My i Oni/XV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł My i Oni
Podtytuł obrazek współczesny
Wydawca Księgarnia Jana Konstantego Żupańskiego
Data wyd. 1865
Druk Michał Zoern
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Nazajutrz u Prokopa Wasiliewicza był wielki występ, gotowano się ze wspaniałą herbatą dla dobrodziejki, która niegdyś kilku słowami ocaliła całe mienie kupca zagrożone jednym z tych processów niesprawiedliwych, napastliwych, jakie się tylko w Moskwie trafić mogą, gdzie sądy i sędziowie kupują się za pieniądze, prawy sądzą przy drzwiach zamkniętych i cisza grobowa pokrywa spełnioną krzywdę.
Prokop Wasiliewicz, zbogacony wieśniak jarosławskiéj gubernii, człek prosty, dorobiwszy się znacznego majątku szczęściem, oszczędnością i zbiegiem okoliczności niespodzianych, poczynał jak wszyscy dorobkowicze całego świata, trochę chorować na bojara, syna kształcił już po europejsku, córce dał jak najwykwintniejszych nauczycieli... Ta cywilizacya gwałtownie narzucona pokoleniu, które w pieluchach do innego sposobiło się losu, wyglądała tak jak tynk na świeżym murze... Mur osiadał, tynk pękał i dziury świeciły... ale i resztki gipsu przyozdabiały na prędce ulepione gmachy...
Prokop Wasiliewicz od niejakiego czasu zwłaszcza przyjmował w domu wystawnie, ale obyczaje zachował jeszcze przez pół stare ruskie; a w duszy był poczciwym chłopem. Czuł on, że w surducie powinna była chodzić przyszłość, syna téż już przyoblekał w szatę cywilizowaną, ale sam z przyjemnością wdziewał stary sarafan, a żona jego nie młoda już, otyła, Eudoxya Iwanówna, chodziła jak bywało, głowę miała związaną chustką jedwabną, a krótki przyodziewek z futerkiem był jéj ulubioną odzieżą... Coś nakształt tego, co w niektórych miejscowościach Moskale zowią ohrejduszką, bo u nich dusza jeszcze cała w mięsie i ciele. Ale ohrejduszki Eudoxyi Iwanówny szyte były z kosztownych materyi, podbijane gronostajami, kolczyki w uszach matrony połyskiwały przepysznemi soliterami, a na białéj, pofałdowanéj szyi wisiały perły, którychby jéj jenerałowa pozazdrościła.
Darya Prokopówna, ukochana córka, była wcale ładną, białą, pulchną dzieweczką, słuszniéjby należało powiedzieć dziewczyną, zbudowaną do życia obowiązków gruntownie, — szerokich ramion, wydatnych piersi, rąk i nóg do chodu i roboty stworzonych... Z ust jak koral rumianych uśmiechały się jéj białe ząbki, śmiały się i siwe oczki maleńkie i wesołe. Miała około lat szesnastu ale wyglądała na dwadzieścia i chodziła już jak dorosła panna w szerokiéj krynolinie, w najszerszéj jaką tylko mogła wyszukać i w sukniach od najlepszéj francuskiéj modniarki... Mówiła téż wcale nieszpetnie po francusku, a grała na fortepianie z siłą i brawurą, do któréj duża jéj ręka i dłoń zamaszysta dzielnie posługiwały. Było to widocznie dziecię ludu, z którego jeszcze próżniaczego życia wieki nie wyssały zdrowia i wesela.
Dom Prokopa Wasiliewicza wyglądał jak jego familia. W salonie wisiał Św. Mikołuszka srebrną blachą okuty w kątku, z wiekuiście palącą się przed nim lampą oliwną i piękny pejzaż wystawujący nadwołżańską okolicę w oparny ranek letni... Wygrał go Prokop na jakiéjś loteryi, a że miał przepyszne ramy, umieścił go w salonie... ramy go zachwycały. W kącie drugim stał palissandrowy flügel, to jest fortepian, kosztujący tysiąc rubli, a obok na serwantce porcellanowy kot do masła, szklanne ornamenta niewykwintnego smaku, bukiet kwiatów pod kloszem i dwa lichtarze z różowemi świecami... Przepych bogacza łączył się tu tak wszędzie z brakiem smaku i zaniedbaniem człowieka przywykłego do prostszych rzeczy, który nie umie rzemieślniczego misterstwa odróżnić od sztuki.
Po usłudze i przygotowaniach do onéj sławnéj herbaty znać było, że rzadko przyjmowano ceremonialniejszych gości.
Po salonie chodził gospodarz, gładząc brodę, jejmość w jedwabnym kaftanie, Darya w sukni czarnéj morowéj z ogromną broszą, do rozmiarów jéj piersi zastosowaną, i mały Susłow, niby elegant, niby adonis stęplowym papierem i biurową stęchlizną śmierdzący o milę dla lepszego nosa. Prokopom pachniało to jak patchuli.
Susłow był brunecik bardzo staranny około siebie, dosyć przystojny i delikatny; syn duchownego podobno już należał do téj klassy mniéj pracowitéj, która za piecem siedząc zdrobniała. Miał nieco podejrzanéj dystynkcyi, i znać było że się gotował przebijać przez świat nie rozbijając ludzi łokciami ale wszrubowując się między nich, a choćby podłażąc niekiedy. Białemi zębami drobnemi i ostremi uśmiechał się do Daryi, która z nim obchodziła się dosyć łaskawie okazując wszakże że jéj posag dawał prawo nieco podrożyć się z sobą.
Kupiec zaprosił przez Maryą na ten dzień i przyjaciółkę jéj Amelią, sądząc, że swéj gości zrobi tém przyjemność; Amelia dosyć zręcznie znowu wyprosiła pozwolenie przyprowadzenia z sobą kniazia Daliwadze... Kniaź w kupieckiem towarzystwie zawsze jest pożądany, choćby był gruziniec. Prokop był z niego bardzo szczęśliwy.
Któż nie słyszał o tych starych jenerałach w Petersburgu których mieszczaństwo najmuje sobie na pogrzeby i wesela? Być bardzo może iż zwyczaj ten dziś ustał, ale że istniał, za to możemy najuroczyściéj zaręczyć. — Zwykle bywał to odstawny z mundurem i kilku krzyżami starowina, którego godzono za pięć, dziesięć a czasem i więcéj rubli dla asystowania uroczystości. Najmowano mu karetę, sadzono na honorowém miejscu, ugaszczano, a przy drzwiach wtykano bomażkę... z podziękowaniem. Nic charakterystyczniejszego nad to! takich jenerałów tylko Moskwa mieć mogła. Spytajcie tych co dawniéj bywali w Petersburgu, powiedzą wam i poświadczą że wesela, chrzciny, pogrzeby z najętymi jenerałami, były u mieszczaństwa rzeczą bardzo zwyczajną. Jenerał taki siadał, jadł, pił, mniéj więcéj dobrze spełniał swą rolę a byli naturalnie pokupniejsi i mniéj poszukiwani. Podradczyk który dostarczał jenerała przynosił razem jego imie i imie ojca, aby wiedziano jak go uczcić. Byli tacy popularni niektórzy, że im spokoju nie dawano, a że i datek i szampan weselny ponętne są, targali sił ostatek, dodając świetności obrzędom... niejeden zmarł ze znużenia! Uczty weselne nie zawsze są strawne, a noce petersburskie chłodne.
Miarkujecie, że kiedy jenerałów się kupuje dla świetności, chętnie daremnego każdy przyjmie księcia.
Na turkot powozu zajeżdżającego przed bramą, stary Prokop zbiegł ze wschodów i kłaniając się do ziemi poprowadził Maryą na górę. Matka z córką przywitały ją przed progiem.
Stara kupczycha za wyrządzoną im cześć dziękowała ze łzami, omało że Maryi nie całowała po rękach, posadziła ją na pierwszém miejscu na kanapie, a sama nie śmiała już usiąść przy niéj. — Przedstawiono natychmiast Susłowa, który się trochę z początku zmięszał, ale wkrótce odzyskał równowagę, bo już wiedział o co chodziło i jak dziś ważną grał rolę. Stary go zawczasu był przygotował. Wkrótce potém nadjechała téż Amelia strojna w inny sposób ale niemiéj wspaniale, co na nieszczęście tylko jéj podstarzenie uwydatniało bardziéj jeszcze... Za nią spieszył kniaź Daliwadze.
Nim podano herbatę już fortepian był otwarty, Prokop Wasiliewicz obstawał mocno przy tém aby córka zaraz grała i śpiewała, a Marya także się tego domagała wiedząc jaką staremu uczyni przyjemność. Otworzono flügel aż do wnętrzności aby co najwięcéj narobić hałasu, i poczęła się fantazya Thalberga, wykonana jakby ją dziesięć młotów nie dziesięć palców wystukiwało. Omyłek było wiele, ale z tak dobrą popełnionych wiarą, że na nie zważać się nie godziło... Potem na żądanie powszechne ostrym ale potężnym głosem zaśpiewała Darya Casta Diva i Grace Meyerbeer’a, naostatek Schubert’a Skargę dziewczyny, a że tego wszystkiego jeszcze było mało, zakończyła kawałkiem Liszta, w którym najbieglejsze ucho myśli dopytać nie mogło, tak doskonale pokryła ją świetna exekucya...
Wszyscy przyklasnęli nadzwyczajnemu talentowi wirtuozki, ojciec i matka płakali z rozrzewnienia, kochanek rosnął; rzucano nań wejrzenia dające mu do zrozumienia, jaki to skarb ma mu się dostać, jeżeli nań zasłuży... Po téj pierwszéj części koncertu, za którego ukończenie widząc zapał słuchaczów nie bardzo można było ręczyć, nastąpiła herbata. Samowar wniosła strojna w kokosznik służąca, szklanki i filiżanki chłopiec sklepowy w ubiorze narodowym, kraśnéj koszuli i axamitnych spodeńkach, ale z chustką na szyi co zdradzało popęd do apostazyi. Prokop skinął na Susłowa i przyprowadził go do swéj dobrodziejki.
— Pawle Porfirowiczu, rzekł podając mu sam krzesło... ja téj pani winienem wszystko, nie miałbym dziś szeląga przy duszy gdyby nie jéj łaska, co uczynić możecie dla niéj, zróbcie, a zobowiążecie mnie... I nie pożałujecie tego, nie pożałujecie, przysięgam wam na Boga żywego, o cokolwiek wy mnie potém poprosicie, nie odmówię wam.
To rzekłszy i ścisnąwszy za rękę biuralistę odszedł. Susłow odezwał się parę słów dopytując o sprawę, Marya zaraz mu ją krótko i chłodno, bez nadziei aby się to na co przydało, opowiedziała. Susłow zamyślił się mocno.
— Czy to jest człowiek bardzo znany i głośny? zapytał po chwili.
— W kraju swoim dosyć, ale cichy i skromny, nigdy sławy nie szukał z zasługi; nie mówią o nim dziś, jest tyle innych boleści...
— To dobrze, rzekł Susłow, a gdzież on jest teraz?
— Donoszono mi, że już go z partyą wyprawiono z Warszawy.
— I to dobrze, dodał trąc czuba urzędnik... pozwolicie mi, żebym zaraz dla pamięci zrobił sobie zapiskę. A nie moglibyście wy wystąpić jako siostra, krewna lub tym podobnie?
— A gdyby mnie o dowody pokrewieństwa spytano?
— To się nigdy nie dzieje, odparł Susłow, chybaby była denuncyacya, rzecz formy, potrzeba żeby ktoś podał zapiskę, prośbę, skargę; zdaje mi się, nie ręczę, że coś się da zrobić. Spróbujemy zatrzymać go gdzie w drodze w lazarecie tymczasem, wy podacie notę, ja pochodzę... zmienią mu karę katorhi na posielenie (mieszkanie), jakbyście sobie życzyli? gdzie?
Marya zawahała się.
— A nie mógłżeby powrócić? spytała.
— Po co? to by było gorzéj dla niego, w Polsce by go chwycili raz drugi i mybyśmy biedę mieć mogli... późniéj... wracają ludzie łatwo. Tu u nas w Rosyi będzie spokojny, Woroneż, Kursk, Wiatka, Wołogda, macie do wyboru, a co mu tam za krzywda, wyśmienity kraj!
— Wybierajcie już sami, wy lepiéj to znacie gdzie wygnaniec przesiedzieć może ciężkie dni niewoli...
Susłow skłonił głowę, Marya spojrzała mu w oczy niedowierzająco.
— Jak to? jak to? więc wy macie nadzieję? wy macie nadzieję? rzekła nabierając nieco ducha, choć z razu nie mogła pojąć aby taka maleńka figurka dokazać potrafiła, czego jéj minister odmówił...
— Ale ja byłam u ministra i on mi odmówił?
Susłow dziwnie się szyderczo uśmiechnął.
— Zapomniałem was przestrzedz, dodał, ażebyście więcéj nie udawali się ani do niego, ani do żadnéj z wielkich figur... możecie popsuć interes; mam nadzieję, że się rzeczy zrobią po cichu... i końce w wodę... Nie będę wam taił, że teraz łatwiéj uwolnić dziesięciu zbójców niż jednego Polaka... ale u nas, kto wie jak, robią się czasem rzeczy niepodobne na pozór do zrobienia. Będę bardzo szczęśliwy, rzekł z uśmieszkiem, jeżeli usłużyć potrafię przyjaciółce Prokopa Wasiliewicza... wy także, spodziewam się, dodał ciszéj... wy, których on tak szanuje, przemówicie słówko za mną!
— A! całe życie moje będę wam wdzięczną...
Łzy stanęły jej w oczach.
Kniaź Daliwadze, który nie był wtajemniczony w sekret téj rozmowy, widocznie z małą zazdrostką zbliżył się do nich i przerwał ciche narady. Amelia téż szczebiotaniem i zaczepkami nieustannemi usiłowała ją odciągnąć ku sobie; podawano herbatę, — rozmowa stała się powszechną, Susłow ustąpił na stronę.
Tymczasem Prokop Wasiliewicz był szczęśliwy jako człowiek który stare spłaca długi... wesoło zacierał czuprynę i gładził brodę. Herbata była tylko wstępem do biesiady, poprzedziła ona owoce, konfitury, tort, przekąski słone i słodkie w wielkiéj obfitości i doborze; zaraz po nich nastąpił pierwszy wystrzał nieuniknionego szampana, i zdrowie Maryi Agathonównéj które wszyscy spełnili kilkakrotnie. Gospodarz całował ją po rękach i płakał z radości. Zaledwie miano czas odetchnąć po tém, gdy zaproszono do wieczerzy u najlepszego zamówionéj kucharza i wspaniale przystrojonéj. Mężczyźni przepili przed nią po kilka kielichów wódki które otrzeźwiły ich do nowych libacyi szampana. Lało się ulubione moskalom wino strumieniami, zmuszano pić, i kniaź Susłow, sam gospodarz, nawet Amelia dobrze sobie podchmielili. Ożywiło się towarzystwo do tego stopnia że Susłow ze swą przyszłą mogli bezkarnie szeptać i ściskać się za ręce, a nikt nie dostrzegł tych serdeczności dosyć jawnych; nawet troskliwa matka, któréj także kieliszek szampana głowę nieco zawrócił. Kniaź Daliwadze nieustannie przysiadał się do pięknéj Maryi wzdychając i pokręcając czarnego wąsa, a Amelia poczynała ich wzajem sobą prześladować aby pierwsze zbliżenie się ułatwić, ale to nic nie pomogło, stał w myśli biednéj kobiecie nieszczęśliwy kaleka pędzony na Sybir i łzy się do oczów cisnęły.
Późno w noc wychylono toast ostatni i Marya sprowadzona na dół wschodów przez gospodarza, wsiadła do powozu zamyślona, smutna kontrastem téj wesołości ze swą boleścią, nie wiele obiecując sobie ze starań Susłowa.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.