Milczenie (Poe, 1910)

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Edgar Allan Poe
Tytuł Milczenie
Pochodzenie Kruk. Wybór poezyi
Data wyd. 1910
Druk Drukarnia „Głosu Narodu” w Krakowie
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Barbara Beaupré
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Milczenie.
Szczyty gór drzemią
Doliny, skały i jaskinie milczą.
Aleman.

Posłuchaj mnie — rzekł szatan kładąc mi rękę na głowie. — Mówić ci będę o posępnej krainie położonej w Libii nad brzegiem rzeki Zairy kędy niema ciszy ani spokoju.
Wody rzeki owej o niezdrowej barwie szafranu nie płyną ku morzu, lecz kołyszą się nieustannie pod czerwoną źrenicą słońca, konwulsyjnem wieczystem drganiem. Po obu brzegach rzeki na przestrzeni mil kilku, rozciąga się blade pustkowie pokryte olbrzymimi kwiatami nenufarów. Tęsknią one wiecznie ku sobie i wyciągają po przez zamulone rzeki łożysko, długie upiorne szyje i wzdychając chwieją nieśmiertelnemi głowami.
I wychodzi z nich jakby szmer mętny podobny do szumu podziemnego strumienia i wzdychają nieustannie. Granicę posępnej krainy stanowi las wysoki, ponury, ohydny, otoczony gęstwiną drzew drobnych, które jak fale morskie o brzegi Hebrydów, tłuką o ciemne lasu ściany nieustannym wstrząsane dreszczem, mimo że żaden wicher nie wieje.
I olbrzymie niebotyczne drzewa kołyszą się wciąż na obie strony z potężnym grzmiącym łoskotem, a z wyniosłych ich szczytów sączy się kropla po kropli rosa wilgotna. U stóp ich wiją się w snach gorączkowych dziwne jadowite kwiaty.
Wierzchołkami płyną szare chmury bez końca wciąż na zachód, spływając na kształt katarakty po ognistej horyzontu ścianie.
I żaden wicher nie wieje, a nad brzegami rzeki Zairy niema ciszy ani spokoju..
Noc była i deszcz padał, a krople jego póki spływały wyglądały jak krople wody, dopiero gdy na ziemię upadły widać było że to krew.
Stałem pośród bagnistego pustkowia gdzie rosły nenufary, deszcz padał mi na głowę, a nenufary wzdychały ku sobie w uroczystem osmuceniu.
Aż nagle ukazał się księżyc przysłonięty lekką tkaniną żałobnej chmury i przyświecał barwą ognistej purpury.
Wówczas wejrzenie moje padło na wysoką szarawą skałę wznoszącą się nad brzegiem rzeki, oświeconą szkarłatnym blaskiem księżyca, a skała to była szara, posępna, bardzo wysoka, a skała ta barwę miała szarawą. Na kamiennym jej szczycie dostrzegłem wyryte litery. Po przez nenufary zbliżać się zacząłem do brzegu, aby się owym znakom w kamieniu wyżłobionym przypatrzyć, lecz odczytać ich niemogłem. Miałem już powracać między nenufary, gdy nagle księżyc żywszą zabłysnął czerwienią, spojrzałem znów na skałę i dojrzałem wyraźnie wypisane słowo: Osmucenie.
Spojrzałem raz jeszcze w górę i na szczycie skały dojrzałem postać ludzką... Ukryłem się więc między nenufary i śledzić począłem ruchy siedzącego na szczycie kamiennym człowieka.
Postawę miał wyniosłą i wspaniałą, a od ramion po stopy owinięty był w starożytną rzymską togę. Kontury postaci jego rysowały się niewyraźnie, a jednak widać było, że rysy jego twarzy są boskie, gdyż pomimo płaszcza nocy, mgły, rosy i księżyca, rysy te promieniały jak rysy bóstwa. Czoło miał wysokie i myślące, wejrzenie troską zmącone, a w zmarszczkach twarzy jego czytałem legendę: smutku, nudy, znużenia życiem i wielkie pragnienie samotności.
I człowiek usiadł na skale, a oparłszy głowę na ręku objął wzrokiem krainę Osmucenia.
Spojrzał na wiecznie niespokojne podleśne drzewiny i na niebotyczne drzew wielkich wierzchołki i na niebo szelestów pełne i na księżyc szkarłatny, ja zaś ukryty wśród nenufarów śledziłem jego ruchy i widziałem, że drży w samotności; noc zapadała coraz głębsza, a człowiek siedział na skale.
Odwrócił oczy od nieba i wzrok swój skierował na ponurą rzekę Zairę, na żółte posępne jej wody na blade nenufarów legiony.
Ukryty wśród nenufarów śledziłem jego ruchy i widziałem, że drży w samotności. I noc zapadała coraz głębsza, a człowiek siedział na skale.
Wówczas zapuściłem się głębiej w bagniste pustkowie, a stąpając po oślizłych łodygach lilii wodnych przywołałem hipopotamy mieszkające w bagnie; usłyszały wołanie moje i przyszły wraz z Behemotami aż do stóp skały i ryczeć poczęły głośno i przeraźliwie pod czerwonem światłem miesiąca.
Siedziałem ukryty w gęstwinie nenufarów śledząc ruchy człowieka na skale i widziałem, że drży w samotności, tymczasem noc zapadała coraz głębsza, a on siedział wciąż na skale.
Wówczas zakląłem żywioły w jedną olbrzymią wrzawę. I wszczęła się burza na niebie przed chwilą tak spokojnem. I niebo zbladło straszliwie pod przemocą burzy, a deszcz smagał głowę człowieka, a fale wód wystąpiły z łożyska rzeki, a rzeka udręczona burzyła się i pianą tryskała, a nenufary krzyczały z głębi swych gniazd, a las szalał pod wpływem wichru, a grzmoty ryczały i błyskawice spadały jedna po drugiej. I skała poruszyła się w swych posadach.
Ukryty śledziłem ruchy człowieka siedzącego na skale i widziałem, że drży w samotności, tymczasem noc zapadała coraz głębsza, a człowiek siedział na skale.
Wówczas zawrzałem gniewem i rzuciłem klątwę milczenia na rzekę i nenufary, na wicher, las, niebo, grzmoty i na wieczne nenufarów westchnienia.
I klątwa spadła na nie i stały się nieme.
Księżyc zaniechał swej uciążliwej po niebie wędrówki, grzmoty skonały i nie było już błyskawic. Chmury zawisły bez ruchu. A faje wód powróciły w łożysko rzeki i stanęły nieruchome, drzewa kołysać się przestały, a z kielichów lilii wodnych nie wybiegały już westchnienia.
I... szmeru najlżejszego i cienia nawet głosu żadnego dosłyszeć nie było można.
Zaniemiała bowiem niezmierna bezgraniczna pustynia.
Spojrzałem wówczas na litery w skale wyżłobione i zobaczyłem, że są już zmienione. Na skale wypisanym był wyraz: Milczenie.
Zwróciłem oczy na twarz człowieka i ujrzałem ją przerażeniem bladą.
Oderwał on szybko głowę od ręki na której ją wspierał, wyprostował się w całej wysokości i pilnie nasłuchiwać począł..... Napróżno!
Oniemiała! olbrzymia, bezgraniczna pustynia i nie było w niej żadnego głosu, a litery w skale wyżłobione tworzyły wyraz: Milczenie.
Człowiek zadrżał, odwrócił się nagłym ruchem i... uciekać począł... daleko..., a tak szybko, żem go dojrzeć nie mógł.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Księgi Magów, melancholijne księgi Magów żelaznemi spięte klamry, zawierają wiele pięknych opowieści. Są tam wspaniałe opisy: Nieba, Ziemi i potężnego Morza. Są powieści o Geniuszach co władały ziemią, morzem i Boską niebios krainą.
Wiele też głębokiej mądrości mieściło się w słowach wypowiedzianych niegdyś przez Sybille i wiele wiele świętych rzeczy wysłuchały liście szemrzące naokół Dodony.
Lecz jak prawdą jest, że Allach jest żywym, tak bajka ta, którą mi szatan opowiedział usiadłszy przy mnie w cieniu grobu, jest najdziwniejszą ze wszystkich. A gdy szatan ukończył swą opowieść, przewrócił się i tarzać począł w głębokościach grobu zanosząc się od śmiechu.
Lecz ja nie mogłem śmiać się wraz z nim i przeklął mnie szatan za to, że śmiać się nie mogłem.
A Ostrowidz wieczny grobu mieszkaniec, wyszedł z grobu i położył się u stóp szatana i patrzył mu prosto w oczy.








Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edgar Allan Poe i tłumacza: Barbara Beaupré.