Poganka/Wstęp/VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Poganka. Wstęp.
Podtytuł Napisał Tadeusz Boy-Żeleński
Redaktor Tadeusz Boy-Żeleński
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1930
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VII
«POGANKA»

Ten krwią serdeczną pisany poemat Narcyzy Żmichowskiej przedstawia nam się na kilku planach. Przedewszystkiem, element osobisty. Istnieją krytycy-mentorzy, którzy chcieliby odjąć prawo korzystania z tych motywów, przynajmniej o ile wykraczają one poza konwenans. Wolno opowiadać ckliwe bajeczki o Ewuni Ankwiczównej i o Marji Wodzińskiej, ale nie wolno zapuszczać wzroku w życie pisarza tam, gdzie kryją się nieraz najistotniejsze węzły jego twórczości! Ale w takim razie poco wydaje się listy wielkich pisarzy, jeżeli nie po to, aby w tych listach szukać klucza do serca ich i myśli?
Pytanie to nastręcza się tem bardziej tam, gdzie chodzi o Romantyzm, dający wszystkim swym dziełom cechę osobistej spowiedzi. Niema chyba w owych czasach wybitnego utworu, któryby nie był przejrzystą transpozycją przeżyć poety. Liryzm sączy się wszystkiemi porami. I to życie przeżyte i życie pisane zlewają się nam dziś w jedną całość, dopiero one razem tworzą urok owych romantycznych poematów-spowiedzi. Ileż spisano atramentu, omawiając «epizod wenecki», z którego urodziła się Spowiedź dziecięcia wieku Musseta? W tym samym mniej więcej stosunku jest epizod kurowski do Poganki.
Jeżeli zestawimy moment powstania tego utworu z datami listów do Bianki Moraczewskiej, uderzy nas niewątpliwie równoległość tych dwóch spowiedzi: jedna bezpośrednio wylana na łono przyjaciółki, druga — artystyczna tych przeżyć transpozycja.
Nietylko w głównej linji powieści, ale i w szczegółach jest wiele charakteru autobiograficznego. Narcyza przedzierżgnęła się w Benjamina. Ona, której nieraz musiała dokuczyć jej kobiecość, uczyniła się młodzieńcem; ona, nieładna, obdarzyła się w marzeniu czarującą urodą. I ona sama, jak Benjamin, chowała się wśród licznego i kochającego się rodzeństwa, z którego była najmłodszem dzieckiem. I ona patrzała jak ukochany jej brat Janusz gasł zwolna na suchoty, ten brat, który miał tak silny wpływ na jej rozwój, że jeszcze w dwadzieścia lat potem[1] wspomina go i z przesadną zapewne skromnością przypisuje mu wszystko, co jest w jej dziele najlepsze. I ona wreszcie, jak widzieliśmy, spotkała swoją Aspazję.
Kim była Narcyza w momencie jej spotkania? Miała lat nie siedemnaście, ale dwadzieścia pięć. Była już głośną poetką, ale była też potrosze owem «dzieckiem wsi». Znała Paryż, zapewne, ale jak? Skromna nauczycielka w pańskim domu, jeżeli dorwała się chwili swobody, to po to, aby pochłaniać książki w bibljotece. Potem obracała się w towarzystwie kobiet żyjących pracą i ideałem. Sądząc ze wstrząśnienia, o jakie ją przyprawiło to przejście, pierwszy raz spotkała się z typem w rodzaju Pauliny: uroda, talent, urok artyzmu, inteligencja błyskotliwa, niepodległa, zuchwała, igrająca pojęciami jak piłką, filozofja własnego kaprysu, przytem europejska kultura, znawstwo, wiedza; — wszystko gromadzone po to, aby sobie uczynić z tych cennych darów podnóżek własnej przyjemności. Tak wygląda Paulina poprzez zwierzenia Narcyzy, pozwalające widzieć w niej pierwowzór Aspazji.
A dalej sytuacja, wyolbrzymiona oczywiście w powieści i przystrojona romantycznie, skromniejsza w życiu, ale identyczna w głównych linjach. Jak Aspazja, tak Paulina znajduje «dziecię wsi», zbolałe śmiercią brata, łaknące bezwiednie nowego uczucia; porywa ją do swego pałacu, który musiał się wydać Narcyzie zaczarowanym dworem zbytku i sztuki, inteligencji i cynizmu, entuzjazmu i chłodu, dowcipu i ironji. I spędzi tam najpełniejsze chwile swego życia, aż wreszcie przyjdzie moment, że biedny Benjamin-Narcyza, odtrącona równie chłodno jak gorąco ją przygarnięto, nie pieszo wprawdzie, ale na bryczce (przyjechała zapewne bogatym powozem) dobije do Warszawy, gdzie schroni się na łono przyjaźni, aby później przypaść do ziemi rodzinnej w wiosce, gdzie nie była od lat sześciu.
Oto własna jej krew tętniąca w tym utworze.
A teraz rozważmy, czemu ta spowiedź przybrała te a nie inne formy, i w jaki sposób na jej kształtowaniu się zaważyła epoka. Nie potrzeba być zawziętym «wpływologiem», aby spostrzec, ile z bieżącej literatury weszło w ten pierwszy większy utwór młodej pisarki. Poganka, wysoce oryginalna, egzotyczna nawet na naszej ówczesnej glebie, należy wszakże do wielkiej rodziny europejskiego Romantyzmu; należy do tych typowo romantycznych spowiedzi, które idą od Wertera i René’go, a które w polskiej literaturze znaczą się takimi bohaterami jak Konrad z Czwartej części Dziadów i Kordjan. Ten Benjamin przedwcześnie postarzały, z grymasem goryczy na ustach, obojętny na wszystko, grzejący się leniwie u kominka cudzego zapału, gdzie jednego wieczora czyni swoją spowiedź, czyż to nie krewniak owego René, obnoszącego swój smutek po prerjach indyjskich, lub owego mussetowskiego Oktawa, dla którego świat oblekł się kirem po zdradzie kochanki? Aż nazbyt naturalnem jest, że epoka dostarczyła osobistym przeżyciom Narcyzy swojej grandilokwencji, i że skromną nauczycielkę, która, poróżniwszy się z rozgrymaszoną panną, tłucze się, popłakując, na kurowskiej bryczce, udrapowała we wspaniały romantyczny płaszcz hrabiego Benjamina, kawalera Złotego Runa (co sobie miała żałować!), wielkiego polityka, finansisty, artysty etc. Ta transpozycja — kiedy znamy listy do Bibianny — budzi uśmiech, ale wzrusza zarazem.
I innych rysów dostarczyła tu epoka. Jeżeli mowa o wpływach literackich w tej dobie twórczości Żmichowskiej, należy nam ich szukać prawie wyłącznie we Francji. Wychowana, jak wszystkie ówczesne panny z «dobrych domów» na francuzczyźnie, czytała niemal wyłącznie w tym języku. Później nauczy się dobrze po angielsku, będzie tłumaczyła Macaulaya i będzie wolała powieść angielską od francuskiej, pozna też i Niemców w oryginale; ale w tym momencie swego życia czerpie pokarm niemal wyłącznie z Francji, jakże wówczas bogatej w talenty! Dlatego możemy wnosić, że element fantastyczny, przenikający Pogankę, gdzie realność tak kapryśnie splata się z bajką, ten element — można powiedzieć — hoffmanowski też wzięła z Francji, gdzie był on wówczas tak modny: dość wymienić Jaszczura Balzaka, jego Arcydzieło nieznane, ową dziwną historję o malarzu, dalej nowele Karola Nodier etc. Tam znajdzie modele na suknie dla swojej Aspazji. Ta kobieta zimna i wzgardliwa, ta kobieta o nieznanej przeszłości, tak złowroga dla młodego poety, jakże współczesną jest Fedorze z Jaszczura, Lelji z romansu George Sand, a poniekąd i czarnowłosej kochance Oktawa ze Spowiedzi dziecięcia wieku, tej samej, do której poeta woła: Honte à toi, femme à l’oeuil sombre etc. Pełno w literaturze ówczesnej tych postaci, tych fatalnych kobiet, aniołów z lica a szatanów z duszy, pełno tych kontrastów między dzieciństwem sielskiem-anielskiem a demonem, który zatruł młodą duszę, między matką i siostrą a kochanką.
Poganka, pisana w r. 1845, jest jednym z ostatnich przebłysków tego Romantyzmu. Powieść francuska przechodzi w tym okresie znamienne przeobrażenie: od jaskrawych antytez i lirycznych rozlewności do bogato cieniowanego obrazu życia i psychologicznej prawdy. Najlepiej można tę ewolucję śledzić u Balzaka. I Żmichowska przebędzie tę ewolucję, i to w przyśpieszonem tempie: tuż po Pogance ona, jak to wykazaliśmy gdzie indziej,[2] balzacienne sans le savoir, da powieść zupełnie innego już typu, i inną bohaterkę, tem ciekawszą, że potrosze kreśloną z tego samego modelu: Marję-Reginę w Książce Pamiątek. I ta jej następna powieść, mimo że po przepychach stylu i wyobraźni, jakie poetka rozwinęła w Pogance, musiała się współczesnym wydać raczej skromną, nam wydaje się znacznie bardziej indywidualną i może wartościowszą.
Trzeci wreszcie element trzeba nam naznaczyć w Pogance: stwierdziliśmy, co dało pisarce przeżycie osobiste i co jej dał moment w literaturze europejskiej. Ale nie byłaby Gabryella tak do gruntu polską pisarką, gdyby się nie odbiły w jej utworze ówczesne warunki naszego polskiego życia. Ta sprawa polska, ta nuta patrjotyczna, męczeńska, daje wszak naszemu romantyzmowi swoisty jego charakter; ona sprawia, że nasi romantyczni bohaterowie, Konrady i Kordjany, roztapiają się wreszcie w sprawie Narodu. Przypomnijmy sobie tę scenę, kiedy Benjamin wraca po latach w zagrodę rodzinną. Nie zastaje tam wszystkich!
— A gdzie ojciec, wyjąknąłem nieśmiało, kryjąc twarz na łonie matki.
— Tam, gdzie Józef i Karol, odpowiedziała cichym, ale serce rozdzierającym od niemej boleści głosem.
Podniosłem głowę, spojrzałem dokoła — prawda, nie było ich.
— Oni chrześcijańską śmiercią pomarli — przydała matka.
— A nie nad ich zgonem wypłynęły najbardziej gorzkie łzy nasze — odezwała się Bronisława, i to był pierwszy jedyny wyrzut, jaki mnie spotkał.
W tej chwili Henryk zerwał się z miejsca, obie ręce jak do uścisku i pieszczoty ku Benjaminowi wyciągnął: — Bracie, mój bracie, gdybyś ty miał matkę!... zawołał takim przejętym, takiej głębokiej prawdy wykrzykiem, że się jego echo o wszystkie nasze serca odbiło.
— Gdybym miał matkę! powtórzył Benjamin...

Wiemy, co w owym szyfrowanym, zrodzonym z warunków cenzuralnych języku znaczyło słowo matka, i wiemy także, z własnych jej zeznań, kogo odmalowała Żmichowska w owym Henryku, który kochał matkę. Henryk, to był Edward Dembowski, młodzieniec świetnego rodu i świetnych zdolności, bogaty, piękny, utalentowany, w dwudziestu paru latach już głośny w literaturze, który wszystkie siły oddał ukochanej matce, i który zginął dla niej młodo, grzebiąc najpiękniejsze nadzieje. I tu jest swoista barwa tego opowiadania, swoisty polski ton, którego nie mają pokrewni, romantyczni bohaterowie, ani mussetowski Oktaw, ani kochanek Lelji, poeta Stenio, ani Rafael z Jaszczura. Benjamin usidlony przez Aspazję, Benjamin, latający po szerokim świecie, zyskujący sławę, majątek i ordery Europy, był odstępcą, był zaprzańcem najświętszej sprawy narodu. Gdy on kochał i szalał, bracia jego ginęli, jęczeli w więzieniach, szli na Sybir. Ziemi jego brakło rąk do pracy. I to jest nowe oblicze Poganki. Mogła ona wcale nie być kobietą, mogła być życiem, które kusiło ku sobie. Czyż kasztelanic Edward Dembowski nie mógł błyszczeć jako złoty młodzieniec na paryskich salonach? Czyż nie było takich wielu? Poganka — wzięta w tym sensie — mogła być symbolem owej «zmaterjalizowanej Europy», od której odwracali się z taką wzgardą nasi poeci. I ten typ Benjamina dość często musiał się pojawiać w naszem życiu, ten młodzieniec, którego Cyrce-Europa wabi w swoje sidła, który nie zdobywa może orderów i majątków, ani nie czyni wielkich odkryć, ale który kocha się, gra i pojedynkuje i który, straciwszy majątek rodzinny, porzucony wzgardliwie przez piękną kochankę, wraca, przedwcześnie postarzały, z przerzedzonym włosem i pustym mieszkiem na zagon ojczysty, aby tam zastać żałobę, świeże mogiły i — wyrzut sumienia. I w późniejszej literaturze spotkamy ten typ; coś z niego ma ów morfinista Różyc w Nad Niemnem Orzeszkowej.




  1. List do Wandy Grabowskiej, cytowany przeze mnie w Przedmowie do Białej Róży (1929).
  2. Przedmowa do Białej Róży (1929).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.