Kirgiz (Zieliński, 1901)/V

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gustaw Zieliński
Tytuł Kirgiz
Podtytuł Powieść
Pochodzenie Poezye Gustawa Zielińskiego Tom II
Wydawca Własność i wydanie rodziny
Data wyd. 1901
Druk S. Buszczyński
Miejsce wyd. Toruń
Źródło skany na Commons
Inne Cały tekst „Kirgiza“
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
V.

Dziwny... dziwny sen ja miałem!
Biju, młodszym cię widziałem...
I jam młodszy był.
A przed nami ulubiony
Stał Pegliwan, koń twój wrony,
Jak pomnisz gdy żył.

«Wsiądźcie — rzekł koń bez obawy,
Jeżdżę nocą czukać trawy
Aż w Edeński kraj.
Insze stepy, inne życie,
Insze światy zobaczycie,
Wsiądźcie» — wsiedlim dwaj.

«Lecim, lecim... końca nie ma...
Ziemia niknie przed oczyma,
Nowa... nowsza błoń.

W rączym pędzie lotnej jazdy
Gwiazd sięgamy, z gwiazd na gwiazdy
Sadzi dzielny koń.

«Ćmi się w oczach, gdy przez bezdnę,
I otchłanie nieprzejezdne
Jeden daje skok.
A zpod kopyt oderwane,
Lecą gwiazdy zdruzgotane
W głąb’ przepaści — w mrok.

«Stanął i rzekł: — «tu granica.
Patrzcie!... co za okolica?...
Co za cudny świat?...
Jaką trawą łąki słane!...
To kobierce z liści tkane
W różnowzory ład.

«Patrzcie!... w blaski jak mieniący,
Stu-promienny, niewiędnący...
Każdy kwiatek lśni.
A w dotknięciu, z listków jego
Jak z warkocza dziewiczego
Srebrna piosnka brzmi.[1]

«Patrzcie!... co ta błoń wypasa?...
Jakich koni stado hasa?
To nad cudy cud!...

Wy, z baranty sławni w świecie...
Tu sprobujcie, tu znajdziecie
Godny siebie trud.

«Lecz na dzieło kto się waży,
Bądź ostrożny — bo na straży
Czuwa księżyc sam.
Lada kwiatek zdradzić może,
Księżyc — rzuci złote łoże,
Wtenczas — biada wam!

«Tyś zsiadł, przypadł... i ukradkiem
By nie trącić trawką, kwiatkiem,
Pełzniesz... pełzniesz wciąż...
I przymykasz się do stada
Cicho — jak wilk gdy się skrada...
Ostrożnie — jak wąż.

«Jesteś w środku... arkan w dłoni,
Ciskasz... chwytasz tego z koni,
Co był wodzem stad;
Wsiadłeś... poczuł, kto nim włada..
Zarżał... ruszył... a gromada
Mknie za tobą w ślad.

«Ja nadbiegam na twym wronym;
Lecim pędem tak szalonym,
Jak sarny przez step.
Księżyc z jurty wyjrzał blado,
A niewidząc, gdzie jest stado,
Wbiegł na niebios sklep.


«Wbiegł... zaświecił... jak obręczą
Siedmio-barwną śmignął tęczą,
Lecz nie dosiągł nas;
A więc w pogoń naszym śladem...
Bo przez niebo poza stadem
Jasny został pas.

«Lecim... lecim... w tej podróży
Strach nam nieraz oczy mróży,
Czujem... zawrót, szał...
Gdy przez otchłań, przez szczeliny
Przepaścistej gwiazd krainy,
Umykamy w czwał.

«To, jak gdyby z gór spadzistych,
Po drożynach stromych, szklistych,
Suniem — tylko stuk
Po niebiosach się rozlega,
Gdy za nami stado zbiega
W dół — na mglisty smug.

«I jesteśmy w chmur przestrzeni...
Księżyc, siatką swych promieni
Już nas zlekka drasł.
Tyś mu obłok w oczy cisnął...
On krwią zaszedł, klątwą świsnął,
Padł... i we mgle zgasł.

«Stado nasze!... ziemia blizko...
I rodzinne koczowisko
Widać z wietrznych gór...

Wtem — mgła pęka... błyskawica
Jakby z zemstą za księżyca,
Grzmi za nami z chmur.

«Grzmi... lecz nagle kształt swój zmienia,
Niby dziecko... a wpół mgnienia
Zda się olbrzym rość...
Już nas chwyta... spojrzę w lice...
Biju!... znam tę błyskawicę!...
To młodzian — twój gość!...


∗                              ∗

Umilknął starzec — Bij się zadumiał...
On, ciemną piosnkę, jasno zrozumiał;
Bo z pieśni wątku, za jednym razem
Księga przeszłości, karta za kartą
Jego pamięci stała otwartą;
Każdy jej wyraz był mu obrazem.
Przywołał w myślach cały wiek młody,
Ów wiek, gdy dzika pali tęsknica,...
Jak rzucił biedną jurtę rodzica,
I uszedł w stepy szukać przygody.
Tam — aż do głodnych pustyń zagnany[2]
Nie o przygody szło mu miłośne,
Ale o imię szeroko-głośne;
O zdobycz stadnin, lub karawany.
Na wzmiankę o nim auły drżały...

Bo choć w rzemiośle baranty nowy,
Ale przebiegły, zręczny, zuchwały,
Zawsze szczęśliwe czynił obłowy.
Raz — samotrzeci, nocą prowadził
Ogromny tabun porwanych koni...
Wschodzący księżyc ucieczkę zdradził
I nie dał czasu zmylić pogoni,
Bo wnet za niemi, tym samym szlakiem,
Nadbiegł właściciel z swych sług orszakiem.
Wszczęła się bitwa; — krzyki i strzały
Uciekających zewsząd witały;
Bij się nie uląkł, lecz natarł męzko,
I bój nierówny skończył zwycięzko:
Sam wódz przeciwnik, legł z jego ręki...
Słudzy, śmierć pana skoro ujrzeli
Na wszystkie strony w stepy pierzchnęli.
Pozostał tylko chłopiec maleńki,
Który z zabitym rozstać się wzbraniał,
I trup ojcowski sobą zasłaniał.
Mimo łez, krzyków... Bij wziął chłopczynę
I sprzedał kupcom w obcą krainę.
Odtąd — zaniechał barant, rozboju...
By swoich zbiorów użyć w pokoju.


∗                              ∗

Wiele ubiegło czasu w milczeniu
Nim je Bij przerwał — «Starcze! daj radę
«Co ja mam począć w takiem zdarzeniu?»
Starzec zachmurzył swe lica śniade
I rzekł: — «O! Biju! w sercu młodziana

«Powinność, ojca krwią zapisana,
«Krwią tylko z serca może się zgładzić.
«Cóż chcesz?... cóż ja ci mogę poradzić?...
«Gościem jest twoim... gość... święte słowo!...
«We dnie i w nocy, nad jego głową
«Czuwać winieneś — wszak życzysz sobie,
«By kiedyś drzewo na twoim grobie,
«Życzliwą ręką dzieci sadzone,
«Nie schło, lecz ciągle rosło zielone.
Więc — nie wyzywaj napróżno burzy;
«Bądź baczny — wnet ci sam los usłuży...
«Widziałeś... bośmy wszyscy widzieli,
«Jak go urzekał wzrok twej Demeli,
«Dozwól — niechaj go czcza mara zwodzi;
«Nie mów, że pierwsi z kirgizkiej młodzi,
«Z dalekich stepów szlą do cię swaty
«Dając za córkę kałym[3] bogaty.
«Łudź go — niech ogniem żądzy goreje...
«Zapomni zemsty, karmiąc nadzieje...
«A kiedy jurty zwinąwszy nasze
«By zająć dolin żyzniejszych paszę,
«Odkoczujemy — na step rodzinny...
«Staraj się zręcznie za krąg gościnny
«Nierozważnego młodzieńca zwabić,
«A wtenczas... wtenczas... rzekł zcicha — zabić».







  1. Dziewczęta Kirgizkie przyczepiają w koniec warkocza na plecy spadającego, rozmaite ozdoby metalowe, mianowicie srebrne monety, które za najlżejszem poruszeniem głowy dźwięk wydają.
  2. Głodnym stepem, okoliczni mieszkańcy nazywają wielką pustynię Gobi.
  3. U Kirgizów, żony się kupuje. Rodzice panny, stosownie do jej wdzięków, większej lub mniejszej za nią żądają opłaty. Ta oplata czyli kałym, składa się z pewnej umówionej ilości koni, bydła i baranów, które pan młody rodzicom swej przyszłej, przed zawarciem małżeństwa dać musi.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gustaw Zieliński.