Pudrasowego Kuby zmartwychwstanie albo jak się dyabeł jak wesz na grzebieniu postawił

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz
Przerwa-Tetmajer
Tytuł Pudrasowego Kuby zmartwychwstanie albo jak się dyabeł jak wesz na grzebieniu postawił
Pochodzenie Na Skalnem Podhalu T. 3
Data wyd. 1906
Druk Piotr Laskauer i Sp.
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Pudrasowego Kuby zmartwychwstanie
albo
Jak się dyabeł jak wesz na grzebieniu postawił.


Rzecz tę pisałem umyślnie tak, aby ją i w pomyśle i w obrobieniu jak najbardziej zbliżyć do oryginalnych góralskich opowieści; jak nadmieniam zresztą gdzieindziej: ustęp o sposobie urodzenia się Kuby jest mniej więcej powtórzeniem oryginalnego góralskiego opowiadania (aż do: „to ta kajsi niedaleko musiał być i Pon Bóg“.)


Pudrasów Kuba telo ino że był prawdziwy Kuba, bo czy był prawdziwy Pudras, tego nie wiedział nikt. Pisał się Kohut, a wołali go Pudrasowym Kubą, a to bez to: spotkał raz pleban Kubę, co się im dosyć rzadko trafiało, bo ta Kuba czego innego przódziej pilnował, jako księdza i chciał se z Kubą co nieco przegwarzyć, jak to zwyczajnie dusz pasterz, żeby wiedział, jakich ma parafjan. Kuba pięknie księdza pozdrówkał, bo to był grzeczny chłop i wse pokiel się nie napił, do rzecy, pochwalił księdza, Pana Boga, Kuba samo to i pyta się go pleban:
— Kuba, je ktoś cię też stworzył?
A Kuba nie wiele myślący: Pudras.
— Cóż ty gadasz?! — mówi ksiądz — Nie wiesz to, że Pan Bóg ludzi stwarza?
— Ej jegomość, wiecie — powiada Pudras — to béło tak: szła moja matka niebozycka do Ludźmirza na odpust i za Gubałowskiém zastompił jej wilk. Ale, scęście, niedaleko béł krziz — hybaj matka noń. Wilk se cupi pod krzize, a matka na krzizie siedzi. A jus béła wydano. Jak siedzi, tak siedzi, a wilk ta tys cupi i cupi. Méśli: déj ta przecie jak nie ślezies, to zlecis — to se ino siedź. Jo ta casu mom dość, to se haw zackom. Ale co sie nie zrobiło: idzie od Słodycków Pudras, co prawie wte za leśnickiego béł w zokopiańskik lasak, a flintę mo bez ramie. E! — wilkowi sie casu urwało. Zabrał sie — nie cekał nic. A matka niebozycka tys z krziza śleźli — no, i do dziewięci miesięcy jo juz béł gotowy.
— No to co? — powiada ksiądz — To cię i tak Pan Bóg stworzył.
— Ze dyć, jegomość, jako kcecie; kie ta béł krziz, to ta kajsi niedaleko musiał być i Pon Bóg — mówi Pudras.
I Pudrasowym Kubą był ten Kuba od Kohutów do końca.
Chłop to był świecny, ino że pił. A kiedy się napił, nijakiego pomierkowania nie znał.
Szedł raz ze swoim krewnym, Wojtkiem Kobylakiem z Cichego, z kąds zdalsa z Węgier, gdzie przy drzewie robił, bo to był syktarz nad syćkich, i wstąpili kęsi na Orawie do karczmy. Piją, Kuba se przyśpiwuje, jak to on miał zwyczaj, kiedy pił:

„Napij się gorzołki jak mos turok jaki,
jak nie mos turoka, napij się z potoka.“

i gwarzą ta o tem i o owem. Od gwary do gwary powiada mu Wojtek:
— To stajanko pola pod lase wysy młyna po cioce to sucy mnie, a nie tobie.
A tam Kuba zaraz od śmierci ciotki orał i siał.
Zaczerwienił się Kuba od złości i powiada mu: Coz plecies? Dy to moje, bo mi destamente ciotka zapisali.
— Twoje, boś se wzion, ale ta w destamencie inacy stało.
Wojtek ta był zawsze taki sysoła i sysoła, ale trafił źle; bo na taką zaprzekę Kuba, jak siedział za stołem, gruch go w łeb flaszką, a flaszka była kanciata, do tego pełna, uderzył w skroń i zabił. A pijany strasznie był, kiedy już Wojtek leciał z ławy, jeszcze mu rąbanicą poprawił w ciemię, że aż krew na pośród karczmy śkła z głowy. Zwalił Wojtek stół na ziem lecący bez ducha, a Kuba dopiero postrzóg, co nie zrobił. Jak skoczy, jak załamie ręce: O mój Wojtuś kochany! Cok ci tys zrobiéł! Cok ci tys zrobiéł! O niescęsno ta wódka! Niescęsno je tys!
Lamenci, a Żyda, co go prawie za szynkfasem nie było, kiedy się to stało, hałas usłyszał i dyabli go z komory wywiedli. Kuba jak był pijany, jak krzyknie: Kizby to dyabli byli, ajby byli, co by sie krześcijańska krew oźliwała, a pogańsko nie?!... Łap za rąbanicę, hip do Żyda, Żyd we drzwi, ale nie zdążył; u progu go Kuba zarąbał. I jak się rozjadł: zabił Żydówkę i troje bachorów żydowskich, zrąbał cysto piéknie stoły, ławy, łóżka, powalał piece, dobrze ścian nie rozniósł. Bo Kuba był chłop nie słaby. I wywyrton się z tego wszystkiego popod karczmą i zamglał.
Karczma była obdalno ode wsi, nie naszedł jakoś nikt i Kuba tak leżał do rania na drugi dzień.
Kiedy się zbudził, dopiero widzi, co sprawił. Leci naprzódzi do Wojtka, obacuje go — darmo. Wojtek nieżywy. Żyd — to samo i Żydówka i Żydzięta. Trupy i trupy. Nie doobacował się nikogo.
Niedługo namyślał Kuba: poszedł ku lipie, co hań stała, wyciągnął pasek z portek, założył na gardło i powiesił się.
Dopieroż leci dyaboł, co już od dawna na Kubę strzóg, a ledwie je rad. Bo to przecie z takiej duse, co nic nie robiła za życia, ino piła, a biła się, a na koniec pięcioro ludzi, choć ta i Żydów w tem śtyrok, zamordowała, będzie w piekle by na trzy dni uciecha. Leci on z jednej strony, ale i janioł stróż Kuby z drugiej. A janioł Kubę rad widział, bo mu przedtem przez sto lat za jakomsi karę kazali starych bab pilnować i to mu ino śmierdziało i cło się mu przy nich strasznie, a z Kubą miał ozrywkę. Przytem Kuba pięknie śpiewał i janioł go rad słuchał.
— Je trzysta ci w garle dziś! — biadka janioł. — Je coześ ty porobił?! Teli naród wyzabijać! Jo ci tu jus heba nic nie poradzę. Dyaboł cie weźnie.
I stanon se z boku, nieśmiało, a dyaboł widły ryktuje, czeka, tylko dusza z Kuby wylezie. A ta już widziała, że niepeć i dzierży się ta jeszcze w grzdyce jako może, ze strachem wielkim.
No ale cóż — coraz ciaśniej, musiała wyjść, co się już ino na końcu języka trzymała, bo ją wypchało. Ale w te razy idzie Pan Jezus ze Świętym Pietrempawlem, co właśnie wtedy świat obchodził. I spostrzegł wisielca i duchy przy nim i gwarzy do świętego Pietrapawła: Cosi sie hań stało, podźmé zajźreć. Janioł, widzem, po boku, cosi hań źle.
Pan Jezus taki wartki, jako kce, w ocymieniu hań jus béł, a Pieterpaweł tys ta za nim kieniekie, jako zdołał, doleciał.
Pyta się Pan Jezus: Co to?
Dyaboł mu sie straśnie piéknie pokłonił i gwarzi: Przenojświętsy Panie — tak i tak.
— No, to jego prawo, dyabłowe — mówi Pan Jezus i obrócił się ku Świętemu Pietrowi, i powiada: Skoda duse.
— No juźci prowda, skoda — powiada święty Pieterpaweł — ale co robić? Darmo.
Ale janioł, któremu Kuby straśnie luto było, pokłonił się zaś znowu Panu Jezusowi i powiada: Panie Jezu, królu świata! Zabiéł ci Pudrasów Kuba Wojtka Kobylaka z Cichego, ale to wódka zrobiła, a wódkę zrobił dyaboł. A co tyk Zydów, to zabił tylko od zolu, ze sie krześcijańska, w Twoje przenojświętse Imię krzcona krew oźlała, a pogańska by sie niémiała oźlać? To ino jedno drugiém wypłacić kciał.
— Hm — zamyślił się Pan Jezus i patrzy na świętego Pietrapawła, bo mu wierzył. A święty jako święty, z dyabłem nie będzie trzymał, ino z janiołem. Nie śmie się nic obezwać, ale ta też nie dokwaluje nic nijako.
Dopiero, kiedy się go Pan Jezus spytał: Coz myślis? — powiada: Ano, mom poprowdzie rzec, to i to, co ten janioł gwarzi, nie bzdura.
— Hm — kiwie Pan Jezus głową, a Święty Pieterpaweł, kiedy już widzi, że się Chrystus Pan namyśla, zaraz dalej: Ze wódke wrodoś dyaboł zrobił, no to wiemy, Panie, Ty i jo; a ze Kuba i po pijaności o Twoim przenoświęntsym Imieniu myślał, to nie grzyk, ba cnota.
— No to jakoz bedzie? — gwarzy Pan Jezus — Darować mu? Nijakim świate — ludzi pomordował. A do piekła go dać mi go zol, bo inacej nie jest, ino tyk Zydów pokrony mojego Imienia wybił. Ale wiem, co zrobiem. Kuba zmartwykwstanie i be jesce zył i dom mu casu odpokutować i jako se zasłuzy, tako mu ta na końcu wyjńdzie.
I trzepnon Pan Jezus w gałąź ręką, gałąź się złamała i Kuba bełł! na ziemię. Pasek popuścił i dusza na języku wisi, a Pan Jezus jej powiada: „Duso grzesna, wracoj do ciała, — i dusa zaraz śuchła do gardła, a z gardła dalej.
Ale na dyabła aż poty wyszły, bo już dawno kolegom obiecował, że ino patrzeć, a duszę Kuby do piekła przyniesie — a tu wstyd. Jak się siepnie!
— Ej, wieraześci! — powiada do świętego Pietrapawła, bo do Pana Jezusa nie śmiał. — Wieraześci! Przepytujem tys bars piéknie Wasom Niebieskom Osobe, ale ta dusa juz béła tak, jak moja i to wiera nie ładnie i dyabłowi wyrządzać! Jo sie haw dość koło niego uzaskakował, kimek go na to przywiód, co zrobiéł. Po darmo to się i mnie pracować nie fce. A jak mi bedom duse z poprzed nosa brać, to nieg se ig pote ten do piekła nosi, co ig biere! Jo sie tu kozdemu niedom z rozumu wywodzić! Bajto!
I telo był napajedzony, ze kie cupnie kopyte, iskry skurzył.
A święty Pieterpaweł jak skocy, ku niemu! A ty huncfucie, opacniaku — krzycy — to ci Pon Jezus za kazdego, co?! To ty niewies, omełtuku jeden, ze wola Tego, co świat Jego?! A naucys się ty moresu, ty psiakudło, ty bulko wody, ty pół nicego!
I trzask go w pysk!
I byłby go jeszcze nie tak wyonacył, bo sie gwałtowliwie ozeźlił, a noremny je, ale Pan Jezus się ani nie obejrzał, tylko dalej szedł, tak i święty Pieterpaweł musiał rad nie rad za nim iść. Tylko się jeszcze za się oglądał, a co się oglądnął, to dyabłu pięścią pogroził.
Zostali nad Kubą janioł z dyabłem.
— No, toś przegrał prawo — pado janioł.
— Bajtoć! — mówi dyabeł — Niebéła nigda ze psa baranina, ino psina. Dobrego karcyma nie zepsuje, a złego kościół nie naprawi. On ta i tak bedzie mój. Ale ze mie tys ten świenty Pieterpaweł wycion w pysk! O dwiesta lat nie odpuchne! —
— Dobrze ci tak! — pado janioł — Nie stawioj się jak wes na grzebieniu, kieś nie hłop na to!
Parobski wiater dyabeł zrobił i do piekła do Lucypera na skargę się poniósł, a janioł Pudrasowego Kubę skrzesił i Kuba żył pono jeszcze siedmnaście lat kajsi we świecie, bo już do domu nie szedł, boby go ta byli wójcia i przysiężni wypucowali, i pokutował strasznie i pono kanysi w klasztorze umarł i dowutnie do nieba poszedł.




PRZYPISKI:
telo ino — tyle tylko.
cupi — siedzi.
syktarz — taki co koło drzewa robi.
„Napij się gorzołki“ — oryginalne.
sucy — należy się.
syłoła — bajdura.
zaprzekę — zaprzeczenie.
śkła — bryznęła.
wywyrtnon — wywrócił się.
obacuje — trzeźwi.
strzóg — czychał.
za jakomsi — za jakąś.
cło — przykrzyło się.
biadka — biada.
teli — tyle narodu.
niepeć — niebezpieczeństwo.
w ocymieniu — w okamgnieniu.
kieniekie — kiedy niekiedy, dosłownie — jak tam potrafił.
Nijakim świate — w żaden sposób.
wieraześci — wykrzyk.
przepytujem — przypraszam.
bars — bardzo.
kimek — nimem.
napajedzony — rozgniewany.
cupnie — tupnie.
opacniaku — sprzeko.
omełtuku — pędziwietrze, zawalidrogo.
„wola Tego etc.“-przysłowie oryg.
wyonacył — oporządził.
noremny — nagły.
prawo — proces.
Niebéła nigda — aż do; naprawi — przysłowia oryg.
O dwiesta — za dwieście.
Nie stawiaj się, jak wesz na grzebieniu — oryginal.
kies nie hłop na to — kiedy na to niemasz dość siły.
Parobski wiater — parobcy chodząc za dziewczętami nie zważają na pogodę.
wypucowali — pospolite wyrażenie.
dowutnie — z pewnością.

Nb. Przy zwrocie „noremny jé“ zwracam uwagę, iż Górale mówią wyraźnie jest, a ich jest wzmocnieniem akcentu. Mówi się też po góralsku np. on je jest“...



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Przerwa-Tetmajer.