Romeo i Julia (Shakespeare, tłum. Hołowiński, 1839)/Objaśnienie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Hołowiński
Tytuł Romeo i Julia. Objaśnienie
Pochodzenie Dzieła Williama Shakspeare Tom pierwszy
Wydawca T. Glücksberg
Data wyd. 1839
Druk T. Glücksberg
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom pierwszy
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Całe wydanie
Indeks stron
OBJAŚNIENIE.

W mieście Weronie dwa wielkie domy Montecchi i Capelletti oddawna pałały ku sobie nienawiścią która często była przyczyną krwawych utarczek na ulicach pomiędzy krewnémi dwóch nieprzyjaznych rodzin. Alberto della Scala, dożywotni władzca Werony, próżno usiłował zaprowadzić zgodę, jednak dokazał tego, jak pisze historyk Werony Girolamo della Corte, z którego bierzemy to opowiadanie, ze młodzi ustępowali starszym, dawali i odbierali wzajem powitanie.
W roku 1303 za panowania Bartłomieja della Scala, wybranego na rządzcę dożywotniego po śmierci jego ojca Alberta, zdarzyło się, ze Anton o Capelletto, głowa całéj swojéj rodziny, wydał w czasie karnawału ucztę wielką, na którą zaprosił znakomitszą części szlachty werońskiéj. Romeo Montecchio, liczący sobie rok dwudziesty piérwszy, jeden z najurodziwszéj i najmilszéj młodzieży Werony, udał się także na tę biesiadę w towarzystwie kilku przyjaciół w masce. Po niejakim czasie zdjął maskę i usiadł w miejscu, z którego mógł wszystkich widziéć i sam być widzianym. Bardzo się wszyscy dziwili nad jego śmiałością, że się odważył wejść w pośród swoich nieprzyjaciół, lecz że był miody i w obejściu się bąrdzo przyjemny, nie obracali tyle uwagi na niego, powiada dziejopis, ileby pewno zwrócili, jeśliby był starszy wiekiem. Jego i Julii oczy natychmiast się zbiegły, a uderzone wzajemnym podziwem nie przestawały się patrzéć na siebie. Uczta kończyła się tańcem dal capello, jak powiada Girolamo, jedna z kobiet wzięła w taniec Romea, który potańczywszy z nią chwilę i korzystając ze swego wprowadzenia w koło bawiących się, wziął Julię z drugim tańczącą. Jak tylko uczuła dotknięcie jego ręki, rzekła: „Błogosławione przyjście twoje!“ — A on ściskając jéj rękę zapytał: „Jakież błogosławieństwo pani przynoszę?“ — Na to uśmiéchając się odpowiedziała: — „Niech się pan nie dziwi, że błogosławię jego przyjście, bo Markurio długo tu mię ziębił, a pan swoją grzecznością rozgrzewasz,“ (ten młody Markurio, kochany od wszystkich dla przyjemności swego dowcipu, zawsze miał ręce zimniejsze od lodu). Na te słowa rzekł Romeo: — „Nadzwyczaj jestem szczęśliwy, jeśli w czemkolwiek jéj mogę usłużyć.“ Taniec się kończył i Julia mogła mu tylko powiedziéć: „Niestety, więcéj jestem twoją jak moją.“ Romeo często udawał się w małą uliczkę, na którą wychodziły okna Julii: jednego wieczoru poznała go po czychaniu, czy po innym znaku, i otworzyła okno; przywitali się jak najgrzeczniéj, (cortesissimamente), i długo rozprawiając o swojej miłości, postanowili się pobrać bez względu na wszelkie następstwa, za pomocą brata Lonarda Franciszkana, co był wielkim teologiem, filozofem, dziwnym dystyllatorem, biegłym w czarnoxięztwie i spowiednikiem prawie całego miasta. Udał się do niego Romeo, a zakonnik mając na względzie wziętość, jakąby pozyskał nie tylko u władzcy dożywotniego, ale u wszystkich, przez połączenie i pogodzenie tych dwóch domów, skłonił się na prośbę kochanków. W czasie postu, kiedy spowiedź nakazana, Julia idzie ze swoją matką do kościoła Ś. Franciszka w cytadelli, staje piérwsza przy konfessionale, po którego drugiéj stronie już był Romeo, co przyszedł także ze swoim ojcem; xiądz połączył ich ręce szlubem przez otwarte pierwéj konfessionału okienka. Potém, za pomocą zręcznéj staruszki, bawiącej w domu Julii, nowożeńcy przepędzili całą noc razem w ogrodzie jéj ojca.
Tym czasem po wielkanocy liczna banda Kapelletów spotkała niedaleko od bramy werońskiéj kilku Montekkiów i napadła na nich, zagrzana przez stryjecznego brata Julii Teobalda, który widząc, że Romeo wszelkie czyni usiłowanie, aby pohamować tę bitwę, natarł na niego i zmusił do walki, a w niéj sam padł trupem, pchnięty w gardło mieczem przeciwnika. Romeo został za to zabójstwo wygnany, a Julia wkrótce potem widząc się zmuszoną drugiego poszlubić, udała się po radę do brata Lonarda, który dał jej proszek taki, że po zażyciu ma się zdawać umarłą i będzie zaniesioną do familijnego grobu, co znajdował się w kościele klasztoru Lonarda, a ten miał przyjść dla dobycia jéj z grobu i przebraną zaprowadzić do Mantui, gdzie był Romeo, którego o wszystkiém przyrzekł zawiadomić.
Tak tedy szły rzeczy jak przepowiedział Lonardo, ale Romeo dowiedziawszy się ze strony o śmierci Julii, przed odebraniem listu zakonnika, udał się do Werony z jednym sługą, uzbrojony w gwałtowną truciznę otworzył grób, zrosił łzami ciało Julii, wypił truciznę i umarł. Wkrótce Julia obudziła się, a widząc martwego Romea i dowiedziawszy się od zakonnika, który tylko co przybył, o wszystkiém co się zdarzyło, w gwałtownéj boleści nie mogąc wyrzec ani słowa, padła martwą na łono Romea,[1]
To zdarzenie jako prawdziwe opisuje Girolamo della Corte; utrzymuje, ze często widział Julii i Romea grób, który wznosząc się nieco nad ziemią przy krynicy, służył za miejsce do umycia się sierotom domu Ś. Franciszka tam zbudowanego. Dodaje jeszcze, że Gerardo Boldiero jego wuj, który go wodził na ten grób, pokazywał mu w jednym kącie muru przy klasztorze Kapucynów miejsce, skąd, jak słyszał, przed wielu laty pierwéj wydobyto szczątki Julii i Romea z wielu innemi. Kapitan Breval w swoich podróżach także powiada, że widział w Weronie 1762 roku starą budowę będącą wówczas domem sierot, w któréj, wedle świadectwa jego przewodnika, miał się znajdować grób Julii i Romea, ale go już wtedy nie było.
Shakspeare nie z historyi Girolama della Corte wziął osnowę trajedyi: bo ta sztuka wyszła w 1579 roku, a dzieło della Corte, mające się składać z 22 xiąg było przerwane śmiercią autora na dwudziestéj xiędze i 1560 roku, skąd jasno się pokazuje, że della Corte pisał lat kilka późniéj. Nadto czytamy w przemowie wydawcy, ze śmierć Girolama była poprzedzona długą chorobą, że przejrzenie dzieła, którego autor nie mógł wykończyć, wiele czasu zabrało i nareście, że processy cywilne i kryminalne, które prowadził wydawca, nie dozwoliły mu ogłosić tego dzieła tak prędko jakby żądał: tym sposobem Historya Girolama była drukowana po niemałym przeciągu czasu od jego śmierci, a wydanie z roku 1594 wedle wszelkiego prawdopodobieństwa jest pierwsze. Ale dzieje Romea i Julii nadto głośne w Weronie, posłużyłby już za przedmiot do noweili którą ułożył Luigi da Porto i ogłosił 1535 roku, sześć lat przed swoją śmiercią, pod tytułem La Giulietta w Wenecyi. Z téj nowelli kilkakrotnie przedrukowanej, tłumaczonej, naśladowanej w wielu językach, zrobił angielskie poema Arthur Brooke i z niego Shakspeare niezawodnie ułożył swoją trajedyę. Naśladowanie zupełne. Julia w poemacie i nowelli Ludwika da Porto zabija się sztyletem Romea, a nie umiéra ze smutku jak w historyi: ale to rzecz szczególna, że Arthur Brooke i Shakspeare, co się pilnie trzymali nowelli, kładą śmierć Romea przed obudzeniem się Julii, kiedy u Ludwika da Porto umiéra po jej ocknieniu się i po rozmowie z nią bolesnej i pożegnalnéj. Zarzucano naszemu dramatyście, że nie wziął téj okoliczności, któraby mu dostarczyła scenę bardzo patetyczną i stąd powszechnie wniesiono, że nie znał téj nowelli, choć była przełożona na język angielski. Jednak niektóre okoliczności naprowadzają nas do wierzenia, że Shakspeare znał tę nowellę, a do opuszczania téj ostatniéj rozmowy kochanków mógł mieć wiele powodów. Zapewne Arthur Brooke wiedział o historyi prawdziwéj, a jako współczesny mógł to objawić naszemu poecie, który miał za powinność trzymać się podania historycznego. Ale to najpewniej główną było przyczyną, że Shakspeare nigdy, żadnych mocnych postanowień nie poprzedza długą mową, bo słowa, powiada Makbet, ostudzają uczynek. Jeśliby Julia w piérwszej chwili nieszczęścia rozwodziła się w żalach, toby może później nie miała mocy odebrania sobie życia. Garrik to widzenie się przedśmiertne kochanków dorobił; scena czuła: ale, jak się można spodziewać było, to wszystko za nadto mdłe i słabe w porównaniu okropnego położenia kochanków.
Można zauważyć, ze krótka mowa Julii w ostatniej chwili, i Romea, kiedy się dowiedział o mniemanéj śmierci Julii, zupełnie się sprzeciwia sposobowi wysłowienia się w całej sztuce. Shakspeare starał się przejąć tę obfitość mówienia, która stanowi charakter włoskich ludów: postrzegamy to w narzekaniach rodziców nad śmiercią Julii, gdzie słowa liczne płyną na oddanie jednej i téj samej myśli. Znać, ze Shakspeare przynajmniej w przekładach czytał włoskich poetów; te ustawiczne concetti, z których osnuta cała mowa tej sztuki, te ciągle porównania do słońca, kwiatów i gwiazd, chociaż pełne wdzięku, pokazują umyślne naśladowanie stylu sonetów i najrzetelniéj oddają koloryt włoski. Że zaś sonety po większej części są u nich płaczliwe, dla tego Shakspeare szczególniej nastroił na ten ton rzewnej exaltacyi narzekania kochanków. Wyrażenie ich krótkiego szczęścia nadewszstko w ustach Julii oddycha zachwycającą prostotą, a kiedy uczucia zapalają się prawdziwą energią, kiedy wreście poeta zdobędzie położenie rzeczywiście traiczne, wtedy idzie za własnym popędem, i te osoby, którym zawsze, jak mówi Johnson zostawiał concetti w ich biedzie, nie mają ich, albo przynajmniéj bardzo rzadko, kiedy nieszczęście całą swą potęgą uderzy. Wyobraźnia bowiem przestaje igrać; sama nawet namiętność ustępuje miejsca uczuciom gwałtownym; a Julia, ta chciwa kochanka rozkoszy i miłości, zaledwie została zagrożoną niebezpieczeństwem złamania wiary, o niczem innem nie myśli, tylko, aby się niezmazaną zachować dla drogiego Romea. Zresztą, jak można zauważyć, Julia Shakspeara nawet w swojém oddaniu się więcéj skromna, jak Julia historyi, do któréj się autor pilnie stosował.
Zakochanie się Romea w Rozalindzie, wymyślił Luigi da Porto, a poemat angielski zachował. Ta miłość sprawuje, że pierwsze akty nie są tak zajmujące, dla tego wyrzucano to jako błąd naszemu traikowi, ale Shahspeare użył jéj na wyraźniejsze odbicie tego nagiego i gwałtownego charakteru, co tak właściwy namiętnościom włoskiego klimatu. Do przedstawienia roli Merkucia podały myśl następne słowa poematu Arthura Brooke:
„Dworak, co gdzieby nie był, zawsze wysoko ceniony, w mowie grzeczny, przyjemny i dowcipny: a jak lew byłby śmiały w pośród baranków, tak wpośród wstydliwych dziewcząt Merkucio był śmiały.“[2]
Taki bez wątpienia był ton modny za czasów dramatysty i w Merkuciu przedstawił nam typ przyjemnego i miłego człowieka. Jednak znać, ze wyszydzenie tonu dworskiego wiele go kosztowało, i Dryden przytacza podanie swego czasu, jakoby Shakspeare mówił, że był przymuszony zabić Merkucia w trzecim akcie, z obawy, aby go samego nie zabił; ale Merkucio zawsze miał stronnikami wielu Anglików i Johnson surowo obchodzi się z Drydenem za kilka słów ubliżających miłemu Merkuciu, kiedy mówi: te żarty są może często wyższe nad pojęcie Drydena. Widoczna rzecz, ze Shakspeare umyślnie hojną dłonią rzucał ten koloryt sonetowy, bogaty w konczetti i pełny exaltacyi, kiedy Lonardo mówi do Romea: „Mój synu, mów po prostu.“ Franciszkan przedstawia charakter mądrego człowieka i jego mowy tyle są proste, ile w jego czasach godziło się być prostym filozofowi. Rola Mamki, jest to charakter tak prawdziwy i tak doskonale oddany; że bez ochyby należy do najpiękniejszych osób, jakie utworzył tylko jeniusz naszego poety i tym bardziéj trudny do przedstawienia, im się prostszym i pozbawionym pewnych zasad wydaje.
W tej sztuce prócz tego uroku, co prawie przenosi nas we włoskie strefy, napotykamy często, osobliwie w roli Romea i Julii, wiérsze najtkliwsze i najpiękniéjsze, jakie kiedy wyszły z pod pióra naszego dramatysty. Rym w téj sztuce często używany, jest także hołd krainie i obyczajom włoskim. F. Guizot.

Znakomity nasz pisarz w swoich Wędrówkach literackich pod artykułem Romeo i Julia zrobił z nowelli Ludwika da Porto piękny wyciąg, którego porównanie z tą trajedyą będzie zajmujące, chociaż, jak sądzę, nie w tym względzie, aby się przekonać wiele cudzego, a wiele swego w naszym dramatyku, ale raczéj, aby się nauczyć, jak jeniusz poety umiał korzystać z tego prostego opowiadania; takowe porównanie nie tylko nie będzie szkodliwe dla niego, ale owszem wyświeci jego twórczy talent. Prawda, że cały wypadek wzięty z poematu Pana Brooke, czyli z powieści da Porto, lecz tu właśnie dziwić się potrzeba, jak w te porozrzucane i martwe nowelli posągi, wlał duch i życie: na jego rozkaz czarnoxiezki powstały z grobów wszystkie osoby, a te charaktery, te obyczaje, ten głos najżywszéj namiętności; nadały im życie nieśmiertelne. Ja w Szekspirze nigdy nie uważam za rzecz główną samą osnowę, albo treść sztuki; ale charaktery, które są jego własném dziełem, ale ten dziwnie wierny obraz natury, co nas swoją prawdą zdumiéwa. Wszystkie znakomitsze dzieła swoje budował na kronikach, które mu służyły za płótno dla rozwinięcia na niém żywego malowidła twórczym pędzlem. I w tém nawet widzę jeniusz poety, bo odgadł tę sprężynę serca ludzkiego, że nas więcéj zajmuje rzecz oparta na historyi; sama fikcia może zrobić wrażenie na chwlię, ale potém ginie, kiedy zważymy, że tego nigdy nie było; stąd po przeczytaniu dzieła poetycznego, lubimy czytać tę historyę na któréj było usnute, aby się więcéj o prawdzie przekonać: tak prawda zawsze nam się podoba! W każdym podobnym utworze miał Shakspeare na pilnéj uwadze i pamiątki historyczne i samą ludzką naturę ze zwykłym torem rzeczy ziemskich, ztąd wszystkiemu co brał, nadawał tak piętno własne, że w nim nie ma nic cudzego, ztąd wszystko ożywiał, stąd wypłynął ten systemat sprzeczności i mieszaniny wielkich rzeczy z drobnémi i smutnych ze szmiesznémi, bo tak się dzieje na świecie. Niech co chcą mówią Francuzi, sądzę jednak, że może nigdy, a przynajmniéj nie łatwo znajdzie się podobny dramatizator kronik: nie mówię tego, jak dawniéj o Horacym prawili nam po szkołach, że nigdy nie może się znaleść podobny jeniusz, ale zdaje mi się, że wiek dramatów, albo przynajmniéj dawna ich forma przeszła, ze tylko pod inną całkiem postacią może się dzisiaj zjawie jemusz.
Co się tyczy rozmów Julii i Romea ani Panu Wolterowi, którego dowcip satyryczny tak się znał na wszystkich uczuciach przechodzących egoizm, jak i na uczuciu religijném, ani Panu de Balzac, co chce to wszystko podać za ironią miłości, nie uwierzę z Panem Kraszewskim, a nie tylko dla tego, że wielki jeniusz nie wytrwa tak długo w żarcie i ze sam koniec inaczéj dowodzi; ale że wedle mego przekonania gwałtowne uczucia, osobliwie miłości, wywnętrzają się ledwie nie zawsze z pewną przesadą; mamy tego codzienne dowody, bo proszę tylko posłuchać jak każdy młody kochanek exaltowany wynosi swoję Dulcynellę z Tobozo. Zdaje się, że wszelka exaltacia, oparta tylko na prawdziwej miłości, nie może się nazwać przesadą: a tém bardziéj, jeśli to zastosujemy do Włochów. Wprawdzie możemy inaczej sądzić w stanie spokojnym, bo przesadą i niedorzecznością zdają s:ę nam często słowa i sprawy zakochanych, to téż nawzajem miłość ma za nic świat i wszystkie jego najpożyteczniejsze zajęcia, głupstwem nazywa. Jeżeli w nowelli są rozmowy proste i rozumne, to bardzo naturalnie, bo na zimno pisał Luigi da Porto: trzeba było poetyckiéj, twórczej zdolności przeniesienia się w położenie osób, aby ich miłość oddać. Nie mogę się wstrzymać od przytoczenia słów w tym względzie Pana Mich. Gra... „Pogodziłem się z tą włoską przesadą romansowych rozmów Romea i Julii. Alboż tak nie mówiono? To nie autor wymyśla te napuszone słowa, ażeby szczupłą myśl i zimne uczucia jakkolwiek zamaskować, to właśnie język dworny i zalotny, brzmiący istotnie po marmurowych schodach i gankach pałaców włoskich. Język ten pełen konczettów nie jest to nasz język mistyczny, któryby omglił uczucia wprowadzonych na scenę osób, to szyba szklanna, za którą jeszcze lepiéj widać jasne fizyognomie i otwarte serca.“ Słusznie może każdy znawca naszego poety, powtórzyć słowa P. Kraszewskiego: „Jeżeli jego jeniusz nie przeżyje swoją sławą XIX wieku, nie wiem czyj potém odważy się prosić o nieśmiertelność.“

Tłumacz.





  1. Patrz Istorie di Verona del sig. Girolamo della Corte i t. d, T. 1. str. 589 i następ, wyd. 1594.
  2. Tego więc charakteru, nie ułożył Shakspeare z rąk zimnych Merkucia, jak żartem utrzymuje P. Kraszewski, bo nie tylko że o tej okoliczności nigdzie, autor nie czyni wzmianki, nie tylko, że przedstawia Julię tańczącą nie z Merkuciem, lecz z nieznajomym sobie młodzianem, ale jeszcze Merkucia charakter mimo ciągłych drwinek nie jest zimny, kiedy był powszechnie lubiony i sam tak kochał przyjaciół, że za ich sławę naraził się na utratę życia. Shakspeare mając zarys téj roli, w poemacie chciał tylko przedstawić młodzieńca wedle ówczesnego dworskiego tonu, co sobie pusty i wesół, ale w gruncie serca czuły i szlachetny.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: William Shakespeare i tłumacza: Ignacy Hołowiński.