Królestwo Polskie po roku 1815/Warszawa po roku 1815

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł Królestwo Polskie po roku 1815
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1912
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Warszawa po roku 1815.

Nawet starożytny Kraków nie był nigdy świadkiem tylu wypadków historycznych, tak szybko następujących po sobie, nie widział tylu zmian w tak krótkim czasie — jak Warszawa od koronacji Stanisława Poniatowskiego.
Wyliczmy tylko najważniejsze:
Koronacja Poniatowskiego — pierwsza koronacja w Warszawie.
Sejm z Reytanem i Ponińskim, potwierdzający pierwszy rozbiór kraju.
Trzeci maj i konstytucja.
W rok potem dzień żałobny: król przystąpił do Targowicy.
Obce wojska w Warszawie, wyjazd króla.
Rządy pruskie.
Wkroczenie wojsk francuskich, powitanie Napoleona.
I znowu własny książę w stolicy Księstwa Warszawskiego.
Żałobny powrót wojsk ze zwłokami ks. Józefa.
A teraz znowu inaczej:
Monarchowie na zjeździe w Wiedniu po upadku Napoleona uczynili Warszawę stolicą Królestwa Polskiego, które oddano zgodnie pod opiekę cesarza-króla, Aleksandra I.
Więc jest znowu stolicą i ma swego króla, — jakże tam w niej wygląda?
Dosyć gwaru i życia, jak na miasto tylu klęskami od pół wieku stratowane.
Wprawdzie ustanowiony przez cesarza-króla namiestnikiem czy zarządcą kraju pan Zajączek, jak prawdziwy zajączek, siedzi cichutko pod miedzą i słucha tylko, czy jemu nie grozi jakie niebezpieczeństwo, czy jego nie wypłoszy jaki hałas z wygodnej, ciepłej i miłej kotlinki.
Lecz czegóż żądać można od Zajączka? — Był wprawdzie w wojsku, został nawet generałem, ale dziś wszyscy widzą, że jest przedewszystkiem Zajączkiem, i wzruszają ramionami na tytuły. Daleko większe ma w kraju znaczenie wielki książę Konstanty, brat cesarza-króla, najwyższy wódz wojsk polskich. Widzą go codzień mieszkańcy Warszawy podczas przeglądu wojsk na Saskim placu. Widocznie lubi wojskowe ćwiczenia, bo jest niezmordowany w tych przeglądach, a wymaga sprawności bez zarzutu i zapalczywie karze za drobne nieraz uchybienie.
Jest popędliwy, więc karze surowo, nieraz niesprawiedliwie, chlubi się jednak sprawnością żołnierza, jest dumny z jego ruchów i zręczności, nigdy nie ma dość mustry i za hymn wojskowy przyjmuje pieśń, w rocznicę powstania królestwa napisaną. Na Placu Saskim płyną tony uroczyste:

Boże, coś Polskę przez tak liczne wieki
Otaczał blaskiem potęgi i chwały
I tarczą swojej zasłaniał opieki
Od nieszczęść, które przywalić ją miały,
Przed Twe ołtarze zanosim błaganie:
Naszego króla zachowaj nam panie!

Założył dla młodzieży Szkołę Podchorążych, zamiast dawnej Szkoły Rycerskiej, i chętnie tu się garną bracia i synowie walecznych legjonistów, gdyż jeszcze zdaje się każdemu, że orężem służyć ojczyźnie najlepiej.
I królewski zamek nie stoi pustkami, chociaż książę najczęściej mieszka w Belwederze, — tu staje cesarz, kiedy odwiedza Warszawę, — tu odbywają się sejmy.
Bo sejmy znowu są i obradują w obecności króla, radzą o potrzebach państwa, o prawach i podatkach, oświacie, handlu, przemyśle i wszystkiem. Tylko veta już niema. Każdy wypowiada jasno swoje zdanie, a to jest ważne, czego żąda większość.




W Towarzystwie Przyjaciół Nauk inne życie: tu uczeni, poeci czytają swe dzieła; tu młodzież czerpie wiedzę, tu znajduje pomoc, aby się kształcić wyżej: sędziwy Staszyc pomaga każdemu, w kim widzi chęć do pracy i zdolności; tutaj w zacisznej bibljotece spokój, i myśl ludzka odrywa się od gwaru miasta, szuka w przeszłości wielkich prawd i czynów, chce dla przyszłości nowe zdobyć prawdy; tu pracuje duch nieśmiertelny nad własnem udoskonaleniem.




A w zimie świecą okna, brzmi muzyka, bawi się znowu Warszawa. Zjeżdża zamożna szlachta do stolicy, kipi w niej gwar i życie, w salonach suknie francuskie, kontusze i mundury wojskowe, a w tańcu zapomina się o wszelkich troskach, i twarze promienieją, jak w najszczęśliwszych czasach.
Lecz nietylko taniec stanowi zabawę: wśród młodzieży widzimy siwe głowy, a gość najstarszy wszędzie — to Ursyn Niemcewicz, człowiek-Polska, jak o nim mówią, bo życie jego to historja kraju już przeszło od pół wieku. Jako poseł pracował na czteroletnim sejmie, walczył obok Kościuszki, po upadku kraju osiadł w Ameryce, lecz na pierwsze wezwanie wrócił, aby znów służyć ojczyźnie. Teraz starzec sędziwy osiadł w cichym Ursynowie, tuż pod Warszawą, i żyje jej życiem, otoczony powszechną miłością, szacunkiem; pragnie jeszcze zostawić po sobie pamiątkę i zaczął pisać Śpiewy historyczne. Da w nich obraz najpiękniejszych chwil przeszłości: niech jaśnieją jak gwiazdy przyszłym pokoleniom.
Dar poety kraj cały przyjmuje radośnie; dorabiają do nich muzykę, śpiewają o Piaście, Chrobrym, Łokietku, Żółkiewskim, Sobieskim, księciu Józefie, — śpiewa młodzież w salonach i po wiejskich dworkach, i mocniej biją serca na wspomnienie chwały, a obraz klęski łzy z oczu wyciska.




Niewszyscy jednak mówią to, co czują, otwarcie, głośno, — oto garstka ludzi w zamkniętym pokoju szepcze wyrazy, których echo nie pochwyci. A twarze ich poważne i surowe...
To niezadowoleni.
Z czego?
Z rządu, sejmu, pana Zajączka, mustry na Saskim placu, cenzury, aresztowań, ze wszystkiego.
I oni także radzą.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.