Mieszko

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Władysław Tarnowski
Tytuł Mieszko
Pochodzenie Poezye Studenta Tom I
Wydawca F. A. Brockhaus
Data wyd. 1863
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
MIESZKO.
BALLADA.


Jakiż to starzec w czarnem więzieniu
W podziemne strącony sklepy,
Wiek siwy w grobów duma milczeniu
Starzec w kajdanach a ślepy? —
O znać z tych liców zżółkłych zgryzotą,
Z oczu niemego wejrzenia,
Że się dni jego, dumne dni plotą
Ze zwycięztw — lecz i z cierpienia —
I na tej pleśnią bielącej skroni
Korona z dębu wiewała,
Gdy błyszczał oręż, w dziś skutej dłoni,
Niejedna horda zadrżała! —
Niegdyś król Słowian w kraju szerokim
Co bił — dziś zbity — zdradzony,
Od roku w lochu jęczy głębokim —
Bez siły — i bez obrony —

Dziś gospodarzy wróg w jego państwie,
Ogniem i mieczem pustoszy,
Król prawy zdradzon, oślepł w poddaństwie.
Wróg włada — mści się — i płoszy.
On niegdyś błagał Bogów o życie,
O siłę w bojach usłużną,
Bo miał królestwo — miał cudne dzieci,
Dziś błaga śmierci — na próżno —
Lecz jak ty starcze żyjesz tu jeszcze.
Skazany na śmierć głodową? —
Próżnoż cię śmierci przechodzą dreszcze
Zbladłeś bladością grobową. —
Przy nim na głazie siedzi dziewczyna,
W twarz starca patrzy troskliwie,
To jego córka — córka jedyna
W oczy pogląda trwożliwie.
Gdy po przegranej został od wrogów
Królik okuty w kajdany,
Drzwi zawalono — a wśród tych progów
Został on — i jego rany!
Darmo się targa w ciemności łonie,
Bogów o rychłą śmierć woła,
Głos jego w błędnych sklepieniach tonie —
Głazy i ciemność do koła.
Coraz to czarniej — w podziemnym grobie
Król stary słabnąc ociemniał,
I o swej córze marząc w tej dobie
Męczarnie swe uprzyjemniał:
«Mnie już opuśćcie okrutne Bogi!
Lecz ją od hańby ratujcie,
Niech mnie zadręczą ojczyzny wrogi —
Nad nią się tylko zmiłujcie!»
W tem pękła z trzaskiem u góry krata,
I z światłem postać dziewicza,
Zsuwa się zwolna — jakby z zaświata
W trwodze bladego oblicza —
«Ktokolwiek jesteś jeniec zajęczał
Dobij mnie! ciebie ślą nieba,

Dobij! łańcuchem rdzawym zabrzęczał,
«Dobij! lub do ust daj chleba —
Oh! kroplę wody! pierś płonie skrami!»
«Ojcze! ja dziecię twoje!»
I padła u nóg starca ze łzami
Łańcuchów targając zwoje —
Do piersi milcząc ciśnie ze łkaniem
Starzec nieszczęsny swe dziecię:
«O! zgińmy razem, razem powstaniem
Z więzów co wiąże los w świecie!»
I strasznym głosem bólu, radości
Zaryczał stary wódz siwy,
Ją błogosławił, klął swoje kości
I pytał o siły dziewy —
Siłą miłości ojcze mój stary!
Bogi roślinę mi dały,
Mam kwiat paproci w ręku — a z wiary
O! potężniejszam nad skały! —
Gdy cię z tych ramion wydarto ojcze,
Nie łkałam, ale dumałam,
Jak stargać więzy, co bratobójcze
Dały ci dłonie — czuwałam!
Całą noc dzisiaj w zielonym gaju
Pod dębem diwy prześniłam —
W tem głos daleki słyszę jak z raju
Rzekł — co kazał uczyniłam:
Tutaj kwitnie paproć ta! —
Weź kwiat, niech go zrosi łza;
Rozrań rękę i do rany
Włóż paproci kwiat zerwany —
Gdy dłoń przytkniesz do tych krat,
Pękną kraty — w dole świat
Ciemny — ciemny — a w tym świecie
Będzie łaknąć w więzach dziecię.
A ty stąp w ten nocny kraj
I dzieciątku piersi daj! —

Umilkło — ranek zaświtał biały,
Paproć mam tutaj w mej ranie —
Ojcze! me piersi mlekiem wezbrały
Cud ten na życie ci stanie —
O spij mój starcze — spij tę pierś moją
To diwa dala w swym gaju,
Ojcze! — łzy straszne twe lica stroją — »
„Przysięgam! na pomstę raju
Dzieweczko moja! ty święte kwiecie!
O podaj piersi mi twoje.
Ja ssać spragniony będę jak dziecię
Z źródeł życia mego zdroju! — »
Uwisł u piersi młodej dziewicy
Jak niemowlę w matki ręku,
Jak rosą zwiędły kwiatek w ciemnicy
Ożył i spoczął bez jęku.
«O ja nie pójdę ojcze od ciebie
Mchem ci wyłożę posłanie —
Szczęśliwsze tutaj jak w Bogów niebie
Twe dziecię — z tobą zostanie.»
Tak co dzień starzec w ciasnem więzieniu
Z dniem każdym bardziej dziecinny,
U piersi dziecka swego w milczeniu
Ssie życia pokarm dziękczynny. —
Ona go w śnieżnych ramionach trzyma
I piosnki do snu mu śpiewa,
A on usypia — szczęśliwszych nie ma —
Ta ludzi para — szczęśliwa!
Ona mu śpiewa, jak dziecię małe — —
Raz do snu gdy zwarł powieki
Porzucił więzy — kości spróchniałe —
U piersi usnął — na wieki! —

Patrzali ludzie — złamana krata
Trwożną lud pojrzał powieką —
Wśród gajów Diwy gołąbek lata —
Poleciał — kędyś — daleko!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Władysław Tarnowski.