Przejdź do zawartości

Podróż Naokoło Księżyca/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Verne
Tytuł Podróż Naokoło Księżyca
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1870
Druk Drukarnia Gazety Polskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Autour de la Lune
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii
ROZDZIAŁ X.

Obserwatorowie księżyca.

Barbicane odgadywał widocznie prawdziwą przyczynę tego zboczenia. Jakkolwiek niewielkie było ono, wystarczało jednak do zmienienia drogi pocisku. W każdym razie było to nieszczęście. Śmiałe przedsięwzięcie spełzło na niczem przez okoliczność całkiem przypadkową i bez nadzwyczajnego jakiegoś wypadku, nie można było dotrzeć do tarczy księżycowej. Czy zdołają przynajmniej przejść około niej tak blisko, aby rozwiązać pewne kwestje fizyczne i geologiczne, dotąd za nierozwiązalne uważane? Pytanie to jedynie w tej chwili zajmowało odważnych podróżników. O losie jaki im przyszłość gotowała i myśleć nawet nie chcieli. Jednakże co się z nimi stanie wśród tej samotni nieskończonej, gdy im wkrótce powietrza zabraknie? Za kilka dni poduszą się we wnętrzu tej kuli błąkającej się w przestworzach. Lecz kilka dni były to wieki dla tych nieustraszonych umysłów, którzy wszystkie swe chwile poświęcili obserwowaniu tego księżyca, na który dostać się już utracili wszelką nadzieję.
Odległość dzieląca naówczas pocisk od księżyca wynosiła około 200 lieues. Takim sposobem trudniej było naszym podróżnikom dostrzedz jakie szczegóły na tarczy księżycowej, aniżeli mieszkańcom ziemi uzbrojonym w potężne teleskopy.
Wiadomo bowiem, że narzędzie ustawione w Parsontown przez John’a Ross, powiększające sześć tysięcy pięćset razy, sprowadza księżyc na odległość 16 lieues; przy pomocy zaś potężnego teleskopu ustawionego w Long’s-Peak, gwiazda nocy powiększona czterdzieści ośm tysięcy razy, dała się zbliżyć na odległość 2 lieues, tak że przedmioty mające 10 metrów średnicy dawały się rozeznać dostatecznie.
Tak przeto, z tej odległości, szczegóły topograficzne księżyca obserwowane bez lunety, nie mogły być dokładnie określone. Oko chwytało rozległy zarys tych niezmiernych zagłębień niewłaściwie „morzami“ zwanych, ale nie mogło rozpoznać ich natury. Wyniosłość gór niknęła w olśniewającym blasku powstałym z odbicia promieni słonecznych. Wzrok rażony jakby wpatrywaniem się w rzekę srebrem roztopionem płynącą, nie wytrzymywał takiego widoku.
Tymczasem wynurzał się widocznie podłużny kształt księżyca. Ukazywał się on jakby jajko olbrzymie, cienkim swym końcem ku ziemi obrócone. I rzeczywiście, księżyc płynny lub lepki w pierwszych dniach swego tworzenia się, przybierał wówczas kształt kuli zupełnej. Lecz wkrótce w skutek przyciągania ziemi, wydłużył się pod wpływem swej ciężkości. Zostawszy satelitą utracił pierwotną czystość swych kształtów i z tego to właśnie układu, niektórzy uczeni wyprowadzili wniosek, że woda i powietrze mogły przejść na przeciwną stronę księżyca, której z ziemi nigdy widzieć nie można.
Ta zmiana kształtów pierwotnych satelity krótko tylko była widzialną. Odległość pocisku od księżyca zmniejszała się bardzo raptownie, w skutek prędkości wprawdzie znacznie mniejszej od początkowej, zawsze jednak ośm do dziewięciu razy większej od tej z jaką po drogach żelaznych przebiegają pociągi pospieszne. Ukośny kierunek kuli zostawiał Michałowi jeszcze nadzieję, że dotkną jakiegoś punktu tarczy księżycowej, gdyż nie mógł uwierzyć aby tam całkiem nie doszli. Tak, nie mógł uwierzyć i powtarzał to często. Lecz Barbicane, lepszy w tych rzeczach sędzia, z nieubłaganą wciąż powtarzał mu logiką:
— Nie, Michale, nie. Nie możemy się inaczej dostać na księżyc jak przez spadnięcie, a nie spadamy. Siła dośrodkowa utrzymuje nas pod wpływem księżyca, lecz siła odśrodkowa nieprzezwyciężenie nas od niego oddala.
To było powiedziane tonem, który Michałowi Ardan odjął ostatnie jego nadzieje.
Część księżyca do której pocisk się zbliżał była to półkula północna, ta właśnie, jaką mappy księżyca umieszczają na dole; karty te bowiem rysowane są powszechnie z widoków przez lunety dostrzeganych, a wiadomo że lunety naodwrót przedmioty przedstawiają. Taką była mappa selenographica Beer’a i Maedler’a, jakiej używał Barbicane. Ta półkula północna przedstawiała rozległe płaszczyzny gdzieniegdzie odznaczone górami.
O północy księżyc był w pełni. W tej właśnie chwili podróżnicy powinni byli stanąć na nim, gdyby przeklęty bolid nie był ich strącił z właściwego kierunku. Gwiazda znajdowała się przeto w warunkach ściśle określonych przez obserwatorjum w Cambridge. Matematycznie znajdowała się ona w swojem perigeum (punkt przyziemny) i w zenicie równoleżnika leżącego o dwadzieścia ośm stopni nad równikiem. Obserwator siedzący w głębi kolumbiady prostopadle ustawionej do poziomu, miałby cały księżyc w otworze armaty. Linja prosta wyobrażająca oś armaty, przecięłaby gwiazdę nocy w jej środku.
Zbytecznem byłoby dodawać, że tej nocy z 5 na 6 grudnia podróżnicy nie spoczęli ani na chwilę. Czyż mogli zamrużyć oczy tak blisko tego nowego świata? Nie. Wszystkie ich uczucia skupiały się w jednej, jedynej myśli: Widzieć! Uważając ich za przedstawicieli ziemi, ludzkości minionej i obecnej, możnaby śmiało powiedzieć, że ich oczami cały ród ludzki spoglądał na te krainy księżycowe i wnikał w tajemnice swego satelity! Wzruszenie opanowało ich serca, w milczeniu przechodzili od jednego okienka do drugiego.
Barbicane ściśle określał i notował obserwacje, do zrobienia których mieli lunety, a do skontrolowania mappy.
Pierwszym obserwatorem księżyca był Galileusz. Niedokładna jego luneta powiększała tylko trzydzieści razy. Jednakże w tych plamach któremi „jak ogon pawia okami“ zasiana jest tarcza księżycowa, on pierwszy rozpoznał góry i wymierzył kilka wyniosłości, którym przesadzoną przypisywał wysokość, równającą się jednej dwudziestej średnicy tarczy, czyli 8800 metrów. Galileusz nie nakreślił żadnej mappy ze swych obserwacij.
W kilka lat później, gdański wielki astronom, Hewelius, w skutek spostrzeżeń swoich, które jednak dwa razy tylko na miesiąc były dokładne, to jest podczas pierwszej i drugiej kwadry, zredukował te wyniosłości Galileusza do jednej dwudziestej szóstej średnicy księżycowej. Temu to uczonemu winniśmy pierwszą mappę księżyca. Plamy przezroczyste i zaokrąglone wyobrażają na niej góry stożkowe, a plamy ciemne oznaczają rozległe morza, które w rzeczy samej są tylko płaszczyznami. Tym górom i obszarom wodnym nadał on ziemskie nazwy. Widzieć tam można Synai w Arabji, Etnę w Sycylji, Alpy, Apeniny, Karpaty, dalej morze Śródziemne, Palus-Maotides[1]. Pontus Euxinus[2] i Kaspijskie. Wszystkie te nazwy źle zresztą i niewłaściwie nadane, bo ani te góry, ani te morza nie przypominają konfiguracji swych imienników z kuli ziemskiej. Chybaby może w tej wielkiej, białej plamie spiczasto zakończonej, przedstawiającej w południowej stronie lądy najrozleglejsze, możnaby dopatrzeć widok odwrócony półwyspu indyjskiego, zatoki Bengalskiej i Kochinchiny. Dla tego też nazwy te nie utrzymały się. Inny mappograf, lepszy znawca serc ludzkich, nową zaproponował nomenklaturę, którą próżność ludzka przyjęła z pośpiechem.
Tym obserwatorem był ojciec Riccioli, współczesny Heveliusa. Zrobił on mappę nieudatną i błędów pełną, lecz górom księżycowym nadał imiona wielkich mężów starożytności i mędrców swojej epoki, a zwyczaj ten od tego czasu bardzo się rozpowszechnił.
Trzecią mappę księżyca w XVII wieku nakreślił Dominik Cassini, pod względem wykonania lepszą od karty Riccioli’ego, ale niedokładną pod względem wymiarów. Kilka jej wydań wyszło na świat, ale nareszcie, miedziana blacha na której była wyrytą, długo przechowywana w drukarni królewskiej, sprzedaną została na wagę, jako materjał bezpotrzebnie miejsce zawalający. La Hire, sławny matematyk i rysownik, zrobił mappę księżyca na 4 metry wysoką, lecz ta nigdy nie była wyrytą.
Po nim, astronom niemiecki Tobiasz Mayer, około połowy XVIII stulecia rozpoczął wydawnictwo wspaniałej mappy selenograficznej według wymiarów księżycowych ściśle przez niego sprawdzonych; lecz śmierć jego w 1762 r. przerwała tę piękną jego pracę.
Następują potem: Schroeter z Lilienthal, który narysował kilka mapp księżyca; dalej niejaki Lohrmann z Drezna autor karty podzielonej na dwadzieścia pięć sekcji, z których cztery tylko były wyryte.
W roku 1830 pp. Beer i Maedler ułożyli swą sławną mappa selenographica w rzucie prostokątnym. Ta mappa wyobraża dokładnie tarczę księżycową taką jak się ona nam przedstawia; lecz konfiguracje gór i płaszczyzn są na niej dokładne tylko w części środkowej, w części zaś północnej i południowej, kształty te zanadto ścieśnione (z przyczyny przyjętego rodzaju rzutów) nie dadzą się porównywać z obrazami okolic środkowych. Ta karta topograficzna wysoka na dziewięćdziesiąt pięć centimetrów, i podzielona na cztery części, jest arcydziełem mappografji księżycowej.
Po tych uczonych, wspomnieć jeszcze wypada wypukłe mappy selenograficzne astronoma niemieckiego Juljusza Schmidta[3], prace topograficzne Ojca Seechi, pyszne szkice amatora angielskiego Waren de La Rue, i nakoniec kartę według rzutu prostokątnego pp. Lecouturier i Chapuis, piękny model wydany w 1860 r. odznaczający się czystością rysunku, i bardzo dobrym układem.
Taką jest nomenklatura różnych kart odnoszących się do świata księżycowego. Barbicane dwie z nich posiadał, to jest karty pp. Beer i Maedler, oraz pp. Chapuis i Lecouturier. One powinny mu były o wiele ułatwić prace jego obserwacyjne.
Z narzędzi optycznych posiadał on wyborne lunety morskie, umyślnie do tej zrobione podróży. Powiększały one sto razy przedmioty, a przeto księżyc zbliżałyby do ziemi na odległość mniej niż tysiąc lieues. Lecz wtedy, na odległości która około trzeciej godziny z rana nie przechodziła stu dwudziestu kilometrów, i w miejscu którego spokojności nie zamięszała żadna atmosfera, te narzędzia powinny były poziom księżycowy sprowadzić mniej jak do tysiąca pięciuset metrów.







  1. Morze Azowskie.
  2. Morze Czarne.
  3. Obecnie Dyrektora Obserwatorjum w Atenach.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Verne.