Przejdź do zawartości

Lucyan/Rozmowa XI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Lucyan
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron


ROZMOWA XI.
SEN.
Micyl i Kogut.

Micyl. Bodaj tego koguta Jowisz zgnębił, z jego bezecnym a przeraźliwym wrzaskiem : jak gdyby się uwziął na moje nieszczęście, wśród snu najwdzięczniejszego, gdym w złoto i srebro opływał i najsmaczniej spoczywał, ten niewczesny budziciel pianiem mi swojem odebrał wszystko. Nie będęż ja przynajmniej w nocy szczęśliwym, gdy mnie najawie los przeciwny tłoczy, i gorzej jeszcze nad głos koguta tego męczy? Północy jeszcze nie masz, wszystko koło mnie w milczeniu spoczywa, a poprzedniczka Jutrzenki, świeżego powietrza żywość, uczuć się jeszcze nie daje. Niegodziwy kogut, jak gdyby złote runo[1] miał w straży, skoro legnę, już ci się odzywa! ale poczekaj tylko przemierzły krzykaczu, jeżeli cię teraz kijem namacać nie mogę, skoro dzień przyjdzie, nauczę ja cię, jak to pana budzić nie trzeba.
Kogut. Mniemałem, iż się przysłużę budząc cię rano, abyś z dnia dłużej korzystał; choćbyś albowiem jeden trzewik przededniem zrobił, jużbyś miał czem się w reszcie dnia wyżywić. Ale kiedy przenosisz nad pracę spoczynek, nie będę przeszkadzał spaniu twojemu. Strzeż się jednak tego, iżbyś w śnie będąc bogatym, na jawie z głodu nie umarł.
Micyl. Przebóg! cóżto ja słyszę! mój kogut gada! brońcie mnie nieba od jakowej przygody.
Kogut. Znać, że się czytaniem xiąg nie bawisz, a więc nie znasz Homera. Tambyś się dowiedział, jak koń Xantus dowozu Achilla zaprzężony, nie tylko prozą tak jak ja, ale wierszami gadał, a co większa prorokował. Jednakże żaden z przytomnych do cudu się nie odwołał, i nie prosił bogów, żeby go od złej przygody strzegli. A cobyś na to powiedział, gdybyś był usłyszał gadający okręt Argonautów[2]! dęby Dodońskie dające wieszczby? krzyczące na rożnie u ofiarników pieczenie? Cobyś rzekł, gdyby odarta z bydlęcia skóra powstała razem i biegała przed tobą[3]? Ja który jestem towarzyszem nierozdzielnym Merkuryusza, bożka mównych, a raczej plotkarzów; ja, który w domach żywiony wraz z ludźmi mieszkam, maszli być rzecz ku podziwieniu, iż się mówić nauczyłem? Cożkolwiek bądź, jeżeli mnie nie wydasz, powiem ci, i kiedy i dlaczego dar wymowy zyskałem.
Micyl. Nie jest to tylko sen: co ja widzę i słyszę! i kto się to do mnie, czy bożek, czy kogut odzywa? Czyś więc bożek, czy kogut, powiedz, skąd twoja dla mnie względność. Nie wydam cię zaręczam, poprzysięgam, a chociażbym i wyplótł przed kim, co mi się nadarzyło, któżby uwierzył twierdzącemu, iż kogut gadał?
Kogut. Mniejsza o to. Teraz ci powiadam, iż kogut co z tobą gada, był człowiekiem : nie jest zbyt długi wieków przeciąg, jak nim być przestał.
Micyl. Nie pierwszyś ty wprawdzie zamienił brodę za pióra. Pamiętam, iż mi powiadano, jakoby młodzieniec zwany Gallus, w wielkiej był łasce u Marsa. Ten wziął go był z sobą, gdy szedł do Wenery; kazał stać u drzwi i pilnować, żeby się o tych jego nawiedzinach nie dowiedział Apollo, i nie dał znać Wulkanowi. Trzpiot młody stojąc na podsłuchu zasnął : Apollo zszedł Marsa z Wenerą, a Wulkan w sieć ich ułowił. Skoro się z niej wydobył Mars, przemienił chłopca w koguta. A że był naówczas w zbroi nakształt szyszaka, zostawił mu na łbie grzebień. Odtąd skoro w słońcu Apollo błyśnie, koguty wrzeszczą.
Kogut. Wiem ja o tem, ale to nie moja, lecz pierwszego przodka naszego przygoda. Przypominając więc sobie, owe jego na podsłuchu zaspanie, wrzaskiem okazujemy słońcu, żeśmy czuli na jego przybycie.
Micyl. Powiedz mi teraz, proszę cię, cokolwiek o twoich własnych przygodach : ciekawy jestem wiedzieć je.
Kogut. Słyszałeś o Pilagorze na wyspie Samos urodzonym?
Micyl. A któżby tego bałamuta nie znał, co mięsa i bobu jeść bronił, chociaż to rzeczy i zdrowe i smaczne. On także na lat pięć usta swoim uczniom zamykał.
Kogut. A wiesz o tem, iż nim był Pitagorem, był wprzód Euforbem,[4] i znajdował się pod Troją?
Micyl. Wiem : powiadają o tym Pitagorze, iż był i filut i czarnoxiężnik.
Kogut. Wiedzże teraz o tem, iż ja jestem Pitagor a więc zle o nim nie mów, ani go potępiaj, kiedy go dostatecznie nie znasz.
Micyl. Ah! jużcito, jak widzę, cud nad cudami! kogut filozof. Teraz kiedy wiem, czem jesteś, a raczej czem byłeś, racz mi powiedzieć, jakeś przeszedł z rodzaju ludzkiego do ptaków, ty, któryś się na wyspie Samos[5] urodził i byłeś obywatelem Tanagry[6]. Przyznać ci się albowiem muszę, iż mi się to wszystko trudne do wiary zdaje. A naprzód i tego pojąć nie mogę, iż będąc Pitagorem, masz, ile uważam, dwie rzeczy w sobie wcale niepitagoryczne.
Kogut. Jakież są?
Micyl. Jesteś najszczebietliwszym z krzykaczów, a Pitagor milczenie nakazywał. Nie kazał Pitagor bobu jeść, a kiedym ci go dał wczoraj na wieczerzą, zjadłeś wszystek do szczętu. Musisz więc albo nie być, czem się być mienisz; albo jeźli jesteś, niepełnisz tego, coś przykazywał.
Kogut. Micylu! trzeba sądzić o rzeczach według okoliczności. Gdym był Pitagorem nie jadłem bobu : kiedym kogut, nic mi go jeść nie zabrania. Teraz ci opowiem, przez jakie odmiany przeszedłem, nim zostałem tem, czem mnie widzisz.
Micyl. Słucham: musząto być rzeczy wcale ciekawe. Staną mi za ów sen, coś mi go przerwał.
Kogut. Jeszcze ci się marzy; porzuć czcze i nic nieznaczące przywidzenia. Uszło twoje mniemane szczęście, i już od ciebie daleko.
Micyl. Mów co chcesz, ale ja nie zapomnę tak słodkich marzeń : ciężą mi do snu powieki, i jeszcze miło wspomnieć o tem, co, jak mówisz, uszło, i już odemnie daleko.
Kogut. Musiał wprawdzie miły być ten sen, kiedy cię i na jawie obchodzi: powiedz zatem, co ci się śniło.
Micyl. Powiem, bo mi to pociechę moję wróci, ale tyś mi obiecał wprzód obwieścić, jakie były twoje przemiany.
Kogut. Dotrzymam słowa, ale w tenczas, gdy się zupełnie obudzisz, bo ty jak widzę, śpisz sobie jeszcze.
Micyl. Już nie śpię, zaczynam więc opowiadać, co mi się śniło.
Kogut. Nim przystąpisz do opowiadania snu twego, chciałbym wiedzieć, czyli bramą z słoniowej kości[7] czyli rogową ten sen do ciebie zawitał?
Micyl. Ani jedną, ani drugą.
Kogut. A Homer powiada, iż jedną z tych dwóch, każdy sen przychodzić musi.
Micyl. Homer bajki plecie, uczciwszy uszy; nie znał się na snach, i bram nie widział, bo był ślepy. Mój sen przez złotą bramę do mnie przechodził, złoty był, i złotem w oczach moich błyskał.
Kogut. Rozumiałby kto, żeś Midas, takeś się w złocie zanurzył, jakbyś wszystkie kruszcowe góry posiadał.
Micyl. O Pitagorze! jakiemto ja skarby posiadał, jakieto tam były złota, srebra, stosy! jakie kamienie drogie! jaki blask! Nie pamiętasz ty owej pieśni Pindara o złocie? Powiadają, iż to najlepsza ze wszystkich, które on pisał. Zaczął od tego, iż woda najlepszy żywioł, a na tem skończył iż mu się złoto najbardziej podoba. Zapewne mu się wtenczas toż samo w nocy było śniło, co i mnie. Teraz ci więc zacznę powiadać cuda, które we śnie moim widziałem. Wiesz naprzód, iż tego dnia nie jadłem u siebie. Spotkałem na rynku Eukrata, który mnie na wieczerzą do siebie zaprosił.
Kogut. Pamiętam ja to dobrze; bo musiałem cały dzień pościć i czekać na ciebie do dziesiątej w noc : w tenczas dopiero ujrzałem cię powracającego, ale ci nogi wcale nie statkowały; rzuciłeś mi pięć ziarnek bobu. Zważ, jakato była wieczerza dla mnie, który, kiedy byłem człowiekiem, na igrzyskach Olimpijskich[8] chodziłem w zapasy.
Micyl. Jakem cię nakarmił, poszedłem spać; i miałem natychmiast sen niebieski, jak mówi Homer.
Kogut. Powiedzno pierwej, coś robił u Eukrata : jak snu, tak i uczty słodkie wspomnienie wróci pociechę.
Micyl. Nie chciałem ci przypominać złej twojej wieczerzy; ale kiedy chcesz dowiedzieć się, co na tej uczcie było, opowiem.
Nigdym ja jeszcze u bogaczów nie był na bankiecie, pierwszy raz zdarzył mi to przypadek, gdym spotkał Eukrata. Ukłoniwszy się do samej ziemi, i nazwawszy mości dobrodzieju, oddalałem się pomału, nieśmiejąc przed pańskiem obliczem z gałganami się uwijać, ale on obracając się ku mnie rzekł : Micylu! dziś obchodzę urodziny mojej córki, i wielu do siebie przyjaciół zaprosiłem. Jeden z nich zachorował, i wątpię, żeby przyszedł : jeżeli odmówi, zastąp ty miejsce jego. Skorom tak łaskawe wezwanie usłyszał, ukłoniłem się nizko, prosząc w duchu wszystkich bogów i bogiń, aby ten chory nie wyzdrowiał; a jak czas uczty nadszedł, połatawszy gałgany, otrząsłem suknie i biegłem do Eukrata, i już u drzwi zastałem ciżbę, a na moje nieszczęście, i owego chorego. Byłto starzec wynędzniały, i prowadzono go pod boki, a jakem się zaraz domyślił po brodzie, filozof.
Lekarz Archibius strofował go, iż w takowym stanie odważył się wychodzić z domu, ale on mu na to takową dał odpowiedź: « Każdy, a dopiero filozof powinien do-
« trzymać danego raz słowa, choćby go i wszystkie ra-
« zem choroby napadły. Gdybym nie przyszedł, rozu-
« miałby nasz dobry Eukrat, iż nim gardzę. » I owszem (ozwałem się na to) wołałby cię u siebie nie mieć, gdyż mu krztuszeniem ucztę zepsujesz. Rzucił z góry na mnie okiem dumny mędrzec, a w tem ukazał się Eukrat, i rzekł do niego : cieszę się mistrzu, iż cię oglądam, ale lepiejbyś uczynił, gdybyś był folgując zdrowiu w domu został, kazałbym ci wieczerzą zanieść. Struchlały złą przygodą, jużem się do domu zabierał, gdy spojrzawszy na mnie Eukrat rzekł : wnijdż Micylu znajdzie się i dla ciebie miejsce.
Gdy przyszło do stołu siadać, wzięli domownicy na ręce starca, i posadzili za stołem na poduszkach. A że nikt koło niego siąść nie chciał, mnie dano tam miejsce. Okryto stół srebrem i złotem. Potrawy były wyśmienite i liczne : odzywała się wyborna muzyka : śmieszyły błazny. Ale mnie mój miły sąsiad tak nudził niewczesną, i do rzeczy i do czasu rozmową, żem czuć i korzystać z tego wszystkiego nie mógł. Jam myślał o pieczeni, a on mi prawił o cyrkułach i kwadratach, czegom ja nie rozumiał, a kto wie, czy i on?
Kogut. Żal mi cię nieboże, żeś takiego sąsiada dostał.
Micyl. Cóż miałem czynić. Udałem się do cierpliwości, gdy sobie inaczej poradzić nie można było. Ale już dosyć tego : powiem ci teraz, jaki po owej uczcie sen nastąpił. Przyszedłszy do domu, trochę, jak namieniłeś, podochocony, rzuciłem się na łóżko. Zdawało mi się, iż Eukrat bezdzietny umierał; nim skonał, kazał mnie do siebie przywołać i urzędownie przy świadkach, dziedzicem swoim mianował. Ogarnąłem natychmiast niezmierne bogactwa, i gdziem tylko okiem rzucił, widziałem się być dzierżycielem i panem kosztownych sprzętów, a srebra i złota zliczyć nie można było. Zaprzężono za moim rozkazem najpiękniejsze, jakie tylko widzieć można było konie do mojego złocistego powozu, i na nim osadzony, dałem się widzieć zdziwionym tłumom nad moją wspaniałością. Szesnaście śklących się blaskiem pierścieni włożyłem na palce, a pod ciężarem tkanej drogiemi kamieńmi odzieży, ledwom mógł stąpać. Dałem potem bankiet, o jakim i nie słyszano. A gdy w czarach złotych niesiono rzęsisto najstarsze wina, tyś wrzasnął, i wszystko przepadło. Sam teraz osądź, jeżeli nie miałem przyczyny kijem cię postraszyć.
Kogut. I takżeto ujęty chciwością jesteś, iż mniemasz, że bez złota szczęśliwym być nie można?
Micyl. Mów co chcesz, mniemam, iż nie ja sam tylko jestem tego zdania. Ty sam kiedy byłeś Euforbem stroiłeś się bogato, i trefiłeś włosy — wtenczas kiedy się potykać z nieprzyjacioły należało. Zaprzeć się nie możesz, bo to Homer powiedział. Jowisz najpierwszy z bogów, alboż nie szacował złota, gdy się w nie przemienił, i Danay dostał! próżno mi więc ten kruszec ohydzasz. On posiadaczom nadaje rozum, wziętość, powagę, a nawet wdzięki : On dzielniej niż sława, wieńczy i wznosi, a gdzie błyśnie, wszystko oświeca. Znasz mego sąsiada Szymona, szewcem był tak, jak i ja.
Kogut. A jak znać nie mam : dałeś mu jeść niedawno, a on ci łyżkę ukradł.
Micyl. Co za niegodziwy człowiek! ale kiedyś to widział, czemuś mnie nie przestrzegł.
Kogut. Albożem nie zaśpiewał? Gadać albowiem wtenczas jeszcze nie mogłem. Cożeś miał mówić o tym Szymonie?
Micyl. Oto ten Szymon miał bardzo bogatego stryja, który mu za życia i szeląga nie dał. Tak był albowiem skąpy, iż się swoich pieniędzy nawet dotknąć nie śmiał. Jak umarł, Szymon najbliższy z krewnych, wszystko po nim odziedziczył. Na miejsce więc gałganów, przyszły złotogłowy, i wszyscy mu się teraz kłaniają. Spotkałem go ostatnią razą na ulicy, i nizko się pokłoniwszy rzekłem : dobry dzień Szymonie! Cóżto za łajdak! o Szymonie prawi, krzyknął z gniewem, a obracając się do sług którzy go otaczali, rzekł: Powiedźcie mu, że ja nie Szymon, ale Imć Pan Simonides. Co najdziwniejsza, choć stary i garbaty, wszystkie go niewiasty lubią, pieszczą, wdzięczą się do niego. Patrzże teraz kogucie, co to złoto wyrabia : jakby Wenery pas przywdział, odmienił postać, i z brzydkiej potwory stał się Adonisem. Ale z czego się ty śmiejesz?
Kogut. Z ciebie, gdy cię tak uprzedzonego ku złotu widzę. Bądź pewen Micylu, iż ten mniemany Imć Pan Simonides gorsze od ciebie teraz życie prowadzi. Mogę ci to mówić bezpiecznie, ja co przez tyle odmian przechodząc, byłem i bogatym i ubogim.
Micyl. Czas więc abyś dotrzymał słowa. Opowiedzże mi proszę cię, wszystkie przemian twoich obroty, i coś w każdym z nich uważał i zdziałał?
Kogut. Od tego zaczynam, iż szczęśliwszego nad ciebie nie widziałem.
Micyl. Nademnie! życzę ci mości kogucie równego szczęścia. Ale dajmy temu pokój : powiedz, jak z Euforba stałeś się Pitagorem?
Kogut. Czem byłem przedtem, mówić mi się o tem nie godzi; jakem zaś został Euforbem...
Micyl. A ja czem byłem, nim zostałem Micylem?
Kogut. Mrówką w Indyach wśród kruszców złocistych.
Micyl. Jakżem ja był głupi, żem złota z sobą nie wziął, gdy się przyszło odmieniać. A czem ja po Micylu będę?
Kogut. O tem wiedzieć nie można. Wracając się do mojej powieści, będąc Euforbem, dowodziłem półk w oblężeniu Trojańskiem, i zabił mnie Menelaus.
Micyl. Kiedyś więc był pod Troją, powiedz, czyto prawda, co o niej Homer plecie.
Kogut. Jak on miał o tem wiedzieć, kiedy wówczas był wielbłądem. Ja, który patrzyłem na wszystko, mogę cię zapewnić, iż tam nic nadzwyczajnego nie było. Ajax nie był takim, jakim go mieć chcą : ani Helena zbytniej urody : szyję osobliwie miała zbyt długą, i stądto podobno urosła powieść, iż jej ojcem był łabędź : a i to dodać należy, iż już była wówczas starą : porwał ją był albowiem pierwej Tezeusz przed lat czterdziestą.
Micyl. A jestżeto prawdą, co Homer prawi o Achillesie?
Kogut. O tem doskonale nie wiem, bom w wojsku przeciwnem służył. Towarzysza jednak jego Patrokla zwyciężyłem dość łatwo.
Micyl. Tak jak ciebie Menelaus. Wróćmy się teraz do Pitagora. Przyznajże mi się, jakiegoś ty w jego postaci był rodzaju człowiek?
Kogut. Muszę ci się przyznać, ale mnie nie wydaj. Pitagor był trochę szarlatan, albo jak to mówią poprostu, wietrznik; wielki frant. W naukach, które od Egipcyan powziął, dość biegły; wpadł wśród nieumiejętnych, umiał się nadstawić, i ledwo nie uszedł za bożka.
Micyl. Jakoż twierdzono, żeś miał złote udo. Proszę cię teraz powiedz, dlaczegoś zakazywał jeść bobu i mięsa?
Kogut. Nie gadajmy o tem.
Micyl. Dla czego?
Kogut. Bo powiedziawszy prawdę, niemasz się z czego chlubić.
Micyl. Mniejsza o to; ale chciałbym wiedzieć o przyczynie tego zakazu.
Kogut. Zakaz ten był dziwactwem. Chciałem uwielbienia, a że pospolite rzeczy go nie przynoszą, udałem się do nadzwyczajnych. Trzeba było zdziwić, coś nowego powiedzieć, nie przyszło co innego na myśl; więc bób i mięso stały się przyczyną wyrocznego zakazu.
Micyl. A ty widzę panie kogucie żartujesz ze mnie, tak jak niegdyś z Krotończyków. Jakeś przestał być Pitagorem, czem byłeś potem.
Kogut. Aspazyą, ową sławną z urody i przymiotów niewiastą, i urodziłem się w Milecie.
Micyl. Jakto? Filozof niewiastą został, z Peryklem miał zachowanie, i zawołanemu owemu rządcy i Aten i Greków łeb zawracał?
Kogut. Wszystko to było.
Micyl. A gdyś przestał być Aspazyą, czem być zacząłeś?
Kogut. Filozofem sekty szczekaczów, albo Cyników, i zwałem się Kratesem. Byłem potem królem; po królu koniem, po koniu żebrakiem; po żebraku czajką, po czajce senatorem, po senatorze stangretem, po stangrecie żabą; i na tem się skończyło, żem teraz kogut. Ten mi się stan podoba najbardziej : jakoż będąc już nieraz kogutem, znajdowałem się i u bogatych na folwarku, i u nędznych w chałupie : z tobą teraz jestem, i zawsze mi się na śmiech zbiera, kiedy słyszę, iż na twój los narzekając zazdrościsz bogaczom, o których zgryzocie nie wiesz.
Micyl. Królu, koniu, żebraku, czajko, senatorze, stangrecie, żabo, kogucie! kiedyś tyle rzeczy świadom, objaw dokładnie, jaki jest stan wewnętrzny bogatych i ubogich, iżbym istotną między nimi czyniąc różnicę, poznał, czy mi lepiej tak być, jak jestem, czy pragnąć lepszego losu?
Kogut. Wnijdż w siebie Micylu, i słuchaj w czasie wojny gdy znać dają, iż się nieprzyjaciel zbliża, nie boisz się niczego, bo któż ci ma zboże z pola zabrać, winnicę stłoczyć, dóm spalić; kiedy ty roli, winnicy i domu nie masz? Kładą podatki, na majętnych ten ciężar pada, ciebie może do żołnierzy zagarną, ale i tam gdy nikt na żebraka nie patrzy, łatwiej się przygody ustrzedz. W przegranej nie stracisz, w wygranej zarobić możesz. W pokoju korzystasz z tego, co zbytek możnych dla oka czyni; równie widok okazałości ciebie, jakichże samych cieszy. Nie boisz się pozwu, bo nic masz, coby chciwość prawnych wzbudzało. Siada obok z tobą do stołu ubóztwo, głód ci sprawia przysmaki, a małość prostego jadła nadaje zdrowie. Za zbytkiem idą choroby, mijają chałupkę twoję, bo w pałacach ich siedlisko. Jak więc Ikar nadto się w górę wzbijając, stracił woskiem sklejone skrzydła, i zgubą stratę przypłacił, Dedal zaś miernym lotem uchował życie; toż się względem zdrowia z bogatymi i ubogimi dzieje. Pierwszy słabością opłacają niewstrzemięźliwość, drugim mierność zaręcza zdrowie.
Micyl. Ponieważ byłeś królem, powiedz mi, co myślisz o tym stanie? mnie się być zdaje ostatnim stopniem szczęśliwości.
Kogut. Nieszczęścia; i co mówię, doznałem. Rządziłem krajem obszernym, ludnym, bogatym. Miałem liczne wojska, niezmierne skarby. Czcili mnie poddani, jak bożka, i wszystkich oczy dziwiła moja wspaniałość. Ale wśród niej gdy wszyscy zazdrościli pierwszeństwa, ja wszystkim niższego stanu. Królowie są, jak bogów u nas posągi; zewnątrz jestto Jowisz, lub Neptun, śklniący od drogich kamieni i złota; wewnątrz wzdęty kunsztem chropowaty kruszec, gdzie prochu pełno, i pająki się gnieżdżą. Bojaźń, chciwość, i niespokojne podejrzenie osiadają w umyśle wtenczas, gdy wymuszona spokojność wydaje się na twarzy. Zapuśćmy się w dawne państw dzieje, rzućmy okiem na tych jedynowładców, których najszczęśliwszymi zwano; znajdziem Agamemnona czuwającego, gdy Grecy byli w spoczynku, Krezusa bolejącego nad syna niemocą, Arlaxerxesa walczącego z bratem, Dyonizego bojącego się Dyona, Alexandra niedowierzającego Parmenionowi. Zgoła jeżeli gdzie, to w królowaniu złego najwięcej znalazłem.
Micyl. Smutnyto ludzkości widok, zwróćmy z niego oczy, wolę ja dratwę, niż berło. Ale, ale : Byłeś czajką, jesteś kogutem, co też sądzisz o zwierzętach?
Kogut. Szczęśliwsze od ludzi, bo się w raz nadanej trzymają mierze. Nie masz lichwiarza u koni; u żab jurysty; pijaka między kogutami; filozofa wśród czajek.
Micyl. Jednakowoż mnie się zdaje, iż lepiej być Simonidem, niż Szymonem.
Kogut. Pojdźże do niego i jemu podobnych, a dopiero z widoku lepiej się nauczysz o rzeczach sądzić.
Micyl. A jak się do niego dostaniem? teraz w nocy, a osobliwie u bogaczów, drzwi na trzy klucze zamykają; chyba się podkopiem.
Kogut. Obejdzie się bez tego : urwij mi lewe pióro z ogona, skoro się niem zamku dotkniesz, zaraz się otworzy. Idźmy, oto drzwi domu Szymona. Widzisz, jak za dotknięciem mojego pióra drzwi się otworzyły. Nie bój się, jesteś przymiotem właściwym pióru memu niewidzialnym. Patrzże, jak wysechł, siedzi przy lampie, a rachuje pieniądze : słuchaj teraz, co sam do siebie mówi.
Szymon. Zakopałem pod łóżkiem 75,644 złotych, groszy dwanaście. Chwała bogu, nikt tego nie dostrzegł, ale mnie podobno wypatrzył zdrajca Sozyl, gdym zakopał w stajni pod żłobem 16,000 złotych, i groszy pięć. Zapewne wypatrzył, ustawicznie się coś koło tamtego miejsca kręci. Kazał wczoraj zgotować wieczerzą; skąd jemu ta wieczerza? Pewnie mnie okradł. Kupił onegdaj srebrne zausznice dla żony : że mnie skradł, to rzecz oczywista. A kredens co mi zastawiono, gdzie go schować, choćbym zamurował, albożto i mur pomoże? Gdzie się tylko człowiek obróci, wszyscy patrzą; pełno zazdrosnych, nieprzyjaciół; jak gdyby się wszyscy na mnie zmówili, a najbardziej, ów mój sąsiad Micyl; jego się trzeba bardzo wystrzegać.
Micyl po cichu. A choćbym cię i skradł, była by to oddana za moję łyżkę.
Kogut. Widzisz teraz Micylu, jak Szymon szczęśliwy; pójdźmy do innych.
Micyl. A czyje się to teraz drzwi otwierają?
Kogut. Gnifona, takiegoż skąpca, jak Szymon. Patrz jak razwraz rachuje na palcach, pod nosem sobie coś mruczy. Opuści on wkrótce zbiory rad nierad, i wszystko mi się zdaje, iż się po śmierci stanie pijawką.
Micyl. Idźmy do Eukrata.
Kogut. A jeszcze się to tobie marzy? patrz na niego, jak spać nie może, a coraz pod łóżko zagląda, gdzie ma skrzynię z pieniędzmi. Zazdrościszże mu jego szczęścia?
Micyl. Przysięgam, iż nie zazdroszczę; wolałbym umrzeć, niż tak się męczyć. Bądźcie zdrowe bogactwa i uczty : lepszy obiad za dwa grosze spokojny, niż bankiet tysiącowy, kiedy mu niespokojność i bojaźń towarzyszy.
Kogut. Już świtać poczyna; wróćmy do domu, resztę ci potem opowiem.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.
  1. Gdy miał być w czasie powietrza Fryxus bogom dany na błagalna ofiarę, wyszedł baran z obłoku, i wraz z siostrą uniósł go do Kolchów, tam go Fryxus Jowiszowi ofiarował w całopaleniu, a runo jogo, które było złote na drzewie w gaju Marsowi poświęconem zawiesił, dawszy go w straż smokowi, który chcących zdobyć owe runo, pożerał. Jazon uczyniwszy wyprawę morską z Argonautami, za radą i pomocą Medei naówczas małżonki swojej, smoka uśpiwszy zabił, i runo wziął w zdobyczy.
  2. Okręt ten zwał się Argo, i od niego płynący nazwani byli Argonautami; pierwszy na morze wyszedł według powieści mitologicznej, nazwisko wziął od budownika Argusa, który go z drzew wieszczbiarskich z gaju Dodony zbudował. Dla tej więc przyczyny duchem wieszczbiarskim obdarzony, przyszłe rzeczy opowiadał.
  3. W xiędze XII Odyssei Homer obwieszcza, jako gdy poświęcone Apollinowi woły towarzysze Ulissesa zarżnęli, stały się natychmiast pomienione cuda.
  4. Euforbus młody Trojańczyk, zabitym był w czasie oblężenia Troi, przez Menelaja.
  5. Samos jedna z największych wysp morza Egejskiego, naprzeciw górom Mikalu w Jonji. Junona miała w niej okazałą świątnicę, i z wielką wspaniałością odprawowały się tam na jej cześć obrządki.
  6. Tanagra miasto Beocyi nad rzeką zwaną Azopus, która wpada w cieśninę morską Emyppu. Pliniusz twierdzi, iż koguty Tanagry najdzielniejszemi do bitew były.
  7. Homer w XIX xiędze Odyssei twierdzi, iż sny łudzące, wychodzą na świat bramą z słoniowej kości; prawdziwe i rzetelne inną, która urządzona jest z rogu. Wirgiliusz toż samo opowiada w Eneidzie pieśni czwartej.
  8. W Olimpji co lat pięć na cześć Jowisza odprawowano igrzyska, na których według świadectwa Dyogenesa Laercyusza, znajdował się razu jednego Pitagor, i chodził w zapasy.