Nowe monologi/„Otello“ w Ryczywole

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Wilhelm Rappaport
Tytuł „Otello“ w Ryczywole
Pochodzenie Nowe monologi
Wydawca Wydawnictwo „Odrodzenie”
Data wyd. 1946
Druk Księgarnia i Drukarnia Katolicka
Miejsce wyd. Katowice
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
„OTELLO“ W RYCZYWOLE.
(Z widowni prowadzą na scenę małe schodki. — Rozlega się dzwonek. Po podniesieniu kurtyny, scena jest przez dłuższą chwilę zupełnie pusta. Tak długo nikt się nie zjawia na estradzie, aż publiczność zacznie się denerwować na temat, dlaczego nikt się nie zjawia, aby monolog zapowiedziany wygłosić. Kiedy już na widowni rozpoczynają się głośne szepty i uwagi publiczności, wyprowadzanej z cierpliwości — wtedy w trzecim rzędzie krzeseł podnosi się z miejsca aktor mający wygłosić monolog. Jest to typ wzbogaconego, prowincjonalnego handlarza nierogacizny. W rękach parasol — szeroki rozmach i gest człowieka bez ogłady towarzyskiej. — Mówi tubalnym głosem, ze swego miejsca w trzecim rzędzie).

Proszę zaczynać, bo ja wam tu zrobię taki harmider, że wam się odechce robić z tata wariata! (do kogoś z publiczności). Ha, nimam może recht? Za wstęp każą sobie płacić, a komedii pokazywać nie chcą (ruch parasolem w stronę sceny). Albo zaraz zaczniecie te komedie pokazywać, albo proszę nam oddać pieniądze za bilety! (do kogoś z publiczności). No co?... Nimam może recht? (ku scenie). Ze swojej mamy róbcie sobie panoramy, a nie z porządnych obywatelów płacących rychtelnie podatki! (wrzeszczy i potrząsa parasolem). Proszę zaczynać! Hej, panie dyrektor, zaczyna pan, czy nie? (do publ). Co? Dlaczego ja mam siadać? Mnie się nie chce siadać! Za moje pieniądze, to ja się mogę nawet położyć! Co?... Pan mi grozi policją? Strasz pan swoją żonę policją, a nie mnie! Widzicie go! (siada — chwilka milczenia — nagle parska śmiechem). Ładny tyjater! (milczenie). Nie, mnie tu dzisiaj szlag chce trafić! (zrywa się z miejsca). Durnia ze siebie nie pozwolę robić! (wychodzi z rzędu krzeseł i staje przed schodkami wiodącymi na scenę — potrząsa parasolem). Proszę mi oddać pieniądze za bilet! (do publ. przyciszonym głosem). A możeby ja tak poszedł się namacalnie przekonać, dlaczego te aktorki nie robią żadnej komedii? (porozumiewawczo kładzie palec na ustach). Cyt! (wchodzi jakby się skradając na schodki — na najwyższym szczeblu zwraca się znowu do publ. — tajemniczo szeptem). Cyt! Ja to zaraz wymacam! (wchodzi na palcach na scenę i skradając się podchodzi do kulisy w głębi, za którą zagląda — po chwili parska śmiechem — do publ.). A niech to dunder świśnie! (zagląda za kulisy, potem do publ.). Jakiś wariat wysmarował się na czarno, jak kominiarz! (cofa się). Wszelki duch Pana Boga chwali! Szczerzy do mnie zęby, jak moja nieboszczka teściowa! (zagląda za kulisy, potem do publ.). Aha! Dyrektor mówi do niego: Otello! Prosi go, aby wyszedł na scenę, ale ta choroba nie chce (j. w.). Mówi, że prędzej nie wyjdzie na scenę, aż nie dostanie 3 złote zaliczki, bo mu się niżej trzech złotych nie opłaci dusić jakiejś Dyzdymony. A niech go choroba ściśnie! To ja za trzy złote mogę oprawić całego wieprza, a jemu się nie chce zadusić jednej Dyzdymony! (j. w.). Dyrektor już mu daje złoty pięćdziesiąt, a ta choroba nie chce! (j. w.). Dyrektorowa wyrywa sobie włosy z głowy i mówi, że ten Otello chce ich zniszczyć finansowo... Już mu dają złoty sześćdziesiąt! To ci uparta, czarna cholera! (j. w.). Nie, mnie dalibóg żal tej biednej dyrektorowej! Już sobie wyrwała wszystkie włosy razem ze skórą i powiesiła je na gwoździu koło drzwi. No — wiecie! Aż tak się martwić, żeby sobie skórę razem z włosami wydzierać z głowy, to trochę za dużo! (j. w.). Już mu dają złoty sześćdziesiąt i pięć... Nie chce sobaka! (j. w.). Przyszła jakaś królowa... To jest pewnie ich główna primadojna (j. w.). Mówi do tego Otella, że jak nie wyjdzie na scenę, żeby ją zadusić, to go nagła choroba zadusi! (do publ. porozumiewawczo). Aha! To pewnie jest ta Dyzdymona! Dlaczego ten czarny Otello nie chce zrobić przyjemności takiej morowej Dyzdymonie?... (j. w.). On mówi, że jak nie dostanie trzech złotych, to za żadne skarby świata nie będzie dusił takiej starej krowy (zagląda za kulisy i po chwili podskakuje z radości). Dobrze mu tak! Dostał od Dyzdymony po pysku, aż wykopyrtnął się na dyrektora. Fajna baba, dalibóg, że pirsza klasa! (woła za kulisy). Popraw mu pani, żeby się nogami nakrył! (wrzeszczy i łapie się za głowę). Nie dyrektorowi! Temu czarnemu diabłowi, myślałem! Co pani bidny dyrektor winien? (do publ.). Trzasnęła dyrektora, że jak Boga mego, nie wiem czy ten chłop to wytrzyma (zagląda za kulisy, potem do publ.). Gwałtu! Dyrektorowa złapała Dyzdymonę za włosy (zagląda). Oho! Już jej także zerwała skórę razem z włosami! (wybiega na środek sceny). Taż proszę państwa, to jest regularne pyskobicie, jakiego nawet w naszym rzeźnickim fachu nie znają! Trzeba tej bidnej Dyzdymonie pomóc, bo inaczej, Otello już nawet nie będzie miał co dusić! (biega zaaferowany po scenie). Hej! Może który z panów na ochotnika! (zakrywa oczy ręką, szukając po sali). Nikt się nie zgłasza! (z postanowieniem). To ja sam będę musiał wyratować Dyzdymonę! (biegnie za kulisy, wywijając parasolem). Proszę mi posłać policję na pomoc! (za sceną słychać jego głos). Proszę puścić! Co to jest, rozbój, czy jaka cholera? Puść pani ten kawałek mięsa! (widać wstrząsane szamotaniem się, płótna kulis). Wal panna prosto w zęby! (część kulis pada na środek sceny). Nie bij panna pod żebro, ale prosto w zęby! (Kurtyna zapada — po chwili wybiega aktor przed kurtynę, którą sobie rękami podnosi — na twarzy ma czarny ślad odbicia całej ręki — do publ.). Ładny tyjater! Proszę popatrzeć, jak mnie Otello urządził. (Pokazuje ślad na twarzy). To przecież widać czarne na białym! Tak dalej być nie może! Chodźmy wszyscy do kasy, niech nam oddadzą pieniądze za bilety! To jest tyjatyr? To ma być tyjater (w pasji). To jest menażeria, to jest panorama, to jest sejm — a nie żaden tyjater! Pieniądze nam muszą oddać! (wbiega po schodkach). Chodźmy do kasy, bo inaczej te zawołoki nam zwieją, gdzie pieprz rośnie! (zawraca na scenę). Ja jeszcze na chwileczkę muszę pójść poszukać tego Otella aby mu oddać za swoje. Mam ja (pokazuje twarz) czarne na białym to niech on przynajmniej zafasuje białe na czarnym (potrząsając parasolem wybiega za kulisy). Ja mu swego nie daruję!

KURTYNA.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Wilhelm Rappaport.