Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



Nazajutrz u Prokopa Wasiliewicza był wielki występ, gotowano się ze wspaniałą herbatą dla dobrodziejki, która niegdyś kilku słowami ocaliła całe mienie kupca zagrożone jednym z tych processów niesprawiedliwych, napastliwych, jakie się tylko w Moskwie trafić mogą, gdzie sądy i sędziowie kupują się za pieniądze, prawy sądzą przy drzwiach zamkniętych i cisza grobowa pokrywa spełnioną krzywdę.
Prokop Wasiliewicz, zbogacony wieśniak jarosławskiéj gubernii, człek prosty, dorobiwszy się znacznego majątku szczęściem, oszczędnością i zbiegiem okoliczności niespodzianych, poczynał jak wszyscy dorobkowicze całego świata, trochę chorować na bojara, syna kształcił już po europejsku, córce dał jak najwykwintniejszych nauczycieli... Ta cy-