Pogrobowcom/XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Napierski
Tytuł Pogrobowcom
Wydawca Księgarnia D. E. Friedleina
Data wyd. 1901
Druk Drukarnia Narodowa
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XII.

Na koń, hej, idźmy za tym gromkim śpiewem,
Co wzwyż wytryska, niby żywy strumień
Z treści tej ziemi, kraśnym krwi wylewem —
I bije w senne głębie naszych sumień
I takie ognie w sercach nam wykrzesza
Jakby w nich hymnem swym grzmiała ta rzesza!

Bo pieśń ta nie jest jako rąk łamanie,
Ani tęsknota królewskiej korony,
Ni z kochankami do nieba latanie
Na romantycznie lutni nastrojonej!
Nie! pieśń to krwawa, jak czynów ognistość,
A taka straszna, jako rzeczywistość!

Uczcijmy zmarłych bohaterów kości,
Ale słuchajmy, co wołają żywi,
Bo w tych wołaniach są runy przyszłości,
Choć przy nich twarz się spazmatycznie krzywi,

I łzami płacze i łzami się śmieje —
Na koń! hej, idźmy — tam — pod Cheroneję!

O, Cheronejo! o, Maciejowice,
Nieobliczonych ty mogił kołysko!
Czy wyschną kiedy te czarne łzawnice,
Które przesiąkły twe pobojowisko?
Czy kiedy zabrzmi takie wielkie słowo —
Co twoją przeszłość wymaże grobową?

Ty, który byłeś jako liść zaschnięty,
Wichrem obdarty z gałęzi rodzimej:
Mów, jakie wrzały w duszy twej lamenty,
Gdyś na śnieżystych wchodził gór olbrzymy
I za Alpami słyszał huragany,
Któremi grzmiały południa tytany?

Mów, jakie w piersi twojej były żale,
Gdyś widział ludu tłum niezwyciężony,
Co zawył, niby wichru syn zuchwale,
I szedł druzgotać swych Cezarów trony?
I pjany dźwiękiem straszliwej muzyki
Szedł nieodparty, bezczelny i dziki!


I szedł na wszystkie okrucieństwa zdolny,
Na wszystkie zbrodnie i wszystkie ofiary —
Aż z pod ohydy gilotyn wstał wolny,
Jak ten, co nie drgnie, kiedy piekieł czary
Mdlejącą wolę roztopią mu spiżem
I czoło zbrodni napiętnują krzyżem!

Czyś mówił, słysząc tę pieśń tryumfalną —
Ty, co dwóch globów byłeś bohaterem —
Czyś mówił, myślą, o, niewykonalną:
Czemużem, czemu nie był Robespierem...?!
Czemużem nie był krwawy jako zbrodnia,
I purpurowy, jak łuny pochodnia?!

Czemużem nie był, jako grom bezwzględny,
I jak ostatnia rozpacz beznadziejny,
I jako topór panów nieoszczędny,
I jako mściwa dłoń ludu nie chwiejny,
I jako dziejów logika potężny?
Czy tak mówiłeś Ty, wodzu siermiężny?

A Ty mi przebacz, matko moja święta,
Że, niby czci twej zabaczywszy, bluźnię,
Lecz ciało moje krwawią twoje pęta,
I chciałbym w duchu twoim stworzyć kuźnię,

Gdzie twe sumienie, niby ogień złoty,
Przekuje pęta na noże i młoty...

Choć nieraz wiedzie przez Czerwone morze
Droga do raju z mgieł krainy zimnej,
O, jakże chciałbym, aby wszystkie zorze
Wschodziły światu, jak miłości hymny
I, aby jutra synowie weselni
Byli synami nie młotów, lecz kielni.

Zaś komu znane tajniki objawień?
Czy jutro błyśnie jako świt różowy,
Czy jako piekło ogni i zakrwawień,
Czy jako mroków podmuch zagrobowy?
O, jakąbądź nam twarz jutro obnaży —
Bądźmy gotowi i stójmy na straży!

Czy jasną zorzą czy pożarnym dymem
Nadejdzie jutro dziejowym przymusem —
Umiej być, matko, narodów Kainem,
Gdy chcesz zmartwychwstać narodów Chrystusem —
I powstań dumna, straszna, zakrwawiona,
Niepokalana i niezwyciężona!


Na koń więc, dalej za tym gromkiem śpiewem,
Co wzwyż wytryska, niby żywy strumień
Z treści tej gleby, krasnym krwi wylewem
I bije w senne głębie naszych sumień
I takie ognie w sercach nam wykrzesza,
Jakby w nich hymnem swym grzmiała ta rzesza...

1889.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Antoni Lange.