Strona:Józef Ignacy Kraszewski - My i Oni.djvu/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

kiéj obfitości i doborze; zaraz po nich nastąpił pierwszy wystrzał nieuniknionego szampana, i zdrowie Maryi Agathonównéj które wszyscy spełnili kilkakrotnie. Gospodarz całował ją po rękach i płakał z radości. Zaledwie miano czas odetchnąć po tém, gdy zaproszono do wieczerzy u najlepszego zamówionéj kucharza i wspaniale przystrojonéj. Mężczyźni przepili przed nią po kilka kielichów wódki które otrzeźwiły ich do nowych libacyi szampana. Lało się ulubione moskalom wino strumieniami, zmuszano pić, i kniaź Susłow, sam gospodarz, nawet Amelia dobrze sobie podchmielili. Ożywiło się towarzystwo do tego stopnia że Susłow ze swą przyszłą mogli bezkarnie szeptać i ściskać się za ręce, a nikt nie dostrzegł tych serdeczności dosyć jawnych; nawet troskliwa matka, któréj także kieliszek szampana głowę nieco zawrócił. Kniaź Daliwadze nieustannie przysiadał się do pięknéj Maryi wzdychając i pokręcając czarnego wąsa, a Amelia poczynała ich wzajem sobą prześladować aby pierwsze zbliżenie się ułatwić, ale to nic nie pomogło, stał w myśli