Przejdź do zawartości

Strona:Charles Baudelaire - Drobne poezye prozą.pdf/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bicie płaszcza powietrznego olbrzyma przelatującego przez niebo. I przypominam sobie, że to szczególne i uroczyste zjawisko ogromnego ruchu, odbywającego się w najzupełniejszej ciszy, sprawiało mi równocześnie przyjemność i trwogę. Słowem, byłem w doskonałej zgodzie z sobą i ze światem, dzięki zachwycającej piękności, która mnie wkoło otaczała; zdaje mi się nawet, że w nadzwyczajnej błogości i przy zupełnem zapomnieniu wszelkiego bólu ziemskiego, doszedłem do tego, iż mi się już nie wydawały śmiesznemi dzienniki, utrzymujące, że człowiek urodził się dobrym. — W tem niepoprawne ciało przypomniało się z swemi żądaniami: zacząłem myśleć o pokrzepieniu sił i uśmierzeniu głodu, wywołanego tak długim pochodem w górę. Wyjąłem z kieszeni duży kawał chleba, kubek skórzany i flaszkę jakiegoś ekstraktu, który aptekarze sprzedawali w owym czasie turystom, aby go w razie potrzeby mieszać z wodą ze śniegu.
Krajałem sobie spokojnie chleb, gdy wtem lekki szmer zwrócił moją uwagę. Przedemną stało małe stworzonko w łachmanach, czarne, rozczochrane, które zapadłemi oczyma, dzikiemi i jakby błagalnemi, pochłaniało kawałek mego chleba. I usłyszałem, jak westchnęło gło-