Strona:Poezye Cypriana Norwida.pdf/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

WÓDZ.
Długa jest powieść o smoczej naturze!
Ten bywa w oczach, a inny w posturze —
A inny jeszcze w obu jest zarazem:
Na jednych przeto użyj trąby grzmotów;
Drugie: tnij mieczem, inne miecza płazem —
A inne śmiechem zbądź lekko —

RAKUZ.
Ten, gotów
Być z onych, które są i są obrazem —

WÓDZ.
Chłopy me, w jamę na wici lipowej
Rzucili jagnię, truciznami dziane —
Jęk najprzód, potem, wylegały sowy
I dziwolągi szły porozskrzydlane
Z czeluść podziemnych: a potem, a potem
Jako gdy burza zaniesie się grzmotem,
Ale nie może całym strzelić gromem —
Myślałem że się loch zapadnie z domem!

RAKUZ.
Dość jest! — za mało, będę ja sam na sam
Walczył — i w obec narodu pohasam —
Mość zaś, ze swoim pocztem niech zaczeka —
Doświadczonego miło gościć człeka.

WÓDZ.
Rzekę już siódmą od rodzinnych progów
Przeszedłem, błądząc przez cztery księżyce;
Draśnięty pierwej od miedzianych rogów
Dziwa, którego wciąż śnię, że uchwycę.
— Tego już moi dwakroć siecią brali,
Oszczepem nie raz dotarli w pogoni;
Uchodził zawsze! — a oni wracali,
A ja im miodu — i znowu do broni. —
— I spocząć nie dam przez młot Odynowy,
Dopoki rogów nie wyłamię z głowy —
Bo rękę w morzu unurzawszy słonem
Przysiągłem żonie — nie wrócić shańbionym —
(Pije.)