Lekarz Mikołaj z Polski/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Witkowski
Tytuł Lekarz Mikołaj z Polski
Podtytuł nowoodkryty pisarz łaciński XIII wieku
Część 2. Pisma Mikołaja
Wydawca Akademia Umiejętności
Data wyd. 1919
Druk Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego
Miejsce wyd. Kraków
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
2. Pisma Mikołaja.

Chociaż polskiemu światu lekarskiemu znana była postać Mikołaja z rocznika Traski, to jednak mamy prawo dzisiaj mówić o „nowoodkrytym pisarzu“, gdyż nie tylko wiadomości nasze o osobie Mikołaja pomnożyły się znacznie ze znalezieniem pism jego (nie wiedzieliśmy n. p. o jego pobycie w Montpellier i w różnych krajach), ale po raz pierwszy dowiedzieliśmy się, że Mikołaj pozostawił po sobie prace wierszem i prozą, że był autorem recept głośnych przez kilka wieków w Europie, że więc należy do historji nie tylko kultury, lecz i literatury czy piśmiennictwa naukowego. Dawniej uważano go tylko za zwykłego lekarza, i to lekarza graniczącego o miedzę z szarlatanem.
Znamy dotychczas tylko dwa pisma Mikołaja. Wierszowany traktat Antipocras zawiera walkę z racjonalną Hippokratejską medycyną urzędową wieku XIII i przedstawienie zasad, teorji Mikołaja. Natomiast Experimenta — to szereg recept o celu czysto praktycznym.

a) Antipocras.

Utwór ten znamy z jednego jedynego rękopisu Phillipicus 1672 (fol., str. XIV), znajdującego się w Bibljotece królewskiej w Berlinie. Z niego wydał go najpierw Karol Sudhoff, a później, na podstawie nowej własnej kollacji Diels. Utwór obejmuje 427 wierszy, a pisany jest leoninami, t. j. heksametrami daktylicznemi, rymującemi koniec wiersza ze środkiem. Rym środkowy przypada po cezurze penthemimeres. Znajomość prozodyi Mikołaja jest wcale dobra. Łacina utworu jest ciemna i zawiła, często prawie niezrozumiała. Ma się wrażenie, że nie tyle jest to właściwość stylu autora lub skutek niedostatecznego panowania nad łaciną, jak raczej zamierzona niejasność. Autor jakby się starał wprost to, co jasne i proste, wyrażać w sposób zawiły, jakby igrał z czytelnikiem. Podobno istniała nawet wtedy taka teorja pisarska. W dodatku przepisywacz nie rozumiał, czy nie umiał odczytać wielu miejsc traktatu i przekręcił liczne wyrazy, co jeszcze więcej utrudnia zrozumienie tekstu. Dielsowi udało się w wielu miejscach odgadnąć brzmienie pierwotne, ale praca nad tekstem nie jest jeszcze skończona, o ile utwór wogóle na taką pracę zasługuje. Strona fonetyczna a może i dobór wyrazów wykazują wpływy romańskie, coby przemawiało za tem, że Mikołaj pisał swój utwór w Montpellier, lub po opuszczeniu tego miasta; zresztą przypuszczenie to wyżej przedstawiało się nam i z innych powodów jako prawdopodobniejsze.
Treść pisma Antipocras (któremu autor dał także tytuł Liber empiricorum), o ile ciemny język pozwala ją zrozumieć, przedstawia się, jak następuje.
Autor oświadcza najpierw we wstępie prozaicznym, że wbrew ogólnemu zwyczajowi i sztuce lekarskiej leczy choroby pigułkami i lekarstwami niezwykłemi i że wśród wielu narodów dokonał zadziwiających kuracyj. Lekarstwa swoje częścią każe zażywać wewnętrznie, częścią zawiesza je na chorym w różnych naczyńkach, pierścieniach i t. d. Metoda jego lecznicza wywołuje wiele zazdrości w kołach lekarskich. Pismo Antipocras opiera się całkowicie na doświadczeniu.
Następnie przechodzi do właściwego traktatu w formie wierszowej. Rozpoczyna go inwokacją do Boga, prosząc go o pomoc. Lekarze występują zaczepnie przeciw niemu; oby Bóg uzbroił jego wiersze, by odparł ataki zazdrosnych (ww. 1–5). Zwraca się dalej z inwektywą przeciw zazdrosnym (ww. 6–11). Następnie uderza na powagę Galena, który twierdzi, że nie można leczyć choroby, nie znając jej przyczyny, a operuje wyłącznie (czterma) żywiołami. Jeżeli, Galenie – powiada — chcesz uniknąć zarzutów ze strony leczonych, zwróć uwagę na siły, tkwiące ze zrządzenia bożego w rzeczach, na siły sprawiające cuda, którym podlegają i żywioły (ww. 12–21). Dowodzi tego przykład biblijnego Tobjasza, którego ojcu archanioł Rafał przywrócił wzrok za pomocą wnętrzości rybich. Powiedz, jeżeli wiesz, — powiada dalej, zwrócony do Galena – jaki jest skład owej ryby. Jak w tej rybie, tak i w wielu innych rzeczach tkwi siła boża. Świadkiem tego Ptolemeusz i platoński Timeusz (w w. 22–34). Bóg daje rzeczom często siłę nie żywiołową i nie materjalną, lecz duchową (ww. 35–39). Uczy tego doświadczeniem mistrz Albert (Wielki). Tej teorji nie jest przychylną sztuka lekarska, a jednak teorja owa, mimo że nie zachowuje żadnego z przepisów Hippokratesa, leczy cudownie choroby i zawstydza lekarzy, zmniejszając im ich dochody. Lekarze tylko zwiększają choroby, za co nieraz dostają cięgi i bywają odpędzani (ww. 40–50). Siła zesłana z nieba tkwi w gnoju, w błocie, w kamieniu, jak się o tem autor traktatu niejednokrotnie przekonał, przebywa w rzece, w morzu, w ziemi, kryje się w rzeczach małych i wielkich, w muchach i robakach. Stąd też powiada uczony Hermes[1]: Mądrość niebiańska daje siłę zwierzętom, roślinom i minerałom. Ktoby znał dobrze te siły, mógłby bez pomocy demona działać cuda, jakich dokonywa magja. Słowa te Hermesa nie są kłamliwe, gdyż autor naszego traktatu wielokrotnie czynił na tej drodze cuda: doświadczyli ich ślepi, głusi i chromi (ww. 51–72). Z daru niebios siła wstępuje w rzeczy; rzeczami owemi gardzą lekarze dlatego, że są tanie i pospolite. Autor traktatu posługuje się rzeczami prostemi a cudownemi, którym Bóg błogosławi. Postawi na to tysiąc świadków, dowodzi też tego jego sława (ww. 73–86). Następnie wyjaśnia, co to jest empiricum (empericum). Empiricum nazywamy rzecz, której wrodzona siła się rozlewa, a która mimo to tej siły nie traci, podobnie jak magnes, który przyciągając żelazo nie traci swej siły (ww. 87–99). Siła tajemna kryje się raczej w rzeczach lichych niż cennych: wół lub jeleń, niedźwiedź lub lampart ustępują w niej ropusze. Żmija przewyższa kość słoniową. Muchy więcej znaczą przy lekach, niż inne cenne stworzenia (ww. 100–126). Siła niebieska tworzy trucizny sprowadzające śmierć ale i przywracające życie (ww. 127–139). Autor uderza na sposób leczenia lekarzy, posługujących się smołą, pieprzem, wapnem i siarką; gardząc drogą prostą, idą oni ścieżkami krzywemi (ww. 140–152). Siła ukryta leży zarówno w rzeczach nieczystych jak czystych, jak to wypływa z Ptolemeusza. Lekarze mało posiadają wiedzy, jeszcze mniej charakteru, a zato wiele chełpliwości i zazdrości. Powinni iść po naukę do autora traktatu, uczyć się od niego, że rzeki pełne są leków, a siły tajemne górują nad lekami nierozumnego Galena. Dowodzą tego fakty (ww. 153–164). W dalszym ciągu autor ponownie przedstawia, że są pewne rzeczy, które jużto zabijają życie, jużto usuwają choroby i przywracają zdrowie za sprawą nieba. Empiryki owe przy wracają słuch, wzrok, mowę, chód. Pospólstwo lubi empiryki, za to lekarze unikają ich jako leków pospolitych, niewyszukanych (ww. 165–190).
Następuje część druga traktatu; autor zapowiada, że w niej przedstawi rzecz jaśniej.
Rzeczy pospolite często więcej posiadają ukrytej siły, niż cenne i drogie. Siły tej źródłem nie są humory ani siła fizyczna, ani inne rzeczy, lecz siła boża, działająca cuda, lubiąca to, co proste. Dlaczego ta siła tkwi w rzeczach, autor nie wie, widzi ją tylko po skutkach, po usuwaniu choroby i przywracaniu zdrowia (ww. 191–200). Siła ta spływa z nieba i łączy się z rzeczami pogardzanemi jakoby małżeństwem, udzielając im własności leczniczych jakby posagu (ww. 211–229). Lekarze nie starają się tej siły poznać. Gdyby jednak pozbyli się zazdrości i uciekli się do pomocy nieba, zyskaliby sławę, śmierćby się nie srożyła a ludzie nie opłakiwaliby tylu zgonów. Czemuż Hippokrates nie uczy o tych własnościach rzeczy? Oto albo ich nie znał, albo też dążył do tego, by nie było wielu Hippokratesów (ww. 230–239). Im rzeczy są wstrętniejsze, szpetniejsze, pospolitsze, tem więcej kryją w sobie owej tajemnej siły. Siła ta nie zstępuje na cedr, lecz na ropuchę, węża i ślimaka. Ma ją szafir i różne kamienie Nie znajdziesz jej w róży ani mircie, bukszpanie ani terebincie czy orzechu, ale w rzeczach pogardzanych. Rzeczy, które autor sławi, cenił przy leczeniu Apollo; on też na nich oparł swą sztukę leczniczą. Zazdrość przyćmiła potem te leki Apullińskie; Hippokrates oparł swą sztukę na rozumie; obecnie sztuka owa wraca do życia, a prawdziwości swojej dowodzi cudownemi skutkami (ww. 240–271). Autor traktatu ceni siłę w rzeczach, a nie ich wartość. Wiesza leki na ciele w naczyńkach, nie tłucze ich ani proszkuje, a one same bez pomocy lekarza usuwają chorobę. Siły owej nie znajdziesz w rzeczach wonnych; dlaczego, autor nie wie, jak nie wie, w jaki sposób lub dlaczego siła leży w pewnej rzeczy (ww. 272-287). Następuje opis szeregu cudownych amuletów. Pierwszym z nich jest cudowny pierścień. Błyszczy on światłem niebiańskiem, nie jest ani zimny ani gorący, a usuwa zarówno dreszcze. jak gorączkę. Temu pierścieniowi autor każe tak opowiadać samemu o swych własnościach: „Zrobiony nową sztuką śpiewam lekarzom pieśń żałosną, bo nowy i dziwny, mieszczę truciznę i lek, życie i śmierć. Kładzie się mnie zewnątrz ciała; tego, kto mnie nosi, chronię od nagłej śmierci. Jeżeli treść moją kto zażyje wewnątrz, zginie. Leczę febry, uśmierzam bóle, przynoszę starcom sen, młodych żywię. Wzmacniam serce i mózg. Zawieszony na szyi usuwam kaszel, astmę i flegmę. Po zawieszeniu mnie ustępują febry i krwotoki; ciężarne chronię przed poronieniem. Nie działam sam, lecz Bóg działa przeze mnie“ (ww. 288–325). W dalszym ciągu autor rozprawia o cudownych naczyńkach przez siebie wymyślonych, usuwających chorobę przez pot. Naczyńka te leczą, usuwając elementa, o których traktuje Hippokrates. Tymczasem lekarze wolą, by im złorzeczono, niżby mieli przywracać zdrowie chorym za pomocą siły niebieskiej. Lekarze nie tylko nie leczą, lecz mnożą choroby, a labują się jedynie w szumnie brzmiących nazwach i wypróżniają sakiewkę pacjenta (ww. 326–344). Z kolei przemawia inny cudowny amulet w formie krzyża: „Ja, córa światła, siła z gwiazd zrodzona, pełna cudownego leku, usuwam szkody i niebezpieczeństwa, śmierć, ukąszenie, trucizny. Jestem niematerjalna i czystsza od światła słonecznego. Kto mnie czci, musi być sam uczciwym. Nienawidzę występku. Bądź trzeźwym i czystym, unikaj przepychu i pychy, poskramiaj obżarstwo. Stań się do mnie podobnym, kto mię nosisz“ (ww. 345–374). Przemawiają potem krócej jeszcze cztery inne naczynia (ww. 375–391). Traktat kończy się wezwaniem zwróconem do Boga. Siła tajemna empiryków, zaniknięta w naczyńku spiżowem, przemawia tu do czytelnika; powtarza jeszcze raz, że leczy zażyta wewnętrznie, ale większy przynosi skutek noszona zewnętrznie. Autor kończy tem, że nie idzie za lekarzami, lecz ich odrzuca.
Taką jest treść traktatu, o ile ją można wyłowić w powodzi słów ciemnych i niezrozumiałych. Autor powtarza się często. Jądro traktatu można ująć w krótkie słowa. Pewne rzeczy, i to przeważnie pogardzane, pospolite, jak pewne zwierzęta i minerały, posiadają ukrytą, cudowną siłę (virtus), daną im przez Boga: mogą leczyć. Te same rzeczy w innych razach mogą i zabijać. Leczą choroby jużto zażywane wewnętrznie, jużto zawieszone na ciele jako amulety.
Traktat zawiera nie tyle teorję leczniczą, jak raczej pochwały owej virtus i ataki na medycynę szkolną. Mikołaj chce argumentami rzekomo rozumowemi poprzeć swą medycynę ludowa Lekarze urzędowi zaczepiali go, zarzucając mu niewątpliwie, że medycyna jego nie ma podstaw naukowych. Mikołaj zapewne chce im wykazać, że i jego sztuka lecznicza jest racjonalna. W powoływaniu się na doświadczenie widać wpływ Alberta Wielkiego i może echo Rogera Bacona, który posiadał rozległe wiadomości z astronomji i fizyki i wysoko stawiał doświadczenie. Jest też w nim zapewne wpływ Arnolda z Villanova, o czem będzie mowa niżej. Utwór wartości poetycznej nie ma żadnej, nie dlatego, żeby utwór dydaktyczny o podobnej treści nie mógł jej mieć, bo przykład Lukrecjusza dowodzi czegoś przeciwnego, ale na to potrzeba talentu Lukrecjusza. Autor chętnie szermuje pewnemi uczenie brzmiącemi terminami, n. p. formalis i specialis (ww. 215–291), jakby się niemi chciał popisywać. Lubuje się też w grze wyrazów o zabarwieniu retorycznem, n. p. w 10:
Sed mage macreacis, infelix, quo mage crescis.
Traktat swój wierszowany Mikołaj zatytułował, „Antipocras“, t. j. Antyhippokrates dlatego, że Hippokrates jest ojcem medycyny umiejętnej i że cała medycyna średniowieczna opiera się na barkach Hippokratesa i jego następców. n. p. Galena. Hippokrates odrzucił empirykę rzemieślniczą i kazuistyczną. Chorobę według niego leczy sama natura, a zadaniem lekarza jest jedynie pomagać naturze. Medycyna jego opiera się na podstawach czysto rozumowych i wolna jest od wszelkiego mistycyzmu. Oczywista, ludowo-mistyczna sztuka lecznicza Mikołaja, operująca tajemniczemi, mistycznemi, cudownemi, dla rozumu niedostępnemi siłami, pozostawała w rażącem przeciwieństwie do tych zasad i musiała je zwalczać, chcąc znaleźć uznanie. Mikołaj — być może – walczył z medycyną urzędową w dobrej wierze, w przekonaniu, iż broni wiedzy, opartej na obserwacji, doświadczeniu, przeciw doktrynie szkolarskiej, przeciw rutynie i skostniałej tradycji[2].
Ataki na lekarzy w tej wczesnej epoce nie mogą dziwić. Znajdujemy je u Petrarki, znajdujemy u Boccaccia. Molier miał na tem polu licznych poprzedników, a także licznych następców. Naszego Mikołaja różni od tych sławnych pisarzy to, że jego ataki dyktuje – jalousie de métier.

b) Experimenta.

Traktat Antipocras jest teorją, Experimenta praktyką.
Experimenta zachowały się w 10 rękopisach z XIV (XIII?) – XVII w., co dowodzi, że przez 300 lat cieszyły się niemałą wziętością. Być może, w przyszłości odnajdą się jeszcze dalsze rękopisy tego utworu. Experimenta oznaczają w ówczesnej terminologji medycznej: rzekome doświadczenia lekarskie, które się nie dadzą wyjaśnić naukowo, ale dadzą się stwierdzić empirycznie. Co prawda, owa empiryczność graniczy bardzo blisko z magją, cudownością, zabobonem[3]. Rękopisy te są następujące: 1–2) dwa londyńskie (Brit. Mus.), z XIII i XIV wieku, 3) drezdeński z r. 1323, 4) Phillippicus (nr. 1672) bibljoteki królewskiej w Berlinie z początku XIV wieku, 5–7) trzy lipskie z XV wieku, 8) erfurcki z bibl. Amploniusza z początku XIV w., 9) lubecki z XVI wieku, 10) kopenhaski z r. 1606.
Na siedmiu z nich oparł swe wydanie Johnssohn. Gdyby się okazało pewnem, że rękopis londyński pochodzi z XIII w., otrzymalibyśmy dla powstania Experimentów granicę dolną. Możeby i rękopis londyński (nieuwzględniony w pierwszem wydaniu utworu) okazał się archetypem reszty rękopisów. Tekst Experimentów ogloszony przez Johnssona jest tylko fragmentem zbioru recept, fragmentem urywającym się nagle. Rkp. berliński zawiera nadto dłuższy ustęp. którego nie znają rękopisy Johnssona. Ustęp ten wydrukował po raz pierwszy Sudhoff[4]. Jest w nim mowa o „oleju filozofów“, środku wymienionym tylko mimochodem w rękopisach Johnssona. Na uwagę zasługują w fragmencie berlińskim słowa: „Hec sunt pro(b)ata iuxta partem superiorem de oleo philosophorum“. Istnieją też przekłady francuskie i przeróbka niemiecka Experimentów[5]. nadto wpływ ich widoczny jest w zachowanym niemieckim zbiorze recept chirurgicznych[6].
Co do tytułu pisma, to zbiór recept w niektórych rękopisach nosi jedynie tytuł Experimenta, w innych ma jeszcze jakiś dodatek, n. p. Experimenta et tractatus de serpentibus w rkp Amplonjusza. Stosunek traktatu o wężach do Experimentów nie jest dziś jasny. Zachowane recepty wykazują kilka rozdziałów: de pillulis, de fistulis, de serpentibus, de oleo. Czy rozdział de serpentibus pochodzi ze zbioru recept (Experimenta), czy jest wyciągiem z osobnego triktatu, trudno obecnie powiedzieć.
Experimenta zawierają recepty na leczenie kamieni nerkowych i pęcherzowych, fistul, i t. d.
Oto jak wygląda teorja Mikołaja zamieniona w praktykę:
Dla rozgniatania kamienia, w jakiemkolwiek miejscu ten będzie, czy to w nerkach czy w pęcherzu. Weź proszku z węża, wrzuć trochę do wina i dawaj pić pacjentowi rano i wieczór. Jeżeli zaś chcesz działać skuteczniej, dasz w podobny sposób proszku ropuchy; jeżeli zaś najskuteczniej, dasz podobnie proszku skorpjona, ale bardzo mało. Pamiętaj proszkować w ten sposób: Weź 3 ropuchy lub 4, włóż do świeżego garnka i zalepisz gliną tak, żeby nie mogły wyparować, a potem połóż koło ognia tak, by się w środku nie spaliły, lecz tylko wysuszyły, a po dźwięku, gdy potrzęsiesz garnek, poznasz, gdy będą dobrze wysuszone tak, by je można proszkować; wtedy wyjm z garnka; jeżeli zaś jeszcze nie są zasuszone, wysusz je dokładnie na wietrze w cieniu; potem utłucz bardzo miałko w moździerzu i później włóż w naczynie szklane dobrze zalepione, by lekarstwo nie mogło wyparować. W podobny sposób zrób proszek z wężów i ze skorpjonów“.
„Z tej zaś ropuchy proszek tak jest skuteczny, że gdziekolwiek człowiek jest zraniony i to choćby nie wiem jak ciężko (tu tekst popsuty). Najpierw bowiem ranę trzeba wymyć wodą ciepłą i wysuszyć płatkiem lnianym jak najstaranniej. Następnie ranę posypać wymienionym proszkiem raz na dzień w zimie, a dwa razy w lecie, jeżeli będzie potrzeba. Potem owinąć płatkiem lnianym, a wtedy zacznie się rana ropić w sposób dosyć lekki. Gdy ranę trzeba obejrzeć, wtedy należy ją w sposób opisany wymyć i także wysuszyć, i w sposób wymieniony posypać proszkiem, aż pomieniona rana całkiem się zagoi tak dokładnie, że choćby była nie wiem jak straszna, ledwie zostanie blizna. Pomaga także ten proszek, gdy się postępuje w pomieniony sposób, przeciw wrzodom, przeciw abscesom, przeciw wszelkim puchlinom, tak jednak, żeby po posypaniu obwiązać jak powyżej. Na to wszystko także pomaga proszek węża, głównie jednak na abscesy i na ból zębów, jeżeli się go przyłoży wewnątrz, i na rany, jeżeli się je posmaruje śliną i obwiąże. Położony na abscesy lub ranę proszek szybko leczy. Wszystko to wypróbowałem. Pomaga także pomieniony proszek z węża kobiecie trudno rodzącej; jeżeli się pomieniony proszek przywiąże na brzuch, w tej chwili (kobieta) rodzi. Pomaga także pomieniony proszek z ropuchy na fistulę, jeżeli się ją posypie w sposób przepisany, lecz pacjent musi pierwej wziąć na przeczyszczenie“.
Tak wygląda cudowna metoda lecznicza Mikołaja w zastosowaniu praktycznem. Ubolewać musimy nad pacjentami Mikołaja, zwłaszcza tymi, którzy musieli zażywać wewnętrznie owe proszki z wężów, ropuch i skorpjonów. Nie dziwimy się też pospólstwu, że czuło wstręt do leków Mikołaja a nawet do pacjentów, którzy te leki zażywali.
Dalszy ciąg Experimentów zawiera recepty dla sporządzania „pigułek brata Mikołaja“ (z żab), pomagających na febry, wady serca, choroby oczu i różne inne słabości i w ogóle chroniących od wszelkich chorób. Następują potem przepisy dotyczące potów. Inna recepta zaleca przykładanie na fistulę (żaby pokrajanej). Mięso wężów zalecano marynować w winie i soli, lub smażyć jako nadające się szczególniej dla królów, książąt i innych panów[7].
Leki Mikołaja służyły nie tylko przeciw chorobom, ale miały też przeznaczenie kosmetyczne. Krew wężów n. p. różowiła wargi niewiast[8].
Przytaczania innych recept mogę czytelnikowi — mniemam — oszczędzić.
Rękopis berliński zachował nadto ciekawy ustęp o „oleju filozofów“, którego nie znają inne rękopisy, użyte przez pierwszego wydawcę. Olej ten tajemniczy pomagać miał na niezliczone choroby. Nas tu interesuje ten olej szczególnie dlatego, że pomagał przeciw impotencji, a więc z pewnością był zalecany przez Mikołaja Leszkowi Czarnemu.
W Experimentach czytamy, że „de oleo... alter liber dixit“[9]. Na ustęp ten obaj lekarze wydawcy nie zwrócili uwagi, a jest on ważny, bo wskazuje, że recepty Mikołaja wypełniały dwie księgi. Ponieważ zachowany w wiadomych rękopisach tekst ma objętość niewielką, przyjąć musimy, że jest on tylko wyciągiem z pierwotnego obszerniejszego zbioru recept. Wniosek ten zdają się stwierdzać słowa fragmentu berlińskiego, nie wydrukowanego jeszcze u Johnssona a ogłoszonego poraz pierwszy przez Sudhoffa (por. wyżej): „Hec sunt probata iuxta partem superiorem de oleo philosophorum“.
Jeżeli porównamy pisma Mikołaja z wiadomościami w roczniku Traski, widzimy w kilku punktach zgodność. Z rocznikarza polskiego możemy wnosić, że medycyna urzędowa XIII wieku przy diagnozie choroby badała mocz pacjenta, co zresztą stwierdzono skądinąd, a co występuje już u Galena. Pisma Mikołaja uczą, że mocz w jego sztuce leczniczej istotnie nie odgrywa żadnej roli. Rocznikarz mówi, że Mikołaj zwracał uwagę na poty i na sny. O jednych i drugich mówią w samej rzeczy pisma Mikołaja.




  1. Hermes trismegistos, zob. o nim w rozdziale: Źródła Mikołaja.
  2. Por. Sudhoff, str. 52.
  3. Sudhoff, str. 32.
  4. Sudhoff, w. w. m. str. 33–35.
  5. Johnsson str. 272; – Sudhoff str. 35. Przeróbka niemiecka zachowała się w rkp Palatinus, znajdującym się dziś w Watykanie.
  6. W rkp Palatinus lat. 1117, dziś w Watykanie (Sudhoff str. 35.).
  7. Wyd. Johnssona str. 276.
  8. Tamże str. 278.
  9. Johnsson str. 279.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Witkowski.