Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/375

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—   361   —

Nie daj jej, Boże, wpaść w ręce tchórza!“
Już Roland czuje, że śmierć go chwyta,
Z głowy do serca już się posuwa;
Pod wielką sosnę śpieszy co siły,
Na darń się kładzie twarzą ku ziemi,
Garnie pod siebie swój róg i szablę,
Lecz ku poganom zwrócony głową.
Bo chce, by Karol, gdy tu przybędzie
Z walecznym hufcem wiernych rycerzy,
Widział w poległym pogromcę wroga,
I pierś rycerską uderza w krusze,
Serdeczne modły wznosi do Boga
I Bogu grzeszną poleca duszę.
Już Roland czuje, że dobiegł kresu;
Na szczycie wzgórza, pod wielką sosną,
Zwrócon ku pięknej Hiszpanów ziemi,
Z serdeczną skruchą w piersi uderza
I mea culpa woła błagalnie:
„Przebacz mi, Panie, przez Twe zasługi
Wielkich i małych win szereg długi,
Które spełniłem w ciągu żywota
Od lat dziecięcych po grobu wrota“.
I rękawicę wznosi do góry;
Wtem go otoczą anielskie chóry.
Waleczny Roland leży pod sosną,
Zwrócon ku pięknej Hiszpanów ziemi,
Wierną pamięcią zbiega żałosno
Miejsca, gdzie toczył zwycięskie boje.
Wspomina wierne barony swoje
Złączone z sobą węzły świętemi,
I Karlomana w złotej koronie,
Który go dzieckiem niańczył na łonie.
Żałośnie Roland płacze i wzdycha,
Skruszoną myślą bada sam siebie,
Słowa modlitwy odmawia zcicha:
Boże Przedwieczny, któryś jest w niebie,
Któryś Łazarza wskrzesił z mogiły,
Wyrwał Daniela ze lwiej paszczęki,
Skoro mą duszę grzechy splamiły,
Obmyj ją, Panie, błagam Cię szczerze!“
I rękawicę z prawej swej ręki
Za winy Bogu składa w ofierze:
Podjął ją Gabryel z Rolanda dłoni,
A Roland głowę na ramię kłoni,
Ręce w znak krzyża układa obie,
I Pan z niebiosów w skonania dobie
Śle Rolandowi jasne cheruby,
Zsyła Michała i Rafaela,