W podziemiach Paryża/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł W podziemiach Paryża
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 9.6.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


W jaskini lwa

Przedstawienie dobiegało końca. Pod jasnymi promieniami lamp elektrycznych tłoczył się przed wejściem do Opery tłum gapiów, oczekujących na wyjście publiczności.
Lord Lister zjawił się na schodach u boku swej ostatniej zdobyczy. Szeroki wieczorowy płaszcz, zarzucony na ramiona odsłaniał wytworny frak, uwidaczniający szczupłą sylwetkę. Jego towarzyszka w pięknym sortie z białych gronostajów wyglądała jak zjawisko.
— Kazałam czekać memu szoferowi — rzekła zwracając się do mężczyzny —zapraszam pana do siebie na kolację. Kazałam wszystko przygotować..
Z pełnym wdzięczności uśmiechem Raffles podziękował za zaproszenie. Czuł, że zbliża się decydująca chwila. Wszystko wskazywało na to, że zamierzano zgotować mu ten sam los, jaki spotkał jego przyjaciela Charleya.
Charley Brand wrócił tymczasem już zupełnie do zdrowia po czternastodniowej kuracji w szpitalu. Lord Lister nie opowiedział bynajmniej swemu sekretarzowi, że trafił na ślad rabusiów, którzy go obrabowali.
Pragnął działać sam. Z trudem opanowywał wzruszenie. Przypadek pomagał mu na każdym kroku.
Wytworna para zwróciła na siebie uwagę gapiów, którzy ustawili się w podwójnym szeregu przed wejściem do Opery. Lord Lister minął ten szpaler i zatrzymał się ze swą towarzyszką na brzegu jezdni.
— Oto moje auto — rzekła kobieta. — do domu! — zwróciła się do szofera.
Był to mały szczupły Człowieczek, którego Lister zauważył już poprzednio.
Lord Lister otworzył z galanterią drzwiczki auta i pomógł wsiąść pięknej awanturnicy. Włożył rękę do kieszeni swego płaszcza i sprawdził, że rewolwer znajduje się na swoim miejscu. Usiadł obok damy. W tej samej chwili auto pomknęło wzdłuż bulwarów.
Raffles wyjął z kieszeni złotą papierośnicę i pochylił się ku swej towarzyszce.
— Czy pozwoli pani zapalić papierosa? — zapytał.
— O.... właśnie zamierzałam poczęstować pana cukierkiem — odparła młoda kobieta, wyciągając z torebki malutką bombonierkę.
Serce Rafflesa zabiło ze wzruszenia; zbliżał się krytyczny moment.
— Zrobimy więc zamianę — rzekł. — Zjem pani cukierek, jeśli pani zechce zapalić mego papierosa...
— Jeśli to panu może sprawić przyjemność, bardzo chętnie! — odparła, pokazując w uśmiechu dwa szeregi białych, jak perły zębów.
Włożył papierosa do jej ust i podał ogień. Zaciągając się dymem wonnego papierosa, drobną i pełną pierścieni ręką wsunęła mu do ust cukierek.
Raffles wiedział, czym groziło mu zjedzenie zdradzieckiego cukierka. Zatrzymał go delikatnie między zębami i schyliwszy się do ręki swej towarzyszki wypluł go nieznacznie na podłogę. Nie przestawał jednak poruszać ustami, tak, jak gdyby żuł go w dalszym ciągu.
Poczekał jeszcze przez chwilę... Widział z przyjemnością, że kobieta ta chciwie zaciąga się papierosem. Oparł się o poduszki auta i zamknął oczy. Z pod przymkniętych powiek nie przestawał obserwować nieznajomej. Spostrzegł, że uśmiechnęła się z zadowoleniem, sądząc, że zasnął. Upłynęła jeszcze chwila.
Kobieta podniosła się z siedzenia, zbliżając się do szyby, dzielącej ją od szofera i zapukała.
Nacisnęła guziczek i światło zapalone w aucie zgasło. Papieros, którym Raffles poczęstował nieznajomą, zawierał silny środek usypiający. Skutki jego nie dały na siebie długo czekać. Tajemniczy Nieznajomy zastanawiali się z niepokojem, czy efekt ten nastąpi dość wcześnie, aby mógł zrealizować swoje plany... Nie miał pojęcia, jak długo trwać będzie jazda.
Spostrzegł wreszcie, że kobieta znieruchomiała zupełnie w aucie. Zrozumiał że zasnęła. Aby się upewnić, jakgdyby przez sen postawił swą stopę na delikatnej nóżce nieznajomej. Nie poruszyła się nawet. Spała głęboko. Raffles wiedział, że nie obudzi się przed dziesięciu godzinami.
Szybko ułożył sobie plan dalszego działania. Zrzucił z ramion swój szeroki płaszcz wieczorowy i przełożył rewolwer do kieszeni spodni. Następnie ściągnął z uśpionej kobiety jej biały futrzany płaszcz i otulił się nim szczelnie. Nieznajomą natomiast okrył swoim płaszczem.
Wysunął następnie głowę przez otwarte okno. Auto jechało przez ulicę Watteau, zwalniając biegu. Zbliżali się do celu. W świetle latarni Raffles starał się odczytać numery domów.
Auto wreszcie zatrzymało się. Jedno spojrzenie wystarczyło, aby stwierdzić, że dom przed którego bramą zatrzymali się, miał numer sto siedemnasty. Szofer zatrąbił. Brama otwarła się i auto wjechało powoli w podwórze.
Lord Lister spostrzegł, że natychmiast otworzyły się drzwi pałacu i ukazał się w nich jakiś starzec.
— Śpi.... — mruknął szofer. — Tatiana dała mi znak...
Ciężkie drzwi bramy zamknęły się W świetle refektorów automobili owych Raffles zobaczył szofera, idącego wraz ze starcem do drzwi auta. Zbliżała się decydująca chwila.
Raffles konwulsyjnie ściskał rewolwer w prawej ręce. Lewą ręką otworzył delikatnie drzwiczki auta i szepnął zmienionym głosem.
— Cicho... ostrożnie.
Ruchem ręki wskazał na leżącą Tatianę, otuloną w męski płaszcz.
Ciemności, jakie panowały w aucie, nie pozwoliły obu łotrom zorientować się w pomyłce. Chwycili w ramiona bezwładne ciało. Byli głęboko przeświadczeni, że mają do czynienia z oczekiwaną ofiarą.
Kierując się w stronę pałacyku, weszli w krąg oświetlony przez latarnię. Nagle tuż za nimi odezwał się ostry głos:
— Stać!
Odwrócili się z przerażeniem. Wypuścili z rąk bezwładne ciało, które upadło na ziemię. Za nimi stał mężczyzna we fraku, mierząc w ich kierunku z rewolweru. Wzrok ich padł na leżącą na kamieniach podwórza młodą kobietę. Dopiero wówczas zrozumieli, co się stało. Płaszcz męski rozchylił się, ukazując ich przerażonym oczom bezwładne ciało Tatiany.
Nie potrafili wydobyć z siebie ani słowa. Raffles rzucił rozkaz ostrym nieznoszącym sprzeciwu tonem.
— Podnieście tę dziewczynę i zanieście do domu. Będę szedł za wami i gdy zauważę najmniejszy podejrzany ruch zabiję obydwóch.
Starzec usiłował coś odpowiedzieć, lecz Raffles nie dał mu dojść do słowa:
— Milcz i słuchaj!
Drżąc z przerażenia i niezdolni do oporu obydwaj mężczyźni podnieśli ciało i poczęli posuwać się przed Rafflesem.
Lord Lister wyjął z kieszeni elektryczną latarkę i jasny snop światła oświetlił tę dziwną grupę. Weszli na schody prowadzące do oszklonych drzwi. Drzwi te wiodły do słabo oświetlonego przedpokoju, z którego troje drzwi prowadziło do dalszych części mieszkania. Mężczyźni odwrócili się w stronę lorda Listera, jakgdyby czekając dalszych rozkazów. Raffles polecił im ułożyć Tatianę w fotelu. Nie opuszczając rewolweru, rzekł surowym głosem:
— Piętnaście dni temu ograbiliście pewnego Szkota, nazwiskiem Mac Allan. Zabraliście mu czterdzieści dziewięć tysięcy funtów szterlingów. Musicie mi zwrócić te pieniądze.
— Nie mamy już ich! — krzyknął stary drżąc na całym ciele.
— Kłamiesz, łobuzie! — odparł spokojnie Raffles.
Starzec, zdjęty strachem milczał.
— Pozostawiam wam wybór — ciągnął dalej Tajemniczy Nieznajomy — albo zwrócicie mi pieniądze i ja zostawię was w spokoju, albo też, w razie odmowy, zawiadomię natychmiast policję, uniemożliwiwszy wam uprzednio ucieczkę.
— Nie jest więc pan funkcjonariuszem policji? — zapytał zdumiony starzec.
— Nie — odparł Raffles, — ubawiony tą mimowolną mistyfikacją.
Starzec zamyślił się. W programme Rafflesa nie leżało bynajmniej pozostawianie mu zbyt wiele czasu.
— Prędzej! — Oczekuję odpowiedzi — rzekł tonem groźnym.
— Powiedziałem panu prawdę — odparł starzec po chwili wahania. — Mamy już tylko część pieniędzy. Jeśli zechce pan pójść za nami, przekona się pan o tym niezbicie.
— Zgoda — odparł Tajemniczy Nieznajomy — idźcie przodem... jeśli zauważę najmniejszy podstęp, możecie pożegnać się z życiem!
Starzec otworzył drzwi i wszedł do pokoju. Za nim posuwał się trwożnie szofer.
— Zapalcie światło! — rozkazał Raffles.
W jednej chwili wielki kandelabr, wiszący w środku pokoju zapłonął światłem.
Starzec zbliżył się do biurka zamierzając otworzyć jedną z szuflad.
— Stop! — zawołał Raffles. — Co tam się znajduje?
— Reszta pieniędzy — odparł człowiek.
— Czy nie broń?
— Nie — odparł zapytany.
— Nie wierzę ci, łotrze! — rzekł lord Lister.
Rozkazał szoferowi stanąć w drugim kącie pokoju i podnieść ręce do góry a sam zbliżył się do starca, przyłożył mu rewolwer do skroni i polecił otworzyć szufladę.
— Jeśli będzie tam coś innego, niż pieniądze, dostaniesz kulę w łeb.
— Zapewniam pana, że znajdują się tu tylko książki i pieniądze — odparł przerażony starzec.
— Otwieraj więc!
Starzec usłuchał i Raffles przekonał się, że mówił on prawdę. W szufladzie leżał jego portfel, ten sam, który dał Brandowi na pokładzie „Senegambii“. Wziął go i nie spuszczając wzroku z obu mężczyzn, zajrzał do środka. Leżało w nim dziewiętnaście banknotów tysiąc frankowych.
— Gdzie reszta? — zapytał Raffles — nie kłam.... dobrze ci radzę!
Starzec odparł bez wahania.
— Za resztę pieniędzy kupiłem ten dom, któryśmy poprzednio tylko wynajmowali.
— Na czyje imię zawarłeś ten akt? — zapytał Tajemniczy Nieznajomy.
— Na moje własne. Nazywam się Komarczew.
— Rosjanin?
— Tak.
— A Tatiana?
— To moja córka.
— A ten? — zapytał Raffles, wskazując lufą swego rewolweru.
— To Andrzej, mój siostrzeniec.
— Czy dawno już uprawiacie to piękne rzemiosło? — zapytał lord Lister.
— Nie — odparł Komarczew. — Proszę mi wierzyć, że cel naszych kradzieży jest uczciwy. Pieniądze w ten sposób zdobyte obracamy na ulżenie doki cierpiących na emigracji rodaków, oraz na prowadzenie propagandy antybolszewickiej.
Lord Lister nie dawał się zbyt łatwo uwodzić pięknym słówkom. Z drugiej strony trudno było przejść do porządku dziennego nad tym oświadczeniem starego. Raffles włożył do kieszeni portfel z resztą pieniędzy i zwracając się do obydwuch mężczyzn rzeki trochę łagodniejszym tonem:
Zajęcie wasze, polegające na opróżnianiu kieszeni lekkomyślnych próżniaków i używanie tych pieniędzy na pożyteczne cele w zasadzie nie jest mi niesympatyczne. Jeśli powiedzieliście prawdę możecie się z mej strony nie obawiać niczego złego, nawet gdybym nie odzyskał wszystkich ukradzionych z tego portfelu pieniędzy. Jutro popołudniu powrócę tutaj w towarzystwie mego przyjaciela Mac Allana, tego którego ograbiliście. Jeśli uda wam się dowieść prawdy waszych słów, będę mógł wam się przydać w wielu wypadkach. Chwilowo nie mogę jeszcze obdarzyć was zaufaniem. Idźcie więc przodem i wyprowadźcie mnie w ten sposób aż na ulicę. Po moim odejściu położycie Tatianę do łóżka. Obudzi się ona dopiero rano. A teraz wskażcie mi drogę...
W parę minut potem Raffles znalazł się na ulicy Watteau. Zapuścił się w ciemne uliczki, rozmyślając nad wypadkami całego dnia, od spotkania z Tatianą w Lasku Bulońskim począwszy a skończywszy na dramatycznym zakończeniu przygody. Dziwne zachowanie się młodej kobiety wydało mu się nagle zupełnie zrozumiałe.
Oświadczenia starca rzucały światło na stosowaną przez tę dziewczynę taktykę. Ale czy Komarczew powiedział mu prawdę?
Pozory przemawiały za nim. Raffles skłonny był nawet dać mu wiarę. Nie chcąc jednak powodować się przy wydawaniu sądów tylko intuicją, postanowił przestudiować sytuację z zimną krwią.
Jednak obraz ślicznej Tatiany wciąż narzucał się jego wyobraźni. Nie mógł również zapomnieć nie pozbawionej godności postawy, jaką zajął starzec. Czuł, że w słowach jego dźwięczała nuta szczerości.
Gdy Tajemniczy Nieznajomy około godziny trzeciej nad ranem położył się wreszcie do łóżka, postanowił, że wszystkie te powikłane okoliczności sprawdzi nazajutrz po obiedzie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.