Przejdź do zawartości

Placek

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Charles Baudelaire
Tytuł Placek
Pochodzenie Drobne poezye prozą
Wydawca Księgarnia D. E. Friedleina, E. Wende
Data wyd. 1901
Miejsce wyd. Kraków, Warszawa
Tłumacz Helena Żuławska
Tytuł orygin. Le Gâteau
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XV.
PLACEK.

Podróżowałem. Okolica, wśród której się znajdowałem, miała w sobie jakiś majestat i podniosłość, której się trudno było oprzeć. Coś z tego przeszło w tej chwili do mej duszy. Myśli me wzbijały się z lekkością atmosfery: pospolite namiętności, jak nienawiść i świecka miłość, wydawały mi się obecnie tak dalekie, jak te tłumy snujące się na dnie przepaści pod memi nogami; ma dusza zdała mi się taka czysta i szeroka, jak kopuła nieba, która mnie okrążała; wspomnienie rzeczy ziemskich przychodziło do mnie osłabione i zmniejszone, jak dźwięk dzwonków niedostrzegalnego bydła, które się pasło daleko, bardzo daleko, na stoku drugiej góry. Po małem, nieruchomem jeziorku, czarnem od niezmiernej głębi, przesuwał się niekiedy cień chmury, jakby odbicie płaszcza powietrznego olbrzyma przelatującego przez niebo. I przypominam sobie, że to szczególne i uroczyste zjawisko ogromnego ruchu, odbywającego się w najzupełniejszej ciszy, sprawiało mi równocześnie przyjemność i trwogę. Słowem, byłem w doskonałej zgodzie z sobą i ze światem, dzięki zachwycającej piękności, która mnie wkoło otaczała; zdaje mi się nawet, że w nadzwyczajnej błogości i przy zupełnem zapomnieniu wszelkiego bólu ziemskiego, doszedłem do tego, iż mi się już nie wydawały śmiesznemi dzienniki, utrzymujące, że człowiek urodził się dobrym. — W tem niepoprawne ciało przypomniało się z swemi żądaniami: zacząłem myśleć o pokrzepieniu sił i uśmierzeniu głodu, wywołanego tak długim pochodem w górę. Wyjąłem z kieszeni duży kawał chleba, kubek skórzany i flaszkę jakiegoś ekstraktu, który aptekarze sprzedawali w owym czasie turystom, aby go w razie potrzeby mieszać z wodą ze śniegu.
Krajałem sobie spokojnie chleb, gdy wtem lekki szmer zwrócił moją uwagę. Przedemną stało małe stworzonko w łachmanach, czarne, rozczochrane, które zapadłemi oczyma, dzikiemi i jakby błagalnemi, pochłaniało kawałek mego chleba. I usłyszałem, jak westchnęło głosem cichym i ochrypłym słowo: placek! Nie mogłem się wstrzymać od śmiechu, słysząc nazwę, która była zaszczytem dla mego nieco jaśniejszego chleba, i odkroiwszy dużą kromkę, podałem mu ją. Malec zbliżył się powoli, nie spuszczając wzroku z przedmiotu swej pożądliwości: następnie, porwawszy kromkę w rękę, odskoczył żywo, jakgdyby się obawiał, że moja ofiara nie jest szczera, albo, że już jej żałuję.
Ale w tejże chwili został obalony przez innego małego dzikusa, który się nie wiedzieć skąd zjawił, a był tak ogromnie podobny do pierwszego, że możnaby ich wziąć za bliźnięta. Razem potoczyli się po ziemi, wyrywając sobie drogocenną zdobycz, gdyż żaden nie chciał widocznie zrzec się połowy dla brata. Pierwszy, zdyszany, wplótł się całą garścią drugiemu we włosy; ten zaś chwycił go zębami za ucho, i wypluł skrwawiony odgryzek ze wspaniałem miejscowem przekleństwem. Prawowity właściciel placka usiłował zatopić małe pazurki w oczach przywłaszczyciela; z kolei ten znowu użył wszystkich sił, by zdusić przeciwnika jedną ręką, podczas gdy drugą starał się wsunąć w kieszeń łup wojenny. Lecz zwyciężony, któremu rozpacz sił dodała, wyprostował się, i uderzywszy zwycięzcę głową w brzuch, potoczył go po ziemi. Ale na cóż opisywać tę wstrętną walkę, która rzeczywiście trwała dłużej, niżby się tego można po dziecinnych siłach spodziewać? Placek przechodził z ręki do ręki i zmieniał przy tem objętość; i gdy w końcu, wyczerpani, zdyszani, zakrwawieni, zatrzymali się, nie mogąc dalej walczyć, nie było już, prawdę powiedziawszy, i przedmiotu spornego: kawałek chleba zniknął, rozsypawszy się w okruszynki, podobne do ziarnek piasku, z któremi się zmieszał.
Ten widok zamglił mi krajobraz, i spokojna uciecha, w której się rozkoszowała moja dusza nim zobaczyłem tych malców, znikła zupełnie; byłem smutny dość długo, powtarzając sobie ciągle: „Jednak istnieje cudowny kraj, gdzie chleb nazywa się plackiem i jest tak cennym przysmakiem, że wystarcza do wywołania prawdziwie bratobójczej wojny“.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Charles Baudelaire i tłumacza: Helena Żuławska.