Przejdź do zawartości

Radziwiłł w gościnie/Akt II

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Radziwiłł w gościnie
Pochodzenie Utwory dramatyczne Oddział VII.
Wydawca S. Lewental
Data wyd. 1890
Druk S. Lewental
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


AKT II.
Ganek w zamku nieświeskim; dokoła widać zabudowania obszerne. Wschody od ganku wychodzą na scene. Na podwyższeniu siedzi Książę Karol w białym kitlu. Przed nim Dyplowicz w pół zgięty z czapką w ręku. Dwór księcia przechadza się w cichej rozmowie na przodzie sceny, tak, że jedni znikają za kulisami, drudzy wchodzą.


SCENA I.
KSIĄŻĘ. — DYPLOWICZ. — DWÓR KSIĘCIA.
DYPLOWICZ (z niezmierną czołobitnością; mówi kłaniając się do kolan i podnosząc często z admiracyą ręce do góry).

Mości Książę! Byłem świadkiem całego tego procederu Chorążego, to człowiek pychy szatańskiéj... to niegodziwiec i zuchwalec... Żeby śmiéć Księciu, dobroczyńcy naszemu, co jesteś słońcem i luminarzem naszym... stawić się tak hardo...

KSIĄŻĘ.

Nic to, nic, przyjdzie, panie kochanku, koza do woza...

DYPLOWICZ.

Przyznaję się, że jabym na miejscu Księcia, nauczył pyszałka...

KSIĄŻĘ.

Czy wy, panie kochanku, w sąsiedztwie tam drzecie się z sobą?

DYPLOWICZ.

A! on mnie drze, ja jego nie mogę (wzdycha). Po co jemu ta Wulka, on dawno ją sprzedać powinien, ja mam drugą połowę... Proszę się go, i nie, i nie. A potém żyd to weźmie, albo lada kto...

KSIĄŻĘ.

A to, panie kochanku, wam się chce wziąć?

DYPLOWICZ (wzdycha).

Cóż, kiedy nie mogę... Ja myślałem, że W. Ks. Mość mi dopomożesz... Co to Księciu znaczy, zajechać, szlachcica wypędzić, a potém mnie oddać.

KSIĄŻĘ.
Toćbym, panie kochanku, zajechawszy musiał basarunek zapłacić!
(śmieje się).
DYPLOWICZ.

A co księciu, takiemu magnatowi, szkodzi zapłacić?... I ot, jabym miał Wulkę, Chorąży pieniądze, a książę pan satysfakcyę...

KSIĄŻĘ.

Asindziej, panie kochanku, doskonały jesteś do rady... cha! cha!...

DYPLOWICZ (ręce zacierając).

A żeby jeszcze staremu dać na kobiercu pięćdziesiąt...

KSIĄŻĘ.

Słuchaj, panie kochanku... niebezpieczna gra! mówisz o bizunach... tu niéma komu dać, a jak mnie rozłakomisz... to ci każę wsypać panie kochanku.

DYPLOWICZ (cicho).

Po czemu jeden? Mości Książę.

KSIĄŻĘ (śmiejąc się).

Ten mnie bawi, panie kochanku! ten mnie bawi! Co za szkoda, że pieniędzy nie mam!

DYPLOWICZ (kłaniając się).

Ja pokredytuję...

KSIĄŻĘ.

Jeszczem, panie kochanku, takiego kpa w życiu nie widział! cha! cha!

(po chwili).

Słuchajno Dyplowicz, czy ty kiedy o moich podróżach i peregrynacyach słyszałeś? Tak mi się podobasz, że ci gotów jestem cokolwiek opowiedzieć.

DYPLOWICZ.
Nazbyt byłbym szczęśliwym i uhonorowanym, Mości Książę.
KSIĄŻĘ (głośno).

No to posłuchaj, tylko uważnie, bo awantura osobliwa i uszu godna.

(Dworzanie otaczają księcia i od pierwszych słów zaczynają słuchać z uwagą — Dyplowicz ciągle daje znaki podziwu).

Było to trochę dawniéj, kiedy się Radziwiłłowi ledwie wąs wysypywał, panie kochanku... (wzdycha) lepsze czasy!... Jeszcze i apostołowie w skarbcu stali i dwanaście cegieł złotych było całych... Jużem był naówczas wyszedł z kondycyi, przestawszy służyć za kuchtę u pani Galeckiéj, a przeniosłem się do Nieświeża; raz tedy raninteńko, a była wiosna, wyszedłem do ogrodu... szukać ziela na maść dla choréj kobyły, bom się na Ukrainie konowalstwa wszelkiego nauczył... Chodzę, aż spojrzę, słońce na mnie mruga osobliwie... jakby coś, panie kochanku, wiedziało... Wtém załopotało coś skrzydłami, leci ptak i śpiewa mi nad głową: „Dzień dobry księciu“... Patrzę, upuścił mi bilecik. Ptak był osobliwszy, bo chodził w okularach, miał buty czerwone i na łbie federpusz ogromny... Zbierałem się na odpowiedź... kichnął i po leciał...

WOŁODKOWICZ.

Żeś też W. ks. Mość nie miał flinty, aby go do gabinetu zastrzelić...

KSIĄŻĘ.

Ty-bo, Wołodkowicz, zawsze mi przerywasz... panie kochanku, a mnie to myśli psuje. Podnoszę liścik.. pachnący jak róża. Patrzę, zaadresowany: Panu Miecznikowi do rąk własnych... na pieczęci królewska korona... Lak złocisty... Otwieram i znajduję, panie kochanku, romansowe oświadczenie od księżniczki Brambilli, córki króla Aldebarana, o której wiele mówiono, że miała siedm twarzy jedna od drugiej piękniejszych i co dzień w tygodniu brała inną.

DYPLOWICZ.

A! niech ją kaci porwą!

KSIĄŻĘ.

Proszę, panie kochanku, nie przerywać!

WOŁODKOWICZ.

Jakże się ona w księciu zakochała, kiedy Księcia o tysiące mil widzieć nie mogła?

KSIĄŻĘ.

Widzisz, panie kochanku, Wołodkowicz, jak mało wiesz, co na świecie się dzieje; oni w tym kraju mają takie perspektywy, robione z oczu ostrowidzowych, że przez nie widzą pchły na księżycu. Widziała mnie tedy przez perspektywę, gdym po ogrodzie chodził... i odtąd patrzała a patrzała, a że ręce ją bolały od trzymania perspektywy, służące ją ciągle podtrzymywały. List był z formalném oświadczeniem.

DYPLOWICZ.

O to panie historya! a!

KSIĄŻĘ.

Poskrobałem się po łysinie, której wówczas jeszcze, panie kochanku, nie miałem... Co tu robić? niéma rady, trzeba jechać, kulbacz Strzyżyuszkę...

SZCZUKA (ogląda się i wzdycha).
KSIĄŻĘ (do Szczuki).

Szczuka nie uważa a ja cię będę egzaminu z tego słuchał! Kulbaczą tedy Strzyżyuszkę... ty, kochany Wołodkowicz, znałeś tę klacz cudowną, lepsza od kobyłki Mahometa. Bywało, panie, skoczy... dwa susy ze Słonima do Lidy, z Lidy do Wilna dwa susy, panie kochanku. Wziąłem z sobą nieboszczyka Parcewicza z tyłu w troki, żeby było komu buty wyczyścić... i w imię boże, na noc do Smorgon... Drugiego dnia byliśmy nad Baltykiem, stąd okręt angielski zawiózł mnie, mijając Maderę i Madagaskar, do Egiptu...

WOŁODKOWICZ.

M. Książę, ależ gieografia...

KSIĄŻĘ.

Tylko mi daj pokój z gieografią. Gieografia jest dla studentów, ludzie dojrzali kpią z niéj, panie kochanku... Trzeciego dnia wysiedliśmy na tej wyspie egipskiéj w państwie Aldebarana... a już byłem zawiadomiony, panie kochanku, że tam przystęp niełatwy. Ojciec miał ją na oku, bo była nieco płocha... Stało na straży trzynastu krokodylów, oswojonych i wyuczonych jak moje niedźwiedzie. Chodziły wszystkie na dwóch łapach, szarfy, u boku pistolety angielskie, panie kochanku, szpady, kapelusze stosowane i zegarki u pasa, żeby zawsze wiedziały godzinę; dawano im, panie kochanku, trzy razy na dzień po jednym tłustym bernardynie, panie kochanku (ogląda się). Oj! Chwała Bogu, że Katembrynka niéma... Cóżem chciał mówić? (do Szczuki) Co ty tam patrzysz ciągle na bramę, słuchaj!

DYPLOWICZ.
A! taka piękna historya, jak żyję nie podobnego nie słyszałem...
KSIĄŻĘ.

Z temi krokodylami, panie kochanku, nie było innego sposobu, tylko trzeba było grać w karty, a kto przegrał, tego zjadły... tym sposobem skonsumowały kilkunastu zakochanych królewiczów i ze sześciu książąt... Każdy z krokodylów, panie kochanku, w co innego grał, najstarszy w maryasza, drugi w makao, trzeci w warcaby... Szczuka! co tobie jest... nie słuchasz?

SZCZUKA.

Słucham, Mości Książę!

KSIĄŻĘ.

Pamiętaj, że jutro wezmę na egzamin, panie kochanku. U drzwi siedział wąż brzuchaty, który tabakę zażywał, i to tylko hiszpankę... dlatego miałem ciemierzycę w kieszeni, panie kochanku... Szczuka, co ci jest u licha?

SZCZUKA.

Ale nic, Mości Książę...

KSIĄŻĘ.

Przypatrz-że się, jak Dyplowicz słucha, to na wzór, panie kochanku, gębę otworzył, aż mu wnętrzności przez nią widać... a wy... w głowach pusto! Nic rozumnego nie chcecie posłuchać, żeby się czegoś nauczyć, panie kochanku... Ej! Szczuka, ja wiem, co się święci z tobą.

SZCZUKA.

Mości Książę, ale nic, słucham...

KSIĄŻĘ.

Tobie ta fertyczna Basia Kurcewiczówna wlazła pod pachę... Ty dla niéj głowę tracisz, panie kochanku...

SZCZUKA (wzdychając).

Muszę o niéj zapomniéć...

KSIĄŻĘ.

Ja ciebie na wylot widzę, ty czekasz, panie kochanku, odpowiedzi z Siennéj Wulki, od Kurcewicza, wiedząc, że wyprawiłem tam posłańca...

SZCZUKA.

Co mnie do tego, proszę Księcia.

KSIĄŻĘ.

A kto mnie na to głupstwo namówił, jeśli nie ty?

SZCZUKA.

Ja? Czyż ja? Wasza książęca Mość nie uczyniłeś nic, czegoby nie przystało uczynić Radziwiłłowi... Biedny szlachcic ma także w rodzie książęcą krew...

DYPLOWICZ.

Co za krew?...

SZCZUKA.

Im uboższy, tém mu dumę jego łacniéj taki pan, jak Radziwiłł, przebaczyć może. Łatwiéj Księciu pofolgować, niż jemu. Na Księcia nie powie nikt, że się zląkł albo poniżył, a z niegoby się wyśmiewano...

DYPLOWICZ.

Nie mogę tego słuchać...

KSIĄŻĘ.

Nie źle mówisz, tylko zawsze na swoje koło, panie kochanku, wodę prowadzisz.

SZCZUKA.

Księciu przystało być wspaniałomyślnym i łaskawym...

KSIĄŻĘ.

Ty też pochlebcą coś jesteś, panie kochanku... A no, tożeście mnie nabechtali, że po téj awanturze w karczmie, w któréj Radziwiłł ustąpił Kurcewiczowi, ja, Wojewoda Wileński, posłałem go jeszcze na barszcz prosić do Nieświeża...

SZCZUKA.

Toć po książęcemu, to po Radziwiłłowsku, to po pańsku.

DYPLOWICZ.

Aż nadto Książę dobry, a na pochyłe drzewo... i kozy skaczą.

SZCZUKA (cicho do Dyplowicza).

Ja Jegomości to odsłużę.

DYPLOWICZ (wysuwa się w tył, kłaniając).

Servus.

KSIĄŻĘ.

Teraz ciekawym, panie kochanku, co szlachcic zrobi?

SZCZUKA.

Przyjedzie i będzie spokój i zgoda.

DYPLOWICZ (nieśmiało).

Nie przyjedzie, ja go znam, jeszcze głupstwo powie...

KSIĄŻĘ.

I mnie się téż widzi, że nie przyjedzie... Widzisz, Szczuko... dawniéj, kiedyśmy to hulali, aż z czupryny kurzyło się, póki nie wyłysiała, bywało i tak, żem zaprosiwszy kogo, dał mu dwadzieścia pięć. Doktór Freind utrzymuje, że to nigdy nie szkodziło nikomu... ale ludzie, panie kochanku, tak zbabieli, że tego teraz nie lubią. Kurcewicz może co słyszał i boi się.

DYPLOWICZ.

Jemuby i pięćdziesiąt nie szkodziło.

SZCZUKA (do Dyplowicza cicho).

Ja na waszeci spróbuję.

DYPLOWICZ (odsuwa się).
SZCZUKA.

Mości Książę, on się tego nie zlęknie, bo mu i na myśl to nie przyjdzie. Książę słynie z gościnności i żalu do nikogo nie masz.

KSIĄŻĘ.

Mam żal, panie kochanku...

SZCZUKA.

Ale za cóż?

KSIĄŻĘ.

Za co, panie kochanku, za to, że ma taką fanaberyę! W Litwie, panie kochanku, od Wilna i Słonima do Białego Stoku i Brześcia oprócz Radziwiłłów fanaberyi takiej nikomu miéć nie wolno...

SZCZUKA.

On się ułagodzi...

KSIĄŻĘ.

Zobaczymy.

DYPLOWICZ.

To jeż, to zgaga, to ocet ten człowiek!

SZCZUKA.

Milcz waćpan... (Dyplowicz znowu się usuwa, Szczuka ogląda się.) Otóż zdaje mi się, idzie Żura... który do Siennéj Wulki był posłany...

KSIĄŻĘ.

Tak, to on sam, ale widzę już, markotny czegoś...




SCENA II.
CIŻ i ŻURA (po podróżnemu ubrany).

ŻURA.

Czołem Waszéj Książęcéj Mości...

KSIĄŻĘ.

A co tam dobrego przynosisz, panie kochanku?

ŻURA (który spojrzał na Szczukę).

Ot nic, Mości Książę... Szlachcica nie było w domu...

KSIĄŻĘ.

Co? co? Kto? ty? nie zastałeś go? Wiele lat jesteś u mnie na dworze?

ŻURA.

Trzeci rok, z łaski Księcia...

KSIĄŻĘ.

Ja myślałem, że dopiéro drugi dzień, bo nie znasz służby, panie kochanku!

ŻURA.

Jakto, Mości Książę?

KSIĄŻĘ.

Jak możesz ty powiedzieć mnie: nie zastałem, panie kochanku? Co to jest nie zastałem?“ Gdzieżeś był? W Siennéj Wulce?

ŻURA.

Ale kiedy go tam nie było.

KSIĄŻĘ.

Poprośże Marszałka, ażeby ci wyliczył... coś wart.. ażebyś, panie kochanku, wiedział co robić w takim razie, panie kochanku, kiedy Książę posyła do kogo... Jedziesz do Siennéj Wulki, niéma, dokąd pojechał? Do Słucka. Ty za nim... niéma go... dokąd ruszy? Do Wilna, ty do Wilna, do Warszawy, do Stambułu, bogdaj na księżyc, panie kochanku... (po chwili.) Ale to gorzéj, panie kochanku, niż nie zastałem... bo ty łżesz... Żura, ja ci z oczów widzę, ciebie Szczuka łokciem trącił.

ŻURA.

Ale... nie, Mości Książę!

DYPLOWICZ (z tyłu, migając, że Żura kłamie).
KSIĄŻĘ.

Tyś go zastał, panie kochanku... on tobie głupstwo powiedział, tyś je zjadł i nie śmiesz się niém ze mną podzielić, panie kochanku. A powinieneś wiedzieć, że posłów ani ścinają, ani wieszają... tylko czasem w Turcyi na hak za żebro, żeby przewietrzyć...

ŻURA.

Ale Mości Książę...

KSIĄŻĘ.

Mów do biesa, mów, nie ci nie będzie...

ŻURA (wahając się).

To-bo taki człowiek...

KSIĄŻĘ.

A no, utrapienie, mów, jak było... nic nie zjadaj.

SZCZUKA (na ucho Żurze).

Zlituj się, nie jątrz Księcia!

KSIĄŻĘ.

Szczuka.. proszę nie szeptać... idź ty mi precz.

DYPLOWICZ (na migi objawia swą radość).
KSIĄŻĘ.

Żura, mów całą prawdę, ja ją przełknę, gardło szerokie mam, żołądek dobry, strawię... a co potém z tego wyjdzie... zobaczymy, panie kochanku...

ŻURA.

To Mości Książę... Szlachcic strasznie zacięty...

DYPLOWICZ.

Nie mówiłem?

KSIĄŻĘ.

No, no, odpowiedź przypieprzył, ale ja się do papryki przyzwyczaiłem na Węgrzech, mów...

ŻURA.

Przybyłem do Siennéj Wulki, do dworu.

KSIĄŻĘ.

To chlew, panie kochanku, nie dwór...

ŻURA.

Dworek ubogi, ale chędogi, szlachcic stał w ganku. Gdym konia do kołka przywiązał i submituję się, kazał zaraz miodu przynieść.

KSIĄŻĘ.

Dobry miód ma, panie kochanku?

ŻURA.
Nie zły, Mości Książę, nie dał przyjść do słowa, pij...
KSIĄŻĘ.

Napiłeś się? panie kochanku...

ŻURA.

Trochę musiałem, potém zaraz z poselstwem, że Wasza Książęca Mość, pragnąc bliżéj poznać sąsiada, prosisz go na barszczyk do Nieświeża...

KSIĄŻĘ.

A on co na to? panie kochanku?

ŻURA (po chwili milczenia, cicho).

On na to, on na to...

KSIĄŻĘ.

A no, gadaj!

ŻURA.

On na to, powiedz Waszmość Księciu Jegomości, że ja barszczu nigdy nie jadam...

KSIĄŻĘ.

Widzisz! to czemużeś go na flaki nie prosił, panie kochanku?

ŻURA.

Książę kazał na barszcz...

KSIĄŻĘ.

Panie kochanku, ty nie masz konceptu... A daléj co? mów do ostatnich fusów.

ŻURA.

Powiedział: kłaniaj się Księciu Jegomości i powiedz, że jeżeli w barszczu smakuje, niech tu do Siennéj Wulki przyjedzie, dam takiego, aż mu się gęba wykrzywi...

KSIĄŻĘ.

O dla Boga! a cóż daléj?

ŻURA.

Powiedz, że ja w gościnie nie bywam, ale u siebie rad przyjmuję.

KSIĄŻĘ (wstaje i siada poruszony).

Szalona pałka! panie kochanku, on śmie Wojewodę Wileńskiego do siebie zapraszać, na barszczyk z rurą...

SZCZUKA.

Mości Książę!

KSIĄŻĘ.
Milcz-że ty mi, adwokacie nieproszony... Ja go nauczę, ja mu dam... tego już nadto, panie kochanku. Tu idzie o honor mojego domu!... Hej, pana gienerała prosić.
SZCZUKA (rzuca się do Księcia z rękoma złożonemi).

Mości Książę, bądź dla niego wspaniałym, bądź szlachetnym... Stary oszalał... ale Książę...

KSIĄŻĘ.

Prosić pana gienerała...

SZCZUKA (klękając).

Mości Książę, zaklinam...

KSIĄŻĘ.


Ty mi nie właź w drogę, panie kochanku, bo oberwiesz... panów senatorów moich! To tak mu nie ujdzie płazem...

SZCZUKA.

Ale cóż za grzech, że na barszcz prosił?

DYPLOWICZ.

To dopiéro dobrze! lecę do Wulki... i tam czekam ewentów... Kurcewicz przepadł, a Wulka będzie moja!

(wymyka się).
(Słychać odgłos dzwonu. Zewsząd cisną się starsi ze dworu w mundurach albeńskich, marszałek dworu, komendant zamku, pułkownicy, milicya).



SCENA III.
KSIĄŻĘ. — SENATOROWIE. — DWÓR.

KSIĄŻĘ (stojąc woła).
Panowie Rady! do mojego boku! młodzież na ustęp! ważne rzeczy się traktować będą, Szczuka idź precz... (Szczuka chowa się za słup w ganku.) Siadajcie panowie... (chrząka.) Mnie wielce miłościwi panowie a bracia! Idzie o honor domu Radziwiłłowskiego... lada szerepetka, szlachcic na jednéj wioszczynie, kurzy mi pod nos bezkarnie. Chorąży lidzki, co nigdy chorągwi nie miał żadnéj, Kurcewicz... który mi moje psy gończe wieszał, com mu przebaczył, zaproszony przeze mnie na barszcz, odpowiada kpinami... prowokuje mnie, panie kochanku!
KOMENDANT LARZAC.

Straszna zbrodnia! Mości Książę, ale ja nie sędzia, niech panowie radzą, a brachium militare wykona. Każecie ściąć, zetnę, spalić, spalę... na pal wbiję, jeśli trzeba...

KSIĄŻĘ.

Niech panowie senatorowie nieświescy składają wota, co robić, panie kochanku? Pan Wołodkowicz ma głos.

WOŁODKOWICZ.

Moja rada się Księciu nie podoba. Nie chciał barszczu jeść, mniejsza o to... plunąć i kwita...

KSIĄŻĘ.

Ale on mnie prosił na barszcz.

WOŁODKOWICZ (śmiejąc się).

No to jedźmy...

KSIĄŻĘ.

Ja? do niego? panie kochanku! niedoczekanie jego i — twoje. Wołodkowicz się zestarzał.

WOŁODKOWICZ.

Jest na Rusi przysłowie: koły moje ne w ład, to ja z moim nazad.

(kłania się, siada i milczy).
KSIĄŻĘ.

Wołodkowicz od niejakiego czasu na umyśle słabnie... Czy wasana jaka Omfala prząść uczy, panie kochanku?... Pan Kirkor ma głos.

KIRKOR.

Co tu długo radzić, nie chce szlachcic znać Radziwiłła, Radziwiłł może go nie znosić w Siennéj Wulce... zrobić obławę, wypłoszyć go jak borsuka, dwór z dymem puścić, pole zasiać solą i postawić figurę z napisem: Za duszę Kurcewicza, proszę o trzy zdrowaśki! KSIĄŻĘ. Toby było bardzo dobre, gdybym ja jeszcze był miecznikiem litewskim, ale wojewodzie wileńskiemu nie ujdzie, panie kochanku.

KIRKOR.

Jak ścierpieć taką obrazę?

SZCZUKA (z za słupa cicho).

Czy godzi się jątrzyć?

KSIĄŻĘ.

Kto tam coś szepcze?... (Wszyscy milczą). Pan Puchała ma głos...

PUCHAŁA.
Na co palić i niszczyć?... posłać stu dragonii, szlachcica przywieść, położyć w złotej sali, śpiewać nad nim Miserere i bić, i bić, i bić...
KSIĄŻĘ.

I potém płacić? panie kochanku... Nie, nie mam pieniędzy. Dziś mi się Dyplowicz napraszał, ale to bizun najmniej 50 talarów kosztuje, a człowiek wstrzemięźliwości nie ma, panie kochanku. Nie, i to źle... Pan Kojałowicz ma głos.

KOJAŁOWICZ.

Mości Książę, trudna rada... trudna. Żeby mnie uchybił, wyzwałbym go na rękę i uszy poobcinał... ale Księciu Wojewodzie nie wypada.

KSIĄŻĘ.

Mnie się ręka trzęsie, panie kochanku, a kto go tam wić, jak on ręką włada, byłaby tragiedya, a ja już od tragiedyi odwykłem... Pan Kiszka Ciechanowski ma głos.

KISZKA.

Myślę, myślę... ot, zrobiłbym tak, Mości Książę, wziąłbym szlachcica do dworu, posadził w ciupie i karmiłbym go jednym barszczem, dopókiby o pardon nie prosił...

KSIĄŻĘ.

Dalipan dowcipnie, panie kochanku... ale jeżeli ma żołądek taki twardy, jak głowę, w Nieświeżu barszczu dla niego nie stanie... (Spostrzega Szczukę.) Zdrada! zakradł się szpieg... słyszysz ty, chodź tu... Panowie Rady... kryminał! Szczuka słuchał, proszę na ustęp, ja się z nim sam rozprawię!

(wszyscy wychodzą do pałacu, Szczuka staje przed księciem).



SCENA IV.
KSIĄŻĘ. — SZCZUKA.

KSIĄŻĘ.

A co? złapali cię, bratku, na gorącym uczynku? słuchałeś?

SZCZUKA.
Słuchałem, Mości Książę.
KSIĄŻĘ.

To zdrada...

SZCZUKA.

Nie, to miłość dla Waszéj Książęcéj Mości.

KSIĄŻĘ.

Dla Basi...

SZCZUKA.

I dla niéj i dla księcia, bo łacno księciu źli ludzie złą radę dać mogli.

KSIĄŻĘ.

Jakiś ty czuły dla mnie, panie kochanku!

SZCZUKA.

Księcia, jak ojca kocham, jak dobrodzieja szanuję.

KSIĄŻĘ.

A jako szaloną pałkę pilnujesz, żeby głupstwa nie zrobił, panie kochanku?

SZCZUKA.

Książę masz serce anielskie, ale złych ludzi rady, poduszczania, namowy, podbechtywania mogą wciągnąć w sprawę, któréj sam Wasza Książęca Mość, pan mój miłościwy, żałować będziesz... Radziwiłł wyższym być powinien nad podobne... dzieciństwa...

KSIĄŻĘ.

Tybyś powinien bernardynem zostać i kazania prawić, panie kochanku... Gadasz jak z kazalnicy, a głupiś...

SZCZUKA.

Nie, Mości Książę, co mówię, mówię z serca synowskiego, z prawdziwéj miłości méj dla księcia, za któregom życie dać gotów.

KSIĄŻĘ.

A co zostanie dla Basi, panie kochanku?...

SZCZUKA.

Ona już moją nie będzie!

KSIĄŻĘ.

A no, nie desperuj, panie kochanku... Radziwiłłowie nie takich żenili, jak ty... Ale gadaj, cóżbyś zrobił?...

SZCZUKA (klękając przed nim).
Książę mój! jabym się uśmiechnął, przebaczył i rękę podał zgorzkniałemu niedolą. Zważ Wasza Książęca Mość, żeć to człowiek wielkiego rodu, w upadku, w ubóstwie, w pogardzie; czyliżby nie przystało księciu dłoń mu wspaniałą wyciągnąć i...
KSIĄŻĘ.

Rozumiem... Ożenić Waćpana z Basią, wyposażyć oboje... panie kochanku, a staremu puścić sto chat dożywociem...

SZCZUKA.

Tegoby on nie przyjął, Mości Książę.

KSIĄŻĘ.

O! o! myślisz?

SZCZUKA.

Jestem pewny...

(Radziwiłł myśli i uderza się po czole).
KSIĄŻĘ.

Dzwoń na radę, już wiem, co zrobię... dzwonić na panów senatorów...

(Szczuka wybiega. — Dzwon się daje słyszéć, panowie Rady nadchodzą i okalają Radziwiłła).



SCENA V.
KSIĄŻĘ. — SENATOROWIE. — DWÓR.

KSIĄŻĘ (stojąc, uroczystym głosem).

Dostojni panowie Rady! Wysłuchawszy głosów waszych w sprawie, panie kochanku, ekstra-zawiłéj, postanowiliśmy postąpić sobie wedle własnéj myśli naszéj. Zatém ogłasza się rozkaz dzienny... na jutro... Dwór, senatorowie i kto Albeńczyk ze mną na barszcz do Wulki, do Kniazia Kurcewicza...

SZCZUKA.

A! ja nieszczęśliwy.

KSIĄŻĘ.

A że Radziwiłł bez okazałości takiego wysokiego rodu człowieka odwiedzić nie może, boby mu chybił, więc gienerał da nam do orszaku dwieście koni.

GIENERAL.
Na rozkazy Waszéj Książęcéj Mości.
KSIĄŻĘ.

Sto kozaków dworskich...

SZCZUKA.

On go zjé! na Boga!

KSIĄŻĘ.

A dworzan pięćdziesięciu... Razem niech będzie trzysta do czterechset koni.

SZCZUKA.

Gdzież on ich tam pomieści? o Boże!

KSIĄŻĘ.

A że J. M. pan koniuszy Szczuka dzwonił na zgodę, komenderujemy go jako kwatermistrza do Wulki, przodem, aby oznajmił, że się Radziwiłł Kurcewiczowi submituje, a spodziewa się, iż go po ludzku przyjmie.

WSZYSCY (oprócz Szczuki).

Vivat nasz Wojewoda! Vivat!

SZCZUKA (ręce łamiąc).

Ale Mości Książę?

KSIĄŻĘ.

Panie kochanku, czegoż ty jeszcze chcesz? Chciałeś zgody? Będzie zgoda! Radziwiłł inaczéj w gościnę nie jedzie... a na co go szlachcic prosił?

(do dworzan).

Weźmiecie panowie z sobą potrosze odzieży i po kilka koszul, bo ja tam zabawić myślę!

KONIEC AKTU DRUGIEGO.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.