Strona:PL Kazimierz Przerwa-Tetmajer - Na Skalnem Podhalu T.3.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

fasem nie było, kiedy się to stało, hałas usłyszał i dyabli go z komory wywiedli. Kuba jak był pijany, jak krzyknie: Kizby to dyabli byli, ajby byli, co by sie krześcijańska krew oźliwała, a pogańsko nie?!... Łap za rąbanicę, hip do Żyda, Żyd we drzwi, ale nie zdążył; u progu go Kuba zarąbał. I jak się rozjadł: zabił Żydówkę i troje bachorów żydowskich, zrąbał cysto piéknie stoły, ławy, łóżka, powalał piece, dobrze ścian nie rozniósł. Bo Kuba był chłop nie słaby. I wywyrton się z tego wszystkiego popod karczmą i zamglał.
Karczma była obdalno ode wsi, nie naszedł jakoś nikt i Kuba tak leżał do rania na drugi dzień.
Kiedy się zbudził, dopiero widzi, co sprawił. Leci naprzódzi do Wojtka, obacuje go — darmo. Wojtek nieżywy. Żyd — to samo i Żydówka i Żydzięta. Trupy i trupy. Nie doobacował się nikogo.
Niedługo namyślał Kuba: poszedł ku lipie, co hań stała, wyciągnął pasek z portek, założył na gardło i powiesił się.
Dopieroż leci dyaboł, co już od dawna na Kubę strzóg, a ledwie je rad. Bo to przecie z takiej duse, co nic nie robiła za życia, ino piła, a biła się, a na koniec pięcioro ludzi, choć