Pieśń o Rolandzie (tłum. Duchińska, 1895)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anonimowy
Tytuł Pieśń o Rolandzie
Pochodzenie Obraz literatury powszechnej
Redaktor Piotr Chmielowski,
Edward Grabowski
Wydawca Teodor Paprocki i S-ka
Data wyd. 1895
Druk Drukarnia Związkowa w Krakowie
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryna Duchińska
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

1. Pieśń o Rolandzie.
Po siedmiu latach walki Karloman, król Franków, podbija całą Hiszpanię z wyjątkiem Saragosy, w której włada Marsil, czciciel Mahometa i Apollina; ale i ten król czuje, że wkrótce będzie musiał uledz jego potędze. Żeby uniknąć smutnego losu, zwołuje on na radę swoich książąt i hrabiów. Najprzedniejszy z pomiędzy nich Blankandrin radzi mu pozbyć się najezdzcy podstępem: przez posłów zawiązać z nim układy i obiecać przybyć do Akwizgranu dla złożenia hołdu i przyjęcia chrztu, jeżeli Karol Hiszpanię opuści; dać mu nawet zakładników, a gdy ten do Francyi powróci i wojska rozpuści, obietnicy nie dotrzymać, chociażby zakładnicy mieli to życiem przypłacić. Rada zostaje przyjęta i Marsil wysyła Blankandrina z bogatymi darami w poselstwie do Karlomana. Karloman, wysłuchawszy propozycyi, oddaje ją na rozpatrzenie swoich parów i znakomitszych Franków. Roland pierwszy zabiera głos, przypomina królowi dawniejsze zdrady Marsila i oświadcza się za prowadzeniem wojny aż do zupełnego zgnębienia przeniewiercy. Przeciwnego zdania jest Ganelon, ojczym jego; zarzuca mu on nienasyconą żądzę bojowania, dla której radby szafować nawet życiem ludzkiem, i doradza królowi układy, bo jest pewny, że Saracenowie, znękani wojną, pragną pokoju szczerze. Inni Frankowie, znużeni długoletnią walką i stęsknieni do domów swoich, oświadczają się za zdaniem Ganelona. Karol po namyśle decyduje się zawiązać układy z Marsilem, ale kto się podejmie niebezpiecznego poselstwa do Saragosy? Ofiarują swoje usługi królowi i Roland i Oliwier i biskup Turpin, ale król ich nie przyjmuje. Wówczas Roland, podrażniony na Ganelona, proponuje go na posła; Frankowie pochwalają ten pomysł i Karol zatwierdza wybór. W towarzystwie Blankandrina odjeżdża Ganelon, wypowiedziawszy otwarcie wieczną nienawiść Rolandowi i jego przyjaciołom. W Saragosie jednak godnie spełnia obowiązki posła i zamierza drogo sprzedać swe życie, gdy podnoszą nań oręż poganie, oburzeni twardemi żądaniami Karlomana. Ale Blankandrin, który już w drodze do Saragosy poznał usposobienie Ganelona, powstrzymuje napaść i doradza Marsilowi oględnem postępowaniem zjednać sobie posła i wyzyskać na swoją korzyść jego nienawiść dla Rolanda. Marsil idzie za tą radą i Ganelon, przejednany jego darami i uprzejmemi słowy, oświadcza, że Karol dopóty nie zaprzestanie podbojów, dopóki żyć będzie Roland. Lecz jak zgładzić Rolanda? Jeżeli Marsil przyjmie warunki pokoju, Karol, wracając do Francyi, odda Rolandowi dowództwo nad tylną strażą; wówczas Marsil może napaść na nią w sto tysięcy ludzi i wszystkich trupem położyć. Wdzięczny Marsil obdarza hojnie Ganelona i obaj sprzymierzeńcy zaprzysięgają zdradę. Ganelon z zakładnikami wraca do obozu i oznajmia, iż Marsil warunki pokoju przyjął. Uradowani Frankowie gotują się do powrotu. Karol za radą Ganelona dowództwo nad tylną strażą oddaje Rolandowi. Z Rolandem pozostaje Oliwier, Gerier, Gerin, Anseis, biskup Turpin i inni parowie; reszta z cesarzem wyrusza przez Pireneje naprzód.

Karloman wstąpił na Franków ziemię,
Wielki płaszcz słoni postać złamaną.
Naim podąża przy króla boku.
„Skąd ci ten smutek, panie mój?“ — rzecze.
„Nie pytaj lepiej — odpowie Karol —
Ciężka żałoba ciśnie mi serce.
Przez Ganelona zginie kraj Franków:
Dziwy mi anioł ukazał we śnie,

Ganelon skruszył włócznię w mej dłoni;
On to na czaty wskazał Rolanda,
Jam go na ziemi zostawił cudzéj,
Jeśli go stracę, wrócąż go drudzy?“
Karloman łzami zalał oblicze,
Z nim sto tysięcy boleje Franków;
Trwożne rycerstwo drży o Rolanda.
Zdrajca Ganelon sprzedał go niecnie,
Od króla pogan drogie wziął dary...

Tymczasem Marsil, zgromadziwszy swoje wojska, podąża ku górskim wąwozom. Jego najdzielniejsi baronowie, hrabiowie, książęta i emirowie cieszą się zawczasu, że zgniotą wrogów; każdy z nich chełpi się, że swój miecz lub oszczep utopi w łonie Rolanda albo którego z jego towarzyszów... Słyszą Frankowie zbliżającą się wrzawę wojenną. Oliwier wdziera się na jodłę i spostrzega zastępy wrogów. Zaniepokojony ich mnogością, potrzykroć nalega na Rolanda, żeby zadął w swój Olifant (róg z kości słoniowej, oprawny w złoto) i dał w ten sposób Karolowi znać o niebezpieczeństwie. Ale Roland z dumą odrzuca jego radę, bo sądzi, że takiem wezwaniem pomocy splamiłby swą sławę, i wzywa Franków, żeby się gotowali do walki.

Wtem biskup Turpin wjeżdża na wzgórek,
Rumaka ostrą spina ostrogą
I do zebranych tak rzecze Franków:
„Tu, baronowie, król nas postawił,
Dla króla umrzeć winniśmy wszyscy,
Z nim wspierać świętą Chrystusa wiarę.
Wnet bój nastąpi, wszem to wiadomo,
Wszak wroga własnem widzicie okiem.
Odprawię spowiedź, przeproście Pana,
Ja rozgrzeszeniem serca ukoję,
Za krew męczeńską, w boju przelaną,
Bóg wierne dziatki weźmie na łono“.
Wszyscy obliczem padli na ziemię,
Biskup ich żegna w imieniu Bogu,
A za pokutę bić każe wroga.
Wierni Frankowie powstają z ziemi,
Łaską z grzechowych rozkuci więzów,
Błogosławieństwem skrzepieni w duchu;
Na wiatronogie wskoczą bieguny,
Wszyscy w żelazne zbrojni pancerze.
W szyku bojowym stoją rycerze.
Do Oliwiera ozwie się Roland:
„Miły mój druhu! rzecz to wiadoma,
Że nas Ganelon wplątał w te sieci,
Otrzymał za nas dostatkiem złota.
Król Marsil nasze stargował życie,
Szablą mu za to płaćmy obficie!“

W pierwszem spotkaniu Frankowie ścielą trupem wielu z pomiędzy tych, którzy się przechwalali, że powalą Rolanda; Roland zabija Aelrota, Oliwier — Falcerona, biskup Turpin — Korsablisa, Angelier — Malpryma i t. d.

Wre bój zacięty, z wściekłą odwagą
Rąbie Oliwier i Roland mężny,
Turpin oszczepem wali pogany,
Dwunastu parów nie cofa kroku
I w takt za danym przez wodza znakiem
Frankowie rąbią z sercem jednakiem.
Pogańskich trupów legło tysiące,
Kto nie uciecze, nie chybi zgonu,
Rad nierad musi przeciąć dni wątek.
Frankowie tracą kwiat dzielnej młodzi,
Już im nie ujrzeć ojców ni domu!
Ni Karlomana, który zdaleka
Poza wąwozem wiernych swych czeka!
A burza wzbiera nad Franków ziemią,
Grom huczy w górze, dmie wiatr szalony.
To z czarnej chmury sypną się grady,
To lunie powódź, to grom uderzy,
To zadrżą nagle ziemi posady
Od bram Paryża aż do wybrzeży,
Gdzie gród Wizantu[1] ze szczytu skały
Straż nad morskiemi sprawuje wały.
Odwiecznych gmachów pękają mury,
Wśród dnia ćmi słońce pomrok ponury,
Niekiedy chyba grom z błyskawicą
Przelotnie czarną przestrzeń rozświécą,
A lud zawodzi w ciężkiej boleści,
O końcu świata powtarza wieści;
Nie wie, że ziemia tak we łzach tonie
Przy bohaterskim Rolanda zgonie.

Jakoż, pomimo męstwa, z jakiem potykają się Frankowie, zastęp ich się przerzedza pod ciosami nieprzeliczonych tłumów nieprzyjacielskich. Po piątem natarciu pozostaje ich tylko sześćdziesięciu. Wobec takich strat Roland postanawia dać Karolowi znać o niebezpieczeństwie.

Z taką boleścią, z takim wysiłkiem
Waleczny Roland zagrzmiał w róg złoty,
Że krew czerwona z ust mu wytryska,
Że mózg rozsadza żyły na skroni.
Huk się rozlega za lasy, góry,
Król go posłyszał w ciemnym parowie,
Posłyszał Naim, słyszą Frankowie.
„To głos Rolanda! — Karol zawoła,
W boju on tylko trąbi w róg złoty“.

Napróżno Ganelon stara się uspokoić obawy króla. Podejrzany o zdradę zostaje uwięziony, a Karol pośpiesza z Frankami na pomoc zagrożonym.

Wysokie góry czarno się piętrzą,
Bystro po skałach szumią potoki,
Bojowe trąby huczą naprzemian
Z Rolandowego rogu podźwiękiem.
Gniewny Karloman pędzi na koniu,
Na licu Franków żałość i trwoga,
Ze wszystkich oczu łzy gorzkie płyną,
Ślą za Rolandem modły do Boga:
Niechże do boju z nim staną społem,
Będąż siec wroga z sercem wesołem!
Próżne marzenia! już pora minie,
Nim zdążą w odsiecz bratniej drużynie.
Król spina konia z gniewnem obliczem,
Na pancerz biała spływa mu broda,
Pędzą barony w kolczach ze stali,
Rumieniec gniewu lica ich pali:
Czemuż nie walczą z Rolandem mężnym!

Tymczasem w wąwozie Roncevalskim bitwa wre dalej. Frankom udaje się nawet zmusić do ucieczki Marsila, któremu Roland swą Durandalą odcina rękę. Ale na placu pozostają jeszcze znaczne siły niewiernych.

Trudna to rada! choć Marsil pierzcha,
Stryj jego został, Marganis dziki,
Co Kartaginę dziedziczy z bratem
I Etyopów przeklętą ziemię;
Jemu podległe murzynów plemię
Z rozdętem nozdrzem, z plugawą skórą.
Jest ich pięćdziesiąt tysięcy z górą,
A wszyscy gniewni, snać w zmowie z piekłem,
A krew im w łonie wre żarem wściekłym.
„Legniem męczeńsko! Roland wyrzecze —
Chwile żywota już nam zliczono,
Zdrajca, kto drogo krwi swej nie sprzeda!
Rąbać, rycerze, ostrem żelazem,
Niech wróg śmierć naszą drogo przypłaci,
Niech się Frankowie nie wstydzą braci!
Gdy Karol zwiedzi pole bojowe,
Skoro obliczy po walce świeżéj
Łbów ich piętnaście za Franka głowę,
Pobłogosławi król swych rycerzy!“

W rozpaczliwej tej walce Oliwier odnosi śmiertelną ranę; mimo to nie ustępuje z placu i chociaż mu wzrok się już mąci, rąbie na oślep, wykrzykując Monjoie“, hasło Franków.

Roland na koniu łka ciężkim płaczem,
Druh ugodzony raną śmiertelną,
Już mu gasnący wzrok mgłą zabiega,
Nic już nie dojrzy zdala ni zblizka.

Jeszcze Hotklerę[2] prawicą ściska.
Spotkał Rolanda, cięcie straszliwe
Z góry w złocony szyszak wymierzył
I aż do nosa na dwoje rozciął;
Ale na szczęście cios nie tknął głowy.
Roland z podziwem spojrzał na niego,
Zcicha słodkiemi przemówi słowy:
„Chciałżeśli mieczem godzić mnie twoim?
Jam przecież Roland, niegdyś kochany,
Tyś mnie nie wyzwał nawet przed bojem“.
Oliwier rzecze: „Głos twój mi znany,
Lecz cię nie widzę! Bóg dobry w niebie,
Odwrócił bratni pocisk od ciebie!“
„Nic mi — odrzecze Roland z zapałem —
Bóg wie, żeć sercem przebaczam całem!“
I pocałunek połączył bratni
Usta walecznych w chwili ostatniéj.
Czuje Oliwier przedśmiertne męki,
Oczy mu słupem stanęły w głowie,
Na dźwięk mu wszelki zamarło ucho,
Głowę na miękką składa murawę,
Grzechy ze szczerą spowiada skruchą,
Ręce ku niebu unosi obie,
O spokój w raju woła do Pana,
Błaga o łaskę dla Karlomana
I błogosławi kraj Franków miły,
I błogosławi Rolanda brata.
Już krew zakrzepła, omdlały siły
I duch ku niebu lekko ulata,
I tylko martwe a sztywne ciało
Z dzielnego męża ziemi zostało.
A Roland płacze łzami rzewnemi:
Nikt nie zapłakał rzewniej na ziemi.

Wreszcie pozostaje przy życiu tylko trzech: Gautier z Luzy, Turpin i Roland, ale i ci walczą z taką zaciekłością, że poganie nie mają odwagi natrzeć na nich zblizka i tylko zdaleka ciskają oszczepy i strzały. Upada Gautier i Turpin odnosi ranę śmiertelną, a Roland utraciwszy konia, potykać się musi pieszo. Wtem dolatuje zdaleka dźwięk trąb wojennych; to Karol nadciąga z odsieczą. Przerażeni napastnicy pierzchają w popłochu, a Roland ułożywszy na zielonej darni Turpina, obiega pobojowisko, zbiera poległych bohaterów i znosi ich do stóp biskupa. Płacze nad niemi Turpin i kostniejącą błogosławi dłonią.

Roland na zmarłe patrzy barony,
Na Oliwiera miłego sercu,
I łzy mu z oczu strumieniem płyną.
Nagle mu krasa z lica uciecze,

Na serce spada żałoby brzemię
I ryknął płaczem, upadł na ziemię.
„Tyś był zbyt dzielny!“ Turpin wyrzecze.
Gdy biskup patrzy na łzy Rolanda,
Serce mu w piersi pęka od żalu,
Wyciąga rękę, bierze róg złoty.
Szumi po skałach zdrój w Roncewalu,
Chciał w nim zaczerpnąć krynicznej wody
Idzie pomału, jak liść drży cały,
Za śladem jego krew ziemię broczy;
Zachwiał się nagle, siły ustały
I blady pomrok padł mu na oczy,
Uczuł śmiertelny ból w głębi łona,
Zakrzepło serce: upadł i kona.

Roland, odzyskawszy zmysły, odnajduje zwłoki biskupa, opłakuje zgon jego i sam gotuje się do snu wiecznego.

Waleczny Roland czuje śmierć blizką,
Już mózg przez uszy spływa mu z czaszki,
Za wiernych druhów modli się Bogu,
Sam Gabryela wzywa opieki;
W lewicę bierze róg szczerozłoty,
A Durandalę dzierży prawicą.
Dalej niż wystrzał z kuszy dosięgnie,
W ziemię Hiszpanów zapuszcza stopy,
Wchodzi na wzgórek. Pod sosny cieniem
Piętrzą się szare granitu złomy;
Tam składa głowę na miękką darnię:
Wie, że cień śmierci wnet go ogarnie.

Spostrzega go w tym stanie jakiś pozostały Saracen, podbiega ku niemu, żeby mu miecz jako zdobycz odebrać. Ale Roland uderza go Olifantem w głowę z taką siłą, że ten pada trupem, a róg się kruszy. Roland postanawia teraz złamać swą Durandalę.

Wstaje na nogi, krzepi się dzielnie,
Ale z oblicza zbiegła już krasa.
Przed nim się piętrzy bryła granitu,
Dziesięćkroć szablą w granit uderzy,
Skrzypi stal twarda, ale nie pęka.
„Wesprzyj mnie, Maryo! zawoła Roland,
O Durandalo, szablico wierna,
Któż cię obroni, gdy śmierć mnie zmoże?
Z tobą walczyłem zwycięsko w boju,
Z tobą zdobyłem ziemie i grody,
Które dziś trzyma król siwobrody.
Gdy znojną głowę położę w grobie,
W niegodne ręce nie wpaść już tobie.
Dzierżył cię rycerz ręką niezłomną:
Na wieczne czasy Franki go wspomną!“

Uderza znowu o granit twardy,
Stal zaskrzypnęła, lecz pęknąć nie chce;
Wie, że hartownej nie skruszy stali,
Tak więc nad szablą Roland się żali:
„O Durandalo! jasnaś ty, biała!
Cudnie blask słońca w ostrzu twem pała.
Karol w dolinie był Muryany,
Kiedy z niebiosów anioł zesłany
Imieniem Pana, co włada w niebie,
W niezłomne ręce zdać kazał ciebie.
Mnie drogi zakład Karol powierza.
Z nią jam mu zdobył Maine i Bretanię,
Z nią jam mu zdobył Anjou, Piktawię
Z nią jam mu zdobył wolną Normandyę
Z nią i Prowancyę i Akwitanię
I kraj Lombardów, całą Romanię;
Z nią jam mu zdobył Flandryę, Bawaryę
Ziemię Bulgarów, całą Puillanię[3];
Jam mu zhołdował Konstantynopol
I Sasów przywiódł do posłuszeństwa;
Zdobyłem Szkocyę, Walię, Irlandyę
I Anglię dałem jemu na własność.
Nią ja podbiłem tak liczne kraje,
W których panuje król siwobrody,
A teraz o nią wielce się trwożę,
By się nie stała pogan zdobyczą!
Srom ten od Francyi Bóg niech odwróci!“
Znów w twardy kamień tnie ostrzem stali;
Pod silnem cięciem kruszy się skała,
Stal ciężko skrzypi, lecz szabla cała!
Żadna na ziemi moc jej nie skruszy,
I uczuł Roland ból w głębi duszy
I nad jej losem głucho się żali:
„O Durandalo z hartownej stali!
Tyś piękna, święta, w twej głowni złotéj
Są skarby droższe nad czcze klejnoty,
(To serc rycerskich wśród boju strzegą:
Jest w niej ząb Piotra, krew Bazylego
Włosy świętego Dyonizego
I cząstka szaty Maryi Dziewicy;
Nie! nie być tobie w ręce pogańskiej!
Ty możesz służyć tylko chrześćjanom.
Z tobą podbiłem ja tyle krajów,
Które w potężnej trzyma prawicy
Wielki Karloman, król siwobrody.

Nie daj jej, Boże, wpaść w ręce tchórza!“
Już Roland czuje, że śmierć go chwyta,
Z głowy do serca już się posuwa;
Pod wielką sosnę śpieszy co siły,
Na darń się kładzie twarzą ku ziemi,
Garnie pod siebie swój róg i szablę,
Lecz ku poganom zwrócony głową.
Bo chce, by Karol, gdy tu przybędzie
Z walecznym hufcem wiernych rycerzy,
Widział w poległym pogromcę wroga,
I pierś rycerską uderza w skrusze,
Serdeczne modły wznosi do Boga
I Bogu grzeszną poleca duszę.
Już Roland czuje, że dobiegł kresu;
Na szczycie wzgórza, pod wielką sosną,
Zwrócon ku pięknej Hiszpanów ziemi,
Z serdeczną skruchą w piersi uderza
I mea culpa woła błagalnie:
„Przebacz mi, Panie, przez Twe zasługi
Wielkich i małych win szereg długi,
Które spełniłem w ciągu żywota
Od lat dziecięcych po grobu wrota“.
I rękawicę wznosi do góry;
Wtem go otoczą anielskie chóry.
Waleczny Roland leży pod sosną,
Zwrócon ku pięknej Hiszpanów ziemi,
Wierną pamięcią zbiega żałosno
Miejsca, gdzie toczył zwycięskie boje.
Wspomina wierne barony swoje
Złączone z sobą węzły świętemi,
I Karlomana w złotej koronie,
Który go dzieckiem niańczył na łonie.
Żałośnie Roland płacze i wzdycha,
Skruszoną myślą bada sam siebie,
Słowa modlitwy odmawia zcicha:
Boże Przedwieczny, któryś jest w niebie,
Któryś Łazarza wskrzesił z mogiły,
Wyrwał Daniela ze lwiej paszczęki,
Skoro mą duszę grzechy splamiły,
Obmyj ją, Panie, błagam Cię szczerze!“
I rękawicę z prawej swej ręki
Za winy Bogu składa w ofierze:
Podjął ją Gabryel z Rolanda dłoni,
A Roland głowę na ramię kłoni,
Ręce w znak krzyża układa obie,
I Pan z niebiosów w skonania dobie
Śle Rolandowi jasne cheruby,
Zsyła Michała i Rafaela,

I z Gabryelem aniołów grono
Unosi duszę hrabi do raju.

(S. Duchińska).
Karol przybywa na pobojowisko, zasiane trupami i opłakuje poległych. Naim, widząc unoszące się w dali tumany kurzu, domyśla się, że podnoszą go uciekający poganie, i radzi pomścić śmierć towarzyszy. Król zostawia hufiec Franków na straży, a z resztą wojska puszcza się w pogoń. Lecz oto zbliża się wieczór, a gdy noc zapadnie, niewierni ujdą zemsty pod jej osłoną. Na prośby Karola Bóg zatrzymuje słońce, Frankowie doganiają pierzchających i kładą ich trupem lub topią w rzece Ebro. Nazajutrz wraca Karol do Roncevalu, odnajduje zwłoki Rolanda, sprawia pogrzeb poległym, zwłoki zaś Rolanda, Oliwiera i Turpina każe złożyć w trumnach, żeby je zabrać do Francyi. Tymczasem Marsilowi w pomoc przybywa Baligant, emir Babilonu[4], Karol stacza z nim bój zacięty, walczy osobiście z emirem i o mało nie ginie z jego ręki; na szczęście archanioł Gabryel przybywa mu w pomoc i Karol powala swego przeciwnika. Pierzchają nieprzyjaciele, Frankowie ścigają ich do Saragosy. Ranny Marsil na wiadomość o klęsce sprzymierzeńca umiera. Frankowie zajmują stolicę, karzą śmiercią mieszkańców, z wyjątkiem tych, którzy przyjmują chrzest, poczem wracają do kraju, uprowadzając jako brankę żonę Marsila Bramimondę. Karol składa zwłoki Rolanda, Oliwiera i Turpina w klasztorze Blaye i przybywa do Akwizgranu. Tu staje przed nim Alda (Auda), siostra Oliwiera, i pyta o Rolanda, swojego narzeczonego. Usłyszawszy, że poległ, pada nieżywa u stóp królewskich. Teraz składa Karol na Ganelona sąd publiczny i wobec wszystkich mianuje go zdrajcą. Ale Ganelon ma licznych przyjaciół, bo ze znakomitego pochodzi rodu. W obronie jego staje groźny Pinabel i podług prawa żąda sądu Bożego, a jako porękę oddaje pod straż trzydziestu zakładników. Jako oskarżyciel Ganelona występuje Thierri z Anjou. Przeciwnicy staczają śmiertelny pojedynek i Pinabel pada. Ganelon więc uznany zdrajcą, zostaje rozszarpany przez dzikie konie, a zakładnicy powieszeni.
(Przekład pieśni o Rolandzie, miejscami zbyt wolny, wydrukowała S. Duchińska w Bibliotece Warszawskiej, 1866, tom I).




  1. Bizancyum t. j. Konstantynopol.
  2. Hauteclaire — szabla Oliwiera.
  3. Puillanie — według jednych ma oznaczać Pouille (Apulia), według innych (L. Gautiera), Pologne (Polskę).
  4. Rozprawę z Baligantem wielu krytyków uważa za epizod później dorobiony.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Anonimowy i tłumacza: Seweryna Duchińska.