Przejdź do zawartości

Strona:Ukarany psotnik.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —
Irenka.

Groziło, ale nie grozi!

Zygmuś.

Cóż więc takiego?

Irenka.

Ależ, daj mi przyjść do słowa!

Zygmuś.

Słucham...

Irenka.

Wyobraź sobie, Władzio przyniósł stos drewienek i poukładał nam w łóżkach pod prześcieradłami... Chce, żebyśmy się rzucili na nie i poczuli twardość drzewa pod sobą... A gdybyś wiedział, jak się cieszył, że mu się ta sztuczka uda, jak był pewnym, że nikt tej psoty nie zauważy!.. O mało nie wybuchnęłam śmiechem... Szczęściem,