W podziemiach Paryża/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł W podziemiach Paryża
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.6.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W podziemiach Paryża
Ucieczka

Gęsta mgła londyńska nieprzeniknionym całunem otuliła ulice i domy wielkiego miasta. Przenikała wszędzie. Owijała jakgdyby miękką watą wszystkie przedmioty, uniemożliwiała ruch i utrudniała widzenie na przestrzeni pół metra. Nawet światło olbrzymich elektrycznych latami z dworca Wiktorii nie mogło rozproszyć ciemności.
Była godzina ósma rano. Pociąg do Dowru, mający połączenie bezpośrednio z okrętem płynącym do Calais miał odejść lada chwila.
Czoło pociągu, to jest lokomotywa i kilka przednich wagonów niknęły w mgle, która tego dnia wydawała się gęstsza niż zazwyczaj. Z trudem odróżnić można było sylwetki podróżnych, biegnących niespokojnie po peronie dworca, zderzających się z tragarzami i przewracających się o cudze walizki.
Między podróżnymi znajdowali się dwaj mężczyźni, którzy z lekkimi walizkami szybkim krokiem zmierzali w stronę wagonów.
Starszy z nich, wysoki i szczupły nosił krótki zarost, który w świetle elektrycznych lamp rozjaśniających gęstą mgłę, wydawał się zlekka rudawy. Mężczyzna ten umieścił swą walizkę w przdziale pierwszej klasy i półgłosem zwrócił się do swego młodszego towarzysza:
— Jeszcze raz cię ostrzegam, Charley, nie łącz swego młodego życia z moją awanturniczą i niepewną egzystencją..
Młodzieniec, do którego skierowane były te słowa, słuchał z roztargnieniem. Starszy jednak nie dawał za wygraną.
— Zostań Charley, zapewniam cię, że nie wezmę ci tego za złe.
Chciał mówić dalej, lecz młody człowiek, którego czarne oczy błyszczały ukrytym ogniem, przerwał mu energicznie:
— Po co tyle mówić? Jadę z tobą i sprawa jest zakończona!
Umieścił swą walizkę w tym samym przedziale, tuż obok walizy przyjaciel?. W milczeniu. obydwaj mężczyźni zajęli swe miejsca. Funkcjonarjusze kolejowi poczęli zamykać już drzwiczki wagonów, gdy dworzec kolejowy opadła horda sprzedawców gazet, wykrzykując na głos treść ostatniej sensacyjnej nowiny:
Raffles zdemaskowany!
Tysiąc funtów nagrody!
Raffles i Lord Edward Lister stanowią jedną i tą samą osobę!
Lord włamywaczem!
Ucieczka Rafflesa!
Okrzyki te jakkolwiek stłumione przez odległość i przez gęstą mgłę, dochodziły całkiem dokładnie do uszu obu podróżnych. Wywołały w ich sercach uczucie podobne do uczuć, jakie wywołać musi dźwięk trąby wzywającej na Sąd Ostateczny.
Jednakże tylko Charley zbladł, słysząc te słowa. Towarzysz jego z ironicznym uśmiechem przysłuchiwał się okrzykom gazeciarzy.
Wstał z miejsca i otworzył okno. Wyciągnął dwa pensy i skinął na chłopca przechodzącego tuż obok wagonu z gazetami. Chłopak wrzucił mu ostatni numer gazety. W tej samej chwili pociąg ruszył.
Przy akompaniamencie uporczywych wołań, rozlegających się na dworcu, lord Edward Lister, czyli John C. Raffles, za którego schwytanie policja londyńska przeznaczyła tak wielką sumę — opuszczał w towarzystwie swego przyjaciela i sekretarza Charley Branda stolicę Angli, szukając spokoju po drugiej stronie kanału La Manche.

Okręt „Senegambia“ opuszczał właśnie port w Dover. Żółtawa mgła, która przesłaniała wszystko przez cały czas podróży od chwili wyjazdu z Londynu, poczęła rzednąć: Po przez przerwę w mgle widać było poszarpane brzegi brytyjskie, a z drugiej strony dalekie kontury portu Calais.
Lord Lister pierwszy wsiadł na pokład okrętu Charley Brand uczynił to znacznie później. Obydwaj udawali, że się nie znają. Musieli bowiem pamiętać o wszystkim i być przygotowanymi na wszelkie ewentualności. Jakkolwiek lord Lister nie żywił zbyt wielkiego zaufania do sprytu policji angielskiej, postanowił zatrzeć jaknajlepiej za sobą wszelkie ślady. Przewidywał, że władze portowe będą przestrzeżone przez Scotland Yard i że otrzymają dokładny rysopis zbiega.
Zmienił przeto całkowicie swój wygląd zewnętrzny. Przylepił sobie fałszywą brodę i zapomocą zastrzyków z parafiny zmienił zupełnie kształt swego nosa. Wyglądał tak, że nie tylko władze policyjne, ale rodzona matka nie byłaby go poznała. W kieszeni miał najprawidłowszy paszport amerykański na nazwisko Harrisona, obywatela Stanów Zjednoczonych. Dzięki swej znajomości języków bez trudu mówił owym specyficznym amerykańskim akcentem, charakteryzującym yankesa.
W Dover, Raffles i Charley wysiedli z wagonu, jak dwaj nieznajomi, którzy zetknęli się przypadkiem jadąc w jednym wagonie. W porcie lord Lister spostrzegł dwuch agentów policji, przy­glądających się uważnie podróżnym, wysiadającym z wagonów. Z czysto amerykańskim akcentem zawołał tragarza polecając mu zanieść swe bagaże na pokład okrętu. Sam zaś ruszył za tragarzem i najspokojniej w świecie przeszedł tuż obok agentów policji. Dla Charleya sprawa ta przedstawiała jeszcze mniej trudności ponieważ jego rysopisu policja nie znała.
Gdy tylko okręt wypłynął na morze, Lord Lister udał się na tył okrętu. Niby przypadkiem, Charley znalazł się wkrótce obok niego. Oparł się o barierę i pogrążył w zadumie. W pobliżu nie było nikogo i przeto nikt nie mógł usłyszeć rozmowy, jaką prowadzili między sobą dwaj mężczyźni, spoglądający pozornie w dwóch rozbierznych kierunkach. Rozmowę rozpoczął lord Lister.
— Po głębokim namyśle przyszedłem do wniosku, że musimy się chwilowo rozłączyć.
— Czy to jest konieczne? — zapytał Charley.
— Tak — odparł lord Lister — Gazety donoszą, że Raffles uciekł wraz ze swym sekretarzem. Nie podają jednak twojego rysopisu. Musimy być ostrożni. Będę ukrywał się w Paryżu tak długo, dopóki pradziwa broda nie zastąpi sztucznej. Powtarzając zastrzyki z parafiny, zmienię zupełnie kształt swego nosa. Najpóźniej po upływie trzech tygodni będę mógł się pokazać ludziom, szczycąc się potężnym i obfitym zarostem.
— A co ja z sobą pocznę w międzyczasie? — zapytał Charley.
— Tutaj na ławce kładę mój portfel z pięćdziesięciu tysiącami funtów sterlingów. Sumę tę wypłaciło mi Towarzystwo Ubezpieczeniowe, w którym ubezpieczyłem się od kradzieży. Gdy tylko się stąd oddalę, weźmiesz ten portfel i schowasz go do kieszeni. W Calais wsiądziesz do innego wagonu, niż ja. Po przyjeździe do Paryża zatrzymasz się w hotelu „Regina“ pod nazwiskiem Mac Allana. Podasz się za bogatego Szkota, który przyjechał do Paryża, aby się zabawić. Wbrew utartej opinii będziesz żył szeroko i będziesz hojnie rozdawał napiwki. Mną się nie przejmuj..
— Ale co ty będziesz robił? — zapytał Charley Brand niespokojnie.
— Mam jeszcze dwa tysiące funtów sterlingów przy sobie. Wystarczy aby naprowadzić na fałszywy ślad agentów policji w ciągu tych trzech tygodni, które spędzimy oddzielnie. Nie czekając na odpowiedź, lord Lister położył portfel z czarnej skóry na ławce i oddalił się, idąc w kierunku kabin.
Charley zbliżył się do ławki, wziął portfel i włożył go do kieszeni. Przez kilka chwil błądził zamyślonym wzrokiem po falach morskich, wpatrując się w białą linię znikających wybrzeży angielskich. Następnie przeszedł znów na rufę, gdzie leżeli pasażerowie, wygodnie rozciągnięci na leżakach. Między pasażerami znajdowała się pewna młoda panna otulona aż po szyję kolorowym szkockim pledem. Delikatny owal jej twarzyczki otaczały puszyste złote włosy. Nosiła malutką podróżną czapeczkę, która uwydatniała regularność jej rysów.
Charley z zachwytem spojrzał na tę czarującą dziewczynę. Na chwilę wyjęła z pod pledu ręce, aby odłożyć książkę. Charley nie mógł oderwać oczu od jej malutkiej dłoni i dziwnie długich, zakończonych wąskimi paznogciami palców.
Młoda dziewczyna spostrzegła, że ją ktoś obserwuje. Uniosła głowę i płomienne spojrzenie jej czarnych oczu, stanowiących dziwny kontrast z jasno blond włosami, padło na Charleya. Przez chwilę zdawało mu się, że w spojrzeniu tym kryje się wyraz zachęty. Odwrócił się po chwili. Obawiał się bowiem, że wplątując się w miłą awanturkę, może ściągnąć na siebie uwagę policji.

„Senegambia“ przybiła wreszcie do portu w Calais. Spuszczono trap. W odległości kilkunastu kroków od brzegu oczekiwał już pociąg do Paryża.
Raffles, przechodząc korytarzem pulmanowskiego wagonu pierwszej klasy, uśmiechnął się pod wąsem na widok Charleya Branda, rozmawiającego w osobnym przedziale z nieznajomą pięknością z okrętu.
Pociąg ruszył. Lord Lister zajął miejsce w sąsiednim przedziale. Nie miał nic przeciwko temu, aby Charley, grający rolę bogatego Szkota, rozpoczął flircik z piękną damą. Z całego serca życzył swemu młodemu przyjacielowi przeżycie miłej awanturki, któraby mu uprzyjemniła pobyt w Paryżu.
W Amies lord Lister kupił poranne gazety.
Stwierdził z niemałym zadowoleniem, że prasa francuska rozpisuje się również szeroko o wyczynach Tajemniczego Nieznajomego. Wzmogło się w nim poczucie bezpieczeństwa: rysopis podawany przez dzienniki francuskie nie zgadzał się zupełnie z jego obecnym wyglądem.
Pociąg przybył do Paryża. Olbrzymia poczekalnia dworca Saint-Lazare jarzyła się światłami elektrycznych lamp. Lord Lister minął poczekalnię i wyszedł na ulicę. Chciał wsiąść do taksówki, gdy nagłe przypomniał sobie swego przyjaciela. Odwrócił się starając się odnaleźć go w tłumie. Spostrzegł go... Uśmiechnął się do niego bardziej jeszcze ubawiony niż poprzednio.
Charley Brand pomagał wsiąść do taksówki pięknej damie z okrętu. Rzucił szoferowi adres, którego lord Lister nie dosłyszał i sam wsiadł do tej samej taksówki.
Lord Lister zaśmiał się wesoło.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.