Małpi król

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
>>> Dane tekstu >>>
Autor Elwira Korotyńska
Tytuł Małpi król
Podtytuł Baśń fantastyczna
Pochodzenie Księgozbiorek Dziecięcy Nr 58
Wydawca „Nowe Wydawnictwo”
Data wyd. 1933
Druk „Bristol”
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

KSIĘGOZBIOREK DZIECIĘCY.
E. KOROTYŃSKA.
MAŁPI KRÓL
Baśń fantastyczna.
Z ILUSTRACJAMI.
NAKŁADEM „NOWEGO WYDAWNICTWA“
WARSZAWA, ul. MARSZAŁKOWSKA 141.
Druk. „Bristol”, Elektoralna 31, Tel. 761-56.






Historja, którą opowiadamy, zdarzyła się wiele, wiele lat temu, kiedy żyły jeszcze w niedostępnych głuszach dzikie duchy, przyczyniające zła ludziom, duchy olbrzymy, wyrywające drzewa z korzeniami i miotające niemi w złości... Postrach dorosłych i dzieci.
A żyły też i istoty ciche, łagodne i dobre zwane Jogami, które nie śmiąc wydawać wojny okrutnym olbrzymom, padały często ofiarą ich niepohamowanej złości.
Najstraszniejszym z olbrzymów był Rawana. Na niego to spadało najwięcej skarg i łez za okrutne czyny i krzywdy.
Mieszkał on na wyspie Ceylon w prześlicznem mieście zwanem Lanka, stąd to przepływał morzem do Indji ile razy tylko zapragnął, zabijając i pożerając spokojnych tamtejszych mieszkańców, przekładał on bowiem ponad wszelkie jadło, ludzi.
Zwykły wzrost jego dorównywał dzwonnicy kościelnej, ale dzięki nauce magji, którą posiadał mógł powiększać swą wysokość tak bardzo, że sięgał gwiazd i obłoków, albo też stawał się człowiekiem zwykłego wzrostu.
Miał przytem ów okrutny olbrzym dużo sobie podobnych do usług. Mieszkali oni albo razem z Rawaną albo też w Indjach, gdzie sama ich nazwa budziła grozę w mieszkańcach.
Pewnego razu dobre duchy przynoszące szczęście ludziom zebrały się u jednego z mędrców, zapytując, coby zrobić mogły aby uwolnić świat od Rawany.
Wtedy mędrzec rzekł: Rawany nie zmoże żaden olbrzym ani żaden czarownik, ale ma go pobić zwykły człowiek. Nie urodził się on jeszcze, ale wkrótce na świat się zjawi...
Ucieszyły się z tej wieści dobre duchy i oczekiwały przybycia tego zwycięzcy z upragnieniem.
Właśnie w tym czasie bogaty indyjski książe zanosił modły do Boga, aby zesłał syna.
Wysłuchanym został natychmiast i to był właśnie ten, który po dojściu do pewnego wieku miał zabić okrutnego Rawanę.
Tymczasem ohydni i źli siłacze niepokoili pobożnych i dobrych Jogów, zabierając im posiłek mozolnie zebrany, zabijając i pożerając ich dzieci.
Gdy razu pewnego czworo małych dzieci porwanych zostało przez Rawanę, wyruszyło poselstwo do księcia Indji, błagając go o natychmiastową pomoc.
Biedny ojciec, stanąwszy przed księciem, opowiadał mu o krzywdach przez te złe istoty wyrządzanych, o bólu nieszczęśliwej matki, której teraz dzieci porwano i mówiąc to zalewał się łzami.
Książe, czuły na niedolę swych poddanych, chciał wysłać wojsko na Rawanę, ale w połowie drogi olbrzym dowiedziawszy się o zamiarach księcia, zasypał piaskiem żołnierzy, którzy legli na polu zaduszeni w ten sposób i nie zrobiwszy nic sami padli ofiarą.
W tym to czasie dorastał ten, który miał być zwycięzcą. Pilnowały go dobre duchy i rodzina, aby mu się nic złego nie stało i nie puszczali go nigdy samego.
Ale raz na nieszczęście, gdy urządzono u księcia polowanie, dużo sług poszło do lasu jako naganiacze zwierzyny, dziecko zaś, wtedy już ośmioletni chłopiec, pozostawiony był na opiece niańki i jednego ze sług.
Niania pilnowała go gorliwie, siedząc i opowiadając bajki, gdy naraz ogromna wichura zatrzęsła całym pałacem, powylatały szyby z okien a grad wielkości orzecha sypać we wnętrze pokojów począł.
Oszołomiona piastunka rzuciła się ku drzwiom by wołać o ratunek, a gdy powróciła, nie było już małego Olafa, tylko krzesło, na którem do niedawna siedział stało nieporuszone i całe.
Nieszczęśliwa piastunka krzykiem wielkim napełniła komnaty, biegając i nawołując dziecięcia.
Uciszyła się burza, uspokoiło się w naturze, ale Olafa nie było.
Porwał go Rawana olbrzym okrutny, wiedząc, że na zgubę jego jest narodzony.
Co za rozpacz ogarnęła rodziców, gdy powróciwszy nie zastali ukochanego syna, nadzieję swego życia i nadzieję nieszczęsnego narodu, który czekał na to aby dorósł i z rąk okrutnego Rawany ocalił.
Rozesłano rycerzy na wszystkie strony, szukano w każdym zakątku, ale nigdzie go znaleźć nie było można.
Zrozumiano więc kto go porwał i postanowiono uformować armię na Rawanę.
Piastunka zaś małego Olafa zrozpaczona stratą powierzonego jej pieczy dziecka, zniknęła pewnego dnia bez śladu, pozostawiając tylko na biurku stroskanego księcia te słowa: Nie wrócę, aż znajdę Olafa...
Widzimy ją w parę miesięcy potem w leśnej kniei, niedaleko od siedziby olbrzyma Rawany i jego wojowników olbrzymów.
Nie widziała dotąd Olafa, ale serce jej mówiło wciąż, że jest on w tym nieprzebytym lesie zdrów i cały, lecz uwięziony przez okrutnego tyrana.
Razu pewnego, gdy siedziała w swej odludnej chatce posłyszała nawoływania myśliwych i naraz przed jej okienkiem przesunęła się postać urodnego młodzieńca z łukiem do strzelania napiętym.
Wybiegła naprzeciw niego i zdziwiona wielce przyglądała się osobliwemu zwierzęciu, za którem ów młodzian uganiał.
Był to jeleń o złotej sierści i srebrnych rogach, tak żwawy, że trudno go było strzałą dosięgnąć.
— Panie! — zawołała piastunka — ktokolwiek jesteś, powiedz, czyś nie widział naszego Olafa, syna księcia Indji... Szukam go oddawna i nigdzie znaleźć nie mogę... O, nie zabijaj tego jelenia, przynieść on ci może nieszczęście, wszak niezwykłe to zwierzę, zapewne zaczarowane przez olbrzymów lub wróżki.
— Tembardziej więc chcę posiąść tego jelenia, możebym go od czaru oswobodził...
Pobiegł za zwierzęciem, niepomny przestróg kobiety ale niepodobieństwem dlań było postrzelić je lub złapać żywcem.
Nadomiar złego jeleń gnał po całym lesie, zmuszając go do biegania w różne strony i oddalania się w ten sposób od chaty piastunki.
Gdy się tak coraz głębiej w las pogrążał, posłyszał naraz głos dziwny nad sobą. Ratuj, ratuj czemprędzej!
Posłyszała i kobieta szukająca swego Olafa i pędem pobiegła w stronę skąd pochodziło wołanie.
Była pewną, że myśliwemu stało się coś złego i że jego to głos wzywa ratunku.

Tego tylko i chciał Rawana. Pobiegł do niewiasty, gdy ta o sto kroków oddalona była od swojej chaty, mającej moc niedopuszczania do wnętrza, i porwał ją z okrzykiem tryumfu na plecy.

Nie mogła nawet krzyknąć, stało się tak nagle. Z przerażenia zemdlała i zawisła na ramieniu ohydnego olbrzyma. Ten zawołał ze śmiechem:
— Oto ostatnia zapora od posiadania tego, który ma godzić na moje życie... Zgnieść ich nie mogę, bo mają moc w sobie nadaną przez Jogi, ale więzić mam możność, bodajby całe życie...
Do tej pory wywabić jej z chaty o sto kroków nie mogłem i gdyby nie ten zaczarowany w jelenia olbrzym byłbym jej i dziś nie zdobył...
Tymczasem myśliwy naraz stracił z oczu jelenia i postanowił wrócić do chaty kobiety, która go o książęcego syna pytała...
Jakież było jego zdziwienie, gdy chatę zastał pustą, drzwi stojące otworem a niewiasty ani słychać.
Sądził że wkrótce powróci i posiliwszy się tem, co zastał na stole, spać się w kącie ułożył...
— Dobra to jakaś kobieta... — myślał — nie rozgniewa się na mnie z pewnością, żem się rozgościł.
Ale przeszła noc, nastał poranek a kobiety jak nie było, tak nie było.
Przerażony tem zajściem, szukać począł po lesie, ale nigdzie nie znajdując, dorozumiał się, iż olbrzym jakiś porwał ją i pożarł, gdy on się za jeleniem uganiał...
— Niechybnie okrutny Rawana zamienił kogoś w jelenia aby jego od niewiasty odciągnąć i porwał ją w swe straszliwe szpony...
Zapuszczając się wgłąb lasu spotkał takiego jak on rycerza, wysłanego na zwiady, czy przypadkiem nie przydarzyło się co Rawanie i czy nie możnaby porwać ukradzionego przez olbrzyma Olafa.
Idąc razem i radząc nad tem, jak uwolnić kraj od okrutników leśnych, naraz spostrzegli cztery uzbrojone małpy, na czele których szedł z pałaszem u boku dowódca.
Orszak ten przystąpił do naszych rycerzy i jeden z nich pokłoniwszy się rzekł: —
Witajcie nam, przyjaciele! Jestem Sugriwa, król małp, a oto mój generał i przyjaciel szlachetny książe Hanuman, ci zaś trzej są mymi przyjaciołami. Ubogimi jesteśmy, bowiem mój brat niedobry wygnał mnie z mojego królestwa, a ci zacni ludzie nie chcą mnie w mej niedoli opuścić...
Czterej przyjaciele pochylili swe głowy przed rycerzami, ale słowa wymówić nie mogli, mając usta zapchane orzechami.
Książe Hanuman aż zakrztusił się chcąc słów grzecznych parę powiedzieć. Były to bowiem małpy wprawdzie, ale z lepszej sfery, grzeczne i ułożone.
Naraz jeden z rycerzy spostrzegł u małpy bransoletę i pierścionki, które miała na sobie piastunka. Upamiętniły mu się te klejnoty na rękach prostej kobiety noszone, przedewszystkiem rzadki okaz akwamarinu, kamienia koloru morskiej wody. Otrzymała go piastunka od księżny, gdy ukazał się u Olafa pierwszy ząbek.
— Skąd masz te klejnoty? — spytał rycerz posiadacza takowych... widziałem je u kobiety, która niewiadomo w jaki sposób zaginęła ze swej chaty...
— Rzuciła te kosztowności jakaś niewiasta, porwana przez okrutnego olbrzyma. Niósł ją na plecach zemdloną, a z rąk jej spadły pierścionki, które tu widzicie i bransoleta.
Jeśli chcecie rycerzu dowodu, że uniósł ją Rawana, spojrzyjcie na te gałęzie połamane u drzew, koło których przebiegał i na te ścieżki z wgłębionemi śladami olbrzyma...
Zaniósł ją do swej siedziby, gdzie ukrywa też książęcego syna Olafa...
— Idźmy więc, idźmy czemprędzej ratować Olafa i jego piastunkę!... Nie możemy przecie zostawić ich w mocy tego tyrana!
I już chciał biedz po ścieżce wiodącej do schronienia olbrzyma, gdy naraz król małp zatrzymał go, mówiąc: — Cóż poczniecie sami z tym wielkim i potężnym olbrzymem Rawaną?... Czyż sądzicie, że tak łatwo zwyciężyć tego, co drzewa z korzeniami wyrywa i niemi miota, co pożera ludzi i dzikie zwierzęta...
Pomóżcie mi odebrać królestwo memu niedobremu bratu a utworzę taką armię, o jakiej wy marzyć nawet nie możecie.
Rycerze zgodzili się na to z wielką chęcią i pobiwszy małpiego brata, oczekiwali na przybycie armji.
Przedtem jednak wysłano jako wywiadowcę Hanumana. Nie wiedzieli bowiem rycerze gdzie ukryty Olaf i jego piastunka i czy na wyspę Ceylon, gdzie prawdopodobnie znajdowaćby się powinni będzie jakie możliwe dla nich przejście. Indje bowiem oddziela wielkie, głębokie morze i jeden tylko Hanuman, umiejący, sterując ogonem, latać w powietrzu, mógł wyśledzić miejsce ukrycia więźniów.
Po ciężkich przejściach, w czasie których, o mało nie postradał życia i nie był pochłonięty przez olbrzyma morskiego, ojca Rawany, Hanuman wracając do rycerzy z dobremi wieściami, pobił w mieście olbrzymów ich żołnierzy i zdołał umknąć po dachach, wywijając pałaszem nad głowami przerażonych mieszkańców.
Złapano go raz wprawdzie i stawiono go przed Rawaną, ale zamienił się w szczura i uciekł.
Przybywszy do miejsca, gdzie nań z niecierpliwością oczekiwano, opowiedział o wszystkiem, jak znalazł na wyspie Ceylon przechadzającą się po parku piastunkę i Olafa, jak słyszał jej rozmowę z Rawaną, grożącym jej że ją pożre, jak wreszcie, gdy go złapano, chciano go pozbawić ogona, najpiękniejszej małpiej ozdoby, ale zamienił się w szczura i uciekł.
Na drugi dzień po przybyciu do domu, Hanuman wraz z czterema znanemi nam małpami, odszedł do królestwa swego króla, aby armję wielką utworzyć.
W parę dni później dziwne wojska ciągnęły do kniei...

Były tam uzbrojone słonie, wiodące setki całe swych braci, istne góry żyjące, każdej chwili gotowe rzucić się i zatratować kopytami olbrzymów... Szło tego nietylko setki, ale całe tysiące ze wszystkich lasów i puszczy...

Przywędrowały też tutaj strasznej drapieżności niedźwiedzie... Szły gotowe do walki, silne i odważne, w imię sprawiedliwości państwo okrutnika rozwalić... Stada dzikich tygrysów, panter i lampartów wyszły też szeregiem na głos Hanumana i króla małp, którzy nawoływali zwierzęta o pomoc i wyzwolenie więzionych.
Ogromne chmary drapieżnego ptactwa zaległy powietrze, gdzie zbierały się owe wojska.
Orły, sępy i inne silne ptaki przyleciały ze szponami swemi na pomoc. Małe zaś, słabe ptaszyny ofiarowały swe pióra na strzały do łuków. Męstwo i zapał ogarnęły wszystkie twory tej ziemi nieszczęsnej pod władzą okrutnego tyrana będącej... Gołębie przelatywały zapytując, czy nie mają rycerze depesz lub listów do przesyłania i nadstawiały szyjki do przywiązywania takowych.
Cały świat poruszył się buntem przeciw zbrodniarzowi, co niewinnie więził lub pożerał, co niesprawiedliwością swoją każdemu dał się we znaki.
Przeszło wojsko owe aż nad brzeg morza i stanęło w zadumie co robić. Rzucił wprawdzie bożek wojny w ręce jednego z rycerzy strzałę ognistą, aby wrzucił do morza, a uschnie ono natychmiast, ale twory morskie, wraz z królem morza błagać poczęły o darowanie im życia...
Wypłynął bóg morski na falach, jak na rydwanie przez delfiny ciągnionym i poradził im, aby most wielki aż do wyspy Ceylon zbudowali.
Rzuciły się zwierzęta lądowe i morskie i z kamieni most zbudowały.
Rawana struchlał, wiedział bowiem, że z rąk takich walecznych zginąć musi. Zawezwał ze wszystkich krajów świata olbrzymów, aby wieść bój na śmierć i życie...
Rzucono się na siebie z wściekłością, padały głowa za głową, chrzęściały zbroje rycerzy i zabijały strzały. Po stronie olbrzymów został tylko Rawana, po stronie rycerzy garstka ludzi i trochę niepożartych przez olbrzymy zwierząt...
Naraz z kniei wybiegł chłopiec cudnej urody i machając jakimś olbrzymiej wielkości kwiatem dotknął ohydnego Rawana gałązką...
Padł olbrzym jak dąb siekierą podcięty i nie przemówił ani słowa...
Cisza wielka zaległa to pobojowisko, na którem wróg leżał obok wroga, mścić się już nad nim nie mogąc...
Dwaj rycerze i dziecię stali w obraz smutny wpatrzeni, bolejąc nad stratą tylu wiernych obrońców a jednocześnie myśląc o tem gdzie jest przywiązana do utraconego dziecięcia piastunka, dorozumiewając się, że chłopiec ów był poszukiwanym synem książęcym.
Naraz domy olbrzymów zapłonęły ogniem z nieba rzuconym i z jednego z nich wybiegła biała postać, z wyciągniętemi dłońmi, kierując się ku znanemu już sobie rycerzowi...
Cóż była za radość, gdy zobaczono tych dwoje, dla których ocalenia tu przyszli, zdrowych i całych, gdy piastunka opowiadała, że kwiat ten trujący, który zabił Rawanę zasiała sama i wypielęgnowała i że tak jak śmierć złym, tak życie dobrym przynosi...
Dotykano się cudowną rośliną zwierząt martwych i ludzi przez olbrzymów zabitych, a natychmiast wstawali dotknięci i wracali szczęśliwie do swych siedzib.
Rycerze wraz z piastunką odwieźli Olafa do księcia, który przez sto dni ucztował z radości, a rycerzy obdarzył wielkiemi bogactwami.
Piastunka do końca życia opływała w dostatkach kochana i szanowana przez księżnę, jej męża i Olafa.
Olbrzymi zaginęli od tej pory nazawsze.

KONIEC.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Elwira Korotyńska.