Ukarany psotnik

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Ukarany psotnik
Podtytuł Komedyjka w 1-ym akcie
Pochodzenie Księgozbiorek Dziecięcy Nr 13
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1929
Druk Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

KSIĘGOZBIOREK DZIECIĘCY.
E. KOROTYŃSKA.

Ukarany
Psotnik.
Komedyjka w 1-ym akcie.
NAKŁADEM „NOWEGO WYDAWNICTWA“
WARSZAWA, UL. SIENNA 3.
Zakłady Graficzne „Zjednoczeni Drukarze“
Warszawa, ul. Elektoralna 15.






OSOBY.

Zygmuś lat 7 } rodzeństwo.
Irenka   lat 8
Władzio lat 10 ich kuzynek.

Rzecz dzieje się w mieście. Scena przedstawia pokój, w nim stół, krzesła, trzy łóżka dziecięce, jedno dla nauczycielki. W kącie duża szafa z ubraniem. Drzwi od schodów i od drugiego pokoju. Muszą być koniecznie dwa wejścia.


SCENA I.
Władzio, potem Zygmuś.
Władzio (sam ).

Co tu wymyślić? jaką im wyrządzić psotę? Chciałbym, żeby Zygmuś i Irenka popamiętali moją u nich bytność... Zrobię coś niezwykłego, coś nadzwyczajnego... Ale co?.. (Namyśla się).
Już wiem, wiem, co zrobię... Wezmę drewienka, poukładam je szeregiem na materacach, przykryję prześcieradłem i słuchać będę za ścianą, co powiedzą, rzuciwszy się nieprzygotowani na to twarde posłanie... O, tegoby nikt nie wymyślił!.. Jestem pewny!.. (Zaczyna skakać z radości po pokoju. Wchodzi Zygmuś).

Zygmuś.

Czego się tak cieszysz? Czyś dostał od wuja tę strzelbę, o którą tak go prosiłeś?.. A może ci pozwolono iść na polowanie, o którem tak dawno marzysz?.. Mów prędzej, bo umieram z ciekawości...
Nigdyś nie był tak dalece wesołym... musiało ci się coś miłego wydarzyć!..

Władzio.

O, tak, tak, coś nadzwyczaj miłego!.

Zygmuś.

Powiedz mi, Władeczku...

Władzio.

O, nie, to moja tajemnica!..

Zygmuś.

Nikomu o tem nie powiem...


Władzio.

Wkrótce się dowiecie...

Zygmuś.

Chciałbym wiedzieć najpierwszy...

Władzio.

Połóż się spać najpierwszy, a dowiesz się...

Zygmuś (zdziwiony).

Spać? Co ma sen do twej tajemnicy?

Władzio.

Sam uznasz, że mam rację...

Zygmuś.

Dobrze, dobrze, położę się dziś o ósmej... Ale nie radź komu innemu toż samo... chcę wiedzieć najpierwszy!..

Władzio.

Daję ci na to słowo...


Zygmuś.

Jakie?

Władzio.

Skautowskie...

Zygmuś.

Wierzę... Do widzenia więc!..

Władzio.

Do widzenia! (Zygmuś wychodzi).

Władzio
(sam, spacerując po pokoju.)

Uda się!.. Napewno się uda mój figiel! Tembardziej, że wszyscy dziś spać idą o ósmej, z powodu jutrzejszej rannej wycieczki... Nikt więc mego figla nie wyda, bo wszyscy jednocześnie doznają jego skutków... Źli pewnie będą, ale niech tam się trochę pogniewają... sami śmiać się potem będą... A więc dalej do dzieła! Już szósta... Trzeba skąd wydostać drewienek, potem oznajmić Marysi, że ja dziś ścielę łóżka... Ucieszy się, bo to znany leń!.. A petem, potem... to będzie krzyk i wrzawa. Przyznam się, że mi się już sprzykrzyło bez figlów... Co to za życie bez zbytków... człowiek martwieje poprostu!.. (Podskakuje na jednej nodze, wołając wesoło:) Oj ta dana, ta dana! Doloż moja kochana! (Wychodzi. Przez kilka minut niema w pokoju nikogo, potem wchodzi Irenka).


SCENA II.
Irenka, potem Zygmuś.
Irenka
(rozgląda się po pokoju).

Co to? Niema nikogo? Najwyraźniej słyszałam, że ktoś rozmawiał... Czyżby mi się przywidziało? Czy przesłyszałam się? Stojąc pod oknem pochwyciłam wyrazy: „Co to za życie bez zbytków... człowiek poprostu martwieje!..“ To nikt inny, tylko Władzio! Znowu nam coś przygotowuje... Poczekajno paniczu... Postaramy się wiedzieć, co też nowego zamierzasz... (Wchodzi Zygmuś).

Zygmuś.

Wiesz co, Irenko, zaintrygował mnie Władzio... Ma jakąś tajemnicę, z której się bardzo cieszy... Mówi, że dowiemy się o niej, gdy się spać położymy... (do siebie) Ach, prawda! miałem nic nikomu o tem nie mówić... (głośno) Prawda, Irenko, że to ciekawe...

Irenka.

Tem ciekawsze, że stojąc pod oknem, posłyszałam: „Co to za życie bez zbytków!“ — będą więc nowe figle i psoty... Toć pozwolić na to nie możemy, żeby nam wciąż swemi zbytkami imponował... Powinniśmy go też jakiemi sprytnemi figlami zaskoczyć — cóżto? on jeden tylko to potrafi?...

Zygmuś.

Masz rację, ale cóż mu zrobimy? To nielada spryciarz i trudno go złapać na figle... ostrożny jest bardzo nasz miły kuzynek!..

Irenka.

Wiesz co Zygmusiu, mam myśl jedną...

Zygmuś.

Jaką?

Irenka.

Znając Władzia oddawna, wiem, że zwykle po wykonaniu swego figla, odchodzi natychmiast, aby go nie złapano na gorącym uczynku lub nie podejrzewano... Otóż myślę tak zrobić: Ponieważ dowiedzieć się mamy o tem, co nam znowu ten figlarz przygotowuje, gdy się spać położymy, rzecz więc jasna, że to coś będzie wykonane w sypialni, gdzie i jego wstawiliśmy łóżko...

Zygmuś.

Więc?...

Irenka.

Więc musimy tu być, gdy on przyjdzie ze swoją figlarską robotą...

Zygmuś.

Ależ on nie taki głupi, żeby przy nas coś robić...

Irenka.

To też wiedzieć o tem nie może!..

Zygmuś.

Jakto?..


Irenka.

Trzeba się ukryć!..

Zygmuś.

Dobrze on każdy kąt przejrzy, zanim zacznie swe psoty...

Irenka.

Może przez dziurkę od klucza przyjrzeć się jego robocie?..

Zygmuś.

Wątpię, czy co spostrzeżemy...

Irenka.

A więc?..

Zygmuś.

Musimy coś przedsięwziąć... Toć nie podobna, żebyśmy byli tak bezsilni, wobec tego zbytnika...


Irenka.

Uważam swój pierwszy projekt za najpewniejszy...

Zygmuś.

Ukrycie się w pokoju?

Irenka.

Tak...

Zygmuś.

Ale gdzież się ukryjesz.

Irenka.

Zaraz ci powiem... W sypialnym, jak wiesz, jest duża szafa...

Zygmuś.

Czyżbyś się w niej chciała ukryć?

Irenka.

A tak...

Zygmuś.

Ależ udusisz się! Już lepiej znieść jego psoty, niż narażać się na śmierć lub utratę przytomności...

Irenka.

Nie obawiaj się... nie uduszę się!..

Zygmuś.

Jakto? Przecież musisz się zamknąć?!..

Irenka.

Zamknę... ale, widzisz... tam jest szpara tak duża, że cały pokój przez nią widać...

Zygmuś.

Gdzie? gdzie? Pokaż!

Irenka (prowadząc go do szafy).

Patrz, tu z boku... albo też możemy wyjąć z boku szafy deskę i zobaczymy wszystko!..

Zygmuś.

Ale trzebaby ją inaczej postawić...


Irenka.

Bierzmy się zaraz do dzieła, bo lada chwila psotnik ten zjawi się tutaj i będzie za późno!

(Przestawiają szafę bokiem, Irenka wchodzi na próbę, po chwili słychać kroki Władzia, Zygmuś wychodzi drugiemi drzwiami, zamykając szafę i drzwi cichutko).


Wchodzi Władzio, rozglądając się wkoło.
Władzio (do siebie).

Doskonale! Niema nikogo... tak się bałem, że zastanę tu Irenkę lub Zygmusia... Tymczasem ani żywego ducha! Wszystko się doskonale składa!.. (Idzie ku drzwiom i po chwili wnosi stos drewienek grubych, krótko rąbanych). Ach! jakto będzie świetnie! (Podnosi prześcieradła, układa pod niemi drewienka, potem rozkłada kołdry, poduszki, jak zwykły do spania, i stoi przez chwilę, zacierając ręce z radości). Wszystko dobrze! za kwadrans przyjdzie Irenka i Zygmuś, aby się położyć... A to się uśmieję!.. Tymczasem zmykajmy! Domyślaćby się poczęli, że coś zbytnego im przygotowuję... Znają mnie z figlów... Przyjdę tutaj za kwadrans... (Wychodzi. Irenka cichutko wychodzi z szafy, zaraz prawie wchodzi drugiemi drzwiami Zygmuś. Oboje stoją czas jakiś cicho, nasłuchując, czy Władzio nie wraca, potem zbliżają się do siebie).

Zygmuś.

No i cóż? widziałaś?..

Irenka.

Naturalnie! Doskonale przyjrzałam się temu, co robił... No, ale zapłaci tym razem za swoje zbytki!..

Zygmuś.

Mów, mów, czemprędzej!.. Co nam takiego grozi?


Irenka.

Groziło, ale nie grozi!

Zygmuś.

Cóż więc takiego?

Irenka.

Ależ, daj mi przyjść do słowa!

Zygmuś.

Słucham...

Irenka.

Wyobraź sobie, Władzio przyniósł stos drewienek i poukładał nam w łóżkach pod prześcieradłami... Chce, żebyśmy się rzucili na nie i poczuli twardość drzewa pod sobą... A gdybyś wiedział, jak się cieszył, że mu się ta sztuczka uda, jak był pewnym, że nikt tej psoty nie zauważy!.. O mało nie wybuchnęłam śmiechem... Szczęściem, wyszedł prędko i obiecał sobie, że za kwadrans na widowisko się stawi...

Zygmuś.

Powyrzucajmy to zaraz, Irenko!..

Irenka.

Naturalnie! Ale niech o tem nie wie!..

Zygmuś.

O, tak!..

Irenka.

Niech się cieszy przedwcześnie! My położymy się spokojnie, ale on za to narobi hałasu!..

Zygmuś.

Jakto?

Irenka.

Ułożymy te drewienka, dla nas przeznaczone, w jego łóżku, pod prześcieradłem...

Zygmuś.

Ach, Irenko, jakaś ty pomysłowa!

Irenka.

Widzisz, a niedawno jeszcze mówiłeś, że kobieta ma długie włosy, ale rozum krótki...

Zygmuś.

Ech, to tylko tak z przyzwyczajenia... Wiem, że masz rozumek nielada, a i spryt także...

Irenka.

Dziękuję ci za to uznanie, ale bierzmy się do dzieła, bo nadejdzie... Mamy już tylko 10 minut!..

Zygmuś.

Dobrze! dobrze!

(Wyjmują z pod prześcieradeł drewienka i układają je szeregiem w łóżku Władzia. Poczem przykrywają prześcieradłem i siadają na krzesłach, oczekując na przybycie tego ostatniego).


Irenka (cichutko do Zygmusia).

Już tylko 5 minut...

Zygmuś.

Takem niecierpliwy, że chciałbym, aby to było jaknajprędzej...

Irenka.

I tak przyjdzie ta chwila, że się zjawi... Nie bądźmy niecierpliwi!

Zygmuś.

Kiedy widzisz, Irenko, on nam tyle już figlów napłatał, że prawdziwie rad będę, gdy przekona się, że i my coś psotnego potrafimy zdziałać...
Pamiętasz np. na Prima Aprilis, co nam zrobił?..


Irenka.

Ach, któżby o tem zapomniał! Pięć mil jechaliśmy trzęsącą się bryką, żeby, niby naszego Fidla odzyskać, a tymczasem ten leżał spokojnie w zamkniętym pokoju... Albo ta historja z karmelkami...

Zygmuś.

Okropność! cośmy wtedy zębów nałamali... Każde z nas chwyciło zębami niby karmelek, a to był pomalowany i osypany cukrem zlukrowranym kamyczek!.. O, nie darujemy ci Władziu, tych wszystkich historji, odpokutujesz dziś za swe figle!..

Irenka.

My kładziemy się zwykle spokojnie, nie odczulibyśmy więc tak drewien, jak on! Wszak wiesz, jak się zwykle rzuca z impetem na łóżko... O, już ktoś idzie, może on?..


Zygmuś.

A może nasza bona... Zwykle przychodzi do nas spać później, a dziś, chybaby z powodu jutrzejszej rannej wycieczki przychodziła tak wcześnie...

(Wchodzi Władzio).


Irenka.

To ty, Władziu?..

Władzio.

Już jesteście? Sądziłem, że będę pierwszy... Kładźmy się zaraz, jutro czeka nas budzenie przed świtem! Położycie się zaraz?..

Zygmuś i Irenka.

O, naturalnie!

Władzio.

Rozbierajmy się na wyścigi! No, kto pierwszy w łóżko wskoczy?!.. Prędzej! Prędzej! (do siebie) Chciałbym mieć ich na tych drewienkach jaknajprędzej! (głośno) Zwijajcie się, zanim bona przyjdzie! Widzę, że wskoczymy jednocześnie... Dobrze! Dobrze! Raz! dwa! trzy! (Wszyscy troje skaczą jednocześnie. W chwili tej słychać krzyk Władzia i śmiech głośny dzieci).

Władzio.

Ach! ach! ojej! co to znaczy?!.. Kto to zrobił?! Jakżem się potłukł! Czego się śmiejecie? a wam nic nie dolega?

Zygmuś i Irenka
(jednocześnie wyśpiewują przysłowie:)

Kto pod kim dołki kopie, ten sam w nie wpada!


Władzio.

Oj wpadłem, wpadłem, ale nie w dół, lecz na drewna. Samem je sobie przyniósł od drwala!

(Śmieją się wszyscy).
KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.