Przejdź do zawartości

Krakus książe nieznany/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cyprian Kamil Norwid
Tytuł Krakus książe nieznany
Podtytuł Tragedya
Pochodzenie Poezye Cypriana Norwida
Wydawca F. H. Brockhaus
Data wyd. 1863
Miejsce wyd. Lipsk
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

V.

(Komnata książęca na Wawelu — lampa u sklepienia mimo światła dziennego pali się.)

RAKUZ, sam.
Dnie, noce jedną stały mi się dobą
Nim chwila przyjdzie, chwila pojedynku —
(Przechadza się — staje.)
Miałżeby człowiek wyścigać się sobą?
Potem się gonić będąc pierw na rynku —
Ciało za sobą wlec, czuwaniem zwiędłe,
I osobistość spajać gdzieś rozprzędłę.
Szczęśliwy kto jest tam, gdzie jest — ja wcale
Nie byłem owdzie! Dziś mi cięży chmurą —
Dnie, mroki, zorze — palę się a palę,
Jako ta lampa — nie wiem już noc którą —
I zawsze kędyś mam mój dzień słoneczny
I wszelki blizki jest mi niebezpieczny —

SZOŁOM, wchodząc.
Panie nasz! — płatnerz od świtu wysłany
Do kamiennego królów mogilnika,
By miecz pociągnąć o grobowców ściany;

Wrócił — stal prysła —
(Składa odłamy miecza.)
Z urzędu Runnika
Winienem zaraz wieszczbę ztąd wyśledzić:
Że o złym mieczu traf zdążył uprzedzić —
Przyczem jest wniosek — że inny miecz, wtóry
Nie już ów pierwszy znosić ma potwory.
Jakby więc — mówię — duch z grobowców wołał:
Syn to potrafi co Ojciec nie zdołał! —
Nie próżno bowiem Runnik jest Runnikiem
Skoro zna sztukę pisania stilikiem —

RAKUZ, zdejmując łańcuch z szyi i miecz ze ściany.
Łańcuch ten złoty — wam; miecz — płatnerzowi —

SZOŁOM.
Panie nasz! — lud się w koło miasta mrowi,
Na drogach wszystkich koczują gromady;
Dawno tak wielkiej rzeszy nie widziano
Jakkolwiek liczne są w dziejach przykłady,
Iż śmiech opieszał, łzy zaś skorzej lano,
Żałując książąt, których brak! —

RAKUZ, kładąc rękę na piersiach.
Co braknie? —
Kogóż tu braknie? —

SZOŁOM.
— Stos — mówię — żałobny,
I ciało Kraka widzieć każdy łaknie,
Lech i oszczepnik, kmiotek nawet drobny —
Rycerzy sporo, z krainy odległej
Widziano w tłumie. Niejacy w kapturach
Smętni, jak grodu zwalonego cegły
Stoją, na ciężkich oparci koszturach.
Inni, przysięgli zostać tak, jak legną
Póki się stosu wieńce nie zażegną,
A inni lica nie odsłonić wcale. —
Kobiet dostatek, w poczestniej odzieży
Chórami ciągnie, pośpiewując żale —

RAKUZ.
Niechże się kupią — co raz wołać z wieży:
Że, niźli zorze wtóre się zapali,
Rakuz sam na sam smoka głowę zwali —
(Po chwili.)
Kiempów wódz, czem się bawi? — niech nas widzi —

SZOŁOM.
Wczoraj, o panie! chciał wnijść, lecz się wstydzi,
Obówie mając ze skór ryby morskiej:
— U Skandynawów to obyczaj dworski —
Zaś ludzie jego do jamy smokowej
Rzucali nieco zatrutego jadła,
Zkąd wraz olbrzymie wylatały sowy;
Rzesza patrzących cofając się bladła.
Wycia niekiedy słychać było z głębi,
Gdy z wież, za każdym onych wyć przestankiem,
Struchlałych wiele padało gołębi:
Chłopcy je dotąd zbierają pod gankiem.

RAKUZ, z obłędem.
Miecz czy naostrzon? —

SZOŁOM.
Właśnie że go biorę —

RAKUZ.
Stos czy zapalon?

SZOŁOM.
Chcę pytać o porę —

RAKUZ.
Pora! — ah! pora — — zawsze — zawsze pora
Cóż jest dziś?
(Przechadza się i nagle z pomięszaniem.)
Jutro, cóż wszak jutro? — wczora?
Cóż chciałem mówić? — miecz niech mi wytoczą
Konia mi trzymać jak przed bitwą — dalej —
A dalej — dalej, co się stanie — zoczą!
(Po chwili.)
Skoro zapalą stos, wyjdę, acz więcej
Nad popioł, ważę żywych sto tysięcy!

SZOŁOM.
Słowo królewskie jest jak bystra rzeka —
(Wychodzi.)

GRODNY, w progu.
Kiempów wódz w progach Rakuzowych czeka!

RAKUZ.
Gość w dom, to Bóg w dom —

WÓDZ, zbliżywszy się.
Ugoszczony w grodzie
Kłaniam ci — jestem zaś pierwszym w narodzie,
Któremu morskie wybrzeża z bursztynu
Bóg dał, jak krawędź kolebki, dziecięciu —
«Adynoj» woła żyd — my zaś: Odynu
Zowiemy tego, co Bogiem jest księciu.
Dziadowie moi od Fenicjan wzięli
Mądrość pływania po morskiej topieli;
Bo nie znam więcej nic milszego Bogu
Jak w gwiazdy patrząc, uwijać w pirogu
Po niezgłębionych toniach Bożej woli —
(Podsuwając ławę.)
To rzekłszy, siadam — by odpocząć gwoli —

RAKUZ.
Siadaj Mość — — inne jest królestwo nasze,
Wcale że inne, gospodarcze, Lasze —
Acz, co jest morze? — wiem — i z której strony? —
Runnika mając, ten zaś jest ćwiczony:
Gwiazdy jak nazwać? wie o każdej porze
Ku czemu, w czas swój i sypia na dworze.
Łańcuch mu złoty dałem, wiedząc o tem
Że wczoraj pomni, dziś zna, zgadnie potem —

WÓDZ.
Mądrych się ludzi bynajmniej nie wstydzę;
Wiem na co orły? — na co ostrowidze? —

RAKUZ, posuwając czarę.
Pij Mość — — ja piję —
(Po chwili.)
Rzecz twoją o smoku
Który mię trapi, mów — byłżeby w oku?

WÓDZ.
Długa jest powieść o smoczej naturze!
Ten bywa w oczach, a inny w posturze —
A inny jeszcze w obu jest zarazem:
Na jednych przeto użyj trąby grzmotów;
Drugie: tnij mieczem, inne miecza płazem —
A inne śmiechem zbądź lekko —

RAKUZ.
Ten, gotów
Być z onych, które są i są obrazem —

WÓDZ.
Chłopy me, w jamę na wici lipowej
Rzucili jagnię, truciznami dziane —
Jęk najprzód, potem, wylegały sowy
I dziwolągi szły porozskrzydlane
Z czeluść podziemnych: a potem, a potem
Jako gdy burza zaniesie się grzmotem,
Ale nie może całym strzelić gromem —
Myślałem że się loch zapadnie z domem!

RAKUZ.
Dość jest! — za mało, będę ja sam na sam
Walczył — i w obec narodu pohasam —
Mość zaś, ze swoim pocztem niech zaczeka —
Doświadczonego miło gościć człeka.

WÓDZ.
Rzekę już siódmą od rodzinnych progów
Przeszedłem, błądząc przez cztery księżyce;
Draśnięty pierwej od miedzianych rogów
Dziwa, którego wciąż śnię, że uchwycę.
— Tego już moi dwakroć siecią brali,
Oszczepem nie raz dotarli w pogoni;
Uchodził zawsze! — a oni wracali,
A ja im miodu — i znowu do broni. —
— I spocząć nie dam przez młot Odynowy,
Dopoki rogów nie wyłamię z głowy —
Bo rękę w morzu unurzawszy słonem
Przysiągłem żonie — nie wrócić shańbionym —
(Pije.)

Żony? — Mość nie masz?
(Pije.)
Poznaj nasze panny,
Które są włosem trząsające złotym,
Po piaskach morskich jak żółte dziewanny —
Ciche i wielkie —
(Pije.)
Dużo mówić o tem! —
(Pije.)
W księżyca kiedyś patrząc sierp, jak w próżnę
Arfę, co złote wyśpiewała struny;
Dokończyć przyjdzie to życie podróżne,
Smętne, jak popiół i ciche jak runny —
(Łuny wielkie wbiegają przez okna na ścianę komnaty.)

RAKUZ, zasłaniając twarz ręką.
Stos ojca mego (do wodza) idź Mość zdrów —

WÓDZ, wychodząc.
— Niech będzie
Zwycięztwo z wami! —

RAKUZ, nieporuszony na ławie.
— — Pomnijcież nas —

WÓDZ, w progu.
Wszędzie! —

(Rakuz podparły ręką, nieporuszony zostaje przy stole.)

GRODNY, w progu.
Giermki po stajniach koniom obwołali
Że jeździec umarł i że stos się pali —

(Wychodzi.)
(Rakuz jak pierw nieporuszony i ręką podparty zostaje.)






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cyprian Kamil Norwid.