe pieski i prezentowały ostatnie modele z najelegantszych domów mody. Panowie natomiast rozparci niedbale przy kierownicy, krytycznym okiem taksowali ich wdzięki lub też modele maszyn swych rywali.
Na jednym z krzeseł, które się tam wynajmuję, siedział samotny jegomość. Odrazu poznać można w nim było Amerykanina. Krótka broda stanowiła co prawda kontrast z ogólnie przyjętymi za oceanem zwyczajami, lecz któż nie zna ekscentryczności Amerykan? Ten zdawał się do brody przywiązywać specjalne znaczenie, gdyż gładził ją od czasu do czasu wypielęgnowaną ręką. Ciekawym wzrokiem wodził po tłumie, płynącym szeroką aleją. Robił wrażenie człowieka, szukającego towarzyszki, któraby pomogła mu rozproszyć nudę.
Nagle eleganckie otwarte auto ukazało się u wylotu alei. Siedziała w nim piękna blondynka. Jej wytworny i prosty strój zdradzał dobry smak i wrodzoną dystynkcję. Nie wyglądała na osobę znaną w tym środowisku. Nikt nie witał jej ukłonami i nikt nie zbliżał się do jej wozu, jadącego bardzo wolno.
Była tak śliczna i pełna wdzięku, że pojawienie się jej wzbudziło pewną sensację. Na widok jej Amerykanin ożywił się. Wstał z krzesła i widząc, że młoda dama wysiadła z auta, zbliżył się do nieznajomej. Spojrzał na nią z ledwie dostrzegalnym uśmiechem. Zdjąwszy kapelusz z głowy, ukłonił się uprzejmie.
Młoda dama odpowiedziała mu milczącym skinieniem głowy. Nabrał odwagi i rzeki prawidłową francuszczyzną, przeciągając zlekka, jak to czynią Amerykanie.
— Jestem pani niewymownie wdzięczny, że raczyła pani odpowiedzieć łaskawie na mój ukłon, który przyznaję był nieco śmiały....
— Pan jest Amerykaninem? — odparła młoda dama z uśmiechem. — Nie zostawiając mu czasu na odpowiedź, ciągnęła dalej:
— Zamierzałam właśnie zjeść obiad w „Cafe de Madrid“... Jeśli by pan zechciał mi towarzyszyć...
— Jestem całkowicie do pani dyspozycji — odparł Amerykanin.
Dama z półświatka odwróciła się. Auto prowadzone przez szofera w białym płaszczu zatrzymało się na brzegu chodnika. Młoda kobieta wsiadła i uprzejmym gestem wskazała Amerykaninowi miejsce obok siebie.
— Raffles — bowiem on był tym naszym przedsiębiorczym Amerykaninem — usiadł po prawej stronie pięknej awanturnicy. Poznał ją odrazu. Była to ta sama, w której sieci uwikłał się Charley Brand jeszcze na pokładzie „Senegambii“.
Po skończonym obiedzie poruszający się sprawnie kelnerzy sprzątnęli ze stołu i podali kawę. Rozmowa która urwała się przed chwilą podjęta została na nowo. Ku swemu wielkiemu zdumieniu, Raffles nie mógł dojść z nieznajomą do ładu. Wszelkie rozmowy, poruszające ryzykowne tematy pozostawały bez odpowiedzi. Młoda kobieta całkiem wyraźnie skierowywała rozmowę na inny temat.
Dla lorda Listera było to niespodzianką.
Kobieta, która pozwoliła się zaczepić i przyjęła zaproszenie z gotowością, cechującą damy półświatka, zachowywała się obecnie, jak kobieta z najlepszego towarzystwa. Mimo to Raffles nie wątpił, że ma przed sobą awanturnicę, która usidliła Charleya. Przez chwilę opadły go wątpliwości. Gdy jednak nieznajoma wyraziła chęć pójścia wieczorem do Opery, wątpliwości jego rozwiały się. Z radością przyjął propozycję i oboje opuścili restaurację.
Gdy jednak zaproponował, że odprowadzi ją do domu, odmówiła kategorycznie. Nie zgodziła się również, aby przyszedł po nią wieczorem, żeby zabrać ją do Opery. Prosiła go jedynie, aby o godzinie ósmej wieczorem czekał na nią przed Wejściem. Wsiadła do auta, pożegnała go i w kilka chwil potem zniknęła z oczu zdumionego Rafflesa.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.