Przejdź do zawartości

Uwięziona (Lord Lister)/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Uwięziona
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 20.01.1938
Druk drukarnia Wydawnictwa „Republika”, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Nocna przygoda

Na pomoc! Na pomoc! Krzyk kobiety przerażonej śmiertelnie rozlegał się wśród ciemnej nocy. Dochodził on z dwupiętrowego domu, położonego na Williams-Street, na jednym z przedmieść Londynu.
Dom ten pogrążony był w ciemnościach. Tylko z jednego okna na pierwszym piętrze sączyła się wąska smuga światła. I znów ciszę nocną przeszył przeraźliwy krzyk. Po chwili wszystko ucichło i spokój zapanował w całej okolicy. Gęsta mgła londyńska spowiła stolicę Anglii.
Nagle dwie istoty ludzkie owinięte w szerokie płaszcze pojawiły się przed domem.
— Stańmy! — szepnął młody człowiek, chwytając ramię swego towarzysza.
— Cicho, Edwardzie! Czy nic nie słyszysz?
— Co ci się dziś stało, Charley? — odparł drugi, ziewając. — Wróćmy lepiej do ciepłego domu. Nie nawidzę tej okropnej mgły. Nie widzę nawet czubka mego nosa.
Niecierpliwym ruchem pociągnął swego towarzysza.
— Słuchaj, Charley, cóż ci się stało? — zapytał wyprowadzony z równowagi — Stoisz przed tym domem jak wbity w ziemię? — Umieram ze zmęczenia. Odczuwam na sobie skutki zbyt długiego marszu i zbyt wielkiej ilości wypitego wina.
Charley zdawał się nie zwracać uwagi na słowa swego przyjaciela. Słyszał wyraźnie w ciszy nocnej pełen rozpaczy krzyk i chciał sprawdzić skąd on pochodził. Wprawdzie i on dzisiejszego wieczoru wypił dość dużo wina, lecz wydawał się mniej zmęczony niż jego przyjaciel, lord Lister. Lord Lister obchodził bowiem uroczyście swoje urodziny w towarzystwie licznego grona przyjaciół. Szampan i najdroższe wina lały się strumieniami. Po skończonej kolacji, gdy ostatni goście wrócili już do domu, obydwaj nierozłączni przyjaciele postanowili zrobić małą przechadzkę pieszą. Naskutek jednak gęstej mgły stracili orientację i znaleźli się, niewiadomo w jaki sposób, w zupełnie nieznanej dzielnicy. Posuwali się prawie po omacku, gdy nagle Charley zatrzymał się przed jakimś szarym domem i począł nadsłuchiwać.
— Nie widziałem nic podobnego! — zawołał zdenerwowany lord Lister. — Powiedz mi przynajmniej czy zamierzasz całą noc spędzić na tej ulicy? Jeśli nie ruszysz się natychmiast, zostawiam cię samego.
Charley ocknął się nagle z zamyślenia i wpół przytomnym wzrokiem spojrzał na swego przyjaciela, który stał oparty plecami o bramę.
— Zdaje mi się, drogi Edwardzie — odparł, wybuchając nagłym śmiechem — żeśmy oboje zbyt wiele pili. Jesteśmy zupełnie pijani! To wspaniałe i całkiem dla nas nowe!...
Zbliżył się do lorda Listera i położył mu obie ręce na ramiona.
— Pijani! Zupełnie pijani — powtórzył Raffles, prostując się z trudem — Do licha, nie mam najmniejszego pojęcia gdzie my teraz jesteśmy.
Obydwaj przez kilka minut stali nieruchomo.
Raffles powoli zapiął palto, nastawił kołnierz i ująwszy Charleya pod ramię szepnął:
— Już wpół do trzeciej, Charley!
W tej chwili jakieś okno otwarło się ponad ich głowami. Wychyliła się zeń młoda dziewczyna o bladej, wykrzywionej przerażeniem twarzy.
— Na pomoc... Na pomoc!... Na...
Trzeci okrzyk stłumiony został widać siłą. Okno zamknęło się z hukiem Raffles i Charley drgnęli. Nerwy ich jednak przywykłe do sensacyjnych wydarzeń szybko wróciły do normy. Obydwaj mężczyźni jednocześnie powzięli wspólną decyzję. Oszołomienie alkoholem znikło bez śladu. Jednym skokiem Charley znalazł się na środku ulicy i z rewolwerem w ręce począł przeszukiwać ulicę. John Raffles, czyli inaczej lord Lister poszedł za jego przykładem. Raz jeszcze okno otworzyło się z hałasem, po czym światła w oknie zagasły.
— To tam — szepnął Charley wskazując okno Tajemniczemu Nieznajomemu. — Cóż tam się mogło stać?
Raffles wzruszył ramionami. Dokoła panowało milczenie. Obydwaj przyjaciele nasłuchiwali jeszcze dobrą chwilę, po czym powoli zbliżyli się do drzwi wejściowych.
— Nr. 6 — szepnął lord Lister, spoglądając na masywne drzwi.
Nacisnął na dzwonek, i przyłożył ucho do dziurki od klucza.
Wyprostował się po chwili i wyjął z kieszeni wytrych. Męczył się kilka dobrych minut koło zamka, lecz bezskutecznie.
— Słuchaj Charley: Zacznij maszerować tam i z powrotem przed tym domem. Chodź głośno, aby cię słyszano.
Po paru minutach lord Lister począł skradać się w kierunku drugiej strony tego samego domu. Tam ukrył się w ciemnym kącie, nie przestając ze swego miejsca naśladować odgłosów kroków, maszerującego tam i z powrotem człowieka.
Nie długo czekał na efekt, który chciał osiągnąć.
W domu pod nr. 6 podniesiono delikatnie roletę i w świetle ulicznej latarni ukazała się w oknie twarz mężczyzny z dużą czarną brodą. Mężczyzna ten najwidoczniej chciał zobaczyć skąd hałas ten pochodzi.
Tymczasem Charley, idąc za przykładem Rafflesa schował się we wnęce bramy domu nr. 6. Mężczyzna nie spostrzegł więc nikogo. Zbliżył swą twarz do szyby i począł uważnie badać teren. Nie zauważył jednak nic niezwykłego. Otworzył wreszcie okno i wychylił się. Raffles spostrzegł ze zdziwieniem że człowiek obdarzony tak pięknym zarostem, był kompletnie łysy. Raffles nie mógł rozróżnić jego rysów. Wydawało mu się, że jest on w sile wieku. Mężczyzna zamknął wreszcie okno i poczekawszy chwilę za szybą zasunął rolety i zniknął.
Zachowując wszelkie środki ostrożności Charley zrobił duży łuk i zbliżył się do swego przyjaciela. Bez słowa wziął go za ramię i pociągnął za sobą. Gdy doszli do małego placu, znajdującego się u wylotu tej ulicy Raffles skinął na przejeżdżającą taksówkę i kazał się wieźć do hotelu.
W numerze hotelowym zdjęli z siebie przemoczone deszczem i przesiąkłe mgłą palta i zamówili mocną kawę. Raffles rozparł się wygodnie w fotelu i zapalił papierosa.
— Słuchaj Charley, ostatnia historia nie wychodzi mi jednak z głowy. Czyś zapamiętał przynajmniej ulicę i dom?
— Oczywista, Edwardzie. Williams Street nr. 6.
— Muszę koniecznie dowiedzieć się, co to wszystko znaczy. Cóż sądzisz o tym, Charley?
— Ja nic — odparł zagadnięty. — Zbyt dobrze znam tę dzielnicę, abym mógł się łudzić co do moralności jej mieszkańców.
— Być może, że się mylisz — rzekł Tajemniczy Nieznajomy. — Ja podejrzewam coś zgoła innego. Pomówimy jeszcze o tym, gdy obaj będziemy bardziej wypoczęci. Być może, że w międzyczasie znajdziemy jakieś rozwiązanie. Dziś jestem zbyt przemęczony, aby o tym myśleć.
Uścisnął rękę Charleya i udał się do swej sypialni. Charley poszedł za jego przykładem i wkrótce równe ich oddechy świadczyły o tym, że obydwaj przyjaciele pogrążeni są w głębokim śnie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.