Przejdź do zawartości

Strona:Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym (Polona).djvu/618

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kogut. Wnijdż w siebie Micylu, i słuchaj w czasie wojny gdy znać dają, iż się nieprzyjaciel zbliża, nie boisz się niczego, bo któż ci ma zboże z pola zabrać, winnicę stłoczyć, dóm spalić; kiedy ty roli, winnicy i domu nie masz? Kładą podatki, na majętnych ten ciężar pada, ciebie może do żołnierzy zagarną, ale i tam gdy nikt na żebraka nie patrzy, łatwiej się przygody ustrzedz. W przegranej nie stracisz, w wygranej zarobić możesz. W pokoju korzystasz z tego, co zbytek możnych dla oka czyni; równie widok okazałości ciebie, jakichże samych cieszy. Nie boisz się pozwu, bo nic masz, coby chciwość prawnych wzbudzało. Siada obok z tobą do stołu ubóztwo, głód ci sprawia przysmaki, a małość prostego jadła nadaje zdrowie. Za zbytkiem idą choroby, mijają chałupkę twoję, bo w pałacach ich siedlisko. Jak więc Ikar nadto się w górę wzbijając, stracił woskiem sklejone skrzydła, i zgubą stratę przypłacił, Dedal zaś miernym lotem uchował życie; toż się względem zdrowia z bogatymi i ubogimi dzieje. Pierwszy słabością opłacają niewstrzemięźliwość, drugim mierność zaręcza zdrowie.
Micyl. Ponieważ byłeś królem, powiedz mi, co myślisz o tym stanie? mnie się być zdaje ostatnim stopniem szczęśliwości.
Kogut. Nieszczęścia; i co mówię, doznałem. Rządziłem krajem obszernym, ludnym, bogatym. Miałem liczne wojska, niezmierne skarby. Czcili mnie poddani, jak bożka, i wszystkich oczy dziwiła moja wspaniałość. Ale wśród niej gdy wszyscy zazdrościli pierwszeństwa, ja wszystkim niższego stanu. Królowie są, jak bogów u nas posągi; zewnątrz jestto Jowisz, lub Neptun, śklniący od drogich kamieni i złota; wewnątrz wzdęty kunsztem chropowaty kruszec, gdzie prochu pełno, i pająki się gnieżdżą. Bojaźń, chciwość, i niespokojne podejrzenie osiadają w umyśle wtenczas, gdy wymuszona spokojność wydaje się na twarzy. Zapuśćmy się w dawne państw dzieje, rzućmy okiem na tych jedynowładców, których najszczęśliwszymi zwano; znajdziem Agamemnona czuwającego, gdy Grecy byli w spoczynku, Krezusa bolejącego nad syna niemocą, Arlaxerxesa walczącego z bratem, Dyonizego bojącego się Dyona, Alexandra niedowierzającego Parmenionowi. Zgoła jeżeli gdzie, to w królowaniu złego najwięcej znalazłem.
Micyl. Smutnyto ludzkości widok, zwróćmy z niego oczy, wolę ja dratwę, niż berło. Ale, ale : Byłeś czajką, jesteś kogutem, co też sądzisz o zwierzętach?
Kogut. Szczęśliwsze od ludzi, bo się w raz nadanej trzymają mierze. Nie masz lichwiarza u koni; u żab jurysty; pijaka między kogutami; filozofa wśród czajek.
Micyl. Jednakowoż mnie się zdaje, iż lepiej być Simonidem, niż Szymonem.
Kogut. Pojdźże do niego i jemu podobnych, a dopiero z widoku lepiej się nauczysz o rzeczach sądzić.
Micyl. A jak się do niego dostaniem? teraz w nocy, a osobliwie u bogaczów, drzwi na trzy klucze zamykają; chyba się podkopiem.
Kogut. Obejdzie się bez tego : urwij mi lewe pióro z ogona, skoro się niem zamku dotkniesz, zaraz się otworzy. Idźmy, oto drzwi domu Szymona. Widzisz, jak za dotknięciem mojego pióra drzwi się otworzyły. Nie bój się, jesteś przymiotem właściwym pióru memu niewidzialnym. Patrzże, jak wysechł, siedzi przy lampie, a rachuje pieniądze : słuchaj teraz, co sam do siebie mówi.
Szymon. Zakopałem pod łóżkiem 75,644 złotych, groszy dwanaście. Chwała bogu, nikt tego nie dostrzegł, ale mnie podobno wypatrzył zdrajca Sozyl, gdym zakopał w stajni pod żłobem 16,000 złotych, i groszy pięć. Zapewne wypatrzył, ustawicznie się coś koło tamtego miejsca kręci. Kazał wczoraj zgotować wieczerzą; skąd jemu ta wieczerza? Pewnie mnie okradł. Kupił onegdaj srebrne zausznice dla żony : że mnie skradł, to rzecz oczywista. A kredens co mi zastawiono, gdzie go schować, choćbym zamurował, albożto i mur pomoże? Gdzie się tylko człowiek obróci, wszyscy patrzą; pełno zazdrosnych, nieprzyjaciół; jak gdyby się wszyscy na mnie zmówili, a najbardziej, ów mój sąsiad Micyl; jego się trzeba bardzo wystrzegać.
Micyl po cichu. A choćbym cię i skradł, była by to oddana za moję łyżkę.
Kogut. Widzisz teraz Micylu, jak Szymon szczęśliwy; pójdźmy do innych.
Micyl. A czyje się to teraz drzwi otwierają?
Kogut. Gnifona, takiegoż skąpca, jak Szymon. Patrz jak razwraz rachuje na palcach, pod nosem sobie coś mruczy. Opuści on wkrótce zbiory rad nierad, i wszystko mi się zdaje, iż się po śmierci stanie pijawką.
Micyl. Idźmy do Eukrata.
Kogut. A jeszcze się to tobie marzy? patrz na niego, jak spać nie może, a coraz pod łóżko zagląda, gdzie ma skrzynię z pieniędzmi. Zazdrościszże mu jego szczęścia?
Micyl. Przysięgam, iż nie zazdroszczę; wolałbym umrzeć, niż tak się męczyć. Bądźcie zdrowe bogactwa i uczty : lepszy obiad za dwa grosze spokojny, niż bankiet tysiącowy, kiedy mu niespokojność i bojaźń towarzyszy.
Kogut. Już świtać poczyna; wróćmy do domu, resztę ci potem opowiem.


ROZMOWA XII.
Miedzy Alexandrem a Dyogenesem na polach Elizejskich.

Dyogenes. Cóżto widzę Alexandrze, i ty prawu śmierci podlegasz!
Alexander. Widzisz to dowodnie; ale dlaczego mniemasz, żebym ja miał być w tej mierze od innych wyłączony?
Dyogenes. Więc zmyślał Jowisz, kiedy cię synem swoim mianował, a Filip był twoim ojcem.
Alexander. Był wprawdzie, inaczej nie byłbym umarł.
Dyogenes. Więc i to nie prawda, co o matce twojej Olimpji powiadano, iż ją zszedł Filip ze smokiem, i domyślił się, iż będzie miał syna bożka!
Alexander. I mnieć to powiadano, a dopiero teraz uznaję, iż to były bajki.
Dyogenes. Ale ci się te bajki nie zle nadały; mniemając ci, z którymiś wojował, iż rzecz z bogiem, przejęci strachem dali się pokonać, i ledwo nie połowy świata rząd zyskałeś. Powiedz teraz, komu zdobycz twoje zostawiłeś?
Alexander. Sam nie wiem. Nagle mnie śmierć zeszła. Ale czemu ty się śmiejesz?
Dyogenes. Któżby się nie siniał pomniąc na podłość