Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wisiały perły, którychby jéj jenerałowa pozazdrościła.
Darya Prokopówna, ukochana córka, była wcale ładną, białą, pulchną dzieweczką, słuszniéjby należało powiedzieć dziewczyną, zbudowaną do życia obowiązków gruntownie, — szerokich ramion, wydatnych piersi, rąk i nóg do chodu i roboty stworzonych... Z ust jak koral rumianych uśmiechały się jéj białe ząbki, śmiały się i siwe oczki maleńkie i wesołe. Miała około lat szesnastu ale wyglądała na dwadzieścia i chodziła już jak dorosła panna w szerokiéj krynolinie, w najszerszéj jaką tylko mogła wyszukać i w sukniach od najlepszéj francuskiéj modniarki... Mówiła téż wcale nieszpetnie po francusku, a grała na fortepianie z siłą i brawurą, do któréj duża jéj ręka i dłoń zamaszysta dzielnie posługiwały. Było to widocznie dziecię ludu, z którego jeszcze próżniaczego życia wieki nie wyssały zdrowia i wesela.
Dom Prokopa Wasiliewicza wyglądał jak jego familia. W salonie wisiał Św. Mikołuszka srebrną blachą okuty w kątku, z wiekuiście palącą się przed