Poganka/Wstęp/VIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Tadeusz Boy-Żeleński
Tytuł Poganka. Wstęp.
Podtytuł Napisał Tadeusz Boy-Żeleński
Redaktor Tadeusz Boy-Żeleński
Wydawca Krakowska Spółka Wydawnicza
Data wyd. 1930
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VIII
FIKCJA A ŻYCIE

Narcyzie nie groził los Benjamina. Ona kochała matkę! W tej miłości znalazła siły do dalszego życia. Okres, gdy wyła z bólu i cisnęła się twarzą do ziemi, był w jej życiu przejściowy. Rysa w sercu została, ale nie przeszkodziła jej stać się artystką i obywatelką. Cierpienie zapłodniło ją: Poganka, Książka pamiątek, urodziły się z tego cierpienia. Niebawem pochłonęła ją praca społeczna i narodowa.
I tutaj okazuje się, o ile gra życia jest bardziej złożona, niż jaskrawe kontrasty romantycznej poezji. Tam anioły i demony, tam cichy zagon i ofiarna praca z jednej strony a z drugiej kaprys i użycie. W istocie było inaczej. Paulina i Narcyza zetknęły się nietylko na gruncie pieśni, poezji i egzaltowanych uczuć, ale na gruncie pracy społecznej i narodowej. Zapewne każda pojmowała tę pracę odmiennie: gdy dla Narcyzy była ona jej religją, dla poganki-Pauliny była raczej jedną formą więcej wyżycia się, ryzyka, bodaj zabawy. Bywała w świecie Paulina Zbyszewska przywiozła z Paryża hasła saint-simonistyczne i musiała je sławić dość głośno, skoro władze pruskie wydaliły ją z Poznania jako niepożądaną cudzoziemkę. Wyznawała zasady «demokratyczne»; ponieważ zaś na polskim gruncie wszystko przybierało zabarwienie narodowe, maczała paluszki w dość niewinnych, zdaje się, konspiracjach. I oto gdy Narcyza rozeszła się z nią już dawno i sama rzuciła się w prawdziwą podziemną robotę, ironja losu zrządziła, że obie panny dostają się do więzienia wskutek przejętej dawnej ich korespondencji. I tu nastąpiło chwilowe zbliżenie obu przyjaciółek poprzez mury więzienne. «Lina to mój los, to moja historja», pisze Narcyza do innej przyjaciółki, do uwielbianej Anny Skimborowiczowej.
Paulinę wypuszczono z więzienia rychło. Wstawił się za nią do Paskiewicza sam marszałek szlachty hr. Jezierski. Powołał się na zasługi jej ojca, t. zn. na lojalne stanowisko, jakie ów zajął wobec rządu w czasie powstania w r. 1830. Narcyzę przetrzymano w celi, w ścisłej samotności, półtrzecia roku.
Akta procesu znajdują się dziś w Warszawie w Archiwum Akt Dawnych; włączone są do nich listy Pauliny do Narcyzy. Przepisałem z tych listów parę ustępów, znamiennych dla tonu tej przyjaźni:
Słuchaj, Narcysso, Matka twoja gdyby żyła przeklęłaby miłość twoją — albo ciężką łzą matki opłakałaby nasz związek — bo, siostro moja, zrywając twoje zobowiązania z Heleną, zrzekasz się przed własnem sumieniem prawa do czynu. Okropne wymówiłam słowo — potępienie na moje szczęście — na cześć naszej cnoty! Smutno mi, Narcysso, ale błogo i święcie; oby to teraźniejsze uczucie gwiazdką nam w życiu świeciło — Świętą Gwiazdą wschodu ku narodzeniu. Kochanko, starać się będę jechać na Poznań, ale jeżeli na Kraków jechać wypadnie, to cię uwiadomię listem. Zjedziemy się we Wrocławiu i napowrot razem do Polski wrócimy już na zawsze, na bardzo długo...
«Moja jedyna, ja ciebie kocham całą siłą mojego bytu — ale, aby cię godnie kochać, braknie mi cnoty i wzniesienia ducha — nie dosyć jeszcze — ale co było skarbów w duszy mojej, wszystko ci oddałam — wszystko. W tobie tylko przychodzę do uczucia siebie samej — i stąd moje niepokoje — o ile mój żywioł niewyrobiony miesza się i zlewa z twoim przeczystym żywiołem. Moja jedyna, ty odwagą, siłą i miłością wyrzeczesz moje przebaczenie i dasz słowo przyszłego szczęścia. Ale, moja Narcysso, aby czuć siłę, trzeba mieć zdrowie, kochanko; to twój obowiązek, trudniejszy jak inne, nie do ominięcia. Wolff powiedział, że jesteś bardzo chorą, czem te wyrazy były dla mnie, nie pytaj, ale rozmyśl, czem one dla ciebie być powinny...
Przyjeżdżaj więc, moja siostro, tego wymaga miłość twoja dla mnie i święte obowiązki dla ogółu.

Twoja, twoja jedynie
Paulina.

«Kochanki, siostry mojej rączki i usta całuję i nadzieją miłości wierzę w nasz rzeczywisty uścisk w przyszłości. Moja złota, gdyby ci przyjaźń poczciwej Heleny nie wystarczyła, gdybyś czuła, że zdrowie twoje niknie z wrażeniem dni naszych, to pytaj serca o słowo czynu, siostro moja, etc. etc.

Tak przedstawiała się rzeczywistość, która pobudziła poetkę do stworzenia jednego z najpłomienniejszych w naszej literaturze poematu. Dużo drogi zrobiła poetka od optymizmu Szczęścia poety! Zarówno miłość, jak sztuka, objawiły się jej jako dwie niszczące siły. Cyprjan pchnął niewinnego Benjamina w objęcia Aspazji. Zrozumiała Narcyza demonizm sztuki, demonizm miłości; wzniosła się do tragicznej koncepcji życia. Rozwiodłem się nad tem nieco obszerniej, gdyż moment przetwarzania się życia w sztukę wydaje mi się jednym z najbardziej interesujących; zwłaszcza zaś, gdy chodzi o utwory minionych epok, nastrzykanie ich żywą krwią artysty, jakże pomaga do ich odczucia!
Kiedy Poganka ukazała się w r. 1846, była rewelacyjnem zjawiskiem w powieści polskiej. Ten przepych obrazów, giętkość tej prozy, oddającej wszystkie odcienie uczuć, spęczniałej krwią i liryzmem, szeroki oddech fantazji, to były rzeczy u nas wprzód nieznane. Skimborowicz podaje, że Józef Korzeniowski, poznawszy Gabryellę, wyrecytował jej na pamięć całe ustępy z Poganki. Młodzież entuzjazmowała się tym utworem. Jakim cudem, mimo tego sukcesu, nie ukazał się on w książkowem wydaniu, to, jak wspomniałem, wydaje się nam dziś niepojęte! Może nieśmiałość samej autorki, obawa jej przed «zgorszeniem publicznem?» Bo zgorszenie było; znalazłem echa tego w listach Żmichowskiej do mojej matki. Strofując młodą Wandę za jej nieśmiałość, Narcyza — po dwudziestu paru latach od stworzenia Poganki — pisze:
«Toć przecież ja byłam młodą panną, kiedy pisać zaczęłam i nie byłam starsza może od ciebie, gdy wydałam Pogankę; a jednak i tę zbrodnię, przed którą Andzia (Skimborowiczowa) drżała, wzięłam śmiało na swój kark; bo co mogłam pomyśleć, to mogłam napisać, to mogłam wśród ludzi ponieść. Nie wyobrażaj sobie, abym znowu już wówczas tak była jak dzisiaj z pod wszelkich rodzinnych reklamacyj uwolniona. Gdy pierwsze cygaro wypaliłam, był lament w domu; a gdy na koń wsiadłam, były płacze i zgrzytania zębów, o jakich pojęcia nie masz chyba: lecz ja od konia i cygara łatwiej odstąpiłam, niż od pracy mojej. Podarłam wprawdzie więcej arkuszy i spaliłam więcej, niż ich do druku podałam, nigdy jednak żadnego nie cofnęłam pod grozą konwenansu» (22 stycznia 1869).
A wcześniej jeszcze:
«Pamiętam, że gdy pisałam Pogankę, a szczególnie te wiersze w niej nieszczęśliwe, było dużo rekryminacyj; Andzia moja kochana bardzo mię prosiła, żeby zmienić lub skrócić, a pułkowniczek mój najserdeczniejszy... Jeszcześmy nie znały się wtedy, więc może nie wiesz dokładnie, co to był i czem to był dla mnie pułkownik Paszkowski! On więc przyszedł i surowo po żołniersku wyłajał mnie, że takie rzeczy wydrukowałam; a ja na to: «Pułkowniku, kiedy mogłam takie rzeczy pomyślić, to je mogłam wydrukować; nigdy żadnej myśli mojej nie powstydzę się przed ludźmi i nigdy żadnego mojego słowa, któregobym szczerze nie pomyślała, ludziom nie wydrukuję. Jedno za drugie». — A pułkownik mi powiedział: «Ot, głupiaś!» i uściskał mnie, i ja jego — i tak przyjęłam jedyną krytykę, która mię dojąć mogła: krytykę od ukochanych...» (2 czerwca 1867).
O ile zrazu Poganka wywołała zgorszenie, o tyle później zaciążyła nad twórczością Narcyzy: zawsze pozostała ona autorką Poganki, inne jej powieści uważano za upadek natchnienia, gdy poprostu były one przejściem od romantycznego stylu do nowoczesnej analizy, która podówczas była u nas przedwczesną...
Mimo iż Poganka była rewelacją nowej polskiej prozy, nie znaczy to, aby ta proza, zawsze pełna polotu, była wszędzie doskonała. Będąc prekursorem, toruje sobie Żmichowska własne drogi; czasem z trudem przedziera się przez składnię, czasem jest nieco zawiła. Do znamiennych cech stylu Żmichowskiej (podobnie jak u Przybyszewskiego) należy stałe niemal użycie słowa jak zamiast niż. Uderza w stylu jej nadużycie inwersji: kto wie, czy przyczyną tego nie jest usilne kształcenie się na starej polszczyźnie, która znów z łaciny przejęła skłonność do inwersji. Znów w jednym z listów do Wandy Grabowskiej znalazłem zwierzenie pisarki, która opowiada jak walczyła z nalotami francuszczyzny w swoim stylu:
«...upokarzało mnie to bardzo, zadałam sobie więc na jakiś czas czytanie polskich a do tego starożytnych autorów. Jednym ciągiem bez przerwy przewertowałam Reja, Kochanowskiego i Górnickiego, ten był mi najpomocniejszy».
Prof. Mann podnosi w studjum swojem świeżość jej porównań, których jednak Żmichowska nie nadużywa (prof. Mann twierdzi, że w całej Pogance jest porównań około dwudziestu; mnie się zdaje, że jest ich znacznie więcej...), bogactwo słownika, śmiałość zestawień. Mnóstwo rzeczy, które dziś, po Przybyszewskim, po Żeromskim, nie uderzą nikogo, było wówczas w zakresie języka odkryciem. Mimo romantycznego liryzmu jest w jej stylu jakaś męskość, każde zdanie nabrzmiałe jest myślą, nigdy nie spęczniałe frazesem.

Jako podstawę do niniejszego wydania wzięto ostatnie wydanie, dokonane za życia pisarki, t. zn. zbiorowe wydanie jej dzieł z r. 1861. W przedruku tym zachowano interpunkcję owego wydania, mimo że nastręcza ona pewne wątpliwości. Mam wrażenie, że Żmichowska — podobnie jak np. Krasiński — używała w rękopisie przeważnie pauz; w druku owego wydania zachowano obfitość tych pauz, mieszając je ze znakami pisarskiemi, które prawdopodobnie są dziełem korektora. Poprawialiśmy tę interpunkcję jedynie tam, gdzie sprzeczność z sensem była oczywista.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Tadeusz Boy-Żeleński.