Teagenes i Charykleja

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Heliodor z Emesy
Tytuł Teagenes i Charykleja
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Grabowski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Teagenes i Charykleja (Aethiopica).

Nad brzegiem morza, przy ujściu Nilu, wśród mnóstwa poległych piękne dziewczę pielęgnuje rannego młodzieńca; ale gdy ku jej radości ranny do sił przychodzić zaczyna, na pobojowisko przybywa hufiec zbrojnych rozbójników i na rozkaz swego wodza uwozi młodą parę w głąb kraju do swojego warownego siedliska. Tu kochankowie - Teagenes i Charykleja (swój stosunek i imiona zdradzają oni sami w skargach na okrutne losy) znajdują pocieszyciela i doradcę w osobie młodego jeńca, Ateńczyka Knemona. Tymczasem Tyamis, wódz bandy, postanawia brankę pojąć za żonę; zanim jednak zdołał przywieść do skutku swój zamiar, napadają na jego kryjówkę wojska egipskie i biorą go w niewolę. Jeńcy odzyskują tedy wolność, ale że nie mogą opuścić rozbójniczego schroniska razem, umawiają się więc, że się zejdą w wiosce Chemmis, i Knemon pierwszy udaje się w drogę. Zbliżając się już ku umówionemu miejscu, spostrzega on nad Nilem starca, którego zachowanie się świadczy o wielkim smutku. Zapytany o przyczynę zmartwienia, starzec oznajmia, że od kilku dni boleje nad stratą dwojga młodych ludzi, któremi się opiekował i których porwali mu rozbójnicy. Knemon, dowiedziawszy się, że chodzi tu o Teagenesa i Charykleję, uspakaja go co do ich obecnego położenia i prosi go, żeby mu opowiedział o przeszłości zakochanej pary. Ucieszony starzec zabiera z sobą Knemona do mieszkania kupca Nausiklesa, u którego gości, i tu opowiada mu, co następuje: — Jest on wieszczkiem egipskim i nazywa się Kalazyrys; zmuszony okolicznościami, opuścił w Memfis stanowisko naczelnego kapłana i zamieszkał w Delfach. Tu poznał młodą kapłankę Charykleję i dowiedział się od kapłana Charyklesa, że była to jego wychowanka, otrzymana jeszcze dzieckiem od pewnego gimnozofisty etyopskiego Syzymitresa, razem z jakąś opaską, na której jest wyszyty tajemniczy napis. Właśnie Charykles zamierzał swą wychowankę zaślubić swojemu siostrzeńcowi, gdy do Delf przybył z Tesalii potomek Achillesa Teagenes, żeby w świątyni Apollina złożyć ofiarę. Podczas uroczystego obrzędu nastąpiło spotkanie się Teagenesa z Charykleją i oboje zapłonęli ku sobie gorącą miłością, co nie uszło bacznego oka Kalazyrysa. Po skończonym obrzędzie Charykles, zaniepokojony dziwnym stanem swej wychowanki, wpadł na domysł, że musiał na nią rzucić ktoś urok i zwrócił się do Kalazyrysa z prośbą, żeby ją uzdrowił. Kalazyrys przyrzekł mu swą pomoc, ale w duszy postanowił sprzyjać kochankom. Wyłudził więc od Charyklesa ową tajemniczą przepaskę i z jej etyopskiego napisu dowiedział się, że Charykleja jest córką Hydaspesa, króla Etyopii, którą matka zaraz po urodzeniu się oddała na wychowanie Syzymitresowi, gdyż z powodu jej białej cery obawiała się, że ją mąż odtrąci. To odkrycie skłoniło Kalazyrysa do stanowczego działania, tem bardziej, że Apollo i Artemida we śnie zalecili mu zaopiekować się kochankami. Namówił więc ich do ucieczki i razem z nimi wsiadł na okręt fenicki, który odpływał do Sycylii. — Dalszą opowieść Kalazyrysa przerywa przybycie Nauzyklesa. Oznajmia on wesołą nowinę, że wojska egipskie, które na jego prośbę wyruszyły na rozbójników, żeby im odebrać jego kochankę, wróciły z wyprawy, lecz zamiast poszukiwanej dostały w moc swoją o wiele piękniejszą dziewicę. Kalazyrys i Knemon poznają w niej Charykleję, która razem z Teagenesem wpadła w ręce żołnierzy; dowódca, przypuszczając, że jest-to właśnie kochanka Nauzyklesa, wydał mu ją, a Teagenesa zabrał z sobą, żeby go podarować na usługi króla perskiego. Kalazyrys wykupuje Charykleję, poczem kończy przerwaną opowieść: Podróż na okręcie była z początku pomyślna, lubo niepospolita uroda Charyklei narażała zbiegów na ciągłe niebezpieczeństwo; w końcu przecież napadli na nich korsarze i wzięli do niewoli, a ich wódz postanowił Charykleję pojąć za żonę. Gdy jednak rozbójnicy, zawinąwszy na noc do brzegu przy ujściu Nilu, zasiedli do uczty, Kalazyrys, który odgrywał rolę ojca kochanków, zdołał wmówić w jednego korsarza, że Charykleja wolałaby zostać jego żoną, niż żoną jego zwierzchnika. Ten uwierzył podstępnym słowom i wszczął o brankę spór z wodzem; podochoceni towarzysze jedni stanęli po jego stronie, inni po stronie wodza. Spór przeszedł w bitwę, w której prawie wszyscy wymordowali się wzajemnie; pozostał przy życiu tylko buntowniczy korsarz, ale Teagenes zwyciężył go w krwawej walce i zmusił do ucieczki. Nazajutrz, zaledwie weszło słońce, Kalazyrys, który przebył noc na poblizkiem wzgórzu, ujrzał zbliżający się hufiec rozbójników egipskich i ci uprowadzili młodą parę z pobojowiska w głąb kraju. Dokończywszy swojej opowieści, Kalazyrys rozstaje się z Nauzyklesem i Knemonem, który ma otrzymać w małżeństwo córkę gospodarza, i w towarzystwie Charyklei udaje się na poszukiwanie Teagenesa. Tymczasem Teagenes dostaje się znów w moc Tyamisa, który odzyskawszy wolność za sprawą przyjaciół, zebrał nowe siły i obległ Memfis. Jak wprzódy, gdy stanął na czele zbójców, podobnież i teraz czyni on to tylko dlatego, żeby odzyskać stanowisko naczelnego kapłana, wydarte mu niesłusznie przez młodszego brata. Kalazyrys przybywa do Memfis właśnie w chwili, gdy za zgodą Arsaki, żony nieobecnego satrapy Oroondatesa, Tyamis ma się orężem rozprawić z bratem. Kalazyrys poznaje w zapaśnikach swych synów i doprowadza ich do zgody; on to był niegdyś owym naczelnym kapłanem i teraz powagą swoją sprawia, że Tyamis odzyskuje należne mu stanowisko. Ale wkrótce potem Kalazyrys umiera i kochankowie tracą w nim opiekuna. Dorodny Tengenes wpada w oko Arsace. Namiętna wielkorządczyni różnymi sposobami stara się go pozyskać dla siebie; lecz gdy ten pozostaje obojętnym na jej zabiegi, wtrąca go do więzienia, a Charykleję chce otruć z zazdrości. Ale przez pomyłkę truciznę wypija kto inny. Wówczas Arsaka oskarża ją o trucicielstwo i skazuje na spalenie. Na szczęście Charykleja ma na palcu pierścień z cudownym kamieniem i ten ją od śmierci na stosie ratuje, a zaraz potem od Oroondatesa, który właśnie prowadzi wojnę z Etyopami, przybywa goniec z rozkazem, żeby Teagenesa i Charykleję zabrał do obozu: Arsaka obwiesza się, a kochankowie w drodze do obozu dostają się w moc wojsk etyopskich. Hydaspes, król etyopski, pokonawszy wreszcie Oroondatesa, wraca z jeńcami do swej stolicy Meroe. Tu kochankowie mają być spaleni na dziękczynną ofiarę Heliosowi i Selenie; Charykleja musi wprzód jednak poddać się próbie, stwierdzającej jej panieństwo. Próba wypada dla niej pomyślnie, więc oboje stają na stosie ofiarnym. Wówczas Charykleja odsłania swoje pochodzenie i na dowód składa opaskę i pierścień z cudownym kamieniem, a gimnozofista Syzymitres, który ją niemowlęciem był na wychowanie otrzymał, stwierdza wiarogodność jej zeznania. Hydaspes za zgodą ludu uwalnia ją od śmierci i oddaje rozczulonej matce. Tymczasem Teagenes poskramia rozjuszonego wołu, przeznaczonego także na ofiarę, i zwycięża w szermierce na pięści potężnego zapaśnika. Te dowody jego przytomności umysłu, siły i zręczności powstrzymują wstydliwą Charykleję od wyznania matce swej miłości, bo widząc, jak jej ukochany zyskuje poklask i sympatyę ludu i króla, ma nadzieję, że i jemu życie będzie darowane. Napróżno jednak: obyczaj narodowy na to nie zezwala i Teagenes znów ma wstąpić na stos, gdy wtem staje przed królem kapłan delficki Charykles, który aż tu przywędrował, szukając porwanej wychowanki. Ujrzawszy Teagenesa, oskarża on go przed królem o jej porwanie. Następują wyjaśnienia, po których Teagenes odzyskuje wolność, bo nie godzi się, żeby poniósł śmierć ten, co wrócił królewnę rodzicom. Hydaspes, widząc w tem wszystkiem opiekę bogów nad kochankami, oznajmia ludowi, że przyjmuje Teagenesa za zięcia i za swojego następcę. Lud okrzykami zadowolenia przyjmuje postanowienie monarchy. Przytaczamy tu wyjątek, zawierający opowieść Kalazyrysa o spotkaniu się Teagenesa i Charyklei (ks. III. rozdz. 1 — 5).

....Na czele (pochodu ofiarnego Teagenesa) postępowała hekatomba ze zwierząt ofiarnych, prowadzona przez krajowców (Tesalczyków) w stroju narodowym. Ubrani w białe tuniki, za pomocą pasa uniesione aż do kolan, w obnażonych prawicach trzymali dwusieczne topory. Bydlęta wszystkie były czarnej maści, miały karki mięsiste, silne i zlekka wygięte; ostre rogi, nie nadto duże ani zakrzywione, albo pozłacane albo obwinięte kwiecistymi wieńcami, uda kabłąkowate i podgardla zwisłe aż do kolan — słowem rzeczywista hekatomba, ściśle odpowiadająca swej nazwie. Za nią postępowała gromada różnych innych bydląt ofiarnych, rozgatunkowanych i prowadzonych w należytym porządku, przy dźwiękach fletów i syryng[1], których muzyka uświęcała i zapowiadała ofiarę. Za tem stadem i jego poganiaczami postępowały z rozpuszczonemi włosami tesalskie dziewczęta, przepasane pięknymi i szerokimi pasami. Były one podzielone na dwa chóry. Jedne z nich, składające chór pierwszy, niosły koszyki pełne kwiatów i dojrzałych owoców; drugie tworzyły kanefory[2], niosące w naczyniach ciasto ofiarne i kadzidła, z których przyjemna woń rozchodziła się wokoło. Ręce jednak miały wolne; koszyki bowiem dźwigały na głowach, a trzymając się za ręce, tworzyły chór z prostego i ukośnego szeregu, tak iż posuwały się jednocześnie naprzód i tańczyły. Takt podawał im chór drugi, któremu było powierzone odśpiewanie hymnu. Hymn składał się z pochwały na cześć Tetydy i Peleusza, później ich syna i wreszcie jego syna... Przytem jednak harmonia i zgodność chórów była tak doskonała, posuwanie się ich tak przystosowane do muzyki, iż słuch odciągał wzrok od tego, co godne było widzenia, i obecni, porwani dźwiękami pieśni, podążali za korowodem dziewic. Po nich wystąpili konni efebowie[3] z przewódcą na czele i przedstawili takie widowisko piękności, że zmalała przy niem wszelka rozkosz słuchu. Efebów było pięćdziesięciu, rozdzielonych na dwa hufce po dwudziestu pięciu w każdym, które z obu stron osłaniały wodza poselstwa. Ich buty były powyżej kostek umocowane purpurowymi rzemieniami, zadzierzgniętymi w misterne węzły; białe chlamidy, obszyte u dołu ciemno-błękitną lamówką, spięto na piersiach złotemi klamrami. Wszystkie ich konie były tesalskiej rasy, a szlachetność ich ojczyzny tryskała z ich oczu: z niechęcią bowiem znosiły przymus wędzideł i często okrywały je pianą; znosiły wszakże, bo one kierowały niemi stosownie do woli jeźdźców... Lecz jakkolwiek pięknie wyglądali efebowie, wzrok przecież zgromadzonego ludu przesunął się tylko po nich i skierował się na ich wodza. Był nim właśnie mój ukochany Teagenes. Jak błyskawica przyćmiewa wszelkie inne światło, podobny blask rozpostarło ukazanie się jego. Był on jednocześnie jeźdźcem i hoplitą[4], a w ręce trzymał jesionowy oszczep, spiżem okuty. Posuwał się naprzód z głową odkrytą, bez hełmu; z ramion zwieszała mu się purpurowa chlamida, na kt6rej złotem wyszyta była walka Lapitów z Centaurami[5]; klamra z bursztynu wyobrażała Atenę z głową Gorgony na pancerzu. Lekki powiew wiatru dodawał temu wszystkiemu jeszcze więcej wdzięku; jego łagodne tchnienie muskało delikatnie włosy, spadające nu ramiona, rozdzielało je nad czołem i zrzucało poły chlamidy aż na grzbiet i uda konia. Rzekłbyś, że i sam koń oceniał piękność swego pana i wiedział, że sam będąc pięknym, dźwigał na sobie najpiękniejszego jeźdźca: bo wyginał swój kark, strzygł ostremi uszami i nastroszył dumne brwi nad oczyma. W takiej postawie posuwało się zuchwałe zwierzę, szło posłuszne naprzód i lubo przechylało się to na jedną to na drugą stronę i zaledwie brzegiem kopyt dotykało ziemi, trzymało przecież swe kroki w karbach spokojnego chodu. Widok ten zadziwił wszystkich obecnych i wszyscy przyznali młodzieńcowi pierwszeństwo pod względem męskości i piękności: nawet kobiety niższego stanu, które nie umieją panować nad swojemi uczuciami, ani ich ukrywać, obrzuciły go jabłkami i kwiatami, ażeby w ten sposób — jak im się zdawało — otrzymać jakąkolwiek oznakę jego uprzejmości. Jedno bowiem tylko było zdanie wszystkich, że niemasz między ludźmi nikogo, ktoby pięknością przeszedł Teagenesa.

„Lecz gdy o świcie powstała różanopalca Jutrzenka“ —

jakby powiedział Homer; gdy ze świątyni Artemidy wyszła piękna i rozumna Charykleja, przekonaliśmy się wówczas, że i Teagenes może być przewyższony, ale przewyższony o tyle, o ile prawdziwa piękność kobieca bardziej pociąga, niż najprzedniejsza nawet piękność męska. Siedziała ona na wozie, ciągnionym parą białych wołów, przyodziana w długą purpurową szatę, przetykaną złotymi promieniami. Pierś jej obejmował pas, na który artysta wysilił cały swój kunszt, gdyż nigdy przedtem ani potem nie zrobił nic podobnego. Na plecach bowiem pomiędzy łopatkami związał go w kształcie ogonów dwóch wężów, ich szyje splótł pod piersiami w sztuczny węzeł, przez który przesunął ich głowy i zwiesił je jako końce aż do nóg sięgające. Można było pomyśleć, że węże istotnie pełzały, ale nie straszyły ponurym złowrogim wzrokiem, bo wyglądały jakby ułagodzone w lekkiej drzemce i uśpione rozkoszą na piersi dziewicy. Były one ze złota, ale koloru niebieskiego, bo złoto było sztuką zczernione, ażeby mieszanina czarnego i żółtego koloru lepiej uwydatniała chropowatość i pstrą połyskliwość ich łuski. Taki to był pas dziewicy. Włosy jej zaś nie były całkiem splecione, ani też rozpuszczone; jedna ich część spływała w bujnej pełni na ramiona i plecy, na ciemieniu zaś i czole ujęte w delikatne gałązki laurowego wieńca, nie mogły bezładnie rozsiewać się w powietrzu. W lewej ręce trzymała łuk złocony; kołczan był zawieszony na prawem ramieniu; drugą zaś ręką unosiła płonącą pochodnię. Ale jej oczy rozsiewały jaśniejszy blask, niż pochodnia“. — „Tak! tak! — zawołał Knemon — to oni! to Charykleja i Teagenes!“ — „Gdzież są? Pokaż mi ich, zaklinam cię na bogi!“ pytał Kalazyrys, myśląc, że Knemon widzi ich istotnie. — „Ach, ojcze! zdawało mi się, że patrzę na nich oboje, tak żywo, tak dokładnie — o ile ich znam — odmalowało mi ich twoje opowiadanie“ odrzekł na to Knemon. — „Nie wiem — odparł tamten — czy widziałeś ich kiedy w takim blasku, jak w owym dniu oglądała ich Hellada i słońce, podziwianych i uwielbianych od wszystkich: ją — przedmiot pożądania mężczyzn; jego — cel pożądania kobiet. Mieć bowiem każde z nich w małżeństwie stawiali wszyscy narówni z nieśmiertelnością; tylko że młodzieńca bardziej podziwiali krajowcy, dziewicę zaś — Tesalczycy, bo każda strona wyżej stawiała to, co oglądała po raz pierwszy albowiem widok przedmiotu obcego łatwiej wprawia w zdumienie, niż opatrzonego. Kiedy już procesya obeszła wkoło posąg Neoptolema i efebowie okrążyli go potrzykroć na koniach, kobiety i mężczyźni wydali okrzyk radości. Jakby na dany znak padły w ofierze woły, owce i kozy; na olbrzymim ołtarzu ułożono mnóstwo polan rąbanego drzewa, na nich podług obyczaju poukładano części bydląt ofiarnych i zawezwano Febowego kapłana, żeby libacyą rozpoczął ofiarę i stos podpalił. Ale Charykles oznajmił, że do niego należy tylko spełnienie libacyi, a wódz poselstwa podpali stos pochodnią, którą mu wręczy kapłanka — taki bowiem obrządek nakazuje prawo ojczyste. Po tych słowach wylał on libacyę a Teagenes ujął pochodnię. Wówczas to przekonaliśmy się dowodnie, że dusza ludzka ma w sobie coś boskiego i jest pokrewna wyższym istotom. W chwili, gdy się młodzi ludzie ujrzeli, dusze ich pokochały się nawzajem, jak gdyby przy pierwszem spotkaniu poznały, że są sobie równe i dla siebie stworzone. Najprzód zatrzymali się nagle i stali chwilkę nieruchomi i jakby zmieszani; potem nieśmiało ona podała i nieśmiało on ujął pochodnię; długo oboje trzymali oczy utkwione w siebie, zupełnie tak, jak gdyby widzieli się i znali się już dawniej, a teraz przypominają to sobie, i uśmiechnęli się oboje, ale tylko zlekka i ukradkiem, tak że ten uśmiech dał się poznać jedynie w rozjaśnionem spojrzeniu. Potem jakby się wstydząc tego, co się stało, sponsowieli ognistym rumieńcem i znowu zbladli, gdy choroba — jak się domyślam — przedarła się aż do serca. Słowem, niezliczone zmiany przemknęły w krótkim czasie po obliczu obojga, a wieloraka zmiana twarzy i oka zdradzała zaniepokojenie ich duszy“.

(Edw. Gr.).




  1. Syrynks — flet pasterski, z krótszych i dłuższych trzcin ułożony.
  2. Kanefory — dziewczęta niosące w naczyniach jęczmień ofiarny.
  3. Młodzieńcy, składający chór ofiarniczy.
  4. Hoplita — żołnierz pieszy, ciężko uzbrojony.
  5. Lapitowie — lud tesalski, mieli wyrugować Centaurów z ich siedzib.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Heliodor z Emesy i tłumacza: Edward Grabowski.